wtorek, 18 listopada 2008

vreen złota rączka

piątek, 14 listopada
na hiszpańskim jakoś daliśmy radę, choć pojawił się inny problem, który może nam zatruć życie na długi czas (na razie sza!); chociaż z bajką nie mieliśmy szans (nooo, ale pisałem ją przez 30 minut, więc wysiłek niewspółmierny do produkcji dziewczyn)
w sobotę dokonałem heroicznych czynów (brawo! brawo!):
— rozmontowałem, zmontowałem, kupiłem i wymieniłem zamek w drzwiach (poczatkowo nie wiedziałem jak dobrać się do klamki, więc trenowałem na drzwiach od łazienki)
— kupiłem uszczelki do baterii umywalki i wymieniłem dwie (słownie: dwie!)
brawo! brawo!

(zawczasu dzowniłem do ojca, żeby w razie czego przyjechał na pomoc, a on akurat w Egipcie! to mnie zaskoczył)

potem zająłem się "super soul" — najbardziej mnie ubawiło, że szukając brzmienia werbla zbliżonego do rejestrów dyskotekowych niegdyś spędziłem kilka godzin, a okazało się, że w ustawieniach programowych mam bramkę (nie korektor, co nawet jest lepsze), która tak obcina wszelkie niepożądane odgłosy, że właściwie jest cacy — jestem zachwycony takim werblem (być może przyda się raz, a może nawet więcej); dzięki ostremu bramkowaniu właściwie
usunąłem wszelkie dodatki(należy dodać, że hi-hat był nagrywany osobno, bo obaj z wojtkiem nie potrafiliśmy jednocześnie grać wolnego rytmu + hi-hat z podniesieniem, hi hi hi)(więc osobno poszła stopa z werblem i kotłem, a osobno hi-hat + przejścia — jednak czyściej niż całość na raz, z
mikrofonu hi-hatowego nie przebijał werbel — komfortowo)
perkusja brzmi klarownie, prawie jak dobry amerykański home-recording, do tego dołożyłem korekcję instrumentów według klasycznych wzorów podawanych w pismach i brzmi to sympatycznie — żadnych szaleństw — właśnie miało sympatycznie brzmieć

teraz mentalnie szykuję się do "television" ze wstawką stoner, więc muszę dosłuchać Monster Magnet — gitary w panoramie i rzeźnicza solówka już są, teraz tylko to ładnie ułożyć, damy radę
w sobotę wieczorem seans telewizyjny (już dawno nic nie oglądałem w tv "na full") — "Van Helsing" (jednak rozczarowanie, przy "Mumii" bawiłem się lepiej — tam jest więcej humoru i przymróżeń oka), a potem końcówka "Ucieczki z Nowego Jorku", no, to tego filmu też czas już minął

niedziela, 16 listopada
samodzielne zakupy warzywne w lidlu, obiad zrobiłem w sobotę, więc było gotowe, Renia na basenie, w powtórce z rozrywki doszedłem już do finałów NBA 2008, więc niedługo pewnie skończę
oglądaliśmy "Hardocore" (1979) — "mroczny kryminał", całkiem przyzwoity obraz, co ciekawe, na mieście (i w domach) widać było odwołania do "Star Wars" — plakaty, bilboardy, kalendarze — wyraźny dokument kampani z tamtych lat; całkiem dobra ścieżka dźwiękowa (numery, z których na pewno uczył się Lenny Kravitz) oraz dźwięki klawiszy, które zapewne oddawały niepokojący nastrój innej, złej strony miasta
(kobiet z potężnym biustem nie było, raczej same rodzynki)
z niezwykłych rzeczy był jeszcze koncert the Doors ze studia telewizyjnego w Danii, krótko i bez publiczności, ruch sceniczny żaden, ale muzyka kołysała aż miło
Wojtas mówi, że jakaś jego znajoma chodzi z nami na hiszpański; podobno nasze wino wyparło wódeczkę se stołu,
noooo
z kolei Pani z drukarni przekazała mi pozdrowienia od swojej koleżanki Aurelii, z którą chodziłem do podstawówki
— "świat to za mało", hi
śmieszna sytuacja dzisiaj rano (zimno, zima idzie): zbiegamy lekko z górki, kiedy wyskakuje ten pies co zawsze na wszystkich szczeka i ogólnie ma właścicielkę kretynkę, ale skorośmy biegli, tak się chłopak przestraszył, że uciekał z podkulonym ogonem i tylko się odszczekiwał z daleka, he
to co? w ramach relaksu Ushi Digard (foto) oraz Candy Samples (do poszukania we własnym zakresie)

Brak komentarzy: