piątek, 24 października 2014

Odcinek z niemal wakacjami



6 września, sobota

My drogi i Miłościwie Nam Panująca przypadkowo widzimy imprezę dookoła balonu na uwięzi.

Ranne opowiadanie, przedpołudniowe zakupowanie, południowe spożywanie hamburgera. Słonecznie, ciepło, oderwałem się z przeżyciami i nie zdążyłem ich strawić.
Potem kopanie, kopanie, zbieranie.
Przybyłaś na ratunek ze śliwkami i połów był rzeczywiście bardzo dobry. Po wywaleniu 2 gatunków:
— śliwki z dziurką
— śliwki z kupą
(że o robakach nie wspomnę), w sumie mieliśmy 3 kg owoców na przetwory. Ty zrobiłaś w piątek czarne powidła, ja w niedzielę śliwkowy dżem.
Trochę "drylowania" było, a odcinek trzymający w napięciu (człowiek-trąba).
I jeszcze pokazałem Slaves oraz Baths. Do słuchania, jak najbardziej.
Umarłaś ze złego poczucia, dokończyłem:
The Manchurian Candidate (1962) — Sinatra jest po prostu zaangażowanym sobą (czyli jednak inaczej niż w pop-kryminale). Czarno-biały obraz o wyśmienitej jakości. Role czasem wyrwane z innych gatunków filmowych, ale całość się klei (mimo psychiczno-hipnotycznych rosyjskich tortur). O właśnie: reżyseria — John Frankenheimer. Intryga i jej zakończenie bardzo na plus. Może nie wybitne, ale zajmujące kino. Coś dla fanów spekulacji i "koncepcji" polityczno-szpiegowskich.
I mnie ścięło w połowie i ratowała mnie beza. Pyszna.


7 września, niedziela

Odcinek z zatruciem pokarmowym

My drogi i Miłościwie Nam Panująca w oderwaniu od rzeczywistości niedzielnej.

Uczę się miksowania od zera.
Dobrze, że jest więcej możliwości. (cofki i na bieżąco oraz loopowanie).
Ty leżysz i cierpisz, ja tyram, potem też cierpię, ale inaczej.
Okazało się, szczególnie po wieczornym podlewaniu, że trawa jednak rośnie.
Z winem gorzej, ale to się okaże.
Sznurek do wędlin się przydał. Sekator również. Naddałem sobie pracy, ale chciałem, żeby parę krzaków zostało, ale żeby było czyściej pod nimi. Kolega ptaszek przybywa. Jabłka już przejrzały.
Coś tam zaczyna wyglądać, coraz mniej śmieci, wynoszę sukcesywnie.
Po styraniu się (powłóczę lewą nogą, ona nie ma siły podnosić stopy), zjadłem, wypiłem, podlałem.
Następnie dżem oraz nadziewane papryki — było co robić, ale się zrobiło. Na wieczór już popcorn, piwo i odcinek. Należało się, a i Ty się lepiej czujesz. Ani razu nie zajrzałem na pena.


Sekcja Specjalna:

John Barry — You Only Live Twice (1967)

proszę proszę, tu rocznicowo, tam adekwatnie
najlepszy
zatem z okazji 1200 najlepszego!




czwartek, 23 października 2014

Odcinek z Soundrive



4 września, czwartek

Odcinek z ?

My drogi i Miłościwie Nam Panująca ?

John Barry — Bond & Beyond (1980) — to te orkiestracje znanych przebojów nie przekonują mnie w tych wersjach. Mieszanka dobra, dobra dla początkujących.
***
Któż to może wiedzieć — w tym szale okołokonferencyjnym.
Nic nie pamiętam prócz zmęczenia.
Pewnie podlewałem.


5 września, piątek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca rozminięci z pierogami i koncertami.

Końcówka piątku jak z koszmaru, na skraju wyczerpania.
Potem już tylko transfer na szybko (teraz to tak już zawsze "w życiu").
Ale i koncerty i pobyt w B90 był warty tego, by się oderwać.
Świetna muzyka.
Będzie o tym więcej.
THE TAPE na koniec i wobec braku upicia się, jeszcze poczytałem ksiażkę do 2:30.



Sekcja Specjalna:

 

John Barry Orchestra — Dr. No (1963)


Cóż dodać.
Może to, że w wersji fanowskiej (którą NARESZCIE! odnalazłem) jest orkiestralne zabijanie tarantuli. Z przytupem.




środa, 22 października 2014

Odcinek z nową EPką



2 września, wtorek

Odcinek z sówką

My drogi i Miłościwie Nam Panująca zapewne wieczorem (niedokończone).

Lalo Schifrin — Jazz Suite On The Mass Texts (1965) — to jest takie cudo Paula Horna, które już kiedyś słyszałem (orkiestrą dowodzi Lalo). Ale nie jest tak atrakcyjne jak Messiaen — Turangalila Symphony.
***
Spacerniak był z Enyą. Git. Nawet ciepło było w tej marynce. Dzisiaj jestem sówką.
***
Uwaga, niespodzianka. Pisane (Pisano Berto) na Stogach (straszna klawiatura, acz wyraziste klawisze, ale myszka genialna, logitech, chyba muszę ją przeflancować do domu). A zatem: późny wtorek:
Enya — Watermark (1988) — po Robin Hoodzie (patrz Clannad) był mały szał i płyta, a zwłaszcza piosenka "Orinoko Flow" była przebojem. Za dzieciaka bardzo mi się podobała, taka przestrzenna fantasy.
Queen — A Night at the Opera (1975) — bardzo przyzwoity, niestarzejący się, w tych ironicznych czasach, klasyk. Aczkolwiek wstawki beatlesowskie najlepsze.
Pink Floyd — The Final Cut (1983) — popłuczyny po "The Wall"". Na "The Wall" nie ma już nic prócz "Blue Sky", więc co tu mówić. Ponadto kaseta strasznie grała.
Queen — Sheer Heart Attack (1974) — królowie (królowe?) dnia. Trudno rzec, czy dlatego, że mało znane (znałem dwa), czy dlatego, że takie dynamicznie żywe. Niemniej, skrzyżowanie Deep Purple, Led Zeppelin i wciórnego hard-rocka (solówki i stereo) (Black Sabbath wyglądają przy nich jak drwale z Kanady, ale bardziej "real"). Zaśpiewy i inne cuda: to jeszcze nie jest Queen, ale to jest najbardziej niezwykła stara płyta rockowa, jaką ostatnią słyszałem. Bardzo intrygująca.
***
I jeszcze pijacki wywód a propos weekendowej wielogodzinnej rzeźby w silikonie (a bardziej przed): nieważne, co i ile się działo, praca, itepe, HISTOTIRIA Z SILIKONEM pozostaje taka, że widzisz synu, raz wziąłem i skleiłem wannę silikonem tutaj, i trzyma i się nie kiwie od 10 lat.
To tak samo, jak HISTORIA Z LATARNIĄ.
Takie rzeczy tylko na Stogach. I w opowieściach.
***
(dopisek)
cóż rzec, wtorek


3 września, środa

My drogi i Miłościwie Nam Panująca nawet więcej wieczora.

Ostatnie, intensywne spotkanie na próbie przed długim rozstaniem.
Ty zrobiłaś mi kanapkę, a Johny zawiózł cały sprzęt. Na szczęście nie popsułem magneciaka ("lata doświadczeń w piwnicy").




wtorek, 21 października 2014

Odcinek z zawszeniem




31 sierpnia, niedziela

Odcinek z pracą i deszczem ponownie

My drogi i Miłościwie Nam Panująca pracujemy i robisz POTĘŻNY jabłecznik.

(więcej nie wiemy)

==============================
1 września, poniedziałek

Odcinek z widłowaniem, że jej

My drogi i Miłościwie Nam Panująca posialim.

No to zaczęło się: konferencja, szkoła, tydzień.
Spacerniak, choć plecak pełen wrażeń. Okazuje się, że wyczerpująca praca "umysłowa" może być pewnym wybawieniem od fizycznej.
Szkoda, że nie pośrodku.
***
Lalo Schifrin — The Eagle Has Landed (1976) — się Lalo sprawił na serio. I mimo, że film widziałem, to muzyki nie dostrzegłem wtedy. Jeno ta cytra, czy inne dziwactwo oraz jakby kopia melodii "Stawki większej niż życie".
***
(i więcej nie wiemy)
***
Sekcja Specjalna:

 
 

John Barry — The Knack …and How to Get It (1965)

jest hiciarskie i jazzy i score, do słuchania dla każdego, świetna czołówka filmu, który też zapowiada się nienajgorzej, najlepsze big-beatowe osiągnięcie Barry'ego.



poniedziałek, 20 października 2014

Odcinek z leroyem i pracą


atrakcyjne foto z pulpitu

29 sierpnia, piątek

Odcinek z początkiem III

My drogi i Miłościwie Nam Panująca na ognisku na działce za parkiem oruńskim.

Mutantes — Os Mutantes (1968) — ponieważ zaczęło się, a ja mam robotę, to przy okazji słyszę, że ta jest jedną z najbardziej niezwykłych i (nie bójmy się tego słowa) genialnych płyt w historii muzyki rockowej.
***
Orquesta Festival Acapulco — Lara En Bossa Nova (1969) — kompletny chill. Trochę jakby Dr No też. Mniam.
***
Os Brazoes (1969) — to jeszcze jest w miarę ciekawe. Sięga czasem po psychodelę wczesnego Pink Floyd.
***
(dopiski)
A, no to doszedłem później, to jeszcze lato było i gruszki. Ognisko dało się rozpalić a kiełbaski upiec. Działka obok bardziej luksusowa. Ale domek/akwarium może kiedyś być.

==============================
30 sierpnia, sobota

My drogi i Miłościwie Nam Panująca kupiliśmy brakujące kółeczka.

(dopiski)
Kolejna wizyta w naszym sklepie.
Kółka zadziałały.
Wydziobywanie silikonu straszne.
Czyszczenie i inne takie.
W międzyczasie prace ręczne w ogrodzie.
Taka całodzienna masakra do 21.

==============================

 

To nie jest mój ulubiony składak. Był na doczepkę do Indiany. "Amarcord" zdecydowanie wygrywa, ale to jest inna kolejność odświeżania w dzisiejszych czasach.



czwartek, 16 października 2014

2014-07-02, środa — Queluz


 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 


dzisiaj też taka pochmurna pogoda
zwiedzanie nie napawało, zwiedzanie z rzadka napawa
a mnie ciężko wybrać wybór, ale było co oglądać i kolory też wpadły
miejscowość typu Słupsk, ale tylko elementy wioskowości wzruszające
mało zwiedzających, a pałac nosi w sobie ślady
hah, program telewizyjny kręcili obok, obeszliśmy wszystko karnie, podobało się
jednak zachwyca
mnie zniszczenie oczywiście dodaje uroku
dworzec SKM znamy już niemal jak własny
wieczorem była przechadzka na rondo markiza u góry
widoki
nowoczesność, tłok i korki (hej, a pamiętasz stłuczkę i ucieczkę z miejsca wypadku?)
różnorodność architektoniczna (np. teatr z palmami)
coś, czego nie ma w przewodniku, oczywiście nieczynne, mam przy tym najlepszą fotę wyjazdu
proszę proszę, Lizbona



 
 
 
 



środa, 15 października 2014

Odcinek z Lucy 2014



27 sierpnia, środa

My drogi i Miłościwie Nam Panująca byliśmy w kinie yeeeee.

Rano zimno i deszczowo, pokasłuję. Nie chcesz, ale do dworca, żebym się nie spóźnił do pracy. Samochód = ułatwienie.
Zarobieni i trochę strach. Jak zawsze. Ale za to dobre rzeczy:

Lalo Schifrin — Cincinnati Kid — The  Film Scores Vol. 1 (2010) — tak wiem, kasety, na pamięć, ale:
CD1 Rhino (1964)
CD2 Once A Thief (1965) — jeszcze fragmentów z Delonem nie wrzucałem, co nie?
CD3 The Cincinnati Kid (1965)
CD4 The Venetian Affair (1967) — oj już widzę film, oj czemuż nie obejrzeć ponownie
CD5 Sol Madrid (1968) — o, o, o!
***
Roy Budd, Fred Karlin, Jerry Goldsmith — The Carey Treatment/Westworld/Coma (1972) — coś jakby składak różności, z którymi już się nieco zapoznałem, albo znam już ich styl.
***
Tymczasem chwila luksusu (nie ja wprowadzam program). Salceson ozorkowy. Wcale nie taki zły.
***
Zauważyłem piegi na przedramionach. Też powód do zmartwień?
***
Nie było kostki piernikowej (ale potem dostałem babeczkę!). Było słońce, było zakończenie esejów Fowlesa i natychmiast zabrałem się do okrycia "Maga" na nowo. Mistrz.
***
Spotykamy się, kiedy łykasz kanapkę pod kinem. Niemal 30 min reklam. Zaliczyliśmy  wiele trailerów nowych filmów. W większości słabych. Ale do kina/na filmy TRZEBA.
Przemilczmy fabułę. Mam wrażenie, że "Lucy" nie udała się Bessonowi tak samo jak "Piąty element", tyle że tam jeszcze się starał stworzyć wszechświat z okolicami, a teraz już pojechał po łebkach. Nie podobał mi się ten niekonsekwentny balans między kiepską powagą i błahymi żartami. W tej kwestii "Adrenalina" i "Pirania #D" wygrywają. Właściwie mieliśmy niemal klasyczne łubudubu oparte na pomysłowości wizualnej (skopiowanej), finałowej scenie zerżniętej z "Akiry", zbyt długim, jakże niezbędnym pościgiem (tak, to nie pościg, oni się spieszyli) samochodowym z kraksami. Nawet znaczące jest to uproszczenie i sprowadzenie ekipy (filmowej) do Paryża, żeby nie trzeba było latać z akcją/ekipą. Z wysokości starego ramola rzekę: synu, a czy widziałeś "Śmierć w Wenecji"? Bo ja jeszcze nie. Pewnie, że można mnożyć zarzuty, iż po "Matriksie" wszystkie sceny walki/strzelanin muszą wyglądać tak samo, a skomplikowany pomysł trzech poziomów snu/świadomości "Incepcji" musi się oczywiście rozegrać na skuterach oraz z karabinami maszynowymi, ale po co. Niemniej — film oglądało mi się dobrze, bo był sprawny. Niemniej — w porównaniu dwóch ostatnich kiepskich filmów wybieram ten z Piercem Brosnanem (z sentymentu), on nie oszukiwał, że coś wnosi.


28 sierpnia, czwartek

Odcinek z ???

My drogi i Miłościwie Nam Panująca ???

Gilberto Gil — Expresso 2222 (1972) — czasem ci brazylianie przynudzają, ale na tej płycie widać, ile mu/tradycji zawdzięcza Devendra. Bardzo żywe.
***
???



wtorek, 14 października 2014

Odcinek z niesprzyjającą pogodą



25 sierpnia, poniedziałek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca musieliśmy mnie uspokajać, bo padało, a ja chciałem pielić.

Tak, to ten Michael Cera:
http://michaelceramusic.bandcamp.com/releases
***
Spacerniak może był. Po czym przez resztę dnia martwiłem się o pogodę. I ona się popsuła!
Ale twardo niszczyłem sobie kręgosłup, odsłoniłem więcej pigwy, a potem jedliśmy pizzę. Acha, jeszcze martwię się zapiaszczeniem pokoju. Wojną chwilowo trochę mniej. Pizza rules.
Po ciemku zebrałem spadnięte śliwki do mokrych oraz plastiki/szkła do wyrzucenia. Wciąż nie wiem jak, a raczej gdzie odsiać korzenie i perz. Miejsce jakieś by się przydało. To było moje poranne zmartwienie.
Po zmasowany pakowaniu na wtorek (3 kg papierówek, kg śliwek, słoiki, kaset wiele) można było się zbierać.
Mówisz, że nowa książka fajna.


26 sierpnia, wtorek

Odcinek z klasyką na bosaka

My drogi i Miłościwie Nam Panująca mocno pakujemy się na jutro. Jedni to inni tamto.

Mam zaległości. Ale najpierw zacznę od wtorku:

Sabot — kaseta nieznana. We wczesnej młodości, kiedy już dochodziła wiedza do Sonic Youth, to była podjarka, że wow, tylko bas i perkusja, i że babka na perkusji, a taki czad. Ale to właściwie jazz-garaż jest. Tyle, że wciąż współcześnie brzmi, a kaseta nagrana źle.

WOW po jednej stronie (bo mam oryginał), a po drugiej nowy Michał Biela — początek myślę sobie fajny, taki polski/zagraniczny. Ale ten szept mnie zmęczył, ten minimalizm znudził i właściwie melodie nie wpadają. O co to halo.

Janis Joplin — Pearl (1971) — już jestem za to za stary i wysłuchany w tymże.

Talk Talk — The Colour of Spring (1985) — a to było zaskakująco nowoczesne. I podobało się i można by jeszcze popatrzeć.

Empty Bottles — zespół Bartka i Panny Oleander. Czasy. Słabo to nagrane, typowe do bólu, co gorsza, znam te numery. Historyczny zespół, jakby nie było.

The Orb — Cydonia (2001) — kiedy zaczynał się internet na serio, to była wygrana w jakimś konkursie. Słaby konkurs, słaba wygrana, ale darowanemu koniowi. Niby coś tam plumka, ale to już wtedy było stare. Może jeszcze musi chwilę odczekać? Z tym — to nudnawe.

Kontrast — W ciemnej nocy zawieszone słońce (2002) — muzyka ze Słupska. Byliśmy tam. Pewnie była najebka. Jedynie bół głowy zostaje po takich wyjazdach. Niemniej, po to się gra muzykę przecież. Co tutaj pokazują?
https://pl-pl.facebook.com/Kontrastoofka/posts/391471980962970?stream_ref=10
Oczywiście, to takie zjawisko społeczne. Nasze. Rodzime.

"V symfonia c-moll op. 67 Ludwiga van Beethovena należy do najsłynniejszych i najczęściej wykonywanych utworów muzyki poważnej". Też przez to przechodziłem i mam to zapamiętane. To takie radio złote przeboje. Całkiem przyzwoite, nawet po latach.

U2 — Boy (1980) — śmierdzi trochę polską nową falą, są już jakieś przebłyski stylu rytmicznego, ale nie jest to specjalnie ciekawe.
***
Esquivel.
Przesłuchałem hurtem wszystkie, bo było zarobienie, a chill był potrzebny. To jest świetne, ale nie aż na winyl. To jest niezwykłe jeszcze bardziej ze zdjęciem twórcy.



Jerry Goldsmith — Rio Conchos (1964) — zaskakujący pozytyw. Jak na western, to nawet nie śmierdzi. Bardzo rozbudowane, klimatyczne, z wielością nastrojów. Brawo.

Jerry Goldsmith — Planet of the Apes (1968) — jest świetnym atonalem. Nie powiem, że to arcydzieło, bo brakuje melodii, ale robi wrażenie. Wciąż.
Powtórka ma ciut więcej z popu.

Tom Scott & Leonard Rosenman — Conquest Of The Planet Of The Apes — Battle For The Planet Of The Apes (1972) — pod wpływem poleciałem. Wiadomo, że klasa już nie ta, głównie trzyma się dzięki klimatowi, ale słucha się dobrze.
***
W lidlu nie było tego jabcokownika. W parku nie było ciepło. Na Stogach nie było termometru. Ale latałem na boso po dywanie i było ciepło (wspomnienie lata). Szalałem z gazetami (pielenie). Piliśmy piwo, leciała tv, pakunki/sprawunki. Kończę już Fowlesa, przynudza trochę. Ale też filozofuje (ateizm, śmierć, przyroda, te sprawy — czy troszkę oswaja? może). Ja jestem teraz głównie skupiony na katalogowaniu i przebieraniu i pieleniu. Bo czasu mało, a coraz częściej pada.
***
Grześ zrobił lampki, wspaniale.
Pojawiła się nowa sala na horyzoncie. Znaczy się na Kowalach. Żeby było ciepło.
Z muzyczką do snu, ale znowu niewyspany z rana. Ty zawozisz do Gdańska. Na czczo.

ps. oryginał, bo go w końcu pomniejszyłem




poniedziałek, 13 października 2014

Odcinek z ogniskiem i kiełbaskami



23 sierpnia, sobota

My drogi i Miłościwie Nam Panująca tak pół/pół.

Wstałem Ci ja w wybornym humorze.
Jeszcze tym słonecznym porankiem (po kasecie Killersów z Oruni) poszedłem na wakacyjne zakupy. Tu i tam i naprawdę nigdzie mi się nie spieszyło. To było wyjątkowe wydarzenie, a zakupy udane.
Bo najlepsze szwedki są z mięsnego.
Pół dnia na przyzwoitej pracy (acz przerażenie rozrostem korzeni jest — help!).
Żel zatem bez teatru, ale jeszcze kawałek pogody zaliczyliśmy.
Ognisko jak prawdziwe, kiełbaski jak prawdziwe.
Goście, iskry, pieńki, las za płotem, i dużo jedzenia.
Po zmierzchu powrót do domu (ze Straszyna, żem nie wspomniał).
Sobota wieczór była bardzo przyzwoita.
2 x.


24 sierpnia, niedziela

Odcinek z gradobiciem na mokro i zimno

My drogi i Miłościwie Nam Panująca mamy już kolejny mebelek

Po cichutku miksowałem.
Trochę zabajdurzyliśmy ze śniadaniem i kawą.
Jak poszliśmy wykonywać never ending story, to spadła ulewa. Zbyt mocna, byśmy ją przetrzymali. Nawet poszedł grad, zmarzłem.
Gorący prysznic. Obiad, dużo smacznego gryzienia (piskliwa soczewica).
Olałem już perz, pobawiłem się słuchawkami, kabel popsuty.
Nie planowaliśmy herbaty i ciasta, ale interes to interes. Antyalergiczny.
Następnie szybki żelfiks, a Ty działasz wielkie ciasto z jeżyną (własną) oraz wiórem kokosowym (cudzym). Pysznie.
Jeszcze wypas z pop-cornem i można było się poczuć jak w niedzielny wieczór z odcinkiem.



piątek, 10 października 2014

Odcinek z WOW na żywo



21 sierpnia, czwartek

Odcinek z końcówką lata

My drogi i Miłościwie Nam Panująca... zrobiłaś pyszne leczo, a on się rozpychuje.

Wczoraj od połowy dnia byłem w uśmiechach. Adaho zrobił mi przysługę się spóźniając, więc zrobiłem spokojny spacerniak i jeszcze załapałem się na końcówkę lata. Absolutnie! Na krótki rękawek. Przeuroczo. (kasują sad koło kościoła, na zboczach wygrzewa się jeżyna). A będzie jeszcze przecież jesień.
***
Próba była adekwatna. W domu okazało się, że pomyliłem baterie R20 z R14, więc tylko jeden kaseciak działa. Przy okazji ponownie się zadziwiłem jak wyburzają stary browar (przy okazji odsłaniając co nieco). Pan od kwiatów.
Przygotowania na jutro, leczo, buty, płyta, koperta, no i wreszcie lody, co do których się zarzekałem. Basówkę przytargałem, dałem radę tym razem.
Zeszło, ale spokojnie. Już poczułem weekend.

==============================
22 sierpnia, piątek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca zupełnie jak nie my.

Weekend niby się zaczął, ale bez stresu.
Pakuję się, jadę, mimo że bez R14 (hah, teraz trzeba te właściwe wyczerpać do końca!).
Adaho jak zwykle, ale rozpoczęcie imprezy mi zaimponowało.
Próba mikrofonu, zaproszeni goście i ruszyliśmy.
Podobało mi się.
Był ruch, była łagodna energia, była czołówka i było przebranie.
Był Wojt z Mają, ale o tym dowiedziałem się dopiero później.
Przesuń kasetę.
Skończyliśmy po ciemku, pobiegłem do domu. Z kaseciakiem.
Oglądałem film, było fajnie. (wakacyjny nr 2)
Pijany, śpiący i zmęczony oglądałem dalej, ale to już było ćwierć okiem, na szczęście zawczasu umyłem zęby. Czyli mogę obejrzeć jeszcze raz. (wakacyjny nr 1)
Po udanej imprze (jeszcze lato na mieście turystów) wróciłaś późno do domu. Na oglądanie. A oglądania nie było.


ps. napisy w mojej wersji:




czwartek, 9 października 2014

Odcinek z wiedzą



19 sierpnia, wtorek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca w związku z tym będziemy mieli łatwiej z sikaniem.

Szkoda, że już jesień i bluzy.
Urosły mi bary. Barry? To od szpadla.
LnŚ końcowka bardzo dobrze, nawet Sommer, chcę tę "nową" 1000-stronicową książkę, 2666. Spacerniak.
***
Parquet Courts — American Specialties Cassette (2012) — to już naprawdę mało oryginalny, słabo nagrany misz-masz średniego Sonic Youth, wczesnego Pavement i jakiś eksperymentująco folkowych rzeczy.
***
Szybkim marszem po znanych opłotkach (ale zarosło!) doszedłem na Chełm. Słóńce ciut przygrzewa.
Inspekcja ogródka raczej pozytywnie, wszystko prawie wyciąć, ale za to mamy węgierkę. I pigwę.
Szafa stawiała opór niejako przez wypadanie nóżek. Ale była stabilna i jakoś przeżyliśmy tę trasę na Siwiałkę x 2 bez radia.
Jedno piwo czyni cuda.
Sklepowy wędzony pstrąg nie taki sam, ale byłaś/kupiłaś!
Był czas, był odcinek = znakomicie.
Chcemy 3D.


20 sierpnia, środa

Odcinek z jednopiosenkową próbą

My drogi i Miłościwie Nam Panująca w przyszłym tygodniu pójdziemy do kina!

10 stopni rano i marznę. Nie da się przytrzymać lata.
2666 muszę przeczytać. Podobnie jak zapis dziennikarski tego śledztwa.
Teraz stopniowo nadrobić zaległości z notek, bo gdzie indziej pali się, tak jak niemal zawsze.
***
Przyszedł Lalo Schifrin — The Liquidator (1966), ale drogi i nie wiem, co z nim zrobić. Zaczekam do września.
***
Trans Am — Red Line (2000) — daleka jest od genialności "The Surveillance", ale numer "Play In The Summer" dobiega tamże.
***
Zatem jednak kawalątek Per grazia ricevuta — Nino Manfredi (1970) i siup. Drożdże (bo muszę wspomóc pączkowanie, na razie nie idzie) i całą próbę ćwiczyliśmy jednej numer ("Tell Me", podobno ma poważny tekst), ale za to od początku do końca. Udanie udanie, choć z oporami czasem szło, ta technika nas gubi.
***
Wieczorny powrót, więc tylko załadować pliki i przytulaczki.



środa, 8 października 2014

Odcinek ze znakiem zapytania



17 sierpnia, niedziela

My drogi i Miłościwie Nam Panująca spędziliśmy niedzielę, ale teraz już nikt nie pomni jak i gdzie.

A może było zbieractwo, robienie wielkich musów, a potem już, w nagrodę, oglądanie odcinków, picie piwa i jedzenie zaległych sajgonek. Musi to był ten ekstra wieczór!

już skopana bestia
18 sierpnia, poniedziałek

Odcinek z wtorkiem

My drogi i Miłościwie Nam Panująca po oczyszczeniu szafy (a ja nic).

Lato mija, ja z bagażami, dużymi. Przez 3 dni zapomniałem, jak to jest czytać książki. Fowles o literaturze — w tym jest najlepszy.
***
Jeremy Enigk — OK Bear (2009) — lata (i nastrój) już nie te, ale to miła barwa głosu do słuchania.
***
Fuck Buttons — Slow Focus (2013) — taka elektro elektronica, czasem mogłoby to być Trans Am, ale nie jest. Nie jest jakieś straszne.
***
Skoro wtorek..., nie, ale jest zamianka:
Dire Straits — Brothers in Arms (1985) — teledysk z robotami, piosenka wojenna jako wolna potańcówka. Nawet teraz miło się słucha. A kaseta bardzo stara i bardzo oryginalna.
Giuseppe Verdi — The Essential (vol. 1) — nic, co by mnie porwało.
Perfect — 1981-1989 (1989) — e, to całkiem udane jest. Bo ci gitarzyści grają, on śpiewa, klasyk taki, który może zbyt często w radio leci, ale na słuchawkach zyskuje (stereo).
Georges Bizet — Carmen — a nawet kilka przebojów się znalazło, co odnotowaliśmy ze zdziwieniem.
Depeche Mode — Ultra (1997) — to taki miły zespół, ułożony, że nawet jak przebojów jest mniej, to reszta leci bezkolizyjnie. Nawet jakby takie drobne eksperymenty elektro. Podobnie jak w przypadku U2 słucham bezrefleksyjnie, a z upodobaniem.
***
Unwound — No Energy (2014) — przedarłem się przez 32 numery noise-rocka. Owszem, nawet kilka numerów znałem. Ale nie ma w sobie mocy/sznytu tych największych noise'owców. Realizacja też odbiega od najlepszych. Chwalebne te zbieranie odrzutów, ale nie porywałbym się na winyl.
***
Poszedłem, zwiedziłem, kupiłem. Z gazetami się zabawiłem, byłem już najedzony, ale dodatkowo objadłem się czipsami. Zeszło do wieczora, a coraz ciemniej jest. Miałem opowiadać (ciekawość), ale bardziej interesowały mnie stare gazety i wycinki. 
Głównie sport, głównie piłka nożna.

nasze Goldfingery
szałwia, a w tle jest ONA
maliny się trafiły
nasz pigwa
dojrzałe już zjedzone, z tych "bezkolczastych"