poniedziałek, 16 lutego 2009

IN THE NAME OF NAME

czwartek 12.02
nie wiem czy kogoś jeszcze interesuje reprezentacyjna piłka nożna oprócz zatrwardzialców
***
Steve Hogarth nie dość, że śpiewa, to jeszcze gra na gitarze, klawiszach i KOMPONUJE (tego dowiedziałem się z forum)
Koncert Marillionu? — ładne oświetlenie było
***
a tego dnia były jeszcze inne kapitalne mecze, trafiłem na końcówkę Argentyna-Francja oraz Hiszpania-Anglia
***
zostawiłem tel. w pracy, więc jedyny numer, który mógł mi pomóc z książki tel. Skarbie był do Doroty — koleżanki z pracy; ona jechała wozem z Johnym, a jego żona miała numer do Ani — żony Pawła z CF, i Ania miała numer do Wojtasa, z którym musiałem się umówić — udało się
***
przejazd też ok: 162 do Carefura, jeden przystanek 262 na Morenę, potem jechał akurat B i już byłem na miejscu — próba spokojna (choć zimno było w piwnicy), udana i kompletna, zagraliśmy w końcu całość, ustaliliśmy kolejność, brzmienie już mamy w miarę wypracowane
***
piątek 13
jakoś dziś pod koniec tygodnia niewyspany jestemwłaśnie posłuchałem HAWKWIND (bardziej "impresjonujące" niż AC/DC — też słuchałem ostatnio starych płyt), więc z marszu założyłem nowy zespół stonerowo-psychodeliczny o nazwie:
IN THE NAME OF NAME
muzyki jeszcze nie mam, ale mam stronę myspace
(
http://www.myspace.com/inthenameofname) i pomysły na teksty o szatanie i takich tam — nie wiem, czemu nikt jeszcze nie wymyślił takiej nazwy
***
miasto 1000 gitar - Czy spotkamy się kiedyś w Odessie? (2007)
umię, to puszczam

Brak komentarzy: