oprócz całej filmoteki (jeszcze w piątek film fantasy Uwe Bolla, który przejął pałeczkę najgorszego reżysera - "In the name of the king"), w piątek kupiliśmy zestaw pudełek, w sobotę rano zrobiłem Lidl i Orunię Dolną (lody sernikowe w ramach walentynki)
w ramach walentynki zwrotnej byliśmy na łyżwach — to chyba mój trzeci raz, pierwsze pół godziny statecznie, długimi posuwistymi ruchy, potem nauczyłem się posuwać gładko, nie odrywając stóp (łyżew) od lodu i nabierając prędkości pobieżyłem sobie całkiem przyjemnie wbrew szalejącym anty-społecznym osobnikom i panującemu tłokowi na lodowisku, tudzież ciżbie tłoczącej się przy bandach (czy tylko ja uważam, że stanie przy bandzie jest kretynizmem?)
idealnie pasował do 007 na uszach
dodatkowo zrobiłem kotlety mielone (pyszniutkie) i jeszcze pieczone skrzydełka kurczaka w ramach obiadu na resztę tygodnia; potem jeszcze pliki gitarowe dla johny'ego w tempie 120 i pracowita sobota się skończyła
niedziela — kompletne leżakowanie, ale chyba nam się należało?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz