czwartek, 17 lipca 2014

Odcinek z czerwcowym 13 stopni



2 czerwca, poniedziałek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca jemy pyszny gulasz z soji.

Ledwo wstałem. Parnicki mi ciut lepiej bieży.
***
Bruno Nicolai — Eugenie De Sade '70 (Disc 2) — to taki włoski erotyczny soundtrack, ale "Circles" jest bardzo wyjątkowe i nowoczesne.
***
Praca mnie opóźniła, więc późno w domu, tyle tylko, żeby się zapakować sprzętowo.
Zmodyfikowana trasa przez las. Tam komplet chłopaków ze starymi zdjęciami. Zmajstrowaliśmy 3 wokale, było już lepiej (ładne chórki), przy jednym naśmialiśmy się co niemiara. Teksty pisze wujek googl.
Padało, więc tylko wracaliśmy po schodach, Wojt zapłodniony Shellakiem — będzie winyl (!) i manią kupowania. Wspaniale.
Kolejny dzień późno do snu.


3 czerwca, wtorek

Odcinek z wielką przesyłką

My drogi i Miłościwie Nam Panująca na wieczornym kuchennym spotkaniu (słone krakersy z majonezem i żółtym serem mniam).

Francesco De Masi — L' Uomo Della Valle Maledetta/La Sfida Dei MacKenna/E Venne il Tempo di Uccidere (1970) — tam są trzy westerny, ale ten środkowy to nawet ma nietypowe wstawki szpiegowskie. I, na szczęście, czasem (a może właśnie dlatego) nie ma harmonijki.
***
Kolejne pożegnanie z tymi samymi kasetami:
Sonic Youth — Dirty (1992) — bośmy na tym się wychowali gitarowo, wokalnie, nieumiejetnie, powielaczowo, aczkolwiek na tym chyba bardziej:
Mudhoney — Every Good Boy Deserves Fudge (1991) — brud i niechlujstwo. To nam zostało, talent rockowy i błysk geniuszu trochę mniej.
Kayah i Bregović (1999) — Ciebie wzrusza, mnie nie, uważam to za fejk. No ale ja jestem niespełnionym muzycznym krytykantem.
Grzegorza Turnaua — Ultima (1999) — trochę tego natrzepał chłopak. No cóż mogę powiedzieć.
***
High Road to China (1983) — to jednak nie kino nowej przygody, bo wyklepane na starym schemacie, mało widowiskowe, właściwie takie niedzielno-familijne. Nawet muzyka w filmie utwierdza ten klimat. Płyta lepsza.


***
Ron Goodwin — Where Eagles Dare (1968) — jednak tylko w filmie daje radę.
***
No i zaliczony wtorek jak trzeba, w dodatku z wielką przesyłką (16 zatęchłych płyt!)
***
Gołąbki, karta ekuz i trochę smoków się trafiło.
***
Spoon — Gimme Fiction (2005) — lepiej nie mogłem trafić z wyborem winyla Spoon. Ten był najdroższy ($ 12.99), ale najtańszy z całej wsi. I wieczorem wypadł świetnie.



Brak komentarzy: