piątek, 27 lutego 2015

Odcinek z papierem w prążki



16 lutego, poniedziałek

Odcinek z lekarzę

My drogi i Miłościwie Nam Panująca rozpracowujesz smartfoniszcze.

Nowy zwyczaj, kupuję jedzenie (pączuś, owoce) w biedrze, 5 minut przed busem.
No, pięknie, 1,5 h, po śniadaniu, to teraz mogę coś porobić.
***
mam nowe prywatne plany/zadania:
— ściągnąć disco Goldsmitha do końca => wypalić
— opisać zdjęcia parkowe
— na filmwebie pogwiazdkować WSZYSTKIE filmy — nie będzie łatwo
***
Dust From 1000 Years — indie rock / dreamy folk band
to tak po podżeraniu zimnej pizzy i pączusia (nie miał twarożku!)
już 12 — jak ten czas leci
***
Fake Problems — You Blew It! (split) (2013)
z czego to pierwsze to bardzo fajne gitarowe alter indie
***
(a ostatnio wcale nie mam melodii na muzykę, wolę moje expanded)
***
Threadbare — Feeling Older Faster (1994)
taki klasyczny noise, post hc z elementami, miewają Slintowe pajączki oraz metal w stylu Henryka Rolnika
***
Boże jak cudownie słonecznie dzisiaj, a ja mam urlop na piątek (zakraplanie).
***
Poszłem grzecznie (mrozi), 131/75, 51/min, pani mówi, że chyba jakieś sporty trenuję, bo taki niski puls, taa, dźwiganie szklany. Niemniej, galopujących suchotów nie mam, szybki antybiotyk (ha, mogłem wziąć 3 dni wolnego), i całość mnie kosztowała drogą płytę winylową — 78 zeta! jezu
w końcu trza zacząć dbać o się
***
W domu wyjątkowa jajecznica (bo na ciepło) i się rozeszło z dzieckiem, choć bywało w dużej mierze spokojne. Ogólnie standardowo. Do snu nie za wcześnie, acz w sam raz.


17 lutego, wtorek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca, a Ty rozgotowałaś ryż przez bioderka.

Dzisiaj przymroziło do -7. Krzyżowcy zakończyli się skomleniem, ot ten etos zachodniej cywilizacji opartej na koneksjach, tytulaturze i pieniądzach. Właściwie odnosząc to do dnia dzisiejszego i porozumienia między Putlerem a Merkelem — wiele się nie zmieniło.
***
Javier Sierra, Mistrz z Prado, 2013
nie spodziewam się, ale papier ładny, a obrazki znam
***
Ganger — Canopy
bardzo przyjemny post-rock w starym stylu
"Late 90's instrumental rock from Glasgow, Scotland. Members went on to form Aereogramme".
***
Georges Garvarentz — Killer Force (1975)
coś z Telly Savalasem na okładce — koniecznie trzeba obejrzeć
***
Ghost To Falco — Like This Forever (2006)
najbardziej oryginalne z wszystkich, post-rock, math-rock, Calla, spokój, klimat, szamanizm (nie od szamania), gitara
***
Z kolei HEALTH — HEALTH (V0) wciąż zaskakują niegłupio.
***
jak już pohałasują te punki, to wracam do Davida Arnolda i oczyma wyobraźni widzę film w pracy
***
Kupiłem 3 papiery, zwiedziłem Gdańsk (ładnie, choć zimno). W domu tradycyjnie, przeciągamy młodego na różnym udawaniu, zaczyna płakać dopiero przed snem. Nie poczytałem.
Zjadłem pop-corn na maśle, nieważne, że ciut spalony. Zawsze jakieś coś.


18 lutego, środa

Odcinek z popielcówą

My drogi i Miłościwie Nam Panująca podsłuchujesz jak czytam dziecku.

Full za pół ceny z piekarni. Chłodno, ale bezchmurnie, ładnie dnie ostatnio.
Jakoś się oszukałem z busami i nie było spacerniaka.
***
wpiepszyłem wszystkie 3 pączki dzisiaj, i drożdżówkę, ale miałem sporo pracy
***
właśnie, do czego to doszło, słucham Arnolda, szykuję się na kolejny ogląd
***
muszę pochwalić dziecko na udany wieczór, pogadaliśmy, nawet zrobiłem kilka akapitów podczas drzemki, sam też poleżałem, wieczorny zestaw czynności tradycyjny, ale niemal bez wrzasków
dobre kromki z pleśniakiem


19 lutego, czwartek

Odcinek z prawie weekendem

My drogi i Miłościwie Nam Panująca pracującym wieczorem.

4 stopnie z rana, musiałem zdążyć na poranne szkolenie, książka z wątkiem obrazów słaba, ale ciekawostkami można się zainteresować
***
Horns To The Matador — We Own This Town, Johnny! (2000)
gitarowa alternatywa z dawnych czasów
***
był mini przedweekendzik, co prawda nie śledziłem na bieżąco trade deadline, bo byłem w domu ale "w pracy", w dodatku jeszcze taki niezainteresowany życiem, lecz działo się działo:

"Rok temu było ciut bardziej emocjonująco, ale jeśli dziś mamy pomyśleć, że dealem dnia był Evan Turner za Danny’ego Grangera..."

(picków nie kopiuję)

HEAT: Goran Dragic, Zoran Dragic
SUNS: John Salmons, Danny Granger
PELICANS: Norris Cole, Shawne Williams, Justin Hamilton

PISTONS: Reggie Jackson
THUNDER: Enes Kanter, Kyle Singler, D.J. Augustin, Steve Novak
JAZZ: Kendrick Perkins, Grant Jerrett

SUNS: Brandon Knight, Marcus Thornton, Kendall Marshall
BUCKS: Michael Carter-Williams, Miles Plumlee, Tyler Ennis
CELTICS: Isaiah Thomas
SIXERS: pick

BLAZERS: Arron Afflalo, Alonzo Gee
NUGGETS: Thomas Robinson, Will Barton, Victor Claver

WOLVES: Kevin Garnett
NETS: Thaddeus Young

ROCKETS: K.J. McDaniels
SIXERS: Isaiah Canaan

KINGS: Andre Miller
WIZARDS: Ramon Sessions

PISTONS: Tayshaun Prince
CELTICS: Jonas Jerekbo, Luigi Datone

SIXERS: JaVale McGee
NUGGETS: prawa

KNICKS: Alexey Shved
ROCKETS: Pablo Prigioni

(będzie okazja na foto w nowych koszulkach)

szkoda D.J. Augustina, Isaiah Thomasa, Kevina Garnetta, Andre Millera, a Suns już spadli poza 8, popsuło im się przez głupiego Słoweńca

Wizz ostatnio dostają takie wciry, że dobrze, że nie zajmuję się mocno nba, jak jeszcze podczas urlopu
***
Kiedy jeszcze wypiłem pierwsze pół-piwo (zapowiedź kłopotów) i obejrzałem do końca "Licence to Kill" to był nostalgiczny, ale dobry weekend
zastraszające jest to, że tym razem uznałem, że to jest poważny film (Timothy zawsze był taki), te sensacyjne lata 80/90 w tv w piątek i sobotę wieczorem, do tego rzewna piosenka Patti LaBelle na koniec i już byłem na jednej łopatce
co gorsza, ponownie sięgnąłem do Michaela Kamena następnego dnia
***
potem sraczka o 5:30 i tak przez cały weekend


20 lutego, piątek

Odcinek z siatkówką

My drogi i Miłościwie Nam Panująca na samotnej opiece zmianowej

Tym razem to badanie oka szybko, spoko.
Nie bawiliśmy się dobrze z młodym i nie miałem czasu na korektę.
Po Twoim powrocie z pracy byliśmy na spacerze w lesie.
Po kleiku ryżowym wybrałem się na kosza — była gra, były emocje, była chwila radości.
Za dobrze się poczułem, było słuchać mamy i nie pić wina.
Tym razem odpuściłem sobie wieczór (zmęczenie).


21 lutego, sobota

Odcinek z powtórką z rozrywki

My drogi i Miłościwie Nam Panująca tym razem robimy pierwsze takie Stogi.

Rano podobnie (mokra koszula), zebraliśmy się w końcu i siup.
Tam chwila po domowemu i po karmieniu długi spacer po lesie, ładnie zrobili okolice Pustego Stawu, nie popsuli.
Dwie paczki przyszły, dusty mega szybko.
Ale było zbyt wiele zajęć z obiadem i dzieckiem, więc też nie porobiłem, ani nie zrelaksowałem się.
Nie będzie zaproszeń własnych.
Po obiedzie i ciastku zebralim się i do domu na kąpiele.
Ty miałaś prawdziwe wychodne, ja zostałem z marudą, nie poczytałem. W końcu przydusiłem go smoczkiem i obejrzeliśmy do końca:

OSS 117: Cairo, Nest of Spies (2006)
pojechane w jednym stylu, ale konsekwentnie, nie mogłem się nie śmiać

dokończyłem "M-rakera", którego przespałem onegdaj, i zacząłem:
Agent for H.A.R.M. (1966)
to będzie kapitalnie zły film, świetnie!

ani stan zdrowia ani nastrój, jak i zmęczenie nie pozwoliły na wieczorne długometrażowe plany (a plan był dobry, bo gdy wróciłaś dziecko spało), tylko siup do łóżka

22 lutego, niedziela

Odcinek z kolejną nowością

My drogi i Miłościwie Nam Panująca długi spacer oruński.

Ranek podobnie. W końcu dostałem wolne na robotę, którą dokończyłem, zebrałem polski film oskarowy (nie jest panoramiczny), pomarudziliśmy i po obiedzie (kaszka kukurydziana) siup w auto.
Spacerowaliśmy powolutku po oryginalnej części parku ponad godzinę, aż do zmierzchu, po czym w gościnę. Trójka dzieci to bardzo dużo. Hałasu.
Suchary kukurydziane zamiast parówek (łeee) i do domu, bo głód.
W sumie on dopadł mnie bardziej (mokra koszulka), ale dojadłem ciastkiem (wspaniale, mogłem), wieczorne czynności i do snu. Życie, takie.



środa, 25 lutego 2015

Odcinek z chyba za górką



9 lutego, poniedziałek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca łagodnie się obchodzimy z wieczorem.

Jakbym miał odmienne stany świadomości. Staram się wolno chodzić, spociłem się w dżinsach. Wypadałoby jeść coś kalorycznego.
Poza tym pograłbym w heroes, poszedł do parku.
***
Nie mam dzisiaj siły na hałas, ani wyszukiwać czy zaliczać newslettery — Barry. Od razu czuję, jakby się znalazł w dobrym miejscu.
***
no było specyficznie w ciągniu dnia: dreszcze, napady gorąca, senność, czytanie mimo wszystko, poruszałem się bardzo statecznie, czaszka obijała mi się we łbie podczas kaszlu, a skóra boli
***
zakupiłem coś w aptece, w domu zjadłem drugi obiad, dzielnie zajmujesz się dzieckiem i nie pozwalasz mu się rozwinąć histerycznie, kąpiel, moja też, moja mi pomaga chwilowo jeszcze mam dyspensę od małego, co nie znaczy, że mam czas wolny, "nasz agent w Hong Kongu...", ale do snu poszedłem spokojnie jak dziecię, 22
dziecko nie jest cudem


10 lutego, wtorek

Odcinek z prawie normalnie

My drogi i Miłościwie Nam Panująca dusisz w zarodku.

sikanie o 5, poza tym chyba lepiej, mniejszy zakres bólu cielesnego, kanapka, lek, śmieci, piekarnia, tym razem tram nie zdążył, więc biedra i tam szalone zakupy (drożdżówka, maślanka, mandarynki), wróciły siły na:
Hans Mayer, Historia wypraw krzyżowych, 2008
***
"Motorcycle Chase And Bridge Battle" (Hanover Street, 1979) — to bardzo udana zapowiedź "Moonrakera".
***
A w tyrce się zarobiłem, więc nie było nowości, a, na budżetówce byłem, ale nie swojej, więc luz.
***
W domu wszystko regularnie, ponieważ bardzo mocno pracujesz z zabawkami, to dziecko nie jest w stanie popaść w histerię, na czym zyskujemy wszyscy. Zatem do snu.


11 lutego, środa

Odcinek z szybkim pobraniem zupy

My drogi i Miłościwie Nam Panująca znalazłaś koneksje średniowieczne znajomych.

sikanie o 3, potem bezsenność, śmierć i zadania do wykonania, ale zamiast filmu postanowiłem dać wypoczywać organizmowi (Jim Henson zmarł nagle na powikłania zapalenia płuc!), więc zasnąłem ponownie przy kasecie
***
rano jest już tak jasno, że hej
***
mieliśmy jeszcze atrakcyjniejszą budżetówkę
***
a potem na poszedłem na 20 min spaceru wow
ach te wspomnienia z szaleństw zakupów spożywczych i śledzenia zielonych listków i zmian w krajobrazie, który znam na pamięć — wzruszyłem się
wzruszenie musiałem zajeść podłużnym pączkiem z twarożkiem
***
potem na Emaus, potem z Johnym na Stogi, przejażdżka jak za starych dobrych czasów, chociaż... my mamy już same stare czasy, i lidla (a o bankomacie zapomnieli), a Przem nie miał auta, a my mamy nowy numer
***
na powrocie trafiłem na kasecie prócz "Headache" drzwisów, więc jak wróciłem do domu, to było dużo "Soft Parade" i ciężkie dziecko na rękach
szybko powstało zmęczenie, mimo że miałem lekką próbę, to pewnie to osłabienie organizmu, hyhy, musiałem o 22 do snu (nie wyszło), sen duży, dobry


12 lutego, czwartek

Odcinek z końcem basów

My drogi i Miłościwie Nam Panująca planujemy już wychodzenie z domu.

może nie wyspany absolutnie, ale Sławek Wierzcholski jakoś nie pozwala na razie oderwać się od kasety edukacyjnej gry na harmonijce, krzyżowcy właśnie zmasakrowali Bizancjum, ja na Barrym
***
co tam tłusty czwartek, chyba pora zacząć wyjeżdżać w delegacje w weekendy
***
były 4 z czego 3 małe, czuję się niedojedzony, biedro przybywaj
***
były chwile spokoju (było zacząć oglądać), a potem dziecko wpadło w szał, nieukajalny
***
kaszel pięknie wyrywa, za to bas się spierdolił we wzmacniaczu, brzmi to teraz jak lisie pipki, pewnie nie jest to końcówka mocy, bo coś tam gra, ale..., w myśl zasady jak nie urok.


13 lutego, piątek

Odcinek z weekendem na chorobowo jeszcze

My drogi i Miłościwie Nam Panująca właściwie niezmiennie

Po krucjacie dziecięcej przyszła pora na spacerniak. Może ta burość nie jest moją ulubioną, ale.
***
Kingsman: Tajne służby (The Secret Service) (2014)
to chyba film dla mnie, klasycznie zrobiony plakat
***
Nie pamiętam jak było z dzieckiem, bo ja to chyba wypiłem kawę i znowu się zdrzemnąłem.
Potem wstałem, by za chwilę znowu się położyć.
Dokończyłem to, co patrzałem od jakiegoś czasu, po polsku jest, co ułatwia (YOLT).
***
Acha, przemarzłem nosząc fotelik do papierniczego (a tam parking wolny), papieru w prążki nie ma, drugiego papierniczego też nie. Czas leci. Płuca wyrwane.


14 lutego, sobota

Odcinek z teorią zachowawczości

My drogi i Miłościwie Nam Panująca mieliśmy, że tak powiem wyjście.

Początki przebujane, dostaliśmy 1,5 godziny, potem obiad i wieczór w standardzie.

Poszedłem piechotą i się zmęczyłem. Chyba tak w ciągu dnia obejrzałem "człowieka-mechagodzillę". To był bardzo dobry agent:
The Second Best Secret Agent in the Whole Wide World (1965)
I oglądałem potem grzecznie do snu. (M-raker 1)
Słonecznie dzisiaj było, ładnie.
***
Dziecko zachrypiało. Bo za dużo krzyczało.


15 lutego, niedziela

Odcinek z zakazami

My drogi i Miłościwie Nam Panująca jemy domową pizzę. Samoróbka. Niedobra.
 
Wypiłem szklaneczkę białego. Od dwóch dni podminowany, jeszcze jedno słowo krytyki i wyrzucę dziecko przez balkon. Dorzuciłem drożdży do winogronowego. Zacząłem rano grzecznie w łóżeczku:
Arabesque (1966)
i dokończyłem wieczorem. Grzecznie do snu. (M-raker 2) (wiedzie mi się)
A, no byłem z wózkiem w lesie. Las nie ten, pogoda nie ta, ale spacer taki to najlepsza część dnia. Brakowało mi tego w tygodniu.
Basy nie działają, słuchanie krążków nie jest satysfakcjonujące, ale Arabesque (1966) Henry'ego Maniciniego przy okazji było.

 



wtorek, 24 lutego 2015

Odcinek z powrotem do tyrki



2 lutego, poniedziałek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca mieliśmy zaskakujący wieczór.

D'Angelo and The Vanguard — Black Messiah (2014)
oczywiście piszą w superlatywach, ale ja tym wolał wciąż Amy. Przynajmniej ma melodie miast przekazu.
***
wczoraj było super bowl (iiii), więc dzisiaj prasówka zajęła mi 5 min, mogę się zająć jakże ważnym odsłuchem płyt nowych/starych i odrzucać krążki
***
Guided By Voices — Bee Thousand (1994)
ale staaaaroć! nie powiedziałbym, że się broni, bo to nie był mój zespół, ale dzisiaj już nie dla mnie ($19.98 Insound)
***
No Age — Weirdo Rippers (2007)
tak, to jest mój nowy styl alternatywy w wieku "dojrzałym" ($19.98 Insound)
***
oczekiwane (przedsprzedaż):
Modest Mouse — Strangers to Ourselves (2015, marzec)
The Jon Spencer Blues Explosion — Freedom Tower (2015, marzec)
Death Cab for Cutie — Kintsugi (2015, marzec)
***
Modest Mouse — Live From The Forum in Inglewood, California (2014)
wciąż ten sam błąd, nie wiem czemu się daję nabrać na słuchanie nagrań live, o ile to nie są płyty "live" Franka
***
Father John Misty — Fear Fun // Red Vinyl LP
taka okładka, a takie smęty
***
Set Fire to Flames — Telegraphs in Negative/Mouths Trapped in Static // 160G 2xLP
z reguły się z takich śmieję
ale ładnie dzisiaj szumi
***
Black Whales — Through the Prism, Gently (2014) ‘Moon-Marbled’ Vinyl
nic, co by mnie zajęło
***
Lost Lander — Medallion // Black Vinyl
psi, taki pop, w sumie słuchało się kiedyś Keane
i jeszcze Moving Mountains, i jeszcze Wintersleep
dobra, brać
***
Późno co prawda do spania, ale była okazja, pozytywna.
Przywiozłem "rowerek" (piękny pomysł) do domu dzięki pomocy, nie było spaceru (był wcześniej), początek jeszcze dość marudny, ale kawa była, kolacja również, i mycie włosów się udało, w sumie mogłaś dłużej pospać, drzemki były krótkie, ale kryzysy dało się łatwo zażegnać, sporo jedzenia, sporo odpoczywania, zrobiłem te mp3 na ew. składak (reaper jest taki świetny), czymś trzeba było zająć oczy, więc włączyłem "Goldfingera" od połowy do końca, młody też oglądał, potem padło jeszcze na:
That Man from Rio (1964)
Jean-Paul Belmondo brzydki, ale zabawny, wtedy nadeszła pora, żebyśmy wszyscy poszli spać, wspaniale, nic tylko pogratulować dziecku.


3 lutego, wtorek

Odcinek z wieczorem mniej leniwym

My drogi i Miłościwie Nam Panująca się bujaliśmy normalnie.

Te zero stopni rano, to jednak jest chłodno. Królestwo Jerozolimskie leci powoli. Strucle kupiłem rewelacyjne (za rowerek).
Rano to nie chciałem wstawać, za dobrze się spało. Ba, i taki wieczór był.
***
Nowe rondo/palmą.
***
New Pornographers — Electric Version (2003) $7.99 (dusty)
no a to jest kapitalne
na wczorajszy wieczór i dzisiejszy poranek
***
The Folk Implosion — Take A Look Inside (1994)
słucham po raz pierwszy w życiu i jestem zadowolony, słuszny album, zabawowy, alter
***
stąd
The Folk Implosion — Dare to be Surprised (1997)
jest fajne, ale już zbytnio zachowawcze i wygładzone
(ale lepiej nagrane, he he, wiecie)
***
Jest miejsce na mało znane:
6:37 — Demo (2006)
emo-podobne AP, delikatnie nagrane, studyjnie, ale po domowemu, melancholijnie, miło
***
Fat History Month
to może być MÓJ zespół
***
Beauty Pageant — Deer Gravity
nie jestem mega przekonany, ale chwilami są strasznie "świezi"
***
You Blew It — EP (2009)
mimo opisu — bez zachwytu wcale
***
Beauty Pageant — In Adult Film
za to oni nie zwalniają, są świetnym indie rockiem, podwójnie nagrane wokalne w stylu Modest Mouse
***
Balance And Composure — The Things We Think We're Missing (2013)
wsteczne nowe emo, fuj
ale jest jeszcze gorsza rzecz, po 4 żmudnych numerach wdrożyłem się
Przemowi by to się podobało
***
Podążyłem normalnie, Paulus&Siemak normalnie, kawę normalnie, dziecko normalnie (czyli nie tak dobrze jak wczoraj), kąpiel nienormalnie (czyli gorzej, źle), więc podczytywałem i zagadywałem (czasem pomagało), (a było oglądać jak spał!), przez pół wieczoru ziewałem, nawet nie słyszałem jak kaseta się wyłączyła.


4 lutego, środa

Odcinek z klasyczną środą

My drogi i Miłościwie Nam Panująca po dobrym dniu.

Wstawanie o 6 nie takie koszmarne (to dlatego, że dzieci wcześniej wyrzuciłem z pokoju). Papierki załatwione na PG o 7, ale z tego czasu, jaki miał być dla mnie, to nie było, ledwo zdążyłem do tyrki. Jechałem 154, Małomiejska to zawsze taki swojski miejski widok. No, to tyle wspomnień. Mroźno.
Ought, More Than Any Other Day (2014) to jednak świetny wybór kasetowy, prawie tak dobry jak ostatni (jak każdy) Spoon
***
Clover Andrew, Tata rządzi czyli 63 zasady szczęśliwego ojca, 2008
zabawne, zabawowe, przesadzone, ale skrótowe, miłe w czytaniu
ci angole/australijczycy tacy weseli są
(patrz ostatnio przeczytany w kiblu felieton Chorwatki o torbach z bawełny)
***
Brava Spectre — The Hands, The Water, The Hands That Occupy The Water (2009)
patrzaj, noise bez fuzzów na gitarach (takie inne że), mocarne, bezkompromisowe, dla mnie nowe
hehehe: Spazz Jazz / Art Grind / Noise-Metal Bebop
***
Bright Effs — Be Honest (2010) duo indie-noise
dowód na to, że takich utalentowanych Japandroids jest wiele, ale tylko jednym się udaje
***
Buried At Sea — Migration (2003)
miazga ze sludge, 3 numery po 12 minut
***
Dads — American Radass (this is important) (2012)
bardzo fajne, ale bez takiego szału, jak było napisane (http://dadzroom.blogspot.com/search/label/Deer%20Leap — ten gość)
często wrzaskuny to są za bardzo i żadne kolorowe winyle nie
ale za to jestem pod nazwiskiem:
Ryan Stack
www.formataudio.com
***
starszy znajomy dla odświeżenia uszu:
King Khan and The Gris Gris — Murder Burgers (2014)
***
David Bello and His God Given Right jest najbardziej indie z tego nowego zestawu. Słuchalne.
***
Magic Island — Wasted Dawn (Mansions and Millions MAMI01) (2014)
iii, nie, modne dreamy
***
Kreng — The Summoner (Miasmah Recordings miacd 030) (2014)
szumy, nie, ale krążek elegancki
***
Celer — Sky Limits (Baskaru KARU35) (2014)
ambiencik, szumy, odgłosy
***
Officer! — Life At The Water's Edge (Blackest Ever Black Blackest030) (2014)
dojcze elektro-pop
***
Chandos — Rats In Your Bed (CAK101LP) (2014)
uuuu, prawdziwy alternatywny rock z ich strony
śmichy-chichy, ale jest poważnie fajne
***
Zrobiłem mega długą, mega szybką trasę po zupę. Parku nie było, buu.
Prawie zdążyłem, na przyszły tydzień muszę ich uprzedzić. Chłopcy cali rozedrgani po sobotnim występie. Pokłóciłem się o czynel. Bez sensu, bo i tak za tydzień zagramy inaczej.
***
Wróciłem do domu na swoich warunkach (star Laika, bo Woodsman/Spoon już zaznajomione od porodu). Klasyk z zapachem taty, ale strój WYJĄTKOWY. Wydaje się, że był uśmiech. Potem dziecko się zaczęło psuć, i trza było do snu.
Podłączyłem jeszcze dysk, zobaczyłem z występu wstęp z realizacją w stylu lat 90. i zanurzyłem się w
Fat History Month
wow, leciało, leciało, byłem zrobiony dwojako, hałas trochę, muszę sobie zostawić na spokojne, uważne słuchanie

Wolfie — za cholerę nie mogę znaleźć, gdzie to skręcili
5 lutego, czwartek

Odcinek z NOWĄ TAKĄ PŁYTĄ

My drogi i Miłościwie Nam Panująca kupiliśmy NE-BU-LI-ZA-TOR.

Zaczynam na spokojnie:
Second Moon Of Winter — One For Sorrow, Two For Joy (Denovali Records den219cd) (2014)
ładny krążek, za dużo chóralnego wycia
***
bo muszę się emocjonalnie i umysłowo wstrzymać od słuchania
Fat History Month — Bald History Month (2013)
mówili, że jest pavemenciarskie/modest mouse'owe, jest
ale z dodatkami, intrygującymi
gorzej z dostępem
wcześniejsze single nie takie szałowe (wykupione)
***
już nawet oczekiwałem na poranne wstanie, 6 na minusie
ładnie mrozi, ładnie na dworze, spacerniak, ładnie
***
ładnie
***
Ricardo Donoso — Saravá Exu (Denovali Records den223cd) (2014)
szumy
"Ricardo Donoso is a composer, percussionist and electronic musician from Rio de Janeiro, Brazil who currently resides in Boston. (...) most notably playing drums for avant-death metal unit Ehnahre".
***
Pollyester — City Of O. (Disko B DB170CD) (2014)
prawdziwe disco 80., choć sami: "This is where early Talking Heads hang around on a DFA bloc party whilst Tom Tom Club is jamming with Le Tigre in the background".
***
Flug 8 — Trans Atlantik (Disko B DB169CD) (2014)
tym razem niemieckie disco, bliżej Kraftwerk
"Krauty-housey-techno"
ale podoba mi się, że hej
***
Cypress Hill — Cypress Hill (1991) — Condition: Very Good- $14.99
taka rzecz na dusty, ciekawe jak jest zjechana
z tym, że nie jest moją ulubioną jak:
Cypress Hill — Black Sunday (1993) — Condition: Very Good- $5.99
***
Matt Monro — The World of (1971)
ponieważ robię zakusy na płytę, a Matt Monro zawsze
***
http://www.stafaband.info/download/mp3/lagu_fat_history_month_nature/#fat_history_month_nature/ytplay-ExZambxoq2fuk8
***
Fat History Month — Fucking Despair (2011)
podobało by mi się bardziej, ale na razie nie chwytam, niemniej, duetu już nie ma, ostał się Bad History Month — DUST FROM 1000 YRS ("Famous Cigarettes" June 10, 2014), co oczywiście nie jest takie jak. Rozstali się chłopcy? hehe.
***
a poza tym: nio nio
***
Dirtdrinker — st (2012)
ciekawe demo i brzmienie, Today is the Day się kłania jak nic
"noisy experimental hardcore band from Scotland. Drenched in grooves and sludge, somewhat similar to Botch, Breather Resist, and Deadguy".
***
mamy zimę, a ja lubię mieć zimę (słoneczną, jak dzisiaj) = dobry nastrój!
***
Health — Health//Disco (2008)
wystarczyło posłuchać raz
***
Szczęśliwie odebrałem paczkę i do domu w sam raz, kiedy stawili się trzeci dziadkowie wyładowani prezentami. Babcia wyręczyła mnie z kwiatami (idealny kolor), były ciasteczka, było uśmiechnięte dziecko (podobno wykapany ja). Super.
Potem udało nam się zażegnać małe kryzysy, kąpiel tym razem wzorowa, do snu prawie ok.
Dzień był super pod emocjami, ale wieczorem chyba dopadło mnie to zaległe zmęczenie, wydziarałem skróty dla Karola.


6 lutego, piątek

Odcinek z nieudanym chillem

My drogi i Miłościwie Nam Panująca

W porę się zorientowałem, że trzeba wstać ze szkolnej ławki (Profesor podał rękę na przywitanie), wtedy też wstałem jednak. Noc. Przyjemne zimno, za kusa kurteczka.
Ale wnioseczki:

1. moje relacje z kasetami są ważne nie poprzez ich zawartość muzyczną, ale historyczną — kiedy je nagrałem, jakie były okoliczności, co zawierają dla mnie, w jakim okresie ich słuchałem głównie.

2. np. teraz z odsłuchu tych po języku angielskim mogę się dowiedzieć, że QOTSA wraz z innymi pustynnymi znałem już w latach 1998-2000 (brawo radiostacja), ale tego nie wiedziałem, potem odkryłem ponownie. Pewnie wynikało to z tego, że Kyuss i Fu Manchu podobały się wtedy bardziej, oraz był etap alternatywy/indie, np. PJ Harvey grała jeszcze na gitarze, a my (KA) dopiero uczyliśmy się grać na instrumentach (nie mówię, że skutecznie).

3. "życie na krawędzi" hihi, tradycyjnie nie zważałem na dzień i noc, muzyka leciała non-stop i czasem było coś extra, więc włączałem record, potem chyba pojawiła się wieża rekordzistka, która potrafiła odtworzyć 6 płyt naraz (!), co było ważne i konieczne, człowiek więcej czasu spędzał na niczym. Prócz tych zarwanych nocy, dużo heroes, piwa i pop-cornu, z zasady wtedy, kiedy chata wolna, co powtarzało się cyklicznie i ma magiczną moc wciąż. W dzień, prócz jedzenia podstawowych spożywczych (bo to też się zdarzało), po obejrzeniu nba i przejrzeniu telegazety (netu wtedy nie było) (komputerów prawie też nie) robiłem różne zawody sportowe, skok wzwyż przez barierkę łóżka. Dodam, że byłem wtedy już w poważnym wieku.

4. spędzanie czasu samemu jest fascynujące, ale trzeba uważać. Na szczęście chodzę do pracy i nie mieszkam sam, stąd kondycja nie ulega zachwianiu w sposób stały a jeno okazyjny, drugim (trzecim?) wyjściem z sytuacji jest nagrywanie płyt — potem się tego nauczyłem, stąd ludzkość jest obdarzona moimi solowymi twory.
***
Nie spędzało mi to snu z powiek w nocy (bo przecież spałem mocno), ale dzisiaj przyszło potwierdzenie z dusty, że jednak mi nie wybrali chyłkiem wyselekcjonowanych przeze mnie krążków, bardzo specyficznych i oryginalnych (te niepotrzebne i drogie odrzuciłem — Julie London, Amy Winehouse), yeeeee.
***
All We Are — All We Are (Domino DS091CD) (2014)
milutki electro-popik z delikatniusimi wokalikami
pełno teraz takich, porcys by miał wiele na ten temat (albo kiedyś miał), oni uważali, że to jest współczesna alternatywa
***
Michna — Thousand Thursday (Ghostly International GI233) (2014)
electro, które nie boli, takie rzeczy w podkładach Lali Puny
***
fajne jest, że zaglądam w katalog, gdzie na 175 coś mi się obiło o uszy w 3 przypadkach
tyle do odkrywania
***
Mind Over Mirrors — The Voice Calling (Immune Recordings Immune 038) (2014)
niekoniecznie, bo za dużo tu kościelnych organów
"supplements the gorgeous, woozy speechlessness of Fennelly’s Indian pedal harmonium, augmented by oscillators, tape delays, and synthesizing processors"
***
Donna Regina — The Decline Of Female Happiness (Karaoke Kalk kalk cd-54) (2010)
electro-pop + akustyki i piano, milusie, na chwilę
"Donna Regina have been around longer than electronica and the term never really fitted their music that well. After all, the duo from Cologne are really all about writing songs, not just producing tracks, and certainly not electronica". No czasem im się udaje w sumie z tymi piosenkami.
***
z rozpędu przesłuchałem:
Donna Regina — Holding The Mirror For Sophia Loren (Karaoke Kalk Kalk 78 CD) (2014)
a tam nazwiska ("For the first time in their production history they let somebody else do the mixes, Polish musician Michal Jacaszek who also co — produced the album").
słucha się, z tym, że mniej piosenkowe, są jakieś obce wtręty (dub, fuj)
***
Lee Ranaldo & The Dust — Acoustic Dust (El Segell Del Primavera PS014) (2014)
nie da się uniknąć porównania
ale, hm, słabiutko
aczkolwiek, jest jeden numer "Late Descent #2", który przypomina rockowe akustyczne ballady solistów z lat 70., taki John Cale, Cat Stevens.
***
dzisiaj bardzo nietypowo, mam chęć do pracy, czytam dawno niewidziane czytanie
***
oni piszą, że to mają, a przecież tego nie ma:
https://anost.net/en/Products/King-Gizzard-and-The-Lizard-Wizard-I-m-In-Your-Mind-Fuzz/ 
***
Dark Dark Dark — Flood Tide (Melodic MELO101LP) (2014)
to mogłoby mi się nawet podobać, taki Sufjan, w sam raz na wieczór, na noc, na świt, na zmierzch, mają zabawowe zdjęcia
i to jest najładniejsza płyta na dzisiaj
ma chwilami klimat na Callę (ciepły fuzz na gitarze)
bo to jest pytanie, czy "Televise", która znam na pamięć, i sentyment, czy coś "rozwojowego"
za mało perkusji tutaj
***
John Carpenter — Lost Themes (Sacred Bones Records SBR123CD) (2014)
no, wszystko wiemy, przecież oglądaliśmy filmy
a muzyka jest ZŁAAAA
***
Klangwart — Transit (Staubgold Staubgold133 CD) (2014)
"That's cosmic music for the 21st century", czyli nic, czego warto by słuchać
***
Sigur Rós — Ágatis Byrjun (XL Recordings XL610) (1999)
Sigur Rós — ( ) (XL Recordings XL611) (2002)
ha, kiedyś to był szał i łzy po policzkach
repress z tego zrobili
***
The Union Trade — A Place of Long Years // Smoky Clear Vinyl LP
z innej beczki, muzyka nędzna, ale krążek śliczniuni


***
To Destroy A City — Sunless // ‘Red, Orange & Black Splatter’ Vinyl
ci to się postarali z kolorami, z muzą nie
***
DIIV — Oshin // Misprint Label Vinyl
klasyk indie 90.!, proszę jak ładnie shoegazują + brytolskie granie na gitarach
ależ zaskok z "nowości" (2012)
***
Eternal Tapestry — Wild Strawberries // White Vinyl 2xLP
się wyślicznili z tym i z tym, grafika jest świetna
ale nagrani są przedziwacznie
nie cierpię takiej starej/nowej psychodelii
***
no to uff, przebrnąłem przez dwa muzyczne newslettery
***
w tyrce nie było specjalnego luzu na zakończenie, rozbawiałem się książką taty, chyba zmarzłem po drodze
wieczór młody nie był zbytnio wesoły (kwestia nosidełek), wieczór późny w ogóle nie był, dziecko mi popsuło piątek, ale były też smaczne momenty
obejrzeliśmy występ Where is Jerry z Wydziału Remontowego, dobry bas i stopa, wyglądam jak król remizy, szczególnie paradując pośrodku w chórkach, Przem musi kupić wyższe buty
znalazłem pliki do "zwrotek", zgrałem pliki na "Bang bang" — będę się mógł zabawić
ok. 23, kiedy już Ty śpisz, a ja zabiłem dziecko, w końcu mogłem dokończyć film z Jean Paulem Belmondem — strasznie dużo tam biegał i dokonywał cudów wierności i wyrozumiałości wobec Michele Dorleac
piwo zaczęło działać, sprawdziłem wino, wprowadziłem się w nastrój, oddałem dziecko na przechowanie, po czym znowu zadziałałem niezgodnie z procedurą, usiłowałem nieskutecznie zgrać Fat History Month z bandcampa, obejrzałem, że Cavs przegrali z Indianą, doszukałem się krążków na jakimś forum i w końcu zmurszały udałem się spać, pewnie ok. 3:30, niedobrze, ale...


7 lutego, sobota

Odcinek z paragrypą

My drogi i Miłościwie Nam Panująca

...to i tak wszystko na nic, bo poranne wycie skróciło mój sen, przyczyniło się do bólu czaszki, zaś mięśnie, gardło i nos dały o sobie znać
po ostatnich przebojach (od 54,7 do 57,6 po pół tygodniu żarcia ciast) i pestkach w nocy nawet chciało mi się jeść
***
ale osiągnęliśmy ładny konsensus z zaproszeniami (dobry pomysł), dokańczamy wybór piosenek, a reszta dnia tradycyjnie się rozeszła, spacer był, kontynuacja
***
styrałem się strasznie (ja biedny, osłabiony, chory) z odkurzaczem na całe mieszkanie
***
były też zajęcia z dzieckiem — niestety, potrafi się tylko skupić 5 minut na czytaniu, ale jak na razie (21) nie mamy co narzekać
***
ponieważ zarażam, to dziecko wypadło wcześniej, przygotowałem zwrotki na czysto oraz zrobiłem "bang bang" Where is Jerry z plików z Wydziału Remontowego. Perkusja jest całkiem ok, ścieżki gitary i wokalu się nie nadają — same przesłuchy. Ale numer skleiłem, świetne ćwiczenie stylistyczne, perkusja może nie ma mojego ulubionego brzmienia, ale przynajmniej jest wyraźna. Skończyłem o 2.


8 lutego, niedziela

Odcinek ze spaniem

My drogi i Miłościwie Nam Panująca, ja śpię, Ty się opiekujesz.

Początek jeszcze normalny (jajecznica), dziecko trochę marudzi, potem siłą woli umyłem parkiet płynem za 500 dolarów, w tę zawieruchę Ty poszłaś na spacer, na obiad ziemniaki, a ja pomarańczę, w tej godzinie dla siebie miałem siłę jeno oglądać nba, z reklamami, jak w telewizji, porównałem moją cudownie wyrzeźbioną perkę Umpy 2 z tym nagraniem z konsolety i wygrywa w przedbiegach to drugie: wielkość, szerokość, perkusyjność = cała moja 23-letnia kariera artystyczna na kosza, konsoleta jest konsoleta
***
— jak się nazywa urządzenie pomiarowe dla kogoś, kto za dużo fika, podskakuje?
— kwantyfikator
***
— co mówi pingwin, który ma ospę?
— jestem frosty i mam krosty
***
walnąłem się spać na dwa odcinki downtown abbey, potem zjadłem coś i znowu się walnąłem, potem obejrzałem jak OKC dają łomot LAC w europejskiej porze, żuchwa też mnie boli jak przeżuwam, prysznic i jak człowiek do snu o 22



niedziela, 22 lutego 2015

środa, 18 lutego 2015

Odcinek z początkiem jeszcze tygodnia urlopu yeee



26 stycznia, poniedziałek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca od porannego ju-es-dżi, a potem normalniej.

Mikal Cronin — MCIII // Clear Vinyl
ani power ani pop
***
Kathryn Joseph
Bones you have thrown me and blood i’ve spilled // White vinyl
rzewne, ale miło się słucha
***
Félicia Atkinson
A READYMADE CEREMONY // Clear vinyl
szumy, trzaski, recytacje
intrygujące
***
dzisiaj mam kaca (choć dziwnego) i jestem zmęczony wrzaskiem (jak zawsze)
ta 1/5 wiaderka orzeszków to zdecydowanie nie był dobry pomysł
***
Prado coraz bardziej, bardzo dużo pamiętam. Słucham krążków w stereo. Chyba, że są mono.
Dzisiaj dzień Johna Barry'ego.
Był spacer był LAS. Ten drugi zmęczony. Na nowy obiad potrawkę z indyczym mięsem machnęłaś.
Wędzoną makrelę muszę ja, nie narzekam, mniam.
***
Kenny Tudrick
Church Hill Downs // Firefly Splatter 7”
country-rock, który zaskakująco dobrze wpada (Creedence sie kłania)
***
Trey Frey
Tres Frais // Black Vinyl 12”
muzyka bardzo kiepska, ale OKŁADKA!!!
***
poczytałem ciut Tableau, ale na razie obsłuchuję sly-vinyle
***
Richard Houghten
Saving a Life / New Mexico // Clear 7” Vinyl
ślicznie wygląda taki singielek


27 stycznia, wtorek

Odcinek z wtorku nie było

My drogi i Miłościwie Nam Panująca wtorkiem, którego nie było.


28 stycznia, środa

Odcinek z wyjazdową popijawą

My drogi i Miłościwie Nam Panująca z wieczornym zapachem taty i zabawą takąż.

Poranki takie same (co ja tam pamiętam), a już byłem ucieszony, że będzie wyjazd. Spacerniak był obowiązkowo, kontynuuję głośny odsłuch znanych przebojów.
Na Stogach (tym razem bez kolędy) odkryłem duży piękny zestaw: Paweł Paulus Mazur i Krzysztof Siemak (już leci), podpisany = te kasety były ważne. Tak, ambitny pomysł kabla stereo + zgrywanie.
***
Przed wyjściem zobaczyliśmy kawałek meczu Polska-Chorwacja, potem dostałem wynik esem, czym zdenerwowałem Przema. Zagraliśmy normalnie, dla chłopców najważniejszy serial Foo Fighters oraz sobotni występ. Pewnie, czemu nie, ja szukam krążków.
***
Potem już wracam z absurdalnymi kolegami, jest wesoło, jest fajnie. Humor taki mi się utrzymał do klasycznego wieczora i nocnego przekazania dziecka.


29 stycznia, czwartek

Odcinek z 3800

My drogi i Miłościwie Nam Panująca zaliczyliśmy pierwsze szczepienie.

Poranek niemrawy i zburzony rozkład dnia
musiałem do LASu jakoś tak wcześnie. Dziwaczne takie. Wtedy, po obiedzie, transfer wózkiem parę ulic dalej, a potem spacer w wersji skróconej. Dziecko rośnie. Było dzielne. Następnego dnia się okazało, że w ogóle bez dolegliwości czy zaczerwienienia.
***
Pojechałaś się zakupować (tutaj jeszcze było wszystko ok), potem rozpoczął się wieczorny dramat, w którym nie wytrzymałem ja. Potrzebna była zmiana opiekuna. Miska jogurtu czy kanapka nie pomogły. Padło na pestki z dyni oraz filmy.
***
Dokończyłem:
The President's Analyst (1967)
***
Niżej stoi:
Dr. Goldfoot and the Bikini Machine (1965)
***
Za to przed nocą pojawił się klasyk, zaskakujący już od samego intro:
Kiss the Girls and Make Them Die (1966)
za sam tytuł są dodatkowe gwiazdki.
***
Dość tradycyjnie do snu 2:15, pobudka o 10:00.


30 stycznia, piątek

Odcinek ze świętem niejako

My drogi i Miłościwie Nam Panująca podróżowaliśmy.

Rzadki przypadek wpisu bieżącego (+ wiele zaległości).
Specjalnie w tym celu włączyłem nie wieczorem.
***
Poranek tradycyjny (wyniczki), choć ze spankiem na klacie. Transakcja się odbyła, a potem mogliśmy rozpocząć dwugodzinny okres przygotowywawczy. W końcu się udało, jedziemy zapakowani, trafiamy na czas, na wzgórzu z moim marzeniem strasznie wieje, udaję się na spacerniak.
Wyasfaltowaną wspaniałą serpentyną zmierzam do zbiornika retencyjnego (zamarznięty!) (tutaj w dolinie potoku jakby zimniej, błoto skute lodem). Nie było czasu na pełen zestaw, ale zmrożonymi wertepami podążyłem na skraj rodzinnych ogródków działkowych, gdzie park tuż tuż, za dwoma zakrętami. To właściwie podczas zjazdu zorientowałem się, dlaczego sam las nie jest wystarczający
bo lasu w nim za dużo. Brakuje brązowawych wzgórz porośniętych trawami, krzakami, młodymi drzewiakami. Siena taka. Palona. Zmarzłem. Do muszkieterów na czas. Wertepami, acz potem wygodnie.
***
To był pierwszy, szybki, pobyt w sklepie. Są wędliny! Jest piwo! Jest czekolada! Są jogurty! (ten wczorajszy miks był świetny).
Wracamy na ogórkową i wielkie zesranie (całodobowe, przeciekło). Czyli wszystko działa jak należy.
***
Rozleniwiłem się obiadem, kawą, i już nie miałem ochoty zmieniać widoku. LAS co prawda codziennie inaczej potrafi zauroczyć swoimi kolorami i gęstością jak z obrazów flamandów (szczególnie jak z szarości nieba przebijają się te niemrawe, niebieskawe tła, wybrudzone, niedoczyszczone), ale jeszcze trochę mu brakuje.
***
Potem zastąpił wieczór, miałem portera, miałem nastrój, miałem dziecko (w różnym nastroju), ogarniałem się, oglądałem nadciągający śnieg, robiłem nocne foty, miałem zaszyć się z kolorowym technicolorem, ale zbyt dużo myślenia (na pamięć), więc dokończyłem
Kiss the Girls and Make Them Die (1966)
i to jest PIĘKNY film.
Potem coś skreślę na ten temat, dziecko poszło w tan, a ja poszedłem w tańce przy Umpagalore 2, taka noc.


31 stycznia, sobota

Odcinek z występem

My drogi i Miłościwie Nam Panująca zaliczyliśmy 60.

Poranka nie pamiętam (tradycyjny?), nie wiem, czy też był spacer, nie było za to szwedek w mięsnym, a ja późno wstałem, bo późno się położyłem (3:30?).
Ogórkową jedliśmy na sposób ruski, bo ostatni talerz był.
Brera. Dużo tekstu, ładny druk.
Jakoś zeszło i mogliśmy się zbierać. (+ mini-afera z dyskiem)
Na wro planowo, białe porto + babeczki i idę.
Występ, jak występ (dziwne, że nie miałem słuchawek na drogę), Czecho teraz bez wyrazu takiego jak w Domu Zarazy. My z problemami technicznymi, ale niektórym się podobało. Buty też. (właśnie!)
Popiliśmy sobie, porozmawialiśmy i zebrałem się. Potem jeszcze pakowanie, wypakowanie i tak poszliśmy spać ok. 2, tyle że wszyscy o tej porze. Ciasta były przepyszne.
***
Ach, to jednak była sobota z Babcią, więc był dłuższy spacer, gdzie Ty odsypiałaś do 15 aż. A Babcia przywiozła pudełko z płytami, i ta badziewna firemka (fire talk records), nie dość, że spóźniona o 4 miesiące, to jeszcze nie załączyła singla, za który zapłaciłem masę kasy. A zamiast "extra giftu" otrzymałem pustą dodatkową kopertę winyla. Takie sprawy.
***
Ale (pomijając 4 płytkę z kolekcji), Tjutjuna mnie zachwyca i wreszcie to jest długi psych, którego chciałem słuchać. Mam używanie.


1 lutego, niedziela

Odcinek z wizytą Cioci

My drogi i Miłościwie Nam Panująca, a ja to nawet nie wyszedłem z domu.

Poranek chyba w normie, następnie z okazji wizyty miałem godzinę wolnego, którą poświęciłem na ryż, sprzątanie i głośną muzykę.
Kurczak (Twój) świetnie się upiekł na kratce, reszta niedzieli z gościem minęła spokojnie, leniwie i z faworkami (obżarstwo).
A potem się zaczęło (a takie było spokojne wcześniej).
Przez te ryki nie mogłem spać do północy, a przecież jeszcze stres związany z powrotem do pracy. Ugh.



wtorek, 17 lutego 2015

Odcinek z osso na ostro



19 stycznia, poniedziałek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca zaliczyliśmy kolejną wizytację.

Inventions — Maze of Woods + Remixed Vinyl Bundle // Red/Black Mystery Mix and Clear w/ Red Streaks
ee, już wykupione
***
Foxes in Fiction — Ontario Gothic // Transparent & Sea Blue Vinyl
milusie dreamy, Angelo Badalamenti i Twin Peaks
w sumie tak tak, tylko kosztuje
http://orchidtapes.bigcartel.com/
***
Poranek/przedpołudnie nam zeszły w oczekiwaniu, spacer, bułeczki w mięsnym, wszystko to było. Pojechaliśmy kiedy trzeba było się zbierać, mamy nowe zalecenia (na żabę) + witamina D, zostałem wylądowany w Gdańsku.
***
4 foto w 4 minuty! Foto zajączek nie wygląda tak, jak kiedyś (kasety kasety!), ale szybko, następnie pasp-artou (czy jak to się tam pisze), bardzo dużo czasu w osso i sam się zaskoczyłem. Aż dwa razy.
Dzisiaj w lidlu ok i jeszcze lasem do domu.
Na wieczór.
Na zmęczeniu, po obiedzie (ostatnia pieczeń z majerankiem), Ty dziarasz, ja "Żywot Briana", zupełnie na świeżo. Potrzebowałem czegoś poważnego.


20 stycznia, wtorek

Odcinek z zakraplaniem

My drogi i Miłościwie Nam Panująca zaczęliśmy pracowity dzionek

mili są (soundsupply poleca):
http://gold-robot.com/
***
Oczywiście system nie działa, oczywiście polskie lekarstwo działa tak se. Ale krople w końcu byli i w końcuśmy się stamtąd wyrwali.
Jest śnieg!
Jest mielone!
Jest trasa treck w śniegu!
Jest Wojt i Vreen jedynka (świetna kaseta, włożyliśmy w nią wszystko, co nasze), jest mój LAS z moim śniegiem (świeżo świeżo), Ty dziarasz, ja obiad.
Przez resztę dnia młody mnie strasznie wymęczył, dopiero wieczorem chwila oddechu, nastąpiło przednocne przejęcie, a ja zasiadłem, na poważnie do 2. Bez nba, z www, potem z nowymi cenami. Pożarłem słodycze.


21 stycznia, środa

Odcinek z pierwszym dniem Babci

My drogi i Miłościwie Nam Panująca z wieczornym zapachem taty po próbie.

Tak, ten dzień był dość rozjechany.
Tak od połowy. Acz pogoda piękna, ze spacerem włącznie.
Zdążyłem w godzinę na Stogi (tam "afera" z kolędą), następnie prawie zdążyłem na salę.
Nie było źle, porządnie zagrane, nagrane również.
Czipsy czipsy hej. I dużo piwa.
Hans Eberhard Mayer, Historia wypraw krzyżowych, 2008
naukowe dosyć.
Zabawne, że chłopcy głównie w temacie ostatniego wywiadu/występu radiowego oraz serialu o Foo Fighters.
Wieczorna kąpiel, czytanie w wanience, będzie nowa książka do kupienia. Książka o książkach, yeee.


22 stycznia, czwartek

Odcinek z pierwszym dniem Dziadka

My drogi i Miłościwie Nam Panująca w pracy, nawet ja.

Lucky Brown — Mystery Road // Black Vinyl 2xLP / Hand-Numbered
ooo, to jest świetnie słuchalna muzyka, soul i jakieś takie tradycyjne amerykańsko-murzyńskie granie, chyba wykopane z zanadrza starocie (?)
tylko przesyłka drogo
***
Siedzieliśmy, robiliśmy, dziecko ma gazy od nowego mleka.
a
Krzysztof Komeda — Rare Jazz and Film Music Volume One (2014)
zawierające same genialne pierwsze przeboje (Nóż w wodzie!) (kapitalny zestaw) ma literówkę na grzbiecie. Kiedyś rarytasik?


23 stycznia, piątek

Odcinek ze wzruszającym filmem

My drogi i Miłościwie Nam Panująca podglądaliśmy go prawie wspólnie.

Dzień zakończyłem ok. 3:30 i gdyby nie to przedsenne ulewanie na fotel, majty i spppory kawałek podłogi, byłoby perfettto.
Wcześniej były karmienia, na cyku Pussefeler, duże pliki wave z próby (perkusja za głośno, ale jakość nagrania "z warzywniaka" świetna), śledzenie kilku meczy na bieżąco. Byłem już mocno zmęczony.
***
Hitem wieczoru było:
Deadlier Than the Male (1967)
Było piwo, był popcorn, było zimne białe wino.
***
Pod koniec prasowania kawałek Boston-Wizz, jeszcze z Rondo.
***
Ale większość zeszła nam na:
Barneys Version (2010)
który to filmowo okazał się ckliwym i POTWORNIE wzruszającym melodramatem. Książka lepsza, ale to mi się dobrze oglądało, przez wzgląd na autora.
***
Był LAS, tym razem byłem rozleniwiony, miałem zapasy i niewłaściwą punk-rockową polską kasetę — fatalna.
***
Skończyłem buraczkową, spacer był po pełnych górach, z zejściem brzozową, wcześniej załatwiliście elektryka, a i auto ładnie umyte. Prado po włochach i hiszpanach przeszło na flamandów i jest już nieźle.
To był długi dzień.
Chyba dociągnąłem ze dwa filmy, z tych SPY na poważnie (3 dni kondora, np.).


24 stycznia, sobota

Odcinek z 52 Klaya Thompsona
My drogi i Miłościwie Nam Panująca mamy nowy powód do zmartwienia (nie ja): PLAMISTY!

Lali Puna — Scary World Theory (2001)
Ślicznie, po prostu ślicznie. Wszystkie dawniejsze wspomnienia. W końcu to dawno było.
***
Czytam głównie Prado, wieści o nba (kilka razy dziennie), nic nie robię, lenię się, fajnie.
***
Był trochę mój wieczór, z okazji wysypki zmieniliśmy sypialnię (bez sensu, he he), nocna lampka pod biurkiem, długo ściągałem, a powinienem drugi film obejrzeć.
Zatę:
The Black Windmill (1974)




25 stycznia, niedziela

Odcinek z lekarzowaniem

My drogi i Miłościwie Nam Panująca mieliśmy trudny wieczór, a nawet pierwszą część nocy ja.

To w końcu wydałem pozwolenie i pojechaliśmy. Na szczęście szybko, niczego nie wiemy. Łatwe parkowanie pod drewutnią.
***
Był spacer (Ty na zakupach w małym hipermarkecie niemal), był LAS (ale tylko spacerkiem, lenistwo), zaszalałem, było wesoło, było kasetowo. I potem zaszalałem wieczornie na dwa piwa. Ty śpisz, ja mam mecze w europejskiej porze, chyba ze 4 przeglądałem. To była najcięższa walka z dotychczasowych, ale wygrałem. Pospałaś do 2, potem była moja kolej.



poniedziałek, 16 lutego 2015

Odcinek z nowymi regulacjami



12 stycznia, poniedziałek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca pracujemy na dwa etaty.

Z czego Ty masz wsparcie w domu ze strony japońskich turystów. Dobrze.
Przewalanki były, po czym wracam do domu na nowe zasady, akurat spacer trafił się od razu. Dostałaś godzinę gratis.
Wieczór już żmudny, woda do kąpieli za gorąca. Zasnąłem w trakcie muzyki.



13 stycznia, wtorek

Odcinek z nocnym spacerem

My drogi i Miłościwie Nam Panująca pracujemy, a inni śpią nie wtedy, kiedy potrzeba.

Podkurw na przełożonych, jak zwykle. Zatem:

Danny James Etc. — Pear // Green w/ Red Splatter Vinyl LP
e-e, takie tam popłuczyny po psychodelach i glam-rocku (patrz: Tame Impala)
***
Ryley Walker — Primrose Green // Green Vinyl LPs
tym bardziej nie, zwłaszcza, że nawet podarowałem sobie:

Sufjan Stevens — Carrie & Lowell // Clear Vinyl LPs
aczkolwiek cena wyjściowa boska
***
6955 — Super Time Force OST // ‘Starfield Warp Trail’ Splatter Vinyl LP
yyy, paskudne electro electro słabe, najdziwniejsze jest w tym to, że to ma 53 numery!
***
"To była już 5 porażka Raptors w 6 ostatnich meczach. Dwa tygodnie temu byli jeszcze historią NBA. Teraz wyczekują tylko powrotu DeMara DeRozana".
Właśnie właśnie, coś tam nam jednak się zmienia w tej nie do końca ciekawej nba.
***
Shivery Shakes — Three Waves and a Shake // Translucent LPs
bosz, indie roczek, nędznawe
***
Nadine Byrne
A Different Gesture (Collected Soundtracks 2011-2012) // Black Vinyl LP
a to jest kuszące, bo szukam ostatnio takich ambientoszumów
***
Sannhet
Revisionist // LPs in Various Colors
black = nie
***
Sea Pinks
Dreaming Tracks // 180g Pink Vinyl LP
coś między The Smiths a popowym Sub Popem, nieciekawe
***
Jonasson Jonas, Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął, 2009 — nie jest to literatura najwyższych lotów (szczególnie pod koniec), niemniej w przypływie dobrego humoru zdarzyło mi się przeczytać tramwajowo szybko.
I już wydaje mi się bardziej szczera, tudzież mniej nadęta niż to co zacząłem, zadowolony z designu twardej okładki:
Jean-Marie Gustave Le Clézio, Wojna, 1970
***
Skoro nie, to miałem czas na kawę, a potem spotykałem biegaczy. W sumie w taki kawał czasu to mogę dojść bardzo daleko (bigmac? kebab? zakupy?).
Wieczór nam się przedłużył przez pranie i płakanie.


14 stycznia, środa

Odcinek z zapachem mamy i zapachem taty

My drogi i Miłościwie Nam Panująca mamy kawałek wieczoru i przesyłkę.

Po wyczerpujących spotkaniach biznesowych (czyli jednak wolnego nie dostanę) wchodzę coraz bardziej w:

http://ridingeasyrecords.com/product/well-samsara/

to z kolei zrzyna z Black Sabbath, ale fajna
***
http://ridingeasyrecords.com/product/spiral-shades-hypnosis-sessions-vinyl/

też mi pasuje, chociaż mogłaby być o połowę krótsza i o połowę szybsza
***
http://ridingeasyrecords.com/product/sons-huns-banishment-ritual-vinyl/

ok, teraz już mnie to zmęczyło :D
***
Zatem wieczorne spacery normą.
Zatem kąpię się potem w tej wanience, bo wody szkoda przecież.
A pewnie, że się mieszczę.
Zatem zasypiam przy kasecie (hura).
Zatem wysypiałbym się, gdyby nie to, że za późno.
***
Ponadto będę powoli rozpakowywał krążki (przesyłka była błyskawiczna, polsko-angielska). Jestem kosmicznie zadowolony, choć może nie okazuję tego przez wieczorne zmęczenie, ciężko udaje się wymusić wcześniejsze zebranie się.
***
Zatem, pierwszy ogień:
BECK
Guero (2005)
dwa świeżutkie czarne krążki z różnymi nalepkami, zdziwienie, że 45 PRM, basy grają
kiedyś zasadzałem się na "Guerolito" (z braku laku), ale okazja była przednia, więc "Guerolito" z dusty za łączne 20$ nie-e
drugie zdziwienie
kilku numerów nie znam na pamięć
trzecie
w tym przeskakującym numerze gra Jack White
czwarte
strasznie dokładnie opisana okładka, wszelkie copy i rajty.


15 stycznia, czwartek

Odcinek z zegarem

My drogi i Miłościwie Nam Panująca wieczorości codzienne.

Rano już coś widać. Le Clézio wydaje się staroświecki w swoim pomyśle, którego nie mogę znieść (niewyedukowana, leniwa, lekko nadwrażliwa nastolatka), w dodatku mozolne czytanie/konieczność wyobrażania sobie tych skrótowców jest mało satysfakcjonujące w stosunku do trudu, jaki należy włożyć.
***
Masywność poniższego jest ok:
http://ridingeasyrecords.com/product/monolord-empress-rising-vinyl/
***
Jednak dziadkowie do znachorki, a ja nadrabiam, skoro już się wyrwałem ze szponów lejowoda stolarskiego. Przebąkują, że nie będzie mnie 2 tyg., zatem chcę jak najmniej zostawić, by potem nie musieć wysłuchiwać.
Wracając przysypiam w tram.
Guero przydaje się do tańcowania z dzieckiem.
Dziecko, które szybko się nudzi, wymaga uwagi i organizowania atrakcji. Z tego udaje mi się wyrwać kilka akapitów Prado.
Wyjątkowo wcześnie do spania, aż kaseta poszła do końca — to pewnie te nerwy jutrzejsze. Masakryczny tydzień.


16 stycznia, piątek

Odcinek z ufff...

My drogi i Miłościwie Nam Panująca tak samo, ale weekend.

Wcześniej, by zdążyć.
Sala konferencyjna działa.
System też działa.
Profesor jak chytra kaszubka z mięsnego. Tyle, że nie chytra, sympatyczniejsza.
Potem zaczęły się przeboje (adresy, mailingi, winiety, teksty, recenzenci), strasznie się zgrzałem, niezdrowo pożarłem dwa pączki po drodze. Ale kiedy się skończyło, to jeszcze nie był koniec. Kilka pozycji do druku, kilka zrobiłem, kilka rozpisałem, posiedziałem, właściwie tylko mi piwa brakowało. Nadrobiłem później.
***
Łostowice nocą (po 19), makieta pg już po drodze, piwo też po drodze. Zacnie — to się nazywa dobre otwarcie weekendu. Gdyby człowiek mógł tylko wyrzucić tę obowiązkowość z siebie.
Fortuna czarne (oczywiście gorsze niż kiedyś) wciąż rozpływa się.
Po wieczorze w klasycznym stylu (umiem parodiować młodego) byłem już zbyt zrobiony, by film. Pozostałem na krążkach, chociaż zasypiałem przy karmieniu. Gypsy camp i orzeszki. Mam ich wiaderko.
No ach, smażony kurczak (też zaległy), ależ wypas, ależ zdrowie przed snem.
(ta płyta z wypożyczalni w Lyonie świetnie brzmi)


17 stycznia, sobota

Odcinek z 17

My drogi i Miłościwie Nam Panująca na spacerach itepe.

Bing & Ruth — Tomorrow Was the Golden Age // Blue/Purple Vinyl 2xLPs
tak tak tak, takiego ambientu szukam
i widziałem dwa teledyski, bardzo ok
http://igetrvng.com/
***
Sean McCann — Prelusion // Black Vinyl
też
dystrybuują porządni znajomi z Niemiec:
https://anost.net/en/
***
Ze śniadaniem zdążyliśmy w małych kawałeczkach, babcia 2 przyniosła ciuszki, dorwała się do wnusia i podążyliśmy w kolorowy las. Sikorki.
Zieloną doliną i z powrotem, aż okazało się, że minęło 2,5 godziny, jej.
***
Potem już była "norma", wczorajsza ryba, nastrój siadł, nie chciałem, ale zrobiłem LAS (a tam Wojt z Pawłem), kawa i wieczorna zabawa.
Atrakcji nie przewiduję. Tzn. nie miałem planów, ale same się nadarzyły, więc z braku laku posłużyłem się:
The MacKintosh Man (1973)
Z tego się zrobił prawdziwy film szpiegowski.
***
Potem było dziwacznie, bo młody nie był do snu (skoro się wyspał), a myśmy byli.
Zasypiałem, kiedy Ty się z nim bujałaś (ok. 1), po czym potem w ogóle nie mogłem się znaleźć w tej klaustro przestrzeni. Może to te nerwy.
O 2:49 dałem sobie szansę na innym łóżku pod prowizorycznym kocem i to się udało. Poranek, 10.


18 stycznia, niedziela

Odcinek z ciotkami

My drogi i Miłościwie Nam Panująca przyjmujemy wizyty.

Zacząłem od herbaty i nba. Wyniki dobrze. Oboje mieliśmy czas na śniadanie.
Dziecko śpi przez dzień cały, ciotki nie zaważyły, po karmieniu wybrałem się na spacer. Film leci w głowie, mógłby lecieć na ekranie.
Bunch of sikorek.
Zrobiłem w lesie trecking z wózkiem, nikt takich nie robi.
Wróciłem do pustego domu, przekleiłem nalepkę z folii do tektury:
Deerhunter — Microcastle/Wierd Era Continued (2008)
najbrzydsza okładka, najlepsza muzyka, zrobiłem się winem aroniowym (ostatnia flaszka) i już jestem parę zim temu, kompletny odjazd.
Poudawałem jeszcze, że czytam Prado tudzież zjadłem obiad, ale.
***
Był mecz w europejskiej porze?
Już nic nie pamiętam, to było tak dawno.
Zdaje się, że dziecko spało, dokończyłem film,
a potem okazało się, że dziecko nie chce zasnąć.
The MacKintosh Man (1973)