piątek, 23 września 2016

23–31.08.2016



23 sierpnia, wtorek

zatę Żono ma

nie ma nic dzisiaj do kupienia, ale podobnie jak wczoraj — odsłucham WSZYSTKO
***
moja faworytka niedawnej płyty poleca:
https://daily.bandcamp.com/2016/06/17/big-ups-julien-baker/
***
oraz to:
https://daily.bandcamp.com/2016/06/13/the-best-albums-of-2016-so-far/
***
K.A.A.N., Uncommon Knowledge
chyba najszybszy w branży
***
dzisiaj z rana zabawne było dziecko, kiedy tylko zobaczyło Mamę i już zamykać drzwi i kłaść się u mnie, by dalej spać
u Mamy rano jest zupełnie odwrotnie
szybki transfer z piekarnią i już tyram
***
znowu się rozpadało, a ja tyram
apncerio powrotne, chill
na wro króciutko i do domu, przyciąłem 2 listewki
wieczorne normalnie, ale zasypianie potwornie długie, niemal 2 odcinki, to dziecko wyspane w dzień nie miało ochoty
***
byłem w transie, więc przyciąłem "kamienie" (albo "drzewa", jeszcze nie wiadomo, co z tego wyjdzie)
jednak opłacało się nagrać 3 podejścia po pijaku — było z czego ciąć
jestem zadowolony z tego numeru, teraz wpiszę tam tę drugą gitarę
4 linijki tekstu dzisiaj/jutro rano, rycerze/Arboretum
***
z tego powodu nie chciało mi się iść spać do dyżuru, ale już jednak 23


24 sierpnia, środa

zatę Żono ma

pobudki co 2 ha, i po mleku 5:17 właściwie już bez spania
ale jakoś miło mi się wstawało z rana, dziecku w sumie też
przejechaliśmy poranek tradycyjnie i wcześnie byłem tyrać
wziąłem sobie (nie)lekką książkę
Hrabal po raz pierwszy
***
a właśnie, "rozrywany towarzysko" z Wojtem na przyszły tydzień, zaś w piątek szykujemy się na grzyby z Jerzym, by w sobotę na lekkim kacu siup
***
dzisiaj ostatni dzień lata? no ciepło się zrobiło
***
ha, no i afera z książką, ale mnie to leje
***
wyszedłem, Hrabal, zakupy mi długo zajęły (przy kasie), ale nakupowałem wiele do pracy Mamy
jednak te 007 OST lepiej mi grają na kasetach
ostatki lata w parku
dojechałem i pograliśmy sobie, choć chyba więcej gadania było
***
zrobiłem dodatkowe zakupy w lidl (śpioszków już dawno niet), i wybrałem się na ciepły wieczorny spacer jak pan słowik, pyszny lód, chyba dopiero mój drugi tego lata, dziwne
trasa długa, ale było bardzo przyjemnie, szkoda, że tylko ostatnia część kawałkiem lasu
***
przepakowanie, zapakowanie, Mama robi obiad dla rodziny, ja się oddalam


25 sierpnia, czwartek

zatę Żono ma

uwzględniając zestaw 3 piw, 3 parówek w cieście fr oraz loda, to dzisiaj czuję się niemal zawodowo, chyba uratowało mnie te niemal 8 ha snu
2 pobudki + mleko o 6, więc poranek mieliśmy gładki
transfer również (Mamooo, słońceeee)
***
jedynie koszulkę mam zatęchłą, piwniczną
a Mama się zabiera za chorowanie
***
przez pół dnia było miło, szczególnie z planami weekendowymi (grzyby!), a potem się zjebało
dokończyłem
Hot Enough for June (1964)
***
zapakowałem się mp3, chciałem wysłać na poczcie, ale w tym cholernym słońcu kolejkaaaaa... polazłem na bardzo udane zakupy do intera, powiedzmy, że miałem chwilę
na wro poczęstowaliśmy się ciastem tortowym, i tego ciepłego wieczora ruszyliśmy do domu, a potem nawet na działkę
zebraliśmy jabłka, pozostałości są już mączniste, a trawa znowu wyrosła, śliwki nie obrodziły
a, i nie ma już tam słońca o tej porze! = zbliża się zima!
***
mocno spóźnione wieczorne, skończyłem serial
Johnny Staccato (1959)
zabieram się znowu za
The Time Tunnel (1966)
we wczorajszym/dzisiejszym odcinku eksplozja wulkanu Krakatau w 1883
***
no a potem zaczęło się pakowanie wg listy:
latarki, akumulatorki, power banki, skarpety, wiadro, siatki, nożyk, gacie, mus jabłkowy, piwo i kolumna, i jeszcze śpiwór
bank się naładował, na szczęście obsługa jasna (z latareczką)
piersi wymacerowane, paznokcie obciętę i niemal przed 23 do snu, uff
zasadniczo radość pakowania, aż "Southern Star" leciało


26 sierpnia, piątek

zatę Żono ma

dzisiaj popełnię rekord w filmach, speedy jest naprawdę speedy
dowiedziałem się wczoraj, unowocześniłem dzisiaj, i nie ma co czekać, 16,9 TB może zaraz zniknąć
***
pełny po śniadaniu i pudełku borówek am.
dzisiaj mam wylane po wczorajszym, znowu mi podnieśli ciśnienie, miałem bezsenny epizod stresowy w nocy, właściwie od 4:15 już bez spania
***
po mleku o 6 sobie poleżakowaliśmy, a potem nawet gładko ze wstawaniem, porannymi, nieco zamarudziłem z pakowaniem, a potem 3 ciężary do tyrki
ale z Hrabalem
***
zabawne, że dziecko pamiętało, a Mama nie, że tata ma wysiąść za zakrętem
***
no i teraz se działam
***
nie powiem, podjarka jest, bo jakbym na biwak jechał, yei!
***
nie liczyłem, ale rekord w filmach jest, Connery, Newman
wsiadam pod robotą i jedziemy, ale długo nam zeszło, ok. 2 ha (ciężarówka, pomyłka), ALE jest prawdziwe lato
***
po przyjeździe (i nie rozjechaniu autem prawdziwka) ruszamy na rekonesans w 3 znane miejsca, 1,5 ha, słaby połów (rydze), liczymy na więcej następnego dnia
przed 20 zaszło słońce, 20:34 już ciemno, grill rozpala się długo, ale skutecznie, jemy i pijemy nieustająco do północy: kiełbasy, kurczak, papryka, czipsy, wino, piwo
muzyka gra, jestem najedzony, wyluzowany, zadowolony
oglądamy drogę mleczną = niesamowite
spać 0:30


27 sierpnia, sobota

zatę Żono ma

pobudka o 6, wciąż najedzony, tylko pić się chce, za mało wzięliśmy na drogę
6 znanych miejsc zaliczone, a grzybów tyle samo, co wczoraj = 1/3 wiaderka
kanapki jednak zjedliśmy w domu na przerwie, zmiana mokrych spodni i skarpet, ubieram krótkie, po 9 jest już upalne lato
wędrujemy po nowych terenach, lasy wyglądają ekstrawagancko ładnie, ale grzybów mało, acz nie powinienem narzekać, łącznie wpadło wiadro, w tym kanie, wspaniale (choć zasiano mi obawę)
***
na powrocie obżarstwo leczo i ciasto, potem dron i nad jezioro koło Opoki, tam już zupełnie wakacyjnie
***
kiedy tam wędrowaliśmy po miękkich dywanach i wykładzinach przypomniałem sobie niemal wszystkie dorosłe wyprawy na grzyby, w których zebranie kilkunastu podgrzybków było nie lada sukcesem, albo te chodzenie z walkmanem, emocjonujące
***
kąpiel, nawet nieduże zimno ujdzie, i w czasie powrotnym, o połowę krótszym, piwny chill, więc Jerzy podwiózł mnie do Niedźwiednika i jeszcze piechotą przez las
***
jak pisałem potem, w ciągu niecałej doby oderwałem się skuteczniej od rzeczywistości niż przez resztę weekendu
***
poszliśmy na działkę z dzieckiem, trochę grabienia trawy, jabłka już prawie się skończyły, zaliczone dwa place zabaw, udanie
wieczorne, zasypianie, a potem do roboty
***
rydze robaczywe, 1,5 zostało
kurki na maśle nadrobiły smak
wieczorny hit to kotleto kanie
***
maślaki przygotowane, suszone muszą zaczekać, odrabiamy wino, znajdujemy kleszcza, i do snu, powinienem odsypiać, skoro pobudka o 7 będzie
i w pracy i w domu Komissar X


28 sierpnia, niedziela

zatę Żono ma

i była, ale byłem nieprzytomny, więc przeleżałem, chwilami nawet śpiąc do 9:40, potem jajecznica z grzybami, zbieramy się i na Stogi
***
czekamy na babcię, potem spacer dookoła stawu, bo gorąco
dobrze, że zaliczyłem biedrę, bo bym totalnie zginął, dziecko było dzisiaj okropne i niesłuchające się (potem zresztą też)
gdyby nie pora i okoliczności pewnie by drzemało
***
zrobiłem mnóstwo kotletów, obiad zjedliśmy, nie było czilowania, dziecko zajęte przez dorosłych, ale broi
wieczorem, po całym dniu pracy przyjeżdża Mama
***
wieczorne, zasypianie, od kilku tygodni takie samo, zawsze kończy się nerwem, ratuje mnie Time Tunnel, teraz epizod z Troją
następnie obróbka do suszenia, kilka zgniłych odeszło
do snu, noc prawie spokojna


29 sierpnia, poniedziałek

zatę Żono ma

w tyrce tyranie i atmosfera kreowana przez przełożonych bez zmian, więc prócz tych emocji zapuszczałem speedyshare
cotygodniowa spowiedź skończyła się bez wielkiego opierdol, wybrałem się na górkę z pizzą, w końcu to ostatnie dni lata
w dolince cieknie ciek i drzewo spadło, nowa ścieżka wydeptana
chyba w tym roku urodzaj, bo i w dzikim sadzie wielkie jabłka
nawet dobra muza współczesna rockowa się trafiła, sprawdzałem, czy jest dostępna na krążkach
***
na wro pakowanie, sałata (której zapomniałem wziąć do tyrki), rozlana herbata na spodenki i do domu
kaszka, wieczorne, zasypianie
***
umyłem gary, usiłowałem założyć lokatę, obejrzałem 15 minut i do spania przed 23

bardziej spodnie niż buty

30 sierpnia, wtorek

zatę Żono ma

jak się człowiek od razu nie zabierze za dzienniczek,  to leży
caaaaały weeekend
***
było nocny epizod, już myślałem, że nie uda mi się zasnąć, dało radę, ale o 6:20 obaj byliśmy nieprzytomni i dziecko dalekie od wstawania, potem się rozeszło
***
dobra, wpis załatwiony
teraz odsłuch nowych rzeczy, które się ogłaszają, jednak
Negative Gemini — Body Work (2016)
już mi nie robi
po weekendzie było kilka OST do odsłuchu, ale największe wrażenie teraz robi (i uspokaja) wczesny John Williams
***
załatwiłem wszystkie espjonage, teraz pora po aktorach
***
po pracy miałem przyjemne popołudnie na trailerach i ogólnie końcówka była dla mnie udana i wyluzowana, więc takież też apncerio i powrót na wro
tam chwila jeżyn i biegania z dzieckiem po trawie
a ono spało w dzień 3 ha!
***
wracamy, chwila zabawy i marudzenia, mama do lekarza a my do wieczornych, zasypianie (z palmą, bez time tunnel), dłużej, do 21
zgraliśmy foto z grzybów, czuć lato
***
nie wiedziałem za bardzo co robić, więc zeszło na wieczorne, ugotowanie tortellini, i się okazało, że koniec czasu
więc przeszedłem z meczu nr 2 do meczu nr 3 i do snu

bierzesz pocztówkę, rysujesz fale na wodzie, wkładasz do filmu obce miasto jak znalazł

31 sierpnia, środa

zatę Żono ma

jedna pobudka i mleko po 5, więc obaj zaspani z rana, on bardziej
ale dostał ratatuja
jedziemy, czytam wywiad z Edelmanem, tym od filmów oraz o jodze śmiechem
potem Napoleon przejmuje rewolucję, sprawdziłem dokąd jedzie 213, inne apncerio, tam obok cieków wodnych
***
w sumie coś tam do kupienia na allegro by się znalazło
***
tyrania jednak dzisiaj dużo wyszło, więc bez leżakowania
wziąłem się za filmy przygodowe, bo Indiany zawsze mało
***
no i tortelini mniam
teraz się zastanawiam, co podjeść po drodze
***
popołudnie również trza zaliczyć do udanych, o polskich serialach dla dzieci w wyborczej, pyszny spacerniak, a potem na ciasto/torciki i whiskey do wujka Bogdana
wracamy później do domu, wieczorne, zasypianie (przerwa na żądanie, Time Tunnel trza dograć), więc jeszcze skorzystałem z EB, tylko jednego garnka i przeskoczyłem z 2 do 3 meczu finałów, nawet pełna godzina, ten, którego nie widziałem, początek szałowy, a potem jednak wciąż blisko, musiały być emocje
przez to zapomniałem o środowej najebce, próbie



wtorek, 13 września 2016

18–22.08.2016



18 sierpnia, czwartek

zatę Żono ma

pobudka o 4:50 z mlekiem, tzn. nie było jednak spania po pewnym przewalaniu, porozmawialiśmy sobie, potem Mama wstała
pojechałem aż na wro, bo widać, że tram stoją w korku, zdążyłem
w tyrce wpierdol nie było, ale czasu też nie
tyle tego, że się objadłem sporo, obiad dwudaniowy
***
dzisiaj mnie ręce bolą od tej masakry drzewek i chwastów, którą zrobiłem na ścieżce coraz mniej przejściowej
***
wróciłem na wro, surówkę i Rio
dziecko miało pobór krwi, a poza tym dobrze ma u dziadków
potem do domu na wieczorne, zmęczony już byłem
a nie, jeszcze zakupy w biedrze, dziecko nie chciało oddać jeżdżącego koszyka
zasypianie jeden odcinek Staccato (są coraz groźniejsze), Cassavetes reży, a Mama w tym czasie machnęła pyszny gulasz
dwa prysznice, dużo golenia, 10 min zabawowego filmu z Frederickiem Staffordem i do snu sporo przed 23
Agent 505 - Todesfalle Beirut (1966)


19 sierpnia, piątek

zatę Żono ma

instytucja repasaży to zawsze zagadkowa sprawa
kupiłbym se coś, ale nic nie ma
skleiłem 3 fragmenty Lo-Files — te są do wyrzucenia, odkryłem jak ustawię perkę
***
dzisiaj transfer przez wro i tram = puchy
dziecko było zaśnięte, ale noc była niezła, 3 pobudki, mleko o 5:15, w nocy wymyśliłem sobie na czym polegał poniedziałek, na stole
temp. 14
***
dobre to, że jestem strasznie na bieżąco w dusty i sly, nic mnie nie omija
i nic nie muszę kupić, uff
***
dzisiejsze ANOST też odsłuchane z nawiązką
***
muzę do
Agent 505 - Todesfalle Beirut (1966)
popełnił Ennio, i jest to stosunkowo niedobra rzecz i źle dopasowana do obrazu, acz ma groove
i to chyba dokończyłem
***
wracałem przez wro, serniczek podziękowalniczy, dziadkowie na Kaszuby, my do domu, wieczorne, zasypianie, Mama dyżuruje
***
po całym tygodniu zasłużyłem na
Mission: Impossible - Rogue Nation (2015)
Mama narzekała (ale przecież nie musiała oglądać), ja się bawiłem
zacnie


20 sierpnia, sobota

zatę Żono ma

ale nie mogłem się wyspać, choć od tego jest weekend, bo dziecko wyrwało się o 7 do drugiego pokoju
jakoś przeżyłem
śniadanie, Kidzińscy i na Stogi
zapomniałem czapki, nie kupiłem piwa, to mnie prawie wykończyło w obliczu nagłej decyzji o plaży (skoro nagle jednego dnia zrobiło się ciepło)
***
plaża, piasek = dziecko ok
poszliśmy nad wodę, po pierwszym onieśmieleniu poszło już dobrze, choć woda zimna
pogrzaliśmy się jeszcze i z powrotem przez las, spore zwolnienie na mirabelkach
***
obiad sprawnie, nie chilowałem się w drugim pokoju, bom oglądał Rio w tv, dziecko miało różne fazy, raz z ciekawości strąciło doniczkę
***
o 18 byłem gotowy, po Mamę i siup do domu, reszta tradycyjnie
być może to był ten wieczór, kiedy graliśmy w grę?
chyba z okazji ciepłego dnia wybrałem się na rower i słuchałem "A Lazarus Taxon", które wstępnie mi się podobało, gdyby nie to że trwa koszmarnie długo w całości — 179:29 (total)
***
a nie, Mama gardłuje na gardło, więc wcześniej do snu/dyżuru
a do snu
Death Is Nimble Death Is Quick (1966) (Kommissar X)
oczywiście zawodowe


21 sierpnia, niedziela

zatę Żono ma

pobudka tak samo, jak w sobotę
naleśniki to Mama robiła potem
i spała z dzieckiem 2 ha
w tym czasie dymałem z robotą
mam też chęć na powtórkę finałów 2016
koszykówka w Rio nudna
ręczni przegrali
zaczął padać deszcz
wcześniej zaliczyłem szczęśliwe i luźne dwa place zabaw z dzieckiem, potem ta drzemka
po południu, skoro ono wstało przed 16, poszliśmy w deszcz na działkę, kalosze mu się nie podobają, ale jabłka zebraliśmy (oraz inne owoce do zjedzenia od razu), jedni poprawili swoją ścieżkę, inni nie, nie ma czasu na grabienie skoszonej trawy
a te dwa grzyby, co znalazłem koło nieistniejącego już samolotu, to robaczywe były, więc zostały nam naleśniki
jakoś dobrnęliśmy do wieczoru (zmoknięci drugi raz)
i siup do wyrka
***
a racja, wybyłem na rower, rzadka okazja — w ciągu dnia, skoro ciepło
zrobiłem mega szybko ładną pętelkę (jedna pomyłka trasy, ale przynajmniej odkryłem coś więcej)
człowiek już zapomina tych ścieżek, które strawił na dwugodzinnych spacerach ze śpiącym dzieckiem, a szkoda
albo one zarastają
złapała mnie ulewa, więc miałem piasek w zębach = przygoda, starsznie szybko jechałem


22 sierpnia, poniedziałek

zatę Żono ma

strasznie byłem zły, że nie miałem chwili dla siebie
i jeszcze mię denerwowali na całe ponad 1,5 godziny tutaj
co prawda miałem chill na spacerniaku, z pominięciem pizzy, bo najedzony, ale wszystko prysło wraz z pierwszym krzyknięciem dzieciaka — więc poszło źle
***
rano było zabawnie, gdyż zapomniałem się i zacząłem z dzieckiem przeglądać książeczkę, miast wstawać i siup
***
więc styrany jednak obsłuchałem wiele OST, wróciliśmy do domu, kawa, siata jabłek i zrobiłem sok, potem mocno chlapane wieczorne, ale zasypianie bardzo długo, prawie dwa odcinki
więc skoro już nic nie można było zrobić, to przejrzałem dwa pijackie numery z Wojtem, a następnie te na "czwartą płytę"
i pod wpływem wina spodobała mi się jednolitość i bliskość tych nagrań na akustyk i perkę ze szmatami, głupio łączyć z czymś innym, głupio wyrzucić, bo to takie emocjonalne jest, w sam raz na kasetę, skoro teraz są modne
stosunkowo wcześnie do snu z dyżurowaniem




środa, 7 września 2016

13–17.08.2016



13 sierpnia, sobota

zatę Żono ma

sobota z tych dziwnych, pojechaliśmy na Stogi (przez Kidzińskich), ale tylko zabrać zupę, bo babcia przeziębiona
Mama ruszyła na zakupy, myśmy byli na placach zabaw
ponieważ dziecko bardzo długo spało, to spóźniliśmy się na ślub (i bardzo dobrze), więc tylko na życzenia na Chełm
potem kiełbasiane zakupyn w tesco 24, dawno tam nie byłem, ale dziecko się nudziło, więc znowu nie było okazji pozwiedzać
***
chyba tego dnia mieliśmy stracie z dzieckiem
chyba tego wieczora przed snem obejrzałem do końca lekki, dobry, zabawny
Our Man in Marrakesh (1966)
Senta Berger!
i do dyżuru


14 sierpnia, niedziela

zatę Żono ma

mieliśmy popołudnie na działce
przyniosłem grila, kiełbasy kupione, piwo zimne, jabła gniją (gźjeee...), jest jeszcze ciepło tego LATA, "bawimy się"
Mama z dzieckiem intensywnie zbierają, ja również aronie (zrobiłem z nich pierwszy w życiu soku) (tzn. robi się)
kiełbasy ładnie się wysmażyły, papryki mniej
więc tak: może nie było śmichów chichów, ale bezkolizyjnie udało się spędzić pół dnia z dzieckiem na działce = sukces
***
po wieczornych jeszcze długo czekaliśmy na bratowego, w końcu przyszli z psem i graliśmy w Anno, gdzie przegrałem, bo nie przewidziałem, ale mnie to rozruszało, mimo że późno do snu


15 sierpnia, poniedziałek

zatę Żono ma

więc to był ten dzień ze stołem, poprzedniej nocy kłóciliśmy się z dzieckiem przez 1,5 ha, ale tej, po grze w grę, było spokojnie i miło
to Mama była niewyspana, nie wiedzieć czemu
***
po zeszłych niepowodzeniach tym razem Mama ruszyła w trasę, ale może coś pomyliłem
w każdym razie oboje poszli drzemać ja przerobiłem dwa wiadra jabłek i potem z tego robiłem sok, i jeszcze surówka z buraków, a obiad był przy niskim stole, który uprzątnąłem dopiero wieczorem
wieczorem zaś intensywne przygotowania do dnia jutrzejszego i poszedłem znowu dyżurować, ale Mama nie skorzystała z mojego poświęcenia — nie spała w nocy


16 sierpnia, wtorek

zatę Żono ma

tyrałem, była napierdalanka, mocny nerw również na "podwładnych"
tyrałem w nowej rzeczywistości (nie mojej), ale u mnie było tak samo
wracam spacerniakiem a tam policja stoi przy zbiorniku
następnie poprzez wro, reszty już nie zapamiętałem, wszystko skupione na kolejnym dniu, kiedy miałem "wolny" dzień
***
hah, dziecko nie chciało wstać z rana, bo chciało dalej spać — było nie szaleć w nocy!


17 sierpnia, środa

zatę Żono ma

gdyby nie konieczny tel o 8, że opieka nad dzieckiem, to pewnie byśmy spali do 9, bo przecież ta przerwa "na sąsiadów" była w nocy
Mama w pracy, a my zajęci
śniadanie tak se zjedzone, potem przechadzka do warzywniaka i piekarni
po zrzuceniu gratów poszliśmy na działkę, kosiłem trawę, dziecku się podobało, kontemplowało na krawężniku, też pomagało, zaczął kropić deszcz
"padada"
***
była nieudana próba drzemki między 13 a 13:40
w następstwie tegoż zacząłem obiad (kiełbasa, ziemniaki, cebula czerwona - pieczone), przygotowałem ogórki i wodę dla Mamy na wieczór
zjedliśmy wspaniale, nie poszliśmy na dwór, bo strasznie lało
za to przygotowałem miskę jabłek i zrobiłem zestaw soku, smacznie
***
ubranka dzisiaj zmieniane 3 razy i nagle szybko wróciła Mama
wybrałem się na próbownię, i musiałem poczekać na kolegów, piłem piwa, więc grało się dobrze
Holandia, Rio, wieści, opowieści
***
wracam deszczowo, wynoszę śmieci, zabieram kosiarkę z działki i wtedy mnie napadło (że te krzaki i resztki z plewienia na ścieżce), wróciłem wkurwiony, jeszcze kilka opowieści i oczywiście bardzo późno do snu




czwartek, 1 września 2016

9–12.08.2016



9 sierpnia, wtorek

zatę Żono ma

w związku z poprzednim nie wyspałem się
piekarnia zaliczona, więc apncerio już nie, Aleksander znowu usprawiedliwia swoich niewiernych królów
***
praca była pracowita i udana o tyle, że znalazłem wiele atrakcyjnych plików PDF, głównie o najnowszych filmach (czyli tych z 2015 roku), zacnie
***
zatem zebrałem się o czasie, z chwilą relaksu, transfer do domu, a tam pusto, no to zabrałem się za zaległe przerośnięte ogórki — one same załatwiły nam sprawę = wszystkie spleśniały
potem dzieci wróciły, trochę grzebania się, trochę nie/jedzenia, kawa, dokument o podoceanicznych stworzeniach
"to nie piłka, to bezkręgowiec"
kąpiel i szybie w miarę zasypianie (1,5 odcinka Staccato, coraz niebezpieczniejsze ma przygody)
***
20:30 na jabłka, 3 wiadra/siaty
jedno trza było zrobić, więc przy piwie z miodem i "Marsyli" uwarzyłem jeden gar musu, są coraz większe i pięknie dojrzałe, a kompostownik pęka w szwach
chyba pora już też na aronie
spóźniony do snu


10 sierpnia, środa

zatę Żono ma

w związku z poprzednim nie wyspałem się ponownie, do tego koncerty w nocy
ale jak już zażyłem świeżego powietrza i Aleksandra to poczułem się wystarczająco odpowiednio
dzisiaj borowanie, niepokój jest zawsze
niedobrze jest obejrzeć twarz blogera, którego się podczytywało, skutkuje to wykasowaniem jego adresu (taki prywatny rasizm)
***
nie ma nic do kupienia (a dolar staniał), będą za to dokumenty
nie wiem po co biorę disco Tortoise, skoro ich nie lubię, będę snobował uszy na siłę
***
jakiś plan na kompensację sobie machnę na wieczór, jeszcze nie wiem gdzie się przespaceruję
***
przejrzałem sporą część płytoteki Stolen Body Records — inicjatywa przednia, wiele kolorowych winyli, ale muzyka garażowa wtórna (wiele duetów), hałaśliwa, częstokroć źle nagrana, ale przynajmniej niczego się nie boją
***
pracowałem szybko do ostatnie chwili, apncerio, skoro jeszcze kawałek lata
potem rekord: od 16:45 do 18:10
faktem jest, że z tegorocznymi maturami, temat popłynął
(zdaje się, że na borowanie z reguły szedłem inną porą roku, po wyjściu już było ciemnawo, kupowałem mocne piwo na zęba, by oddać się zapomnieniu, jarzeniówy inaczej dawały w oko, łąka kłuła w spodnie, trzeba było się przedzierać nieco, by dotrzeć do zabłoconej krawędzi jezdni, wtedy jeszcze nie autostrady)
***
w ramach rekompensaty krosą, tańsza sałatka na wieczór i szybki chill przez park, pusto o tej porze
na wro dostałem obiad na jutro, w domu już kąpiel i do snu, co zajęło tylko jeden odcinek Staccato
***
robię siatę i Marsylię, wczorajsze 3 litry zapakowane w słoiki, Mama szykuje się, bardzo ładnie zresztą w spódnicy, na jutrzejsze występy
więc znowu późno do snu
***
o 4:30 szybciej się zebrałem do dziecka, piekielnie zimno w małym pokoju, ciężej zasnąć, o 5 mleko i tak do budzika, zmiana dyżurowania, bez koncertów


11 sierpnia, czwartek

zatę Żono ma

w związku z poprzednim nie wyspałem się znowuż
a rano to już 11 stopni, w zeszłym roku chyba tak jeszcze nie było
(patrz aronie z 10.08.2015, letnia przeróbka Jedności Robotniczej z 19.08.2015 czy nawet sad jabłoniowy 2.09.2015)
6.08.2013 na termometrze w słońcu na Stogach było 51 stopni C
w każdym razie mam wiadro i zamierzam go dzisiaj użyć, skoro okoliczności lokalowe tak pozwalają
***
tesco od kilku lat spełnia swoją rolę, mają świeże pieczywo i inne słodycze, znalazłem niespodziewane wyjście tyłem/dołem, nauki jazdy już nie ma, pole zarasta roślinnością niemożebnie, do doliny oczywiście już nie zaszedłem
***
było prawie jak w zeszłym roku, tyle że bardziej ambicjonalnie (bo już zaczęli zbierać), więc mniej pełnych garści i więcej starania by zapełnić wiadro i siaty kawałek, pewnie z 13 kg zebrałem
nie było też wewnętrznego darcia, jak w zeszłym roku robiłem to foto pod słońce, opalając wszystkie piegi i pieprzyki jeszcze nie słabym słońcem, w tym roku aronie dojrzały szybciej, tak jak szybciej przyszła jesień, następnego dnia rano było już cholernie zimno
***
więc piwo, muzyka adekwatna (a i różna), krzaki tnące owady, jeszcze więcej krzaków i 80% satysfakcji oraz plany na wieczór
***
poprzez wro wróciliśmy bardzo późno do domu, więc zasypianie po kąpieli już o 21, ale tylko jeden odcinek Staccato
***
następnie wędrówki do piwnicy i z powrotem, gdzie wyniosłem/wniosłem oczekujące jeszcze truskawkowe, puste butelki do wypełnienia płynami
w ten sposób załadowałem słój i dwie butle (musiałem jeszcze słoiki) owocami, zasypawszy cukrem
będzie też mus jabłkowy z aroniami
produkcja będzie kontynuowana w kolejnym dogodnym terminie, na razie nie ma miejsca
padłem do snu, uff


12 sierpnia, piątek

zatę Żono ma

no proszę, to mamy kolejny dzień z najszczęśliwszych w naszym wspólnym życiu
ale to też wiele zmienia
ale do rzeczy
***
wstawanie z niewyspaniem, ale żadnych śladów wczorajszego piwa i wina
więc z tą lekką gazetą (fizycznie) do czytania, tylko bułka, gdyż nie było pyszności w piekarni
po wczorajszym pysznym obiedzie z chudą białą z cebula i pół kukurydzy dzisiaj pół kukurydzy i łosoś pieczony z wczoraj do Babci
ponadto musli, nawet pączków dzisiaj nie dowieźli
pracowicie pracowicie, nawet była szybka robota dla zarządu, więc z samego rana obejrzałem emocjonującą końcówkę
Assignment K (1968)
i tyle było hobby na dzisiaj
***
no ale jest WIEŚĆ, więc będzie zupełnie o czym innym
nawet włączyłem pełny album Marka Knopflera, bo nie chciało mi się hałasów z listy do odrobienia
***
NIELEKKO BĘDZIE ODPISAĆ OD 18/08.