piątek, 25 lipca 2014

Odcinek z pieczeniem pieczeni


Francesco Albotto — Grand Canale
14 czerwca, sobota

My drogi i Miłościwie Nam Panująca nie wychodzimy, bo pada, hurra!

Wczesny poranek.
Kisisz ogóra!!!
To chyba przez te mistrzostwa. Się nie wyspałem. Ale ruch był bardzo ładny. Jak dyskobol.
A tortillę obracam wspaniale. Bo cudowny jestem.
***
Papermoons — No Love (2013) (SoundSuply) — bardzo mocno przypomina Dead Cub For Cutie. Przy odrobinie dobrego nastroju mogę się wzruszyć, choć inne rzeczy w tym kierunku są lepsze. Jak na przykład do parku z Queen czy inną z kolejki z pudełka w ogóle mija się z celem — nie ten klimat. To musi być coś COŚ.
Co mi przypomniało zeszłoroczną Emillianę.
A pieczeń przypomniała mi niegdysiejsze mega wyładowane po brzegi cebulą i marchewkami, ziemniakami i mięsem zestawy brytfanek, których zawartość starczała niemal na cały tydzień. Taka kuchnia.
Zamiast zbędnych miękiszy: Pontiak — Innocence (2014). Głośno mam, bo pracujesz, a po porannym fotografowaniu mam obróbkę moich odcinków specjalnych. Są fantastyczne.
***
Miały być schabowe, ale zmylili nas w mięsnym ich brakiem. Pieczeń łopatkowa. Dzisiaj mam tyle luzu, że nic tylko się luzuję, a właściwie czekam na 18 i mecz, jak za dzieciaka. Czyli wciąż.
***
Jak zaplanowałem, tak zrobiłem.
Pieczyste nam się sprawiło.
Czytałem, oglądałem, ściągałem emo-rocka.
Pop-corn!
***
Kolumbia - Grecja 3:0 — Grecja słabo
Urugwaj - Kostaryka 1:3 — zaskoczył negatywnie Urugwaj, nie spodziewałem się
Anglia - Włochy 1:2 — Anglii niemal nie poznałem, chociaż i wynik i końcówka meczu w ich stylu hłe hłe.
Wybrzeże Kości Słoniowej - Japonia 2:1 — tego, rzecz jasna nie oglądałem.
***
ps. resztki albumowe z Mediolanu

Michele Marieschi — The Grand Canal
15 czerwca, niedziela

Odcinek za miastem!

My drogi i Miłościwie Nam Panująca byliśmy, wiedzieliśmy, zjedliśmy.

Wreszcie pospaliśmy, trochę się grzebałem z rana, ale udało nam się wyjechać.
Mamy zaliczony jeden zjazd za daleko i jeden za wcześnie = git.
A na Siwiałce już pełen wypas.
Domek, ogród, ciasto rabarbarowe.
Smażony pstrąg i smażony szczupak, frytki aż nadto.
Jezioro, drzemię, wyleguję — dawno nie pamiętam takiego relaksującego lenistwa.
Truskawki, koper, goździki, zioła, jagoda kamczacka — to było niebezpieczne, bo miałem wewnętrzny przymus zebrania prawie wszystkiego.
Wracamy, jest ładnie na dworze, walizka, czereśnie, drugie bardziej soczyste.
***
Szwajcaria - Ekwador 2:1 — tylko skrócik
Francja - Honduras 3:0 — specjalnie atrakcyjne to nie było, Boniek!
Argentyna - Bośnia i Hercegowina 2:1 — oczywiście nie.
Najedzeni do snu.

Luca Carlevarijs — Palazzo Ducale di Milano
16 czerwca, poniedziałek

SAN ANTONIO SPURS mistrzem NBA 2014

My drogi i Miłościwie Nam Panująca zdążyliśmy zapomnieć o nba.

Poranek, wyniki, spóźnionko, Parnicki, nastrój/humor.
***
Elbow — The Take Off And Landing Of Everything (2014) — nie spodziewałem się, że kiedykolwiek to powiem, ale to dobra płyta jest. A jak przyjemnie się jej słucha.
***
Nie pamiętam kiedy miałem taki w dobrym nastroju poniedziałek. I nawet to, że Miami przegrali w fatalnym stylu, a legenda LeBrona ucierpiała mi tego wcale a wcale nie psuje. Chwilo trwaj.
***
Kisisz ogóra!
***
Oczywiście w lidlu już wykupili tego portera. Paweł na rowerze. Rzeczywiście było chuj z nagrywaniem, bo się zasilacz spalił. Ale nie było dramatu, bo mecz, bo zawirowania, pogaduszki. Zatem skoro było w planach, to i tak wróciłem wcześnie. Następne po wczasach.
Winyl 1000 Hurts bardzo elegancki sobie sprawił Wojt.
***
Niemcy - Portugalia 4:0 — coś tam widzieliśmy w tym zamieszaniu
Iran - Nigeria 0:0 — najnudniejsza kopanina i pierwszy remis w tych MŚ
Ghana - USA 1:2 — oczywiście nie.
Niby do snu, niby do pracy, ale jakby wakacje były.
Wszyscy oglądają MŚ!

Palazzo Reale di Milano visto dal Duomo


Brak komentarzy: