czwartek, 31 marca 2016

The Wacky World of James Tont (1966)



nie jest to może jakość hd, ale duży kwadratowy obraz, ma napisy i klasyczną piosenkę tytułową
wspaniałe nawiązanie do 007 (kongres!)
to nie jest jakaś głupia komedia, to jest włoska komedia (= dużo gadają i gestykulują), a ja się bawię
Y.



 
 
 

jest zabawnie, chłopcy wyprzedzili "You Only Live Twice" (1967), ja zaś nawet się poluzowałem podczas seansu
Extravaganza!






środa, 30 marca 2016

Nowe Książki 1/2016



Nowe Książki 1/2016
Aleksander Kaczorowski Biografistyka nie jest literaturą

Rozmowy „Nowych Książek”
Czeski los. Z Aleksandrem Kaczorowskim / ciekawe, dwie kwestie dobre

Recenzje
A. Kaczorowski: Hrabal / niekoniecznie przeczytać, ale warto polecić / tekst ok

O literaturze
T. Nyczek: Jarmark cudów / nie / naznaczone jedno przegięcie
W. Szymborska: Wszystkie lektury nadobowiązkowe / nie / ok
M. Nowak: Na łuku elektrycznym / o Bobkowskim, nie
J. Stańczakowa: Dziennik we dwoje / nie / ciekawy związek z Mironem
Niepokoje Różewicz wobec zagłady / nie / pojawia się Szczukowski!
Katarzyna Kotyńska: Lwów / nie, acz ciekawe / ok
M. Michalska-Suchanek: Samobójcy Fiodora Dostojewskiego / nie / nie

Proza obca
V. Binar: Pianka od Chińczyka / nie / znudziło
G. Swarthout: Eskorta / nie / słabe
S. Gruen: U brzegu / nie / ugh, tak piszą blogaski
T. Pynchon: Vineland / TAK, a bo co / ok
Lu Xun: Opowiadania / nie, ale polecić / ciekawe
K. Daoud: Sprawa Meursaulta / nie / intrygujące

Proza polska
T. Parnicki: Trzy minuty po trzeciej / nie, ale moje / takie se, ale moje
L. Lipski: Powrót / nie / mocne
W. Kudyba: Nazywam się Majdan / nie / takie czasy teraz
Z. Zawadzki: Przetwórnia / nie / prawie ok
E. Sonnenberg: Obca / bardzo nie / ok

Poezja
J. Kornhauser: Tylko błędy są żywe / nie / ciekawe
A. Kamieńska, J. Śpiewak: Abyśmy byli / nie / nie
J. Trznadel: Nawet jeśli nic / nie / ok

Sztuka
J. Hoffman, J. Szczerba: Po mnie choćby „Potop” / TAK, bo kolorowo / ok.
J. Żelasko: Przygoda w pociągu / może / ok
A. Kurzak: Si, Amore / bardzo nie / nie
W. Nowicki: Odbicie / nie / ciekawe; czyli nie jesteśmy inteligencją
A. Szczerski: Cztery nowoczesności / nie / pojechał po tym ostro

Ludzie / Miejsca
M. Pinkwart: Wariat z Krupówek; K. Dubiński: Wojna Witkacego, czyli kumboł w galifetach  / nie, acz ciekawe / tak, i prztyczek był dla autora
M. Krupa: Kroniki zakopiańskie / pewnie nie, ale / tak i CHCĘ POJECHAĆ W GÓRY!
J. Strumiłło: Ukryty modernizm / byłoby fajnie / ciekawe
K. Wiśniak: Opowieści z Lanckorony i okolic / nie / ok

Moda
M. Sztokfisz: Caryca polskiej mody, święci i grzesznicy / nie, ale ciekawe / ok

Popularyzacja nauki
K. Scott, J. Broom: Animalium / nie, acz super / ok
S. Pääbo: Neandertalczyk / nie, ale ciekawe / i intrygujące
I. Stewart: Księga matematycznych zagadek / nie, choć ciekawe / ok
A. Morawska: Twarze depresji / ups / ostra jazda

Religia
A.-S. Constant: Jean Vanier / ee / nuda
T. Ben Jelloun: Co to jest islam? / ee / ee

Reportaż / Literatura faktu
J. Kusy: Zwyczajne pakistańskie życie / nie / Polska Barbie w Pakistanie, hi hi
J. Hatzfeld: Englebert z rwandyjskich wzgórz / nie / mocne
J. Mikołajewski: Wielki przypływ / nie / mocne
K. Surmiak-Domańska: Ku Klux Klan / może / mocne, a jakie nasze współczesne
i tutaj mi się magazyn rozkleił
W. Tochman, M. Szczygieł: Krall / nie / pojechane prawie równo
T. Michniewicz: Świat równoległy / nie / nie

Społeczeństwo / Polityka
C. Mouffe: Agonistyka / nie / niezrozumiałe
Czy kapitalizm ma przyszłość? / nie, ale ku pamięci / ok.
F. Schmidt: Para, mieszkanie, małżeństwo / nie / ok
A. Gala: Inteligencja polska / nie / ok
W. Rydzewski: Dylematy rosyjskiej idei / nie / ok
J. Debreczeni: Viktor Orbán / nie / na czasie

Historia
R. Graczyk: Od uwikłania do autentyczności / o Mazowieckim / ok
B. Margueritte: Bliżej Polski / nie / zjechane
M. Kellogg: Rosyjskie źródła nazizmu / nie, tytuł mylący / ok
H. Donaldson Jenkins: Ibrahim Pasza / nie, ale ciekawe / też ciekawe
Tomasz Leszkowicz Pomniki wymuszonej wdzięczności (D. Czarnecka: „Pomniki wdzięczności” Armii Czerwonej) / nie, ale ciekawe / też ciekawe

Dla młodzieży
(przeczytałem, ale teraz to zbędne)
Danuta Cirlić-Straszyńska Konik kasztanek w osła zamieniony (Z głową w chmurach)
Krystyna Zabawa Gra w słowa i życie (S. Nielsen: Łowca słów)
Halyna Dubyk No to hej, Jędrek! (R. Skarżycki: Przepraszam, czy tu borują?; Gdzie moja forsa?)
Jolanta Kossakowska Czego nie widać? (I. Cieślińska: Dźwięk)
Małgorzata Strękowska-Zaremba Bezpieczna książka z niepoprawną bohaterką (P. Hermes: Werka Rozterka i futbolowa niania)
Ewelina Rąbkowska Wyszywane tajemnice (I. Chmielewska: W kieszonce)
Hanna Diduszko Nadzieja w Trzmielu (K. Majgier: Milioner z Gdańska)
Weronika Kostecka W poszukiwaniu klucza (Opowiadania z kluczem)

Noty
T. Gruszczyk: Czytanie filmu – oglądanie literatury
P. Vilikovský: Opowieść o rzeczywistym człowieku
P. Gulda: Moi sąsiedzi nie żyją (obok w kwadraciku książka Guldy / nie / nie)
W. Orliński: 10 lat emocji (obok w kwadraciku książka Orlińskiego o polskim kinie 2005-15 / nie / ciekawe)
R. Podraza: Helena Majdaniec (nie / ale ciekawe)
A.G. Kruszewicz: Głosy ptaków (obok w kwadraciku książka o 3-kowych gawędach Kruszewicza, tego od ptaków / nie / kara jest)
J. Kaczkowski, P. Żyłka: Życie na pełnej petardzie (ygh)
L.B. Waugh: Spotkajmy się w strefie Gazy (obok w kwadraciku książka o strefie Gazy / mocne)
F. Fukuyama: Ład polityczny (obok w kwadraciku kolejny Fukuyama)
J. Grey: Herezje (obok w kwadraciku kolejny John Gray, ciekawe polityczno-ekonomicznie)
M. Eltchaninoff: Co ma Putin w głowie (że niby filozofię)
M. Pawłowska, J. Szamałek: Kim jest ślimak Sam (dla dzieci)
Y. Żółtowska-Darska: Ibra  (dla dzieci o Ibrahimoviczu!)
P. Zarawska: Benek i spółka  (dla dzieci)

Języczek uwagi
Jan Gondowicz Straszny dwór (eee, że niby Gombro)

Książki nadesłane — i tutaj znalazłem coś dla siebie tego szarlatana i sensacjożercy: Paul Johnson — Napoleon (2015), choć prawdopodobnie nie warto



piątek, 25 marca 2016

OSS 117 se dechaine (1963)



nie mam mu nic do zarzucenia (może jakieś drobne śmiesznostki) (Kerwin Mathews!), świetnie się oglądało, bo to kryminał szpiegowski jeszcze z czasów niegadżeciarskich
to już kolejny normalny film w ostatnim czasie!

http://thelucidnightmare.blogspot.com/search?q=OSS+117+se+dechaine

Bonifacio




środa, 23 marca 2016

nba 2015–16


wrócił nam konkurs wsadów, inni zmienili miejsce zamieszkania, inni je stracili, jedni gonią wynik, inni gonią w piętkę, nazbierało mi się tych obrazków

Aaron Gordon - Zach LaVine
Andre Miller => Spurs
Channing Frye <=> Anderson Varejao
David Blatt OUT Tyrone Lue IN
David Lee => Dallas
Birdman => Memphis
Derek Fisher OUT
DJ Augustin => Denver
jednak NIE Donatas Motiejunas Marcus Thornton => Detroit
Gordon Hayward game winner
Hawks Acquire Kirk Hinrich In Three-Team Trade
Jeff Hornacek - Phoenix Suns = OUT
Joe Johnson => Miami Heat
Kris Humphries and DeJuan Blair to Suns for Markieff Morris
Lance Stephenson <=> Jeff Green
LeBron mustach
LeBron mustache and shorts
Lionel Hollins - Memphis - Brooklyn Nets - OUT
Mario Chalmers Memphis oldschool
Mike Dunleavy mustache
Randy Foye <=> DJ Augustin
Shaun Livingston + Sam Cassel
Tobias Harris <=> Ersan Ilyasova + Brandon Jennings



Marek Pernal — Barcelona. Spacerownik historyczny (2011)



jest coś absolutnego w tej książce
ale to dlatego, że te znane piosenki
w każdym razie ja już znam, i prawie na pamięć, co mi wcale nie przeszkadza


ps. 1500

cześć dziewczynki



wtorek, 22 marca 2016

1–13.03.2016



1 marca, wtorek

zatę Żono ma

wstawanie jak wstawanie, więc czytam tego Dehnela, o nim to nawet mam zdanie
u Was nastąpiła zmiana planów (cyklinują, hałasują), więc wylądowaliście na wro, ale sądząc z rozwoju Hegemona, to nie tego boi się dziecko, tylko jest ukloszowione, wysiedziane i wyleniwione, ech ci rodzice
***
jak się zająłem tyrką, to ocknąłem się o 16:09 i trzeba się było zbierać
odebrałem 2LP Ścianki, Białe wakacje, duża firma wyczuła koniunkturę, a ja złapałem lep, ale nówka nieśmiagana ładnie wygląda, 74 zeta, więc co miałem nie brać
***
wracałem przez kaponierę, przypomniał mi się tenże spacerniak, jak jakiś czas temu tej zimy (zimy!) szedłem tędy śniegiem
patrzałem na zebrane zbiory na komórce i ona mówi, że rok i 3 lata temu w marcu i kwietniu jeszcze bywały dni ze śniegiem, więc nie mówmy hop
***
po standardowej wro (Mama była wybitnie zdenerwowana, aż się babci dostało), chociaż nie, dziadek ma ciśnienie na chodzenie wnuczka, wróciliśmy do domu, gdzie była akcja pompowanie, na szczęście mamy dwie pompki
***
— halo, szelki?
***
— halo, klocki? co robicie?
— składamy się
***
wieczorne i zasypianie w normie, potem udałem się na eksplorację piwni, sporo starych słoików poszło, a słuchając 007 i robiąc zdjęcia dokumentacji czułem się naprawdę szpiegowsko
***
ponadto memento mori
dziadek (nie mój), o znanym nazwisku, był zapewne ważną personą, o surowych zasadach i takimż sposobie bycia, sądząc po zostawionej dokumentacji praca była niezmiernie ważnym elementem jego życia, a teraz wszystko do kosza, oczywiście imponują mi te wszystkie rzeczy, których nie rozumiem, wykresy, kaligrafie, wyliczenia, obce nazwy — jakież to nieaktualne dzisiaj! — a ileż godzin musiał nad tym spędzić!
praca, praca
***
wróciłem więc do domu, dwie półki w miarę, jeszcze parę lat i będzie można tam spędzać miło czas, a tymczasem już trzeba się było udawać do snu, i to bez filmu (nie miałem nastroju), choć on się zaskakująco rozkręcił


2 marca, środa

zatę Żono ma

Hammerhead — New Directionz (2015)
jednak rozczarowanie, w dodatku słabo nagrane
***
szedłem dzisiaj do tyrki tylko z jednym przeświadczeniem, że jeszcze 10 godzin i już pochlej
tymczasem wyciągnięto mi stare "grzechy" z przeszłości i się spociłem, ale gładko poszło, więc, ile to godzin zostało?
***
Greed in the Sun (1964)
JPB, hah i gra tutaj Goldfinger!
***
zupełnie spokojne zakupy, całkowicie zachowawcze stanie przy kamieniu (nie miałem potrzeby zwiedzania), r'n'rollowa próba, aż przyjemnie się grało, był pochlej i najebka, wtedy dopiero zrobiłem leśny trakt i siup do domu spać
dopiero następnego dnia przypomniałem sobie, że wyrzuciłem też makulaturę z domu


3 marca, czwartek

zatę Żono ma

The Southern Star (1969)
ze względu na ost i Matta Monro w piosence, ale początek zabawny
***
w drodze powrotnej podpisałem kwit dla nasiona, spotkaliśmy się pod przychodnią, ale dziecko zupełnie oszalałe ("mamo! mamo! tramawaj! daj mi tramwaj! oooo piesek!")
***
wieczorne nam zeszły szybko, z czytaniem pisma świętego i słuchaniem "Machine Head" — to bardzo dobra płyta jest, i nawet po latach, się wsłuchałem w stopę i bas, godnie
bez kąpieli, bo szczepionka, ale zasypianie takie se, to już kolejny taki kryzys połączony z lenistwem, niemniej po 20 wolne, zagotowałem, usmażyłem, podmyłem, wkleiłem napis na grzbiet i jeszcze do snu zobaczyłem stosunkowo realistyczne sceny z życia na zamku w średniowieczu, prócz tego, że dramatycznie tam krzyczą, to fajnie nie mieli ("Lion in Winter")
dobry długi sen


4 marca, piątek

zatę Żono ma

mimo szarzyzny i siąpizny funduję sobie piątek, i to nawet taki psychiczny, bo wszystko już załatwiłem i co mi zrobicie
***
ponadto w ramach odkurzania i sumowania WSZYSTKIEGO rozpisuję ost expanded (tak, to jeszcze nie było zrobione!) i nie brałem dzisiaj walkmana na leśne przechadzki, bo mam to przez cały dzień tutaj, tam będą ambienty
tyle o moim życiu duchowym
***
drożdżówka była, bo była tak wielka i piękna, że
do tego będą pierogi ze szpinakiem, zjem wszystkie 11, a co, wczoraj nie miałem obiadu
to że miałem świetną chińską surówkę, to insza inszość
***
dniówki przeczytane, kolorowych winyli nie będę teraz słuchał, są ważniejsze sprawy, naniosłem nowych plików, doliczyłem się dopiero 48 zestawów, będzie co wypisywać, zatem kiedy ta 16?
***
postanowiłem wziąć coś lekkiego, bo mam dzisiaj wyładowany plecak, więc hopsa po Niziurskiego
***
nauczony poprzednim doświadczeniem wybrałem się na trasę 5,1 km, szał zakupów szał, oglądałem profesjonalne rękawice zimowe — nie kupiłem, byłem na chińszczyźnie — przywiozłem do domu, tak mnie przymroziło ceną, że uznałem, że żarcia już dzisiaj nie będzie, zaliczyłem kolejne sklepy, prawie (ależ było blisko) kupiłem spodnie, potem kiełbasa w jedną rękę, bagietka w drugą i w drogę, z tymi towarami to się nawet zmachałem, więc na kosza przyszedłem już zmęczony, ale świetna trasa (już otrząsnąłem się z tego szoku, że ją wyrównali spychaczem), ponadto świadomość, że Geox respira wciąż jest na śwoim miejscu podziałała kojąco, dobra muza była, więc przygody przygody
***
było nas za mało na duże boisko, więc trza było tyrać, a co więcej — nawet rzucać, zatem ze dwa trafiłem
siup do wrzeszcza, siup do domu, obżarliśmy się i opiliśmy przed nocą (piwo lichi) i siup do dyżurowania


5 marca, sobota

zatę Żono ma

6:14, tak wcześnie to ja nawet do tyrki nie wstaję, ale jakoś bawiliśmy się w łazience i w pokoju do wpół do 9, śniadanie swobodnie, pakowanie, bankomat i lądujemy na Stogach
tym razem spacer wersja krótsza, bo i dziecko zasnęło normalniej, chillowałem się jak zwykle w tych okolicznościach
następnie dziecko, jak każdy dorosły jadło smażoną mortadelę, smażone ziemniaki i piło czarną herbatę (ja nie rozumiem o co ten krzyk), zupełnie zadowolone, te 6 godzin minęło nam bardzo sprawnie, bez płaczy, bez noszenia, może przez to, że jest cieplej i że wykładziny, to ono może się przetaczać we wszystkie strony jak chce, aż się zdyszało = to działa
***
przyjechałaś po nas, już przyszła pora na wieczorne i zasypianie (w miarę normalne), wobec mortadeli wycofałem się na pozycje bezdyskusyjne (czyli do piwnicy), zrobiło się prawie późno, więc można było ze spokojnym sumieniem oddać się dyżurowaniu przed 22


6 marca, niedziela

zatę Żono ma

i dobrze, bo pobudka była wcześniejsza, tylko udało się namówić dziecko na spanie z utrudnieniami — przez pozostałe dwie godziny były przewalanki z prawa na lewo, na plecy, na głowę, na poduszkę, ale 7:45 to nie w kij dmuchał
poranne poszły nam sprawnie, nawet zacząłem naleśniki robić (z mąki krupczatki, mistrz) i dziecko w tym aspekcie też dało radę, chociaż naleśniki smakowały bardziej nam niż jemu
można uznać, że ono żywi się wyłącznie ogórkiem kiszonym
***
ponieważ ostatnio blady strach padł na nasz dom, więc zostałem wydelegowany również do zasypiania dziecka w dzień, może nie było to mega bezkonfliktowe, ale jak już pogroziłem swoim wielkim brudnym paluchem (sam prawie zasnąłem), to mieliśmy godzinę 20 na czytanie, zakupowanie itp.
***
właściwie były dwa obiadki, a następnie "krajoznawczy" spacer do liroya, gdzie zakupiliśmy działkowe nawozy oraz antyramę i szybko wróciło do domu
pozostałe 2 godziny jak z płatka zeszły na Skaldach oraz myciu puzzli (z obowiązkowym jedzeniem piany — dziecko aktywnie pomagało), po czym nastąpiły wieczorne oraz zasypianie — przedłużone, ale za to bardzo spokojne, co było wymagane
***
potem już tradycyjnie przed snem wyszykowałem wielką surówkę, którą trzeba było zjeść z ostatnią flaszką wina
po zakupach na ostatnie pół godziny wyszykowałem sobie indywidualne słuchanie:
John Barry — Robin And Marian (1976)
i było ślicznie, ale totalnie mnie zmogło na higienę snu, ani chybi musiała być 22
***
warto odnotować, że z krzesła bez oparcia, z filcem na nóżkach sam zmajstrował się świetny pchacz, którym dziecko przekracza pokój tam i nazad i jeszcze okręca


7 marca, poniedziałek

zatę Żono ma

a ja to przejechałem dzisiaj przystanek! zaczytałem się! nie powiem czym!
***
niemniej zakupy udane, śniadanie pełne, a GSW przegrali z Lakersami!
potrzeba mi więcej wykrzykników!
***
uff się napracowałem, i wciąż nie wiadomo jak wieczór, natomiast to ciasto, które zrobiłaś jest takie full, że w ogóle nie trzeba jeść obiadu, ja podlewam sobie gruszkami
***
jeszcze w sobotę pamiętałem o piątkowych przygodach, a teraz to już taka zamierzchła przeszłość
dzisiaj rano człowiek wstał już po słońcu, jakkolwiek ta przerwa w nocy (dobrze że nie wstałem jednak "wyspany") dała o sobie znać rano, niemniej, jest ok
***
a zatem dalej było tak
dokończyłem książkę z zapartym tchem, wyjaśnił się wieczór, kupiłem piwo, irysy i "już" byłem w domu
dość zmęczony, więc siedzieliśmy sobie z dzieckiem na podłodze i słuchaliśmy płyt
wieczorne normalnie, zasypianie bardzo dobrze, palma
***
przygotowałem się na przyjście Wojta i wreszcie z korzyścią spędziliśmy czas, z ograniczonym spożyciem i ograniczonym słuchaniem, aczkolwiek na nieco bezowocnym szukaniu schematów wokalno-wzmacniaczowych, ale kolumny znaleźliśmy
i siup do snu, było ciut później


8 marca, wtorek

zatę Żono ma

zacząłem świetną Barcelonę, wszystko pamiętam, mam pamięć do ulic, jednak z tyłu głowy siedzą zadania z tyrki
robię
***
spotkaliśmy się w top-meblach, to jest bardzo porządny i miły dom handlowy, i nawet kibel mają
w tych dużych przestrzeniach, z małą liczbą ludzi, bardziej przysypiających sprzedawców nasze dziecko świetnie się czuło i dawało sygnały głosem
ale winda była dziwna, co nie?
ja to bym sobie całe mieszkanie wypełnił tanimi meblami w pół dnia, z łatwością
***
dokończyłem film
Lightning Bolt (1966) DVD
było trochę zabawy w tym filmie, oj było
***
wieczór był bardzo krótki, trochę na zmęczeniu, wieczorne dobrze, zasypianie prawie dobrze (zabawne sceny z kładzeniem się w łóżeczku), palma
rybne przysmaczki z okazji dnia
***
robotę miałem, więc musiałem porobić
ale szła muza, więc skończyło się git
i skończył się płyn do kabiny prysznicowej! i takiego nie ma na świecie!
gorzej z Mamą, która musiała w trybie przyspieszonym zachować higienę snu
zatem dokończyłem również
The Lion in Winter (1968)
trochę strasznie było, wielkie plusy za realistyczne średniowiecze, muza Barry'ego nieco schowana


9 marca, środa

zatę Żono ma

wstawanie w normie, ale świadomość filmu, Skaldów, książki o Barcelonie działa pobudzająco
do gier!
***
miałem robić, ale musiałem wpisać te dwa filmy, więc posypało się domino
i niepostrzeżenie dotarłem do filmów 1445, odkrywszy po drodze kilka zapomnianych
***
sprawiłem regularne zakupy, regularnie przejrzałem się w parku (jasno, ale szaro), regularnie pochlej i najebka, regularnie zagraliśmy, regularnie fajnie było (choć podobno Przem nic nie robił przez cały tydzień, a potem zaczął wyliczać)
następnie w domu przysmażany boczek z kozim serem oraz jajecznica (konieczna konieczność gorącego posiłku)
i nie kończyłem filmu, bo dokończyłem go wczoraj przecież


10 marca, czwartek

zatę Żono ma

wstawanie, jazda, praca, praca, jazda, kładzenie się
niemniej, co miałem wypracować — wypracowałem
co miałem przeczytać — przeczytałem ze smakiem
Mama po wczorajszej wściekłości miała bardzo dobry dzień, przyniosła mopa, a potem miała zajęcia przez resztę wieczoru
dziecko również zajmowało się sobą, to był krótki wieczór do kąpieli i zasypiania
George Peppard jako Reno Davis w filmie
House of Cards (1968)
bardzo dobrze, ze znakomitą muzyką Francisa Lai (akcja + melodia), w stylu przygodowych sensacyjniaków, jak "Charade" czy "Arabesque", żwawo, jestem wciągnięty


11 marca, piątek

zatę Żono ma

zaliczam zniżkę nastroju i wcale nie przez tyrkę (głównie), na pewno to ten brak słońca!
Barcelona Barcelona
(tak, jestem wciąż zachwycony, że trasy spacerowe na pamięć, niemal)
***
już wiem, chodzi o to, że w piątek warto oglądać filmy, siedzieć, pić piwo i jeść popcorn
a mnie się tego piwa chyba nie chce dzisiaj
***
niemniej, coś tam porobiłem, a nawet się ogarnąłem
i to z własną korzyścią, posłuchawszy palmy w weekend pomyślałem, że mógłbym obejrzeć kilku pierwszoroczniaków nba
wieczorem z jednym piwem (jakby nie weekend) zakończyłem z zadowoleniem
House of Cards (1968)
i do dyżuru (higienicznie)


12 marca, sobota

zatę Żono ma

wstawanie o 6:40, pełen zestaw codziennych aktywności bez kłótni, o 9 na śniadanie, a po jakimś czasie przyszła babcia
dziecko nie chciało spać na spacerze, a mi nie udało się rozpalić ogniska
więc tak samo bez sensu jak zazwyczaj zbierałem stare liście, i już ta godzina z hakiem wystarczyła, bym się dobrze poczuł na tym małym kawałku wyszarzałej natury
***
po grochówce z kolei ja polazłem na spacer, ale dziecko — mimo że niemal spało — nie chciało się położyć
nieporzebnie się denerwowałem, niepotrzebnie też tłoczyłem w głowie myśli o niezaakceptowanym urlopie — to mi jako żywo przypomniało zeszły rok i poprzednie lata: nic się tutaj nie zmienia (w tyrce), tyranie, choć na świeżym powietrzu, nie odświeża łepetyny, człowiek ma zajęte ręce, a w głowie kumuluje
niemniej — pomarzyłem sobie o grilowaniu i wieczornych popołudniach
***
wieczorne poszły, i tym razem zasiadłem do
La muerte silba un blues (1964) Jesusa Franco
a Mama pracuje
do dyżuru (higiena, higiena)


13 marca, niedziela

zatę Żono ma

wstawanie o równie atrakcyjnej porze, tyle że nie miałem siły na wesołe pogaduszki, więc leżakowałem, i mimo wszystko udało nam się w tym zamknięciu przeleżeć do 9:30, po czym Mama zrobiła jajecznicę
potem miała wyjściówkę (nowy człowiek w domu, trochę strach, a już zaraz popisy), a myśmy spokojnie przeszli od nic nie robienia, poprzez drzemkę w domu (tata potrafi), dramatycznie wczesny obiad (i co tu robić dalej!?), przez spacer w pięknym, acz chłodnym słońcu, po powrót do domu, a jednocześnie powrót Mamy
***
nowy fotelik od dwóch wzbudzał zainteresowanie dziecka (pewnie chciałoby mieć własny tron), jego montaż nie okazał się skomplikowany, jestem ciekaw jak jazda
***
pod sam wieczór dziecko robiło wredne krzyki (w tych momentach w duecie z Mamą są niemal nie do zniesienia), więc wieczorne nie były miłe, aczkolwiek zasypianie poszło całkiem normalnie, tyle że dzień wyzuł mnie z energii i o 21:20 byłem gotowy i tylko Mama bawiła się w SUPERtrans
a zatem higienicznie do snu
jakkolwiek pobudka w nocy była x 2 dla mnie