piątek, 28 listopada 2008

satysfakcja gwarantowana!

25 listopada, wtorek
były tylko dwie godziny i walka między stopą a basem
moje podejrzenia okazały się słuszne — w pierwszym numerze z płyty "Attack and release" bas chyba robi tylko taką górką, bo dół jest zajęty klawiszem
powiedzmy, że ideję taką udało mi się spełnić (choć do realizacji życzeniowej bardzo daleko)
ale ale, słuchałem tego z kuchni i daje radę, więc to najważniejsze
myślałem, że przeliczyłem się z werblem — klasyczna obcinka na disco, potem stereo i w każdym kanale inny pogłos, na słuchawkach wydawało mi się to przesadzone, ale miksie ogólnym samego pogłosu nie słychać dramatycznie, no i z kuchni rytm jest czytelny
potem robiliśmy hiszpański bodaj i jakiś film w tv na dobranockę
26 listopada, środa
środy są generalnie ok, bo oprócz dwóch godzin na czysto, dostaję jeszcze czas na "you can dance", więc mogę rzeźbić do woli
ta środa była wyjątkowa!
w oczekiwaniu na finał sprawy u notariusza poszedłem na Orunię Dolną po lody sernikowe (zimowa aura w parku, nastrój, klimat okalany światłami lamp przy alejkach), potem powrót na górę po szampana

dokonało się! Skarbie jest właścicielką mieszkania!
wcześniej było z tym trochę nerwów, zadłużyliśmy się tu i tam (kto się zadłużył, ten się zadłużył, he he), ale napięcie powoli schodziło, więc nie było też spodziewanej euforii, jedynie uczucie ulgi i względnego spokoju
(mówię tu jakby o sumie wrażeń naszej dwójki)
(wiadomo, mamy sprytny plan spłat, ale trochę to musi potrwać, żeby było na czysto)
przez dwie godziny robiłem podstawowe z "the man", chyba zatrzymałem się dłużej na solówce slide i zrealizowałem ją z karty wewnętrznej, następnie przez chwilę praca domowa z hiszpana, powrót do pracy, i w konsekwencji zeszło mi na tyle, że ostatnie marakasy kończyłem przed 23:30, co niestety skutkowało niewyspaniem następnego dnia — w wydawało się, że w środę jest tyle czasu!
27 listopada, czwartek
niby człowiek stara się być spokojny, ale zawsze coś go pędzi, nawet jedzenie szybko mi przychodzi, a przydałaby się chwila refleksji, żeby nie tworzyć niepotrzebnego napięcia w okolicy żołądka

w robocie byłem raczej niewyspany, co było męczące, do tego dochodziła niepewność (mimo wszystko jakaś zawsze jest, co dodatkowo wzmaga pewien zakres stresu), czy numery wyjdą dobrze u Wojtasa: podwiózł mnie wozem, okazało się, że prawie wszystko jest git, raz klawisz do góry, raz klawisz dodać, Wojtas słuchał, po czym orzekał, że nie ruszałby poziomów

zeszłym razem poszło nam szybko z odsłuchami, tym razem jeszcze szybciej — to jest jednak satysfakcja!


aczkolwiek należy przyznać, że jestśmy odmieńcami i nie poprzestajemy na naturalnym brzmieniu "starego dobrego rocka", tylko lubimy sztuczne kombinacje "aby słuchane utwory były lepsiejsze i ciekawsze niż w rzeczywistości" — więc pewnie się nie znamy

potem wymieniliśmy się filmami pokroju "vampyros lesbos"; do snu było "wejście smoka" — film jest już tak vintage, że przestał się starzeć, więc ogląda się go z przyjemnością

mimo stosunkowo wczesnej pory zasypiania senność dała o sobie znać w piątek rano — wyraźnie czuć koniec tygodnia

ale niesie mnie poczucie dobrze spełnionego obowiązku — teraz już tylko drobne szlify i odsłuch na jamniku, w piwnicy i w samochodzie

Skarbie dzisiaj mówi tak: "ostatnio to jakby mi słoń zamieszkał, zjadłabym wszystko"

retroremanenty — Skarbie podsunęła mi co poniektóre obrazki!

Brak komentarzy: