środa, 31 października 2012

Odcinek z kiczowatym misiem


27 października, sobota 

A tak byłem (byliśmy, ale ja mam więcej szczęścia) w tym roku (fot. Andrzej Zając)

My drogi i Miłościwie Nam Panująca spędziliśmy przeuroczą sobotę, której z racji mej ignorancji nie zdążyłem opisać przytłoczony drobiazgami, które może nie wydają się tak pilne, ale jednak. Postarajmy się zatem zachować w pamięci te wyszczególnione punkty, bo warto:

1. długi sen
2. album
3. jajecznica
4. wymiana samochodowa
5. kotlety schabowe
6. wreszcie w domu
7. cutofnie
Kino dzień drugi. Frytki.

Teenage Zombies (1959)

Horrors of Spider Island (1960)

Dracula vs. Frankenstein (1971)


wtorek, 30 października 2012

Odcinek z najgorszymi filmami świata, cz. I


26 października, piątek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca zaczęliśmy ryzykowny przebojowy weekend. Ofiar nie było. No może Drakula.

A tak byłem w zeszłym roku (fot. Andrzej Zając)

Pojawił się dzisiaj stopień pierwszy. Jak wyszedłem do piekarni natychmiast mnie otrzeźwiło. W trymiga. Po wczorajszym opadzie spodziewałem się użyć płaszcza i parasola (to co wymyśliłaś mi wczoraj), a tymczasem pogoda postawiła na zimno, więc zmiana koncepcji. Jest czyste niebo, świeci ostre słońce, pogoda jak kryształ, w formacie mkv.

Inspiracjami i słowem "Trzech wiedźm" Pratchetta można by obdarzyć połowę współczesnych filmów i pewnie sporo książek.

A ogórek małosolny własny — już drugi w tej kadencji — znakomicie ubarwia poranne świeże śniadanie. Uwaga: wsypywać 1,5 łyżki soli.

Kino dzień pierwszy. Głęboką analizę zapodam nam później. O ile w ogóle. Bo przecież. Kebab. Ryjówki. Senność. (bo ja zasnąłem, na ryjówkach!). Nocowanie.

Santo En Atacan Las Brujas (1968) (to zdjęcie bardziej)

The Beast of Yucca Flats (1961)

The Killer Shrews (1959)


poniedziałek, 29 października 2012

007. Odcinek ze szpiegiem. Przemysłowym



25 października, czwartek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca prawie nic nie robiliśmy.

Szkolenia. Radyjko. Zajęty byłem. Na tyle, że zwracałem uwagi na radyjko, bo zajęty byłem. A byłem na tyle zajęty, że...
Dzień pełen afer. Ona mówi: "Kaziu, a pamiętasz...", a potem nastroje i przewijki, atmosfera gęstnieje w powietrzu. Śledzą nas. Okazało się, że to przez tę surówkę z rzepy. Jej aromat zainfekował kuchnię, korytarz i pomieszczenie z włoskimi meblami. I jeszcze ten docent. Gapił się.

Szczęśliwie podążam, wymieniając po drodze bardzo ważne informacje. Szpiegowskie. ĆĆĆĆśśśśś. Żeby nikt się nie dowiedział. Tajemnic służbowych się nie sprzedaje. Nic ważniejszego ponad lojalność. "Z jazdą samochodem jak z seksem — przyjemność dopiero po paru latach".

Zatem podążam.
Podążam.
Podążam.
Co dalej?
Ach, zmiana planów -> zmiana trasy.
Dobrze trafiłem, klatka C, nr 10. Dobrze trafiłem z autobusem. Potem zasiadam, robimy na białe (ja to się jednak znam na tym programie graficznym), eksportujemy. I jak napisał Wojt, i jak to już się zbliża, to jednak ekscytacja jest. Już niedługo efekt finalny, materialny. Jednak jest różnica w szybkości komputera. Kolosalna. Tyle że na moim już zostało niewiele miejsca, nie da rady. Sprawiłem się pilnie. I sprawnie. Idę przez las w podskokach. Tak z radości.

Ścierwnisty kotlet rybny. Och, że ten chleb wyjadłem! Bez chleba przecież nie można się najeść na kolację. Pliki tu pliki tam, kto dziś indeks zrobi nam. I drobiazgi, cudowności, picassa, nic mi więcej nie potrzeba było dzisiaj. A któż to tak się wstrzelił z telefonem o tej porze? No ja to przynajmniej zdążyłem :D
Prócz tego oniemiałem, jak zaczarowany. Mniam. Pyszności. Pytanie do poduszki.

http://www.soundtracks.pl/reviews.php?op=show&ID=1046

ps. zacytuję sam siebie:
osobiście się przyznam, że dla mnie soundtrack skyfola składa się w dużej mierze ze starych klisz, momentów wzmacniających akcję/klimat (w zależności), z typowym do bólu wykorzystaniem instrumentarium (elektronika), kilkukrotnym (wręcz natrętnym) zaznaczeniem nawiązań do klasycznych bondowskich motywów
wszystko jest wyprasowane na ostatni kancik
= nic odkrywczego, raczej pełna służba konwencji
ale to w końcu bond
więc jak miało by być inaczej
i tak tego słucham :P


piątek, 26 października 2012

Odcinek z World Saxophone Quartet Experience



fot. gwoździka — Szefowa

24 października, środa

My drogi i Miłościwie Nam Panująca zażywaliśmy jazzu. I spaceru. Jesień.

Zabawne (a może nie), że szedłem szybciej niż autobus. Okazało się, że Tomjon mówi! I gorące łzy spływające po policzku. Zestaw trailerów. Właściwie każdy może sobie zrobić czasopismo w internecie. Tylko trzeba by było mieć coś do umieszczania. A tak, z niczego.

A. =====

Miłe zaskoczenie — w trialu, podczas spokojnego wyjaśniania postępowania krok po kroku, w tle słychać trele ptaków. Jak mniemam — zagranicznych.
Zasadniczo to był przyjemny kawałek =====. Nawet nauczyłem się jednej sztuczki.
A potem zamknęli internet. Szefowa mówi, że kończą się zasoby energii i w ogóle nie będzie internetu. To co my wtedy będziemy robić?
A numery/fragmenty z wczoraj, któreśmy wymyślili — znakomite. Będą się nadawać na płytę studyjną Where is Jerry.
Proste, jesz -> umieszczasz — po co to komplikować.

B. do domu

Jak akurat wsiadłem w tramwaj, który — jak sama nazwa wskazuje
jedzie dłużej, to na ulicy nie było korków i byłbym mógł być wcześniej. Ale nie podkusiło. Do tego cytat o korzystnym wyglądzie. Pasujący do podrasowanego zdjęcia wyskubana plamista mięta nigdy nie wyglądała tak apetycznie. "Co tym razem będzie pięknego?". Goździki.

C. dom

Wreszcie. Jesteś! I chwila wytchnienia. Do tego potrawka, yataman (i inne gatunki tamanów), winyle (ach, 180 g), i
tak jak przez dzionek cały nigdzie nie chce mi się wychodzić.


fot. Dominik Staniszewski

D. zatem wychodzimy

http://rozrywka.trojmiasto.pl/Festiwal-Jazz-Jantar-All-That-Jazz-imp315617.html

Tylko dlatego, że bilety kupione zawczasu w sierpniowej promocji. Czyli jednak planowanie zdaje egzamin. World Saxophone Quartet Experience. Tylko dlatego, że sekcja rytmiczna i Hendrix. "... bo jazzu nie lubię" — jak mówi cytat piosenki. Więc gdyby zostawić tylko te fragmenty, kiedy wszyscy graja jak prawdziwy zespół, a numery (i melodie) są identyfikowalne — byłoby extra. A tak było, hehe, oryginalnie. Co robiło wrażenie? Wiek, staż, zdolności, sztuczki, poczucie humoru. Chyba nie jestem pewien, czy właśnie tym ostatnim mnie nie ujęli. Mieć takiego dziadka.

E. wracamy

Fresh. "Pani weźmie wiśniowe". Liście. Jesień. Wilgoć. A Ty nie byłaś rozczochrana. A właśnie ten wizerunek już zapadł mi. Surówka z białej rzepy. (czarnej rzepy?). Po niej nieźle jedzie z gęby. I wszystko ładnie wyliczyłaś, a ja wszystko ładnie rano spakowałem i nie zapomniałem.


czwartek, 25 października 2012

Odcinek z kombinacją alpejską




23 października, wtorek

Praca, praca. Jakby powiedział Śmierć: PRACA, PRACA.
Miałem się rozmówić z ============, ale nie było okazji, zająłem się sprawkami, radyjko grało obok cały czas ("==========================================================?"), odsłuchałem 3 x Thomasa Newmana i jego skyfola i zacząłem 50 piosenek na 50-lecie.

Potem fragmenty przechodzeniowe. Orunia Górna. Chełm. Trafiony zatopiony. Płyta matka. Gdańsk Główny. Niedźwiednik. Szybka wymiana przystankowa: ty mi pędrak, ja ci płyta matka. Wrzeszcz. I już jestem. Jakie to proste.

Omówienie okładki. Omówienie Karola. Omówienie planów. Omówienie omówień. Omówienie nagrywki. Omówienie teledysków/obrazków. Granie. I to jakie. Jak już zagramy, to od razu tworzymy. Tacy jesteśmy. Noo, te dwa fragm. bardzo.

Jedziemy mały brzdącem Johnego. Fajnie/śmiesznie. Morena. Gdańsk Główny. Stogi. Dużo bogatego towaru. Wymiana w tę i we w tę. Zasiadam. Okazało się, że zapisało formatkę w 72 dpi. Bzdura. Zatem 300, i jeszcze te cholerne spady. I trza było napisy poprzesuwać. No powiedzmy. I już na samiusieńki koniec autokontrast na ostatnie foto, które mi przysłałaś, co bym miał co wrzucać. Jednym okiem. Późno.

A Ty wyliczyłaś te wszystkie rzeczy dzisiejsze. Takie sprawy.

Femme Fatal — From The Abundance Of The Heart, The Mouth Speaks (EP) (2004) — nieeezłe.


środa, 24 października 2012

Odcinek z poniedziałkiem i Ibsenem



22 października, poniedziałek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca reasumowaliśmy wydarzenia minionego weekendu. Albo nawet nie.

"Ibsen, yy".
 
Praca wyglądała oryginalnie, bo nie można się było połączyć. Ech, nowowczesność. A potem jazda na jazdę.
 
Poszedłem, trafiłem. Piotr jadł, ja zaczekałem. Pojechaliśmy. Niedaleko, na parking pod blokiem. Ciasno, ale własno. Piotr tylko ze spokojem obserwował czy już ładuję się w śmietnik, czy inny samochód. Krzaki mogą być. No i za gwoździa nie kumam, w którą stronę kręcić przy jeździe i zakręcaniu tyłem. To wyższa technika.

Kabaret Dudek razy 3. A ja to kiedyś, brzdącem będąc, byłem na nich w teatrze. I nawet wtedy jeszcze żyli wszyscy.

Rezerwowaliśmy bilety na tanie czwartki, ale nie poszło. A Zoppoty są za Karola, więc też nie bardzo. Zaczekamy na przyszły kwartał. Pytanie do poduszki. Szczęśliwy powrót.

Lucy Maud Montgomery, Błękitny zamek


wtorek, 23 października 2012

Odcinek z pierwocinami


Wrrrr..., wrrrr... (mówi ciasto psami)


21 października, niedziela

My drogi i Miłościwie Nam Panująca spędzaliśmy niedzielę całkiem intensywnie. Dwa wyjścia z domu — no kto to widział!

Natomiast. Nie mieliśmy na śniadanie jajek! Niemniej i tak było nieźle. Więc pogoda, więc bez kawy, więc Oliwa, więc parkowanie, więc park przejściowo, więc Pałac Opatów, więc Chagall (głównie), więc Malczewski, więc bociany i żółte kwiaty (ale to Ty przecież chciałaś oglądać to z odległości kuchni), więc nazwiska, więc parę jeszcze obrazów, więc współczesne malarstwo polskie. Trochę jakby wtórne, ale kombinacje kolorów, kresek i kropek w końcu uzasadniły tę wizytę.

http://kultura.trojmiasto.pl/Braque-Kandinsky-Chagall-Pokaz-daru-artystow-francuskich-imp308226.html

Pić! Trasa jednak nietrafiona była, więc trafiliśmy od razu do domu na obiad. Kawa i wyjście nr dwa. Parking przy makro znakomity. Więc jak już się człowiek zgrzał, to mógł zdjąć tę kurteczkę. I wtedy zapalanie i gaśnięcie. Kangurów właściwie nie było. Kangury robiłem w poniedziałek. Zakręty, bieg 1 i 2, a nawet 3 i raz 4, w najmniej odpowiednim momencie, kiedy okazało się, że kuropatwy, śmietnik, a on nie chce hamować (jak to, przecież zredukowałem bieg?!). Uff.

Za to mgła i okoliczności przyrody znakomicie + wizerunek gwiazdy śmierci, albo bardziej statku kosmicznego. Pierwsza godzina za kółkiem za mną. Nie wiem, czy mi się to podoba, strachu nie ma, po prostu się człowiek nauczy i już. I będzie fajnie. Do tego satysfakcja z równego utrzymywania 10 tys. obrotów i prędkości 15 km/h. Acha, dwa razy ukradkiem spojrzałem w boczne lusterka. I nawet widziałem linie!

Zatem znakomicie. Węgorz! (= dobry tłuszcz i pyszny tłuszcz). Już miałem sięgać pamięcią, kiedy — golarko-węgorzarka, sałatka niepowtarzalna, i wino, racja, wino za 10 zeta, bo tanie. Pan serial, i to już nawet okazało się, że koniec sezonu, a tak taki szał, więc potem również szał i szybkie, a udane, przygotowanie do snu, bo przecież wszyscy nazajutrz wcześnie wstają.

— wiesz jaki jesteś?
— wiem, wysoki
(czarodziej jakiś czy co?)

I dziękuję Ci Moja Droga za pierwsze lekcje! No przecież.

Tucker and Dale vs Evil (2010)


poniedziałek, 22 października 2012

Chłopcy z zapałkami



18 października, czwartek

Odcinek z zakalcem

My drogi i Miłościwie Nam Panująca widzieliśmy się krótko, acz znacząco.

— nagrywanie gitar z Przemasem
— ciasto jabłkowe
— lody gruszkowo-migdałowe


19 października, piątek

Odcinek z chemią

My drogi i Miłościwie Nam Panująca mieliśmy nocny maraton filmowy co tydzień, to chyba niezdrowo.

psz = przewód słuchowy zewnętrzny
co = ciało obce
50 tysięcy odsłonek ja, drugie tyle grzybiarze
= rekordzik
 

20 października, sobota

My drogi i Miłościwie Nam Panująca cieszyliśmy się okolicznościami jesieni.

A bo jeszcze wracając do piątku, to chwilę (no nie chwilę, ale zaraz) (ach, park) (Lao Che) po pracy udaliśmy się do Delfina występnie:

http://bubblepie.bandcamp.com/album/bathroom-stories

I było więcej niż przyzwoicie (brzmienie i moc) (czyli znowu koncertowo lepiej) (dobrze się patrzało) (acha, wiele przyzwoitych recenzji, a miejsca siedzące jeszcze były), aczkolwiek po wstępnym zachwycie oderwałem się od rzeczywistości i uczestniczyłem cieleśnie. Do tego rozpoczął się weekend z nietrafianiem płynów do otworu gębowego. Krzyżówka. Kaź.

Znowu poranne wstawanie (kiedy się wyśpisz twarzowy wraku?), benzyna,
rozpuszczalnik, gaśnice proszkowe i jedziemy ekonomicznie z Wojtem.

Co planują chłopcy, którzy z karnistrem i gaśnicami idą do lasu?

Miejsce klasyczne, pogoda niemal jak w lato (dziewiętnaście stopni Celsjusza), słowem —  nie mogliśmy lepiej trafić. Muszę przyznać, że jak dostałem kamerę do ręki, to się zająłem tym — czyli jednak ujmujące to było. Jestem zachwycony 12-krotnym zoomem oraz jakością podglądu. Oczywiście nie twierdzę, że wyjdzie nam coś więcej niż k... film przyrodniczy (Wojt). Ale miejsce i światło trafiło nam się ładne.

Byłem oczarowany. Niemal tak samo, jak wtedy kiedy po raz pierwszy ujrzałem to miejsce. I potem ujęcia takie, śmakie, przejdź tu, pójdź tam, więcej drzew i światła niż sylwetki, no jestem ciekaw, co się z tego wytnie. Ale raz zadziałałem, mówiąc że kręcenie ujęcia w tym miejscu nic nie da, gdyż jest brzydkie i straci efekt, więc warto jednak wrócić do lasu. Reżyser i scenarzysta w jednym k...

Czego nie mają chłopcy, jak idą do lasu z karnistrem i gaśnicami?
Zapałek.

Pobawiliśmy się jak trzeba, wróciliśmy ekonomicznie, zmarnowaliśmy czas na nieprawidłowym przygotowaniu formatki, do tego odbierałem telefony, a odebrać mam płytę matkę. Wracam, a tu Niespodziewanka. Proszę.

Zatem spacer z déjà vu, ścieżka edukacyjna ponownie zrobiła nas w konia, obiad ryżowy. Ale to już późno było. Tzw. klasyka — zapiekanka z ryżu z jabłkami, cukrem i cynamonem. Prawie nieźle. Znowu zmitrężyłem trochę czasu (że obowiązeczki), 1000 mil i na kolację klasyka z klasyką plus klasyka.

Star Wars: A New Hope (1977)
Star Wars: The Empire Strikes Back (1980)
Pop Corn (2012)

Ach.


piątek, 19 października 2012

Odcinek sooou romantic



15 października, poniedziałek

Odcinek po obłędnym weekendzie
 

My drogi i Miłościwie Nam Panująca, jakbym nieswój i zmęczony się poczuwał czasem, zachwycony jestem minionym weekendem. Właśnie dlatego, że w całości, na gorsze i na takie bardzo dobre.

"ten tekst był taki słaby, że ledwo stał na nogach"

— ciasto migdałowe — pyszne (krwawicą okupione)
— próba Wojtowa z nagrywaniem




16 października, wtorek

I ani słowa o śliwkach

My drogi i Miłościwie Nam Panująca raczyliśmy się fenomenalnościami.

— teścik wewn.
— dokańczanie okładki (logosy itp.)
— deszcz i w końcu parasol się przydał




17 października, środa

Odcinek z nogą i świeżym Lindą

My drogi i Miłościwie Nam Panująca, nieszczególnie uparcie, acz pogodnie, odganialiśmy duchy bezsensu.

— Jasminum (2006) ("dlatego on jeszcze taki świeży") (!!!) (widzę, że ktoś się nieźle wyznaje)
Polska-Anglia 1-1 (wcześniej afera ze stadionem narodowym, deszczem i dachem)
Tomek przełożony
pliki głośniej zrobione/wysłane
próba ładnie obrobiona/wysłana
niewygodnie gabarytowe naczynia
noga/noga/zabawa/czad


czwartek, 18 października 2012

Odcinek z rpg dziecka



13 października, sobota

My drogi i Miłościwie Nam Panująca byliśmy na koncercie Afro Kolektywu, a wieczór) i dzień cały) spędziliśmy baaardzo przyjemnie.

http://www.sfinks700.com/imprezy/302

To znaczy tak, ja dymałem z pytaniami, w międzyczasie było spaghetti, którego to zdjęcia nie mamy, ale było dobre. znakomicie przyprawione i starczyło nam na dłuższy czas. No i mieliśmy beforek. I sęk w tym, że uciekły mi szczegóły, a i bez nich pozostało mi wrażenie pogodnej soboty. Na przykład kupiliśmy mielone. Na przykład do obiadu piliśmy czerwone wino. Potem trzeba było wychodzić on time.

I jakkolwiek zasmucony jestem frekwencją koncertową zespołu, którego "singiel dotarł aż 4. miejsca Listy Przebojów Trójki" (bo to oznacza..., wiadomo co to oznacza), to cała reszta bardzo mile mnie rozczarowała. Muzycznie 3 razy lepiej niż na płycie (= bo może ona dobrze jest nagrana, ale nie oddaje energii i kołyszącego potencjału muzyki) (małe kolumienki? RHCP skacze również telefonu komórkowego). Bo ja w ogóle nie rozumiałem co oni do mnie grają, a teraz to ja czuję, że i funk i disco i Jamiroquai (a to już jest duży komplement) i popu ciut, i sekcja bez zarzutu, i bas bije po klacie, a gitarzysta rasowo umie grać. Do tego perkusjonalia.
 
To też było ważne, ale nie tylko. Bo oprócz koncertu spotkanie, i rpg dziecka, i odwożenie, i piwo, i koncert cały. Nie do ujęcia takie, ale ładnie było. I miło.



14 października, niedziela

Odcinek z łososiem

My drogi i Miłościwie Nam Panująca zaczęliśmy od przedziwnego śniadania (chomik), a zakończyliśmy na przefajnym w.

Bo to było tak, że to było przed 9 i pojechałem na szkolenie z pierwszej pomocy przedmedycznej. Więc Kowale witają, ponury poranek, kawa i ciastka i kanapka i szczęśliwie jakoś zeszło do 14.
 
Szefowa po mnie zajechali i spędziliśmy upojne godziny za zakupach, bardzo owocnych, tak przy okazji, ale całość już do tego momentu mnie wyczerpała energetycznie. Wracaliśmy do domu, a ja już na oparach. Kanapka mało pomogła, rozpakowywanie bogactw też nie za bardzo. Martwica twarzy taka. I sprawdzanie (choć urocze) nie pomagało.
 
Więc się położyłem. Potem lekko w garść, potem te teściątka (nieprzygotowanyyy!), potem krzyżówka, no i niestety, krzyżówka mnie też rozwaliła. Może nie tyle krzyżówka, ile Szefowa. I może nie tyle niestety, a stety. Jak mówi cytata: "z Tobą przegrać, to jak wygrać". I na tym poprzestaniemy.


środa, 17 października 2012

Odcinek z niespodziewaną przyjemnością (i batonami)



12 października, piątek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca niespodziewanie (na lekkim ryzyku), ale jednak przyjemnością (nie mówię o sobie) spędziliśmy noc w kinie.

Ale przedtem praca w pracy. No baaardzo ważne rzeczy. Tak ważne, że przez okoliczność tego, że ktoś się nie postarał, to ja musiałem dłużej i dzięki temu przepadł mi kosz. W sumie powinienem zastosować odpowiedzialność zbiorową. Jedyne co, że jak już przyjąłem do wiadomości, że z szaleństw nici, to wiedziałem, że mamy WIECZÓR, ponadto lekko pracowałem nad chill-outem, no bo po co robić sobie przykrości.

http://enemef.pl/archiwum_ENEMEFow.php?archiwum&idR=953

A więc przedwieczorny wieczorny relaks (czy ja dymałem z testami?), (kurcze, co myśmy spożywali?), zatem na pewno kawa, ciastko, zrobiliśmy kanapki, herbatę w termosie (termos! przecież my mamy termos), batony (kiedy wychodzi się z domu bez batonów, to jest zupełnie ok i bez strachu; kiedy zabiera się batony, to już poważka = wysiłek i niebezpieczeństwo, stąd bierze się przysłowie: "idziemy na spacer, ale bez batonów!").

Raz: spodziewałem się, że wytrzymamy dwa (zwłaszcza, że trzeci był nie dalej jak w zeszłym tygodniu), ale wytrzymaliśmy całość, choć miałem pół kryzysu.
Dwa: dupa nie bolała (Ciebie kręgosłup tak).
Trzy: perfekcyjnie sobie zaplanowaliśmy ilość jedzenia i picia.
Tyrztery: fajnie w kinie — to mój debiut. = duży obraz, dźwięk, jakiego nie zastąpi żadne kino domowe. Nawet w przypadku starych odcinków. Ale bluerayowanych, więc jakość bardzo zadowalająca. I to nawet tak, że "Casino Royale", które na kompie jest kryształowe, w kinie nie ma extra jakości.
Pięć: z każdym odcinkiem większy hałas, na ostatnim filmie już nie dało się rozmawiać, do tego komentarze "reżyserskie", niezła gradacja sensacji, dobry wybór odcinków, przygoda jak się patrzy.
Sześć: nad ranem byłem nieco nieprzytomny, ale całe spanie się udało jak trza.
Siedem: fajnie.


"Przemijanie", Breakout, 70a, 1970 — owszem, śmierdzi Cream na kilometr. Ale ma swój drive. Mocny. Zresztą cała płyta nie do wywalenia. Lepsza niż efekciarski debiut. Mroczny mrok. (patrz: "Piękno").


wtorek, 16 października 2012

Odcinek z podjarką



11 października, czwartek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca zalogowaliśmy się (w końcu) na sobotę.

Poranek z piekarnią i struclą. Zaczęło się nam rano robić zimno psze państwa. I przydałyby się rękawiczki.
Jak nam się skończył jeden szał, to zaczynamy następny. Jak to w pracy. Programy to w ogóle moja ulubiona rzecz, tyle że zdaje się, że z racji stanowiska dawno z nich wyrosłem. No ale co zrobić.
Ach no tak. Była afera za aferą. I przez pierwsze 3 godziny nie mogłem się doczekać, by Ci o tym powiedzieć. Więc jak już, to od razu rezerwacja, co tam, od razu kupno biletów. Ależ fajnie!
Drugie fajnie wiązało się z podobnym, aczkolwiek już niegdyś przeżywanym wydarzeniem. (potem potem). To co prawda za dwa tygodnie, ale pełen weekendowy zestaw, więc już nas tam widzę oczami wyobraźni i się cieszę, bo mnie takie głupie rzeczy cieszą.
To były dwa, a trzecie było klasycznym wyrazem hasła "=========================". Rozchodziło się o zmienne godziny ===============================, =============================================================================== bo ================== matki z dziećmi. No nie to nie, =====================. W końcu i tak jestem w trójce klasowej. Przecież ================. I tak dalej, i tak dalej. Lecę.
***
Po wagarach przyszedł dzień szkoły, braków niewiele, po czym okazało się, że ostatnie zajęcia są przełożone z czwartku na niedzielę, w związku z czym przedostatnie zajęcia wtorkowe są ostatnie i nastąpi egzamin wewnętrzny. O ciemna śrubka.
A ja oczywiście w lesie. Noo, to zajęcia będą w weekend.
A my ponownie — tym razem z sukcesem — wizytowaliśmy Sopot. (w samą porę mi się przypomniało).
***
A pieczone jabłko pysznie rozgrzewa po chłodnym wieczorze.


poniedziałek, 15 października 2012

Odcinek z molem




10 października, środa

My drogi i Miłościwie Nam Panująca wybraliśmy się do klubu, a oni wyraz na ch.

Jak tam było? Szaleliśmy z książką, napataczał się program, zasadniczo w przód, zaczęło padać. Nieładnie.
 
Johny nie ma samochodu, a ja mam 3 siatki. Pięknie wypełnione. Mniam.
No więc idę sobie, a on dzwoni. Znaczy się telefonuje. Kiepsko było słychać, więc pożartowałem sobie z niełączem łączy i to mnie natchnęło na wieczór.

UWAGA: w poniedziałek wymyśliłem riff. Taki do ITNON. Oby zapamiętać?

Oprócz tego mamy wyznaczone zadania. I dużo miejsca na sali. Tak wygodnie to jeszcze nie było. I drewutnia ma też właściwy odpowiednik, jeżeli chodzi o to, co zostawił perkusista po sobie. Pojawił się olej lniany. I nowe/stare historie. W końcu dawno nas tutaj nie było. Ach, no i okazało się, że podczas ostatniej nagrywki zapomnieliśmy od "still not enough", a to fajny numer jest.

Siąpało. Siąpiło. Jakkolwiek. Dosyć sopocko, jak na Sopot przystało. Parkingu brak, straż się napatoczyła i trzeba było nawracać. I tutaj jeszcze żywo, a w domu nieustający relaks i nagły zgon. Może to po ciepłym jedzeniu.

A przecież miałaś tyle rzeczy do opowiedzenia (to wszystko przez tę książkę do nocy!). Więc niespodzianki, kokoszenie się i trudności z zaśnięciem. No nie ja.





piątek, 12 października 2012

Odcinek zmokły i przemarznięty



9 października, wtorek

No nie powiem, było ostro, i to przez dzień cały, ale dzięki zestawowi sałatkowo-jabłkowemu przetrwałem bez niczego. Poranna piekarnia trafiona, matka na przykład mówi, że już w ogóle nie ma sentymentu do Dworcowej, a przecież tam piekarnia była.
Więc ja znowu bez tych nauszników, pre-sezon w nba już się zaczął (Steve Nash, Ray Allen, Jason Terry — zabawnie), było parę scysji i ważkich spraw pod napięciem, ale to właściwie mało istotne....
Właśnie, bo cały ten news miał wyglądać inaczej (przy okazji, na 300 kliknięć, 194 to ci od borowika ceglastoporego), iż plan tygodniowy jest tak zaplanowany, że mógłbym to określać mianem: dzisiaj jedynka, jutro dwójka, pojutrze dwójka z trójką, itd. (patrz poniedziałek, zeszłotygodniowy poniedziałek, poniedziałek trzy tygodnie temu i poprzednie od niego poniedziałki), tak więc wtorek miał być tą samą dwójką, a tymczasem:
po pierwsze
później wyszedłem, bo prof. jak dzwoni to nie lubi czekać
po drugie
padało
po trzecie
wsiadłem w nieodpowiedni autobus
po czwarte
zmokłem
po piąte
byłem już spóźniony
po szóste
w wyniku tego pojechalem na chatę, z przystankiem, mimo że tram uciekł, a ja zmokłem i przemarzłek jak dzieciak.
Rozgrzewaniec, pieczeń z mięsa mielonego z niespodzianką, prawie grochówka, przysmaki, drobne radości i inne okoliczności, np. premierowy odcinek m jak miłość, a właśnie, podobno w niedzielę ten ważny mecz był, kwaśne to wino, jak piję, to się robię sentymentalny, wtedy przydaje się repeat sonic nurse, właśnie, przecież te zdjęcia muszę poopisywać!, a ja się dziwiłem, że możesz ich tak na okrągło i wcale się nie spodziewałem, że podczas tych wagarów mam zrobić coś więcej niż tylko się spakować. Kto by pomyślał, że pakowanie się ma w sobie tyle optymistycznego uroku.

Pustostany: 2012 EP (Oficyna Biedota, 2012). Rzadko o polskich zespołach. Tym razem urocza jest ta symulowana bezkompromisowość przy drobnych przejawach sympatycznego garażu oraz ładne (czyt. pasujące) te brzmienia. Oczywiście że to jest klasyczny marketing. Ale co tam. Epka mi się podoba. Ulubiona muzyczka "Tylko ty".


czwartek, 11 października 2012

Odcinek z kontynuacją



8 października, poniedziałek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca dokańczaliśmy niedzielę w poniedziałek, ten lepsiejszy.

Kiedy już człowiek się popisał umiejętnością konwersacji (teściowie), wdrożył w kierat (umiejętność organizacji i zachowania zimnej krwie), zjadł sałatkę (niach), podczytał trochę książki (pani Małgosia), zaliczył udane zakupy głównie serowe z przeznaczeniem dla, zrobił rundkę, zagrał pięknie, pokołysał się, przebył schody, pobył trochę, posłuchał dzika, to wreszcie mógł nastąpić WIECZÓR. A wraz z nim z jabłek sok, grzanki dwie, taniec też, zestaw majtek do liczenia, teledyski musimy zrobić, jestem młody i silny i dźwigam, miałem jakąś taką myśl mistrzowską o chwil trwaniu.
A w ogóle to zapomniałem nauszników — no to się jeszcze nie zdarzyło.
Tym razem świństw przed snem nie było, jeno staranne przygotowanie doń i to dobrze.

Małgorzata Musierowicz, Opium w rosole


środa, 10 października 2012

Odcinek z ramką




7 października, niedziela

My drogi i Miłościwie Nam Panująca spędzaliśmy niedzielę, ot tak.

Mógłbym właściwie skopiować poprzednim dzień ze wszystkimi za i przeciw, z tym, że nie było przeciw. Bo chyba jeszcze nigdy się tak nie śmiałaś. Do tego należy dodać ramkę właśnie, 4/4 ale 3/4 (to niewygodne), zestaw kabareciarski, spacer prawie w deszczu, sesja wygaśnie za 10 minut, szlachectwo drobiazgów. "ale to nie moja wina" — to o braku płaszczu głównej bohaterki filmu "Histeria" (2012), pewnie dlatego, że film kręcili jesienią, więc tylko udawała, że jest jej zimno, a on jej ten płaszcz potem przyniósł, no przecież, proste. To była bardzo (zbyt?) lekka bajka. Na przykład tę tam królewnę śnieżkę (nie disney) chciałbym obejrzeć, bo efekciarska jest. Sleepy hollow w pamięci. Nie żebym miał poczucie, że marnuję czas, bo przecież przy QoS, hehe, nie marnuję. Bo wniosek mam raczej taki — trzeba mieć czas na oglądanie bajek. Koniecznie. Takich czy śmakich. Koniecznie. Ot co.
I jeszcze opowiadanie tych świństw przed snem.


wtorek, 9 października 2012

Odcinek z mini maratonem filmowym





6 października, sobota

My drogi i Miłościwie Nam Panująca spędzaliśmy sobotę, ot tak.

— śniadanie, tym razem zwykłe
— zakupy, oczywiste
— zajęcia, tradycyjne
— chiński obiad, podobno nawet lepszy
— i nawet nie wiem kiedy zeszło
— przygotowania do filmu, znakomite
— seans, jak zwykle dla mnie miły
— bieganina przed strzelaniną 26 października
— i wszystko to, w całości, regularnie mi się podobało
— bardzo
— i nie tylko mi, wybiegając



poniedziałek, 8 października 2012

Odcinek z koniem




4 października, czwartek

Na forum aż huczy

My drogi i Miłościwie Nam Panująca rozważaliśmy zagadki z przypomnienia.

Takie rozstrzelenie newsów nastąpiło i kompletny bałagan. A bo to wynika z tego, że wszystko zdążyłem opowiedzieć, zanim opisać. Takie czasy. I się wszystko pomieszało. Ale co tam, Ty już wiesz, Ty się domyślasz, a reszta jakoś przeboleje.
A zatem w pracy szkoła, w szkole praca.
I to nic, że może nie przyjęli. Będzie dobrze.
Jeździliśmy po ulicach. Wirtualnie. A potem wróciłem do domu i niemal wszystko odtworzyłem za pamięci. Sztuczki sztuczki. Ciekawe jest to, że większość tych tras, po jakich się jeździ znam na pamięć. Ale nie z samochodu, lecz roweru, lub pieszo. I co gorsza — tam nigdy nie było żadnych znaków!

==============================

5 października, piątek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca rozminęliśmy się wizytowo.

Jeździliśmy z Januszem, a ten koń tam biegał. Potem przyszedł, oparł swój wielki koński łeb o ramię i powiedział, że się już nie gniewa i że można go odebrać następnego dnia.
I mówisz, że poranek był ładny.
I byłem powerfullforces i coś tam jeszcze speed, w ogóle obudziłem się (dwukrotnie), za drugim razem o właściwej porze (a nie o 6:23 baranie), dojechałem na 10:28, czyli prawie cacy. A potem załatwiłem wszystkie pożary i inne sprawy.
Na koszu zaś było nudno (2/2 i 3/2), choć zaliczyłem 13/34, jakieś zbiórki i wiele asyst, ale emocji nie było i mówiąc otwarcie nie przemęczałem się, co oznacza, że za chwilę zapomniałem, że byłem na koszu, a już na pewno nie pamiętało o tym moje ciało następnego dnia.
Szefowa imprezowała w Pruszczu, więc chata wolna.
Późno w domu, ale za to uczciwie popracowałem. I trafnie. Popcorn. Solony. I dokładnie to odczułem następnego poranka.


piątek, 5 października 2012

Odcinek z indeksem. A jakże: 2. (klasyka horroru)




2 października, wtorek

Po chleb raz i to był dobry pomysł.
Jedziemy wszyscy na 8 rąk, 3 skype'y i trochę papieru. Wypadło mi oko i palec od myszki, ale ponadto (help desk przy okazji) radzimy sobie doskonale. Tort cytrynowy pomaga.
 
Szkoła szkoła. I rozwiązywanie rebusów. W moim przypadku będzie to wyglądało tak, że będę przystawał, a potem się zastanawiał, jak rozwiązać to skrzyżowanie. Takie zagadki. Ale zabawa była. No i wcześniej puścili z lekcji. Ucieszony jak dziecko.
 
Na chacie dramaty małe i duże (grzyb, wędlina, mięso, zupa), wesoło i niewesoło jednocześnie, jakoś se trzeba z tym radzić. To ja se zrobiłem logosy na okładce, żeby już finalizować ten finał. Kolorki wyszły mi bardzo ładnie — ciekawe co na to Karol. W ogóle szykuje się akcja (uprzedzając: miały być chórki, ale jednak nie będzie). Ponadto trzeba było/będzie porobić różne rzeczy i nie czekać do lutego.

Ale to wszystko było dnia następnego przecież.
Zatrzymajmy się zatem na krowie (która okazała się nieco wtórna, ale co tam), logosach i konieczności udania się na spoczynek.
Skrzyżowanka skrzyżowanka.

==============================
3 października, środa

Odcinek z przymrozkiem

My drogi i Miłościwie Nam Panująca w wyniku zmiany planów zmieniliśmy zakres działań.

Budzę się 3 min przed dzwonkiem. Myślę — super, jeszcze godzina snu. No ale to nie ta godzina.
 
To była chyba ostatnia chwila na marynarkę jesienną. I lekkie buty. I nagle się okazało, że już jest ziiiimno.
 
Ale zabawa była dzisiaj przednia. Prawie jak rozwiązywanie zagadek ze skrzyżowaniami. (ach, teraz sobie przypomniałem: tak się robi programy na konferencje, nie jabłka).
 
Zatem w wyniku tego, że Przemek (ten od hamburgerów) tym razem znowu wyskoczył na pizzę, a ja miałem telefon (to o czym zacząłem uprzednio), to miałem zadania do wykonania. W ich wyniku, na resztce paliwa (martwica twarzy) przejechałem pół Gdańska, ponieważ miałem pusty przebieg, nabrałem skarbów na przyszłość (wciąż leżą tam niepoukładane), pieczoną karkówkę (pyszna!), okropnie trudną książkę i hajda (nie Hajduk).
 
Zrobiłem co do mnie należało, potem już, szczęśliwie, nastąpił wieczorny relaks, po czym bez zbędnej zwłoki bardzo dobrze udaliśmy się do snu.
Co za czasy! I to jeszcze tak dwa tygodnie?

ps. to 750
(hah, więc to o to chodziło!)


czwartek, 4 października 2012

Odcinek z indeksem. A jakże.



1 października, poniedziałek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca mieliśmy krótki wieczór, bo mnie nie było albo spałem.

Obudziłem się jakoś tak. Mam nadzieję, że to nie jakiś październikowy znak. Mam nadzieję, że to nie jaki poniedziałek, taki cały tydzień. No to robię. Wszyscy robimy. Bo wyszło tak, że z tamtych nikogo nie ma, to myśmy przejęli. No to robimy. Nie przejmując się.
Pomysł na robotę był sprytny. Ale się skończył we wtorek. Za to robiłem indeks. 1511 odnośników. Ładnie.
Wyszło na to, że... no dobra, do tego się przyznawał nie będę. Szybki ruch na koniec, rzut na taśmę znaczy się, wysyłam i wypadam. W lidlu tydzień fr, mają tartę quiche, ale nie biorę. Park zaliczony, ale tym razem logistyka mnie zawiodła. Jechałem i jechałem i jechałem i jechałem i prawie całą książkę przeczytałem. Tęcza.
Kiedy tak cisnąłem esy trafiłem na Wojta, akurat, więc z tym transportem wcale wypadło źle. Pawła nie było, a potem rzucał wyrazami. Wojt na ostrzeżeniu. I jeszcze złamany. Ja na relaksie, Michał też, więc była okazja dostrzec, że mi dres pasuje idealnie barwą do gitary. Cudownie i perfekcyjnie. Więc już jest wystrój na występ. Była Marzena, która przebywała w kantorku, bo tylko tam było coś słychać, i wszyscy narzekali, a mnie się dzisiaj podobało. No ba. Z dodatkowym kablem załączyłem prawie wszystkie skrzyneczki, które chciałem i szło mi nieźle. Wiem, powtórzę się, już wiem co gram i umiem to powtórzyć. Satysfakcja jest.
Powrót do domu, spanie na stojąco i we wszystkich możliwych pozycjach po drodze z łazienki do pokoju. Spaaać.

Steroid Maximus — Ectopia (2002) — nooo, chwilowo, choć midi, to jest extra midi, najlepsza współczesna płyta z muzyką filmową. Przy "Aclectasis" idą ciary. I ciekawostka: lepiej się jej słucha w kolejności alfabetycznej. Taki spryciarz.


środa, 3 października 2012

Odcinek z le las grzyby & kapcie



29 września, sobota

My drogi i Miłościwie Nam Panująca rozbijaliśmy się przez dzień cały.

Pobudka o 7. 170 godzin później, ale jesteśmy na grzybach. Zimno. Grzybów nie ma. Jest las. I wcale nie jest tak jak na zdjęciu. "Jak po grzybach będziemy zawsze robić takie zakupy, to możemy co tydzień jeździć na grzyby".
outlet
zaparzacz do kawy!
termos!
kubek!
podkładka!
zakupy
przygotowanie do obiadu/po obiedzie?
wołowina po chińsku — z wołowiną to się martwiłem, że 3 min intensywnego smażenia będzie niedobrze, i wyjdzie twarda, a wyszła miękka, więc dobrze wyszła, i choć smażenie całości nieco niezgodnie ze sztuką, to w konsekwencji (kupny sos) wyszło prawie jak z chińskich pudełek
praca I i praca II — styrani
wieczorna nasiadówka u B&A
senność

==============================
30 września, niedziela

Odcinek z półrocznicą

My drogi i Miłościwie Nam Panująca niespiesznie obchodziliśmy imieniny.

Poranek od razu zaczęliśmy od jajecznicy z grzybami. No tego borowika tośmy nie jedli. Nieco pracy.
"Jak się okaże, że powinniśmy wyruszyć pół godziny temu, to pojedziemy samochodem".
La vita, medallions alla tiffany i sznycel. No oczywiście, że porcje nie takie jak kiedyś.
Kompani nam zagrali. Wszyscy. A nie. WSZYSCY.
I wszystko dobrze, gdyby nie to, że to Mały Kack. Czytaj: bardzo daleko.
A potem już zimno/noc. Zimno, bo zrobiło się chłodno, noc, bo zaszło słońce.
I nogi bolały i się iść nie chciało już.
A w domu włączyli kaloryfery i pojawił się katar. Taka zależność.


wtorek, 2 października 2012

Odcinek z nie ma grzybów




28 września, piątek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca byliśmy tuż obok, nowość taka.

Okazja — późne wstawanie. 7:50. Późne śniadanie. A nie, pora nawet podobna. Z tego co nawet nie wiadomo co zrobić, nawet spakowałem część dokumentów. Następnie znakomicie trafiłem na Chełmie. I to mnie poprawiło.

Proza Północy! No ka, kto to wymyślił. To tak jakbym wydawał płyty. Ale nie o tym przecież.

Wybornie wyborowo. Wbrew empatycznym domysłom nastrój mam szampański. Pożegnania, ale jak mówią, ja już zgorzkniały jestem, poza tym ja tu zostaję. Ponadto
kto wie czy nie najważniejsze ciasto było. Dużo ciasta. Na tyle dużo, że minęło i drugie śniadanie, i może obiad też minie. Dużo i dobrze. Zupa zostaje do poniedziałku.

Z życia:
 a jaką teraz zupę byś chciał?
 ja bym chciał nie musieć wymyślać jaką zupę bym chciał

I o grzybach (ileż to osób dzisiaj nie omieszkało):
ojej, skąd masz tyle grzybów? 
matka zebrała 
ale podobno nie ma grzybów 
moja matka też tak mówi

Miał być kosz a była baba ze szmatą. A nas było siedmiu i nie daliśmy rady. A szkoda, bo taka okazja może się więcej nie przytrafić. Nic to. Do domu.

Szefowa, P., babeczki i wieczorne oddalenie się. Tak już nawet myślałem, że skoro mam tyle różnych ciekawych rzeczy do zrobienia, to w konsekwencji nie będę wiedział co wybrać i skończę oglądając film. Albo co gorsza czytać książkę. Chociaż nie ma nic złego w oglądaniu filmów przecież. No to zająłem się loopami cd. i tak mnie wciągnęło, że tylko już wieczorne zmożenie i okładanie się na okoliczność zrzucania plików. Ciężka praca.

Daniel Odija, Szklana huta


poniedziałek, 1 października 2012

Odcinek poranny



27 września, czwartek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca wstaliśmy wcześnie i poszliśmy późno.

Wstaliśmy o 6:30. Ho ho. A skoro jazda samochodem o tej porze trwa bardzo krótko, więc zrobiłem sobie dłuższy spacer. Poranno-jesienny.

W pracy praca. Dostałem nową książkę. Już czuję ekscytację. Będzie frajda.

Łatwo poszło. Trochę ciemno zrobiło się na świecie (bo przecież nie na mieście, tu nie ma miasta). Coś tam spadło. Zasadniczo temp. już nie podskoczą: 9 rano, 16 po południu. Słońce bywa, ale takie bladawe. Kormorana dzisiaj nie było.

No i w szkole nie tak zabawnie jak za pierwszym razem. Był Krzysio, alkohol i lekarz, prócz tego zagadki na testach i dużo czekania. Za dużo. W końcu jak się zebrałem, to stwierdziłem, że jest tak późno, że już nigdzie indziej, jak na chatę, nie jadę. Posłuchałem, i Where is Jerry ma nawet fajnych kilka piosenek. Zespół mógłby takie nawet w studio jakimś nagrać czy co.
Jeszcze nie dojechałem, a już spaaać. Truskawkowe zlanie nr 1. Będziem robić etapami. Strasznie kwaśne. Trzeba będzie dosłodzić. Taki byłem sprytny, że nie mam u siebie swojego własnego logo. No to dodałem inne, a ponieważ i tak już było bardzo późno (spaaać), udałem się.

A ten Daniele Patucchi (Violent, Dramatic Pieces & Suspense) to w całości wypada znakomicie i mrozi krew w żyle. Lewej.