piątek, 13 lutego 2009

matka Charlesa Barkleya

W poniedziałek nabrałem poderzenia, że może jednak nagrywarka nagrywa cd tekst, tylko nie mam możliwości sprawdzenia, czy to działa. Przygotowałem mp3 z "Odessie". W pracy mieliśmy "aferę" z listem od tego tam Jukatana, co się obraził za wpis na blogu kevinowym — wpis został ocenzurowany przez Johny'ego — za decyzją chłopców postanowiliśmy spuścić na sprawę zasłonę milczenia, z akcentem na słowo spuścić (akcent mój). Wieczorem oglądałem najbardziej nudną połówkę meczu nba ever, Orlando z czasów Tracy'ego McGready i Washington już bez Jordana. Zdaje się, że Tracy popełnił w tym meczu jakiś rekord punktowy, ale przy takich ogórkach (naprawdę, niewiele nazwisk zagrzało miejsce w nba na stałe) to — jak mówią — matka Charlesa Barkleya rzuciłaby rekord życiowy.

W nba działy się jakieś hocki: najpierw Bryant rzucił ponad 60 pkt w MSG (pobił tym samym rekord Jordana — ale właśnie oglądałem tamten mecz Jordana przeciwko Ewingowi, Starksowi, Masonowi, Oakleyowi — więc wiadomo, matka Charlesa Barkleya....); potem LeBron miał prawie 3double w MSG, Boston przegrało i z Cavs i z Lakers, a Pistons przegrywają ze wszystkimi — Iverson out? Innym gorącym tematem jest ewentualny trasfer Amare z Phoenix; rzeczywiście piątka: Nash, O'Neal, Grant Hill, Amare, Jason Richardson — marzenie; ale mówią, że stary Szogun gra z większym zaangażowaniem niż Amare (który dodatkowo nie potrafi bronić); piszą też, że Szak gra lepiej niż w mistrzowskim sezonie w Miami.

Wtorek (10.02) próba — jesteśmy przećwiczeni. Nasi współlokatorzy nazywają się teraz Darvin (my na nich mówimy Marciny), mają nawet stronę internetową, sesję zdjęciową oraz nagrania demo — muszę zwrócić honor zespołowi Kevin Arnold — wcale nie gramy najgorszej starczej i wtórnej muzy.

środa — idziemy na Marillion — nie powiem, że mi się chce, ale mamy bilety dzięki uprzejmości Zmywaka — trzeba korzystać — ale zwierzę koncertowe się ze mnie zrobiło! Zaczyna się mecz Polska-Walia (1-0).

Brak komentarzy: