środa, 23 lipca 2014

Odcinek z latem na Stogach



10 czerwca, wtorek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca, z czego ty byłaś na prawdziwych zakupach.

Przyszło lato, przyszedł upał, choć po wczoraj butki ubrudzone. Nie lubię tych małych słuchawek. Ambitnie przerabiam teraz/tylko rocki odsłuchując kasety/płyty Queen/Black Sabbath.
***
Z kasetami pożegnanie:

Manic Street Preachers — This Is My Truth Tell Me Yours (1998) — bardzo przyjemne, bardzo radiowe, nawet jak nigdy nie słuchałem, okazało się, że kilka piosenek znam.

Moloko — Things To Make And Do (2000) — jak wyżej: kilka znam, słuchalne jak najbardziej.

Head of David — Dustbowl (1988) — nagrane na Hammerhead, bilet po występie w pudełku. Nie podoba mi się za bardzo. Słabo przekopiowane, jedyna ciekawostka na kiedyś, to nagrany mono numer z radia o pomarańczach — to jest świetne i tego nie znam.

Ludwig van Beethoven — V symfonia c-moll op. 67 — znam dobrze, bo kiedyś katowałem na winylu. Malutki sentymencik.

Dire Straits — Making Movies (1980). Stara oryginalna kaseta. Słuchałem po raz pierwszy. Sympatyczne, lekkie, w poniedziałkowy wieczór nawet nastrajające.
***
Ciekawostka:
Black Sabbath — Vol. 4 (1972) — to tak jakbym ja się zabrał za realizację: fajne, ale słabo nagrane, pomysły są, ale wszystko przymulone.
***
Leniuchowałem trochę z rana, ale kota nie ma, więc przyda mi się odrobina luksusu. Świetna surówka.
***
Black Sabbath — Technical Ecstasy (1976) — miałem kasetę i nie najgorzej ją wspominam. Raczej, z racji tego, że znam dobrze, to odbieram ją lepiej niż, chociaż 4, której "brzmienie" mnie fascynuje. Tak, ale to jest rock, nie heavy. Ona jest chyba też wyrazem obopólnego wpływu Budgie (czyżby w tej kolejności?).
***
Na sklepy mi się nie chciało, przez park przeleciałem, byłem wcześnie, straciłem 4 archanioły (ciut szkoda), ale wiele dżinów nie dało mi rady. Zaciemnienie w pokoju i inna muzyka. Toffi. Botwinka. Pierzynka. Wygląda na to, że zaraz zaczną się mistrzostwa. Dzie tam sandałki i plecak, nawet tour de biedra nie. Kaseta Rodan, bo płyta nie, Umiliani też nie, skoro Bleach zabrali.
***
Tymczasem obkupiłaś się wspaniale we wszystkie potrzebne rzeczy: okulary, kapelusz, spodnie, torebka, euro, ubezpieczenie. Oglądałem i podziwiałem (a w prezentacji było co), po czym momentalnie udałem się na spoczynek.
***
Charger — Confession of a Man (Mad Enough to Live Amongst Beasts) (2003) — ciekawe co to.


11 czerwca, środa

Odcinek z wakacjami

My drogi i Miłościwie Nam Panująca mieliśmy całkiem sporo czasu wolnego.

Wyrwany ze snu, ale nie do meczu. Można rzucać 58% i przegrać? Można, San Antonio 72% i 2-1. Tak w przybliżeniu. Teksańska.
***
Zajętość była spora, kolejne płyty Black Sabbath, mecz specjalnie mnie nie zasmucił, mam teraz inne ważne kwestie: muszę kupić magazyn piłkarski na Mistrzostwa Świata!
***
Spędziłem upojne pół godziny w empiku na przeglądaniu książek/magazynów, ale TEGO nie było.
Potem zakupy warzywno-owocowe oraz kubeczek lodów copa-cabana. Zrobiłem sobie wakacje i przesiadłem na ławce ich zjedzenie. Takie lenistwo!
W domu jeszcze był czas na pliki wokalne, KISZENIE OGÓRA!!!, smażone ziemniaczki, kawę, prysznic, odcinek oraz koktajl truskawkowy, którego objętość chyba załatwiła mi żołądek/mózg/sen na całą noc. Ale pyszny był.




Brak komentarzy: