poniedziałek, 1 października 2012

Odcinek poranny



27 września, czwartek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca wstaliśmy wcześnie i poszliśmy późno.

Wstaliśmy o 6:30. Ho ho. A skoro jazda samochodem o tej porze trwa bardzo krótko, więc zrobiłem sobie dłuższy spacer. Poranno-jesienny.

W pracy praca. Dostałem nową książkę. Już czuję ekscytację. Będzie frajda.

Łatwo poszło. Trochę ciemno zrobiło się na świecie (bo przecież nie na mieście, tu nie ma miasta). Coś tam spadło. Zasadniczo temp. już nie podskoczą: 9 rano, 16 po południu. Słońce bywa, ale takie bladawe. Kormorana dzisiaj nie było.

No i w szkole nie tak zabawnie jak za pierwszym razem. Był Krzysio, alkohol i lekarz, prócz tego zagadki na testach i dużo czekania. Za dużo. W końcu jak się zebrałem, to stwierdziłem, że jest tak późno, że już nigdzie indziej, jak na chatę, nie jadę. Posłuchałem, i Where is Jerry ma nawet fajnych kilka piosenek. Zespół mógłby takie nawet w studio jakimś nagrać czy co.
Jeszcze nie dojechałem, a już spaaać. Truskawkowe zlanie nr 1. Będziem robić etapami. Strasznie kwaśne. Trzeba będzie dosłodzić. Taki byłem sprytny, że nie mam u siebie swojego własnego logo. No to dodałem inne, a ponieważ i tak już było bardzo późno (spaaać), udałem się.

A ten Daniele Patucchi (Violent, Dramatic Pieces & Suspense) to w całości wypada znakomicie i mrozi krew w żyle. Lewej.


Brak komentarzy: