piątek, 29 sierpnia 2014

Odcinek ze spokojnym wtorkiem



21 lipca, poniedziałek

Odcinek z nagrywaniem

My drogi i Miłościwie Nam Panująca, a właściwie Ty załatwiasz, załatwiasz i załatwiasz.

Spacerniak, by zażyć.
Jeffrey Eugenides, Intryga małżeńska (2003) — za stary jestem na takie książki, ale po 50 stronach dam się wciągnąć do przeczytania.
***
sandał — czek
koperta — czek
poczta — czek
płyta — czek
śledzie — czek
mięso — czek
obiad — czek
sałatka — czek
i jeszcze inne czeki
***
Ledwom się na czas wyrwał z tej pracy.
Zabawne to było: jaka okładka "Betty" jest każdy widzi.
A muzykaaaaa, jezu, co ty kupiłeś!
***
Do tego ładnie wykonana VII Blitzen Trapper. Bardzo fajnie, bardzo fajnie. Jak na nasze warunki bardzo dobra cena za nową płytę (2013).
***
Zjadł, spakował się i poszedł był. W tamtym miejscu jeszcze świeci słońce o tej porze — czek.
Tym razem myśmy mieli wolne i pili piwo, a Juliusz grał na bosaka. Nie wiem gdzie to wszystko pomieszczę. W tzw. miksie.
Więc na razie poszliśmy na schody.
Nie sprzedawaj "1000 Hurts"!
***
ustawianie papierowym mebli — czek
spać — czek


22 lipca, wtorek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca doświadczamy lata oraz losu (2 x L)

Tyle się z rana pakowałem, że późniejszy bus.
Ponieważ "Zielona Polska" wcale nie jest taka zła, mimo pierwszych zastraszających stron tego ekoprzewodnika, to załapałem chęć na te szlaki  szlaczki, brzegi rzeczki, rzadkie rośliny i rezerwaty. Tak bardziej palcem po mapie, ale pomarzyć można.
***
Skoro mamy wtorek to:
Type O Negative — October Rust (1996) — bałem się tego bardziej niż było trzeba. Nieszkodliwe. Strasznie zabawne foto zespołu.
uwaga:
Brat 2 — rosyjski film akcji z 2000 roku w reżyserii Aleksieja Bałabanowa, bezpośrednia kontynuacja filmu Brat z 1997. "Tymczasem do Moskwy przyjeżdża Wiktor, brat Daniły, który został milicjantem po powrocie do domu, jednak przez kiepską pracę zaczął pić alkohol i przestał wspierać swą matkę".
Kasetę (nie taką najgorszą) otrzymałem niegdyś w prezencie od..., no właśnie, imienia już nie pomnę, ale było to podczas gdańskiej wizyty, będącej pokłosiem usa-camp. Zdjęcia nawet ostatnio znalazłem. Krótkie wspominki polsko-łotewskie.
***
No i zapodałaś mi lepsze napisy, a ja zacząłem się świetnie bawić. Bardzo mi się podoba początek. Motyl też był, ale trudności z identyfikacją pozostają. Tym razem bez specjalnych emocji, te poszły w zieloną Polskę.
Ponieważ lato, to gorąco i bez foto.
Skoro już miałem się polenić, to popłynąłem w zaciemnieniu i żywiołaki wodne strasznie mocno mnie strzaskały.
MVP zapowiada kłopoty finansowe. Drodzy Państwo, co ja mogę. Nie pierwsze i nie ostatnie upadłe pismo (Razem, Zarzewie, Non-Stop, Magic Basketball, czy nieodżałowany Świat Młodych). Podobno (nie wiem, zgaduję), te pieniądze gdzieś tam są.
Przeszmuglowałem płyty, byłem w miarę wcześnie z gołąbkami. Kawa i Blitzen Trapper. Będzie kolejny pogrzeb w tym roku. Czasy, czasy i śmierć pięknych sosen za 99 zeta.
Przyjechało 25 paczek więc będą i puzzle i klocki.



czwartek, 28 sierpnia 2014

Odcinek z letnimi szaleństwami



19 lipca, sobota

My drogi i Miłościwie Nam Panująca nieuchronnie zmierzamy od mebli do lepszych mebli.

Po niezbyt późnym wstaniu, korzystając ze wspaniałej soboty w środku lata, wybraliśmy się po szczotę do liroya. Nie powiem, była to swego rodzaju przygoda. Ale jednak wyraźny znak, że wakacje się już skończyły.
***
Niemniej, po podwójnej porcji wędzonej buraczkowej odkurzyłem piwnicznego nieszczęśnika. Napompował się. Tego jednakowoż się nie zapomina. Się jedzie. Z lasem jest taki problem, że wszędzie wygląda tak samo i trzeba mieć samozaparcie albo dużo piwa. Roślinność jednolita i podszyta zeschłością, gdzie nie dociera słońce, a z jego niedostatku występowanie zwierząt rozmaitych ogranicza się do martwej myszy. No mi to nie stanowi, się jedzie.
Teraz — jak już hobby odświeżone, przyda mi się taki rowerek za 4 tysie.
***
Na skrawku prócz papierówek i wiśni są jeszcze truskawki, maliny, porzeczki i aronie. No ciekawe.
***
No to stołu na razie nie będzie, choć ładny był.
***
Miałem odwieźć na Stogi płytę "Actually", ale jakoś podoba mi się w przeciwieństwie do "Like a Prayer", która jest zwyczajnie nudna. Podstawówka jak trza.


20 lipca, niedziela

Odcinek z weekendem bez Fromborku

My drogi i Miłościwie Nam Panująca jednak nie skorzystaliśmy z wypasionej pogody ostatniego takiego lata.

Torn Curtain (1966) — nie jest chyba warte aż tak wysokiego miejsca na liście. Dla wyznawców Paula Newmana — zawsze, dla fanów Hitchcocka — niekoniecznie, dla miłośników sarniej urody Julie Andrews — owszem.
("Funeral in Berlin" — takie skojarzenie, ale nie ta klasa). Anachronizmy można darować, naiwność fabuły też przejdzie, fragmenty stricte szpiegowskie naprawdę elektryzują, ale wszystko to pozbawione żartu, lekkości, mało ciekawa muzyka, dodatkowo zupełnie niezrozumiałe, słabo kręcone sceny z projekcją tylną, a nawet w studio! Wyłącznie dla fanów STARYCH filmów szpiegowskich. Odhaczyłem na liście i nie żałuję.
***
Pies sąsiada — Tekla.
Szalooona.
Na łące byłem jakiś taki zgarbiony. Mebelki będą, światełka jakby nie świeciły, klasyczny duży kosz z promo wykorzystałem chyba tylko z sentymentu. No może jeszcze dla trudniejszej literatury. Słuszność postępowania w zdjęciach wybierania. Nie zapomnieć o deserze z kremem. Ogórki nr 2 nastawione. Odcinki (x 2) wartościowe. Ostatnie krople nalewki pigwowej z sylwestra. W sam raz na lato.


ps. właśnie zauważyłem, że na tych wybranych przeze mnie, to się chwytają


środa, 27 sierpnia 2014

Odcinek z obczajaniem fuzzów i motylami



17 lipca, czwartek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca z pleblaplulubl.

Kilka stopni mniej, ale wciąż lato, zatem kapelusz i spacerniak. Węgierski kocioł w najlepsze. Znajomo brzmią odwołania do losów ludności w żywocie komunistycznym.
***
Oczywiście 3CD zestaw John Barry — The Bee's Knees (The Emi Years 1957-1962) to nic rewelacyjnego, kilka beatowych numerów trafiło na wczesne ost, ale laurka się należy. 
***
Zajętość była do późna, na zupę nie starczyło czasu, raczyliśmy się pomundialowymi słodkościami. Korzystając z dnia idę na długi spacerniak. Tam z dzikiej łąki unoszą się masowo motyle o kolorach rzadziej spotykanych. (w domu trudności z identyfikacją książkową, ale). Ciepło, lato, więcej zdjęć do usunięcia z telefonu.
***
Zmęczony tygodniem po/rozpakowałem i zabrałem się za ustawianie i zeszło do wieczora. Telefony załatwione. Z obżarstwa zjadłem nawet kolację. Pleblaplulubl.



18 lipca, piątek

Odcinek z parapetowaniem

My drogi i Miłościwie Nam Panująca objedzeni i zawożący.

Może stopień niżej, ale wciąż lato. Na deser, naprawdę wisienka na torcie w LnŚ była Barbara Kopeć-Umiastowska i jej "Dehnel na trawniku" i to było wyborne. Tak, czekamy na kolejny przekład. A taki Gadda w nowym tłumaczeniu dodaje bezstratnie mistrzowski błysk i wysokich lotów wirtuozerię, jakby co.
***
Dzień z tych pędzących, kiedy człowieka zaskakuje "już szesnasta?!?", ale szczęśliwie, z wielkim westchnieniem ulgi ostatnim kliknięciem wysyła się jakże ważne i niecierpiące zwłoki maile.
***
Wciąż lato nam dokazuje, zrobiłaś ciasto, bardziej mulata niż murzynka. Jeszcze ciepły — pyszny. Do tego było sporo wege żarcia, łatwość w dotarciu na miejsce (w końcu to Orunia), przez chwilę można z zawiści porechotać (ależ macie piękny widok..., który wam zaraz zabiorą). Wyśmenity balkon sprawdził się lepiej niż cała impreza, przy trzecim piwie nie przeszkadzało mi, że jest takie gorzkie. W sam raz było, sen bez problemów.
***
W magicznym pliku, który ostatnio poddaję ewaluacji (druga płyta z mp3 się znalazła, uff), props John Barry — The Wrong Box (1966) mam zanotowane "warto, ciekawie się tego słucha, szczególnie świetne suity, ALE cena LP jest zabóóójcza!", bo to oznacza jakieś szalone 100 EU na serwisie, ale przed wyjściem na dusty nagle (!), znienacka (!), gwałtownie (!) pojawiło się (!) za 50 dolców, co stanowi różnicę. Ależ pole do popisu wyobraźni. Niemniej, podobnie jak Quiller za 20, czy nasz człowiek Flint za 34 to nieco przesadzona oferta. Zaczekam. Nawet mi się zdarza powstrzymać. W końcu jeden płatek rozdzielam na trzy.




wtorek, 26 sierpnia 2014

2014-07-01, wtorek — Bairro Alto, Miradoro de Graca, mieszkanie



Dzisiaj też jest wtorek!

My drogi i Miłościwie Nam Panująca zwiedzaliśmy na niebiesko (są tam takie foty).  Miały być łańcuchy i ozdoby — to były. Dużo.
Ale tematem odcinka była wciórność i rozpad. Po drodze na punkt widokowy, w szalonej dzielnicy, jakby chińskiej, jakby obok tego. To nie była pora na zupę (bo 12), ale taką za 1 euro, u lokalsów, to byłoby coś.
Tam gdzieś tkwiło życie (albo praca), być może trochę strasznie. Ale to miasto tak ma. I tak się wybudowało na każdym pochylonym skrawku.
Punkt widokowy ział chłodem. Kościół nie był warty wspinaczki. Ale spacer taki mógłbym odbywać i odbywać.
Czy foto mieszkania będą w innym odcinku?
Twoje drzewo.


 
 
 
 



poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Odcinek z/bez oglądania foto


Luca Carlevarijs — Veduta di Verona
15 lipca, wtorek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca strzyżemy się na Strzyży.

No i wyszło dzisiaj to niespanie, straszny zwis. Na szczęście, w pierwszej części przeglądu przewodnika mogę być usatysfakcjonowany, bo prawie wszystko widzieliśmy/zaliczyliśmy.
***
John Barry — Starcrash (1978) — niech se piszą co chcą, moonrakeropodobne, co mnie strasznie bierze.
***
Pożegnania z kasetami:
Queen — The Miracle (1989) — z tego pamiętam głównie "Ajłoneroll", w końcu to lata szkolne były jeszcze. Nienajlepsze.
Queen — The Game (1980) — pisali, że syntezatory i że przełom. Na pewno "Another One Bites the Dust". Coś tam jeszcze, bez sentymentu.
Queen — The Works (1984) — że niby słaba, ale "I Want to Break Free", ale "Radio Ga Ga" i jakoś lepiej niż powyższe. Szkoła, szkoła.
***
Wtorek jest długi i emocjonujący, jakby obejmował dwa dni.
Szybkie zakupy, rożek, lato, lato!
W kawałku dziczy gęstej żółtozielonej unosiło się wiele rodzajów motyli a szewc do siedemnastej. Busy zastępcze nie są skomunikowane z tram w wyniku zamknięcia mostu siennickiego. Się jedzie. Mówię, że najpierw musi ktoś zginąć przebiegając przez ulicę, by zdążyć.
Bez zdjęć, bo lato, lato!
***
Wracam na zimne przedramię, trochę jedzenia i kurek smażenia (na jutro), i jeszcze kosiarka pach pach (lato, lato!), a potem do snu wymasowany okropnie fajnie, jak dorocznie przystało.
Jeszcze mamy nowe zalecenia w wyniku wyników oraz książkę tego Żydka za 1,5 zeta (nie licząc przesyłki), bo to był mój hit wakacji.


Anonimo, Francesco Guardi — Santa Maria della Salute, Venice
16 lipca, środa

Odcinek z przegadaną próbą

My drogi i Miłościwie Nam Panująca szykujemy się do karczowania.

Powróciłem do węgierskiego dekameronu, bardzo zadowolony z tego czytania. Spacerniak — czuje lato, wiele lata.
Nie spodziewałem się, że takie będzie u nas (jak za dawnych czasów, wiadomo).
***
Się wlokło i trza było pracować.
Tymczasem w OSSO szał i wypas, można przebierać, żal że nie można więcej. Wielkie, ciężkie, wspaniałe albumy i książki.
Kucharska jest, malutki Perec jest, duży Eco i średniowiecze również. Mniam.
***
Skorośmy się dawno nie widzieli, to było wiele do opowiadania.
Kaseta gra i umiemy się z niej nauczyć numeru na nowo — brawa dla nas.
***
Wracam wcześnie, zgłodniałem tak, że aż się spociłem. Karczowanie, globulka jako nabój i tylko ciekawe, czy słońce będzie, pewnie, że jestem na tak.



piątek, 22 sierpnia 2014

Odcinek z fuzzem



13 lipca, niedziela

Odcinek z wizytą

My drogi i Miłościwie Nam Panująca niemal oglądamy finał MŚ.

Spałem do oporu, potem wizyta z obiadem (przyprawiłaś karkówkę, ogoliłem ziemniaki), następnie leniuchowanie. Części sportowe gazet prawie przerobione, letnie fragmenty z serialu prawie wybrane, zakupy na dwa razy prawie cacy. Przebieram foto i nagle okazało się, że oni zaczęli wcześniej!
Ale skończyli później, do karnych nie doszło.
Niemcy-Argentyna 1-0.
Należało im się choćby za Portugalię i Brazylię.

==============================
14 lipca, poniedziałek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca na półprofesjonalnych zawodach sportowych.

Obudziło mnie wcześniej (to pewnie przez ten seks z oliwą), posłuchałem muzykie, spakowałem się i spacerniakiem. Wróciła pogoda, nastrój na lato jest. Trza korzystać z nastroju na lato.
Tymczasem lesby z Siedmiogrodu rozwijają się w tej LnŚ i doszło do wielce zaskakującego fragmentu z Old Shatterhandem — wspaniały pomysł literacki, duży ubaw.
No to lecę.
***
Złe wyniki. Ale zawody były. Trochę nie dopracowaliśmy techniki. I przymuła na powrót. (tak to jest, jak się nie dosypia).
Strasznie duszno, koszulka do zmiany.
Podobnie jak szedłem na górkę.
***
Juliusz zlutował jak trza — gra.
Poszły elektryki, a potem fuzzy — jak ja dawno nie grałem! (jako muzykant nie będę tutaj podsumowywał ostatnich lat mojej twórczej niedziałalności) (na przykład ciężko u nas w domu znaleźć jakikolwiek instrument) (a Wojt trenuje w kuchni) (no chyba, że uznamy, że pracuję mózgiem).
Posprzęgaliśmy chwilę, było miło, paluszki zjedzone, czipsy się zmarnowały.
22:22, chciałoby się jeszcze, ale musiałem się zadowolić 8 robaczkami świętojańskimi i jeżem.



środa, 20 sierpnia 2014

2014-06-30, poniedziałek — Castelo St. Jorge



ponieważ nostalgicznie mi, że 20 sierpnia już jest jesień, a ja już zdążyłem zapomnieć co to wakacje

My drogi i Miłościwie Nam Panująca zwiedzaliśmy na zmianę
początek klasyczny (znoooowu pod góóóóóręęęęe) i jeszcze trzeba płacić (czy kiedyś było za free?)
zamek oszukany, ale widoki nie
ten jest na plac, gdzie Hindusi grali w krykieta — fascynujące
zatem klasyczne połączenie turystyki z realem (= psujące się domy)
wspinaczka (zespinaczka), zmęczenie upałem, ludnością, ale zdjęcia lokalsów (bardzo sympatycznie), ale prawdziwa ichnia knajpa i prawdziwe jedzenie (wioska w mieście)
potem klasyk: Ty robisz, ja szaleję, to była chyba moja najlepsza impreza, zajście ponownie na Alfamę to był pikuś, pogoda się zrobiła na wypasie
zaliczyłem wszystkie widoki i nawet przyniosłem skarby ze śmietnika
zatem słońce
zatem trasa obok śmierdzących dorszem od zawsze tych samych sklepów: spacerówka od stacji do miasta = na pamięć
zatem tramwaje = tory
zabytki o których piszą w przewodnikach i punkty widokowe o których piszą w przewodnikach (kolory, kolory!)
automatyczne kible za 10 centów
duże piwo
dużo słońca
pewnie był jakiś mecz też (któż spamięta, skoro nie zapisał)
ach, własnoręczne odkrycie (w w poszukiwaniu tych sklepów z winylami, których w końcu nie zaliczyłem, ale przygotowany byłem świetnie) starodawnego domu handlowego, takich rzeczy już nie ma we wszechświecie, a jeżeli są, to już niedługo, cymes i zabytek

 
 
 
 
 
 
 
 



wtorek, 19 sierpnia 2014

Odcinek z Decyzją 2.0



12 lipca, sobota

My drogi i Miłościwie Nam Panująca zabawiamy się wieczorem aż miło.

Rano jak zwykle rozbicie dzielnicowe. W zastanawianiu się, czy cukier i 10 kg truskawek (czy zdążą?) nie chciało mi się potem, a jajek zapomniałem. No to został za karę tylko boczek do jajecznicy.
***
Mam nadzieję, że nie pogubiłem tych innych mp3 Barry'owskich, bo w pracy nie mam wszystkiego. Jeszcze chwila słuchania i zdecyduję się na "Bruce Lee's Game Of Death", a to przecież niemal najgorsza z gorszych.
***
Było wiele emocji/wrażeń wczoraj. Zapisane.
***
Jerry Goldsmith — Escape From The Planet Of The Apes (1971) — to jest właśnie niezłe, że ten stary Goldsmith (podobnie jak stary Barry) celuje w takie klasyczne brzmienia i melodie bazujące na latach 60. To już kolejny dobry ost z jego strony. Taki nasz człowiek, ale bardziej  na serio, w końcu opowieść tego wymaga. Do tego jeszcze dołożę nastrój sf, jaki pojawia się w "Capricorn One".
***
ok, robię.
***
Właśnie, jest taki zestaw Jerry Goldsmith — The Early Years Volume 1, z którego słuchałem tylko fragment, a to jest bardzo intrygujące, może mniej hiciarskie niż początki orkiestry Barry'ego, więcej tam suspensu, zatem sprawia wrażenie lepszej ilustracji muzycznej.
***
Pada dzisiaj od rana, teraz obficie = znakomicie, nie trza wychodzić z domu.
***
Jest gorzej, wcześniej Jerry Goldsmith — Inchon (1981) mi się specjalnie nie podobał, a teraz...
***
no więc jeszcze: przez cały dzień co godzinę gadałem "ale dzisiaj pogoda!" (bo lało) (nie żebym chciał gdzieś wychodzić).
***
wyszliśmy i zmokliśmy, naczynia umyte, ogórki się kiszą, sałatka z bobu zrobiona, ale nie najedliśmy się nią bardzo, za to wielkie obżarstwo wieczorem u Wojtów z towarzystwem, i mecza nawet kawałek był oraz "Bleach" — same atrakcje, do snu z ciężkim brzuchem



niedziela, 17 sierpnia 2014

Odcinek specjalny: John Barry — The Deep (1977)


 
 
 
 


po pierwsze, Barry
po drugie, podwodna suita (wydanie dwupłytowe jest w ogóle wspaniałe)
po trzecie, real blue winyl! (jak to wygląda!)
po czwarte, ma plakat (jaki dłuuuuugi)



czwartek, 14 sierpnia 2014

2014-06-29, niedziela — Muzeum Gulbekiana, zoo



My drogi i Miłościwie Nam Panująca byliśmy obowiązkowo bo darmowo.
Teoretycznie było najwspanialsze w sztukę. Ale to już było.
Bez specjalnych starań i po łebkach.
Ale kilka bardzo ładnych.
Kilku ulubieńców. Przypomnienie, że Edwarda Burne-Jonesa trza było, kiedy był.
Trzeba zwiedzać takie wystawy.
Weduciarza dużo machnąłem, ale ciemnawo tam było, same nieostre.
Zeszło nam szybko, zoo niedaleko.
Cena potworna, ale warto było, bo delfiny.
Bo zwierzaki bardzo blisko.
Bo kolejka napowietrzna (zaoszczędzone eura).
Bo pokazy z Eltonem Johnem.
Bo akwedukt.
Trochę zimno i wiatr już potem, ale dzień pełen, że hej. Mimo że akumulatorki nie załadowane (nieładnie) i nie ma żyraf, lwów, okapi i białego nosorożca. A tak bliziutko!

Acha, to ten kosmita z zegarkiem na przegubie, z książki — hit poprzedniej jesieni. A tutaj proszę, na żywo.
 
 
 
 
 




środa, 13 sierpnia 2014

Odcinek z okularniakiem/spacerniakiem


to była ta puszysta ryba onegdaj
11 lipca, piątek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca na gościnnych występach.

Nastrój piątkowy, przygotowany na popołudniowy spacerniak. Lato, kaseta, pomysł na letnie odcinki: zaraz będę zabierał się do wypisywania, hej!
***
Na razie nie bawię się w ulubioną czynność życiową, za to po kolei odrabiam najlepszego twórcę ost. I tak przez całe życie.
***
Łał! Ustawili googla na całą ulicę Raduńską koło parku. I jest tam dom, którego właśnie nie ma. Co nie znaczy, że nie będę tamtędy chodził.
***
Z przeglądu/przesłuchu:
Monte Walsh (1970) — zainspirowany ost nawet mógłbym obejrzeć, choć do westernów mnie wcale nie ciągnie.
***
Zatem już stanął w blokach i ruszył. Co prawda nie było tego wymarzonego lata, jakie sobie wymyśliłem, ale wszędzie zdążyłem. W out-lecie mógłbym spędzić upojne przedpołudnie, ale tym razem tylko przebieżka. Taki suplement do pożegnania zielonych sneakersów. (siorb, siorb). Okulista znowu postraszył (ale grunt, że był, bo nie miałem komóry). Ecie-pecie w tym out-lecie. To zdaje się było pokłosie długich wycieczek powakacyjnych, kiedy z rozpędu trzeba było gdzieś łazić długo i daleko w to lato.
Piotr/Paweł wyglądają na zupełnie opuszczonych, drogich jak zawsze i wyposażonych jak zawsze. Nieustający dylemat, czy warto za piwo płacić 3,5 zeta per butelka. Zasadniczo nie, ale jest lato (= jeszcze wydajemy pieniądze), tanie piwo zawsze pod blokiem, większy wybór (= a czemu by nie spróbować), po powrocie wszystko (albo prawie wszystko) wydaje się takie tanie. Zatem raz ciemne i raz jasne. To drugie było takie paskudne, że jej. Jabłonowa i inne wynalazki, człowiek się nigdy nie nauczy.
Trochę rozbudowali, co trochę dyskomfortuje (to już nie jest pusta dzicz), ale widziałem i upał i orła, i ciek wodny i koźlaki, trochę górek z piachu zostało (one były takie niebezpieczne), dwa zbiorniki retencyjne również. Dzika ścieżka już nie jest dzika, ale to nie było dla mnie nowością (nie palą już ognisk), jeżdżą rowerzyści/odkrywcy, są chmury, zza chmur bóg przesyła promienie, jest gdzie sikać.
To była bardzo porządna pętla, gdzieniegdzie zostały stare trakty. Pewnie niedługo przytną łopiany i zrobią wycinkę traw, obecnie ciężko byłoby pójść z majową wycieczką po chaszczach, acz przecież dało się.
A co, przeskoczyłem przez strumyk, a nieszczęście zaraz potem — dziadkowy sandał dał sobie na luz z jednym paskiem. Trzeba się będzie wybrać do prawdziwego szewca!
***
Te śliwki (Węgierki z LnŚ) dobrze piszą, potem je wypiszę, ten odcinek nie był straszny, dojście z pętlą do fortów, teatry "grają". Czyli to już ta pora nadeszła, leci leci. Rachu ciachu, buzi buzi i wracamy do domu wozem. Odcinek na dobranoc, niczego nam nie zakończyli, będzie drugi sezon, spoko. Pokazujesz prezenty bardzo udane.
***
Kolejna "wygrana" licytacja i niedługo będzie w końcu ten plakat.
I już miałem obejrzeć porządnie, po ludzku, zgodnie z piątkiem, film długometrażowy, kiedy zapadła decyzja — szokujące!
***
Ok, niech będzie budowanie od podstaw, rzeczywiście Miami rokuje gorzej, ale sądziłem, że jednak będzie supergrupa w Houston, a tymczasem dziwny układ pieniężny dla Bosha (który co najwyżej na 3 opcję się nadaje). Teraz ruszyła lawina transferów, co jest bardzo ekscytujące, dlatego też odsłuchałem pierwszą nocną palmę ever, nieco natrudziłem się z drugim sezonem i o przyzwoitej 2:30 do snu. Czasy, czasy.
***
Poszło w dobre ręce, a kolor tylko na początku jest prawdziwy, potem szop nie chciał wykontrastować normalnie.

 
 



poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Odcinek z powrotem



10 lipca, czwartek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca jeszcze letnio, ale już na starych śmieciach.

Jeszcze był początek wakacji, taki sam jak przed marsylskim łącznikiem.
Reszta dni gdzieś uciekła, poszła.
Były mistrzostwa, były wakacje, wokół tego wyplecie się wspominki.
Zdjęcia utworzą nową narrację.
***
Węgierskie LnŚ przeraża treścią i sensem — niedobre na lato.
***
Po mnie szalona noc — wymusiłem na sobie drugi półfinał, skoro ominęły nas bezpośrednie emocje z 7-1 — szkoda, że nie na telebimie na mieście. Oczywiście ani mecz, tym bardziej dogrywka i karne nie były warte niewyspania, ale powiedzmy, że wakacje. I jeszcze nocne zakupy — to przeważyło. Potem będę za to płacił. I tym i tamtym.
***
Za to już popołudnie zrobiłem sobie wspaniale wolne i letnie. Ten rozpuszczający się na słońcu czekoladowy rożek! Zakupy, zakupy! (straż, straż!). Trochę to trwało (choć pięknie wyglądało) i na powrót do domu upał już mnie zmęczył (starzenie się).
***
Pyszny bób zrobiłaś, genialną ice tea bez lodu i wspaniały sos do spaghetti — podjadałem aż do nocy. Przedostatni odcinek pierwszej serii, tytuł odcinka: domek z kart.
Nie mogę się powstrzymać od wyczytywania całych gazet, a miałem tylko ostatnie strony, ze sportem.




niedziela, 10 sierpnia 2014

Odcinek specjalny: Henry Mancini — The Versatile (1957)


 
 

najpierwszy i najważniejszy chill-out, od tego rozpoczynam wiele dni