piątek, 19 sierpnia 2011

Biutiful (2010)



środa, 10 sierpnia
Grunt to wstać o 5:20, kiedy można o 7:15. Tym razem kwestie organizacyjne i nadchodząca jesień zaprzątały mą głowę. Co było robić, zabrałem się za werbel, a następnie za beczki. I leciały same wyrazy na "ch" i "k". Nie słychać uderzeń w beczki! Szczególnie te małe kutasiki jako żydowsko-arabski dodatek przyprawiają mnie o nerwowstręt. Ważne, by się pobudzić z rana. Wyciąłem te beczki i jestem k... mistrz. Słychać. Mam jeszcze pomysł/patent jak je wyprasować z tych cudownie wszechobecnych blach. Bicza z tego nie ukręcę, ale do czegoś się nada. Nauczka na przyszłość? Owinąć dokładnie gąbką dostawiane mikrofony kierunkowe, gitarę puścić przez słuchawki, nie obok, może spróbować oddzielnie nagrać stopę i werbel, osobno tomy i osobno blachy — to może być to.
***
No, jeden problem w głowy! Mała wycieczka na górę (łatwo trafiłem), wybrałem papier, zdecydowałem się na inny kolor, cena jest ok. Pomysł z dołożeniem tasiemki jest całkiem.
***
Zabawy w przeglądanie starych zdjęć ciąg dalszy. Były jednak okresy, kiedy ze strzechą na głowie wyglądałem słabo.
***
No ch.., nie ma opcji, żeby sobie przypomniał, co robiłem wieczorem i jaki film był.

czwartek, 11 sierpnia
Przygotowanie makaronu z pesto jednak trochę zajęło (mięso), potem kawa, ciastko i nagrywka. Minimalna głośność nagrania przy maksymalnym poziomie nagłośnienia, ale jestem zadowolony z efektu, bo mam czego chciałem. Columbus będzie cacy. Przechadzka i czas minął jak z bicza strzelił. Zabawne spotkanie na Dolnej. W sumie jak wracałem po ciemku przez park, to coś czułem, że jest ciemno i gotów mnie ktoś tam zaje... jakoś tak kręciło się paru kolesi z flaszkami. Załapałem się jeszcze na "Biutiful" (2010) z Javierem Bardemem. Film z gatunku tych, ile jeszcze nieszczęść może cię spotkać. Javier gra znakomicie, a film ciężko znieść bez wspomagaczy.

Brak komentarzy: