piątek, 12 sierpnia
Nie chciałem, nie chciałem, ale na kosza się wybrałem. Orzeźwiająco. Ponieważ byliśmy we własnym gronie, to znowu byłem najszybszy.
***
"Jaws" (1975). Ja to jednak potrafię wybrać znakomity trzymający w napięciu film rozrywkowy o wysokiej jakości obrazu. A nie jakieś tam "prawdziwe życie w Barcelonie" (Biutiful).
sobota, 13 sierpnia
Weekend zorganizowali nam A&E. Zaczęliśmy od alternatywnego zwiedzania Oliwy, nie było to mistrzowskie, ale skoro już tam byliśmy, to zaszliśmy też do ciastkarnio-piekarni.
***
Dobrze, że koszt był symboliczny, bo wizyta w Muzeum Etnograficznym mogłaby się nam odbijać czkawką. Ale, ale, górne piętro, poświęcone obecności folkloru we współczesnym świecie bardzo korzystnie zaskakujące (ETNO inspiracje).
Z kolei wiadomo, że warto poświęcić jakiś czas pieniądz na wizytę w Pałacu Opatów nawet na wystawę stałą (choć zdaje się, że się wymieniają zawartością z oddziałem gdańskim, rozpoznałem po Malczewskim).
Definitywnie Umiastowski wart jest oglądania. Kolory!
***
Graliśmy po raz pierwszy w życiu w boule i było git.
***
I po raz pierwszy zabawiliśmy się w grę miejską. I choć na plecach Dzikich Węży jechała Lechia Gdańsk, to właśnie też dzięki tej rozgrywce poczuliśmy się trochę dziecięco i zabawa była bardziej zabawą. Na samym końcu czekała nas bardzo miła niespodzianka (przynajmniej ja to tak odbieram) i zaliczyliśmy jeszcze jeden kurs małej historii i przyklejonych zaliczono nas do stałych bywalców.
***
I kolejne zabawne spotkanie na przejściu dla pieszych.
***
Za to w Gdyni, w La Vita, absolut! Na chwilę obecną nie przypominam sobie dania w jadłodalni tak obfitego, jednocześnie smacznego i wartego swojej ceny.
***
Jeszcze okazyjne zakupy 2 kg pestek z dyni dla chomiczka. Dzień, dzięki A&E, fantastyczny.
Nie chciałem, nie chciałem, ale na kosza się wybrałem. Orzeźwiająco. Ponieważ byliśmy we własnym gronie, to znowu byłem najszybszy.
***
"Jaws" (1975). Ja to jednak potrafię wybrać znakomity trzymający w napięciu film rozrywkowy o wysokiej jakości obrazu. A nie jakieś tam "prawdziwe życie w Barcelonie" (Biutiful).
sobota, 13 sierpnia
Weekend zorganizowali nam A&E. Zaczęliśmy od alternatywnego zwiedzania Oliwy, nie było to mistrzowskie, ale skoro już tam byliśmy, to zaszliśmy też do ciastkarnio-piekarni.
***
Dobrze, że koszt był symboliczny, bo wizyta w Muzeum Etnograficznym mogłaby się nam odbijać czkawką. Ale, ale, górne piętro, poświęcone obecności folkloru we współczesnym świecie bardzo korzystnie zaskakujące (ETNO inspiracje).
Z kolei wiadomo, że warto poświęcić jakiś czas pieniądz na wizytę w Pałacu Opatów nawet na wystawę stałą (choć zdaje się, że się wymieniają zawartością z oddziałem gdańskim, rozpoznałem po Malczewskim).
Definitywnie Umiastowski wart jest oglądania. Kolory!
***
Graliśmy po raz pierwszy w życiu w boule i było git.
***
I po raz pierwszy zabawiliśmy się w grę miejską. I choć na plecach Dzikich Węży jechała Lechia Gdańsk, to właśnie też dzięki tej rozgrywce poczuliśmy się trochę dziecięco i zabawa była bardziej zabawą. Na samym końcu czekała nas bardzo miła niespodzianka (przynajmniej ja to tak odbieram) i zaliczyliśmy jeszcze jeden kurs małej historii i przyklejonych zaliczono nas do stałych bywalców.
***
I kolejne zabawne spotkanie na przejściu dla pieszych.
***
Za to w Gdyni, w La Vita, absolut! Na chwilę obecną nie przypominam sobie dania w jadłodalni tak obfitego, jednocześnie smacznego i wartego swojej ceny.
***
Jeszcze okazyjne zakupy 2 kg pestek z dyni dla chomiczka. Dzień, dzięki A&E, fantastyczny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz