poniedziałek, 8 października 2012

Odcinek z koniem




4 października, czwartek

Na forum aż huczy

My drogi i Miłościwie Nam Panująca rozważaliśmy zagadki z przypomnienia.

Takie rozstrzelenie newsów nastąpiło i kompletny bałagan. A bo to wynika z tego, że wszystko zdążyłem opowiedzieć, zanim opisać. Takie czasy. I się wszystko pomieszało. Ale co tam, Ty już wiesz, Ty się domyślasz, a reszta jakoś przeboleje.
A zatem w pracy szkoła, w szkole praca.
I to nic, że może nie przyjęli. Będzie dobrze.
Jeździliśmy po ulicach. Wirtualnie. A potem wróciłem do domu i niemal wszystko odtworzyłem za pamięci. Sztuczki sztuczki. Ciekawe jest to, że większość tych tras, po jakich się jeździ znam na pamięć. Ale nie z samochodu, lecz roweru, lub pieszo. I co gorsza — tam nigdy nie było żadnych znaków!

==============================

5 października, piątek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca rozminęliśmy się wizytowo.

Jeździliśmy z Januszem, a ten koń tam biegał. Potem przyszedł, oparł swój wielki koński łeb o ramię i powiedział, że się już nie gniewa i że można go odebrać następnego dnia.
I mówisz, że poranek był ładny.
I byłem powerfullforces i coś tam jeszcze speed, w ogóle obudziłem się (dwukrotnie), za drugim razem o właściwej porze (a nie o 6:23 baranie), dojechałem na 10:28, czyli prawie cacy. A potem załatwiłem wszystkie pożary i inne sprawy.
Na koszu zaś było nudno (2/2 i 3/2), choć zaliczyłem 13/34, jakieś zbiórki i wiele asyst, ale emocji nie było i mówiąc otwarcie nie przemęczałem się, co oznacza, że za chwilę zapomniałem, że byłem na koszu, a już na pewno nie pamiętało o tym moje ciało następnego dnia.
Szefowa imprezowała w Pruszczu, więc chata wolna.
Późno w domu, ale za to uczciwie popracowałem. I trafnie. Popcorn. Solony. I dokładnie to odczułem następnego poranka.


Brak komentarzy: