piątek, 10 marca 2017

21–30.11.2016


My Apologies
21 listopada, poniedziałek

zatę Żono ma

miałem sen jak w amerykańskim filmie, nawet już początek sequela potem
nie wyspałem się, mimo tylko jednej przebudki i mleka
dziecko było na granicy rozłożenia się, ale w konsekwencji dobrze weszło w dzień
***
jedziemy (zapomniałem książki = palma) i tydzień nieźle się zaczął, bo znowu mamy chorobowe na miejscu, yei, dostałem sraczki
***
dobrze, że świeci słońce
***
mówiąc, że troszkę byłem zarobiony, byłbym niedoszacował, wymęczyło mnie, wieczorem byłem padnięty i śpiący
szybciutko wróciłem na wro (transfer podpasował perfekcyjnie), potem strasznie długo (to ta pora) do domu, dziecko chciało popłakać wysadzone bez Mamy, ale poczta go trochę zaciekawiła i ten czas w kolejce też w sam raz (pieski, drukarki)
w domu towarzyszył mi z pomieszczenia do pomieszczenia, z rozpędu sam chciał umyć ręce i zjeść kromkę chleba = udany wieczór
podczas wieczornych dziecko już mocno ziewało, zasypianie nie trwało wcale długo, jedynie mnie mocno wciągnął film
The Last Valley (1971)
świetna rola Michaela Caine'a
***
na zmęczeniu zacząłem sobie oglądać straszną głupotę
Arriva Dorellik (1968)
(and Pachito is finito)
i ponieważ dostałem dyspensę, jako że Mama idzie do pracy na 10, to do snu oglądałem Joela Embiida w meczu z Suns
a w nocy sikanie do 1,5 wazonu

maluchy
22 listopada, wtorek

zatę Żono ma

2016.11.21_MIA@PHI
Covington i Sergio w ogóle nie powinni rzucać do kosza (= dramat), ale na razie mecz na styku, walczyli pod koszami, były emocje i kolejne zwycięstwo Hansa
Miami @ Philadelphia 94:101 (Whiteside 32 – Embiid 22)
***
Thurston Moore & Loren Connors – The Only Way To Go Is Straight Through (2013)
no nie da się z tym mieszkać
***
względnie sprawnie udało się dotrzeć do końca, nawet miałem miły fragment "living daylights" (wkleić screena)
potem spacerniak z górką i widokiem na światełka (wczoraj to mi się nawet Tortoise podobało), dziecko na wro w znakomitym humorze, wracamy, wieczorne, chleb przestał być już świeży
***
The Last Valley (1971)
zachwyca scenariuszem, dogłębnym przedstawieniem charakterów, grą Caine'a, choć zasypianie długo trwało, to też się zasiedziałem
***
już nie było kolejnego t-shirta ze śmietnika, poszedłem na półgodzinną przebieżkę, wracam na żywca, oglądam Hansa
Mama zapowiada plan wizję (straszną)

Nowy Hakeem z Kansas 3.01.2914
23 listopada, środa

zatę Żono ma

rzadko porcys mnie czymś nie zawodzi:
http://www.porcys.com/review/furia-ksiezyc-milczy-luty/
***
wczoraj Żona mnie zmęczyła nagabywaniem, więc dzisiaj czuję się wypompowany, a może to niewyspanie, stąd obniżka nastroju
ALE należy dodać, że tej jesieni jesień na mnie tak nie wpływa, dlatego dzisiaj wziąłem kasetę
***
Vernon Subutex t. 1, Virginie Despentes z polecanek, już zdążyliśmy się pośmiać (pisałem?)
***
https://preoccupations.bandcamp.com/
czyli druga płyta VietKong
jedzie Joy Division jak chuj
***
była drożdżówa, bo miękka i potrzebna
nieco zwolniłem z robotą, dzisiaj bez meczu, zaskakujące trochę układy tabeli, ale nba bez wielkich rzeczy na razie w sezonie, tylko mecze 76ers mnie robią oraz 6 gracz, w końcu tak się interesuje nba
***
wracając
jedna przebudka o północy, mleko 3:30, 2 ha na nocnych rozmyślaniach, dziecko samo o 6:14, nie rozkręciło się w tą niedobrą stronę, jedziemy wcześnie, tata czyta w tram, spacerniak będzie po południu
***
https://lonkersee.bandcamp.com/album/split-image
czyli  Michał Gos — drums i inne postacie sceny
wciągające, jego co prawda w tym miksie za bardzo nie słuchać i trochę popierduchów na saksie, ale klimat robi
***
trochę nam się atmosfera zagęściła pod koniec tyrania, więc czas się szybko skończył i ruszyłem w mgłę
nie były to wielkie zakupy, gdyż byłęm najedzon, i dobrze, wypłata kasy, we wspaniałym zamglonym fragmencie po raz n-ty W&V, potem przerzuciłem się na kasetę, widziałem że trochę przerzedzają okolice parku z niskich drzewek no i wszędzie trwa festiwal kładzenia nowych chodników i ścieżek z kostek brukowych — na to wydaje się pieniądze na koniec roku budżetowego
***
Przem tradycyjnie spóźniony, brak prądu w sali, podwyżka, opowieści, będzie nowe auto Johnego (nie wiem, czy wspomniałem o spaleniu)
przegraliśmy w zasadzie wszystko, zmęczony, ale już opity wybrałem się na spacerniak, by trafić do domu
tam chwila relacjonowania i zmyłem się spać, dłuższy sen nie pomógł

Pierce
24 listopada, czwartek

zatę Żono ma

dwie przebudki (nie byłem miły), wczesne mleko o 3:30, śpimy do 6:18, dziecko na łóżko, chwila leżakowania ("Mamo wyjdź, tato leż") i udało się rozkręcić poranek
***
chyba dzisiaj nici z meczu 76ers, ale za to trafiłem na wspaniałą I kwartę Kevina Love, było miło; już pisali o tej niefrasobliwości Cavs, mogliby spokojnie prowadzić 30 pkt i potem grać rezerwy, ale oni zawsze pozwolą soboe dojść
Portland @ Cleveland 125:137 (Lillard 40 – Love 40)
***
i to był taki dzień, że zabrałem się za
Memphis @ Philadelphia 104:99 2OT (Gasol 27 – Ilyasova 22)
a to miało dwie dogrywki, więc musiałem skipować żeby poznać wyniki i nie wyjść zbyt późno!
***
wieczoru nie pamiętam, chyba tylko że to ja teraz postraszyłem Mamę dwójką
i chyba wieczorem polazłem do piwni, obierałem gałąź, i na chillu czytałem magazyn, a potem znalazłem bardzo ciekawą kurtkę (wiadomo gdzie)
filmu nie było

Seventh Dawn
25 listopada, piątek

zatę Żono ma

tyrałem przez dzień cały, więc nie było czasu na nic, jeno to, że przyjechał kurier i przywiózł! obejrzałem i jest lepiej niż na zdjęciu, powoli przyzwyczajam się do zmian w stosunku do oryginału
***
w końcu wyszedłem i podymałem przez ciemność z przesyłką, chyba palma mi robiła za klimat ze światełkami
***
wro, potem wracamy, wieczorne i zasypianie = nie pamiętam
raczej obejrzałem do końca na smarcie
The Last Valley (1971)
potem w "tv"
Arriva Dorellik (1968)
a przed snem zachwycałem się
Escape to Athena (1979)
kolejny świetny i dowcipny obraz 70s, chyba nawet przyszalałem z zasypianiem i tylko po jednym browarze, bo byłem maksymalnie zmęczony po tygodniu (= czyli musiałem być w sklepie)
a Mama następnego dnia miała kaca

The High
26 listopada, sobota

zatę Żono ma

wstawanie przez to nieco utrudnione, chyba była nocna akcja z wazonem
ale swobodnie przeżyliśmy z dzieckiem tę chwilę, śniadanie było niemal bezchlebowe, szybko zaliczyliśmy Kidzińskich, potem tradycyjny spacer dookoła stawu, trochę chłodno, ale lód z biedry fajny
wobec naszej nowej akcji zebraliśmy się na wro, a dziecku było przykro, ono nawet samo się przytulało do Babci = trzeba będzie to zmienić na koszt łóżeczka turystycznego
***
na wro zasypiała Mama, a tata zabrał się za mycie i czyszczenie auta, zajęło to pełne 2 ha, ale było dogłębne, wiadro z gąbką i pianą, szlauch, odkurzacz, pełnia świadomości, przynajmniej posłuchałem sobie zaległych palm i podcastów
niemiej, rączki zgrabiały
***
zjedliśmy zupę na wro, wracamy do domu, wieczór już krótszy, ja zaś coraz bardziej zmęczony i jakby przeziębiony
zastosowałem wszystkie możliwe środki, nie omijając oczywiście piwa (tym razem ciepłego), Mama mi zaciekle pomagała, i już nawet do snu tylko 20 min, choć znowu fajnie

Thee Oh Sees
27 listopada, niedziela

zatę Żono ma

więc zacznę od wczorajszej najebki, bo była bardzo różnorodna w czasie, przez to zawężenie niemal energetyczna i bardzo późno poszedłem spać
trochę się zaganiałem jak z tymi busami i pkmkami, ale to poszło najłatwiej, łącznie z biletem dla Wojta, zaliczamy sklep (3 miłosławy, łagodne) i lokujemy się
z kompem trochę zajęło (karta, sterowniki, gramy), że o 21:33 byliśmy dopiero po 4 numerach
na monitorach pięknie gra, na wieży oczywiście nie
ale Endriu od razu łatwo zapodał schematy, więc później można było jechać już automatycznie, mega szybko się zbieramy (zapomniałem kabla) i w 10 minut docieramy w padającym śniegu na stację, a tam...
opóźnienie 38 minut
więc wypiliśmy browara na spółę i dyskusje, w końcu pkm i przez las wracamy, w lesie śnieg, "biało", wszystko widać, jest genialnie, tak się podekscytowałem tą wędrówkę, że zaliczywszy owocną wizytę na śmietniku, wymieniłem się z Mamą łóżkami i jeszcze słuchałem tego 007, jej, zima
***
ponadto poranne wstawanie zupełnie ok, pewnie się wyspałem, lekkie osłabienie, ale ani gardło ani nos, ba, z dzieckiem w pokoju przeleżałem na łóżku CAŁY film o wróblach, następnie wykonałem pięknego omleta z łososiem i groszkiem, nawet szło z tym jedzeniem
***
Mama zrobiła mi przyjemność i wyskoczyła z dzieckiem na zakupy, MUSIAŁEM obejrzeć mecz do końca, ale tylko do pewnego momentu było co oglądać
Oklahoma City – Detroit 106:88
zmywanie i  W KOŃCU przesłuchałem pół płyty For Carnation, z całkowitą uwagą, słyszę rzeczy, których wcześniej nie słyszałem
***
wrócili, jedzonko i zasypianie (La commare secca (1962), Bernardo Bertolucci, kino włoskie, klasa)
więc pospaliśmy razem przez 2 ha, bardzo mi pomogło
***
Mama zrobiła świetnego grillowanego kurczaka i pozostałe
potem zajmowała się dzieckiem, a ja się migałem (no ale, nowa książka tylko z Mamą), kawałek kąpieli po kolacji, zbierałem się długo u wybyłem w padający grado-śnieg, resztę znacie
***
aż nawet ściągnąłem kolejny PL, oraz 3 dysk z VU 45-lecie "Loaded"

Tone Dogs — Ankety Low Day

28 listopada, poniedziałek

zatę Żono ma

jest katz!
ale była tylko jedna przerwa, na mleko, więc przynajmniej tyle spania, a dziecko nie chciało wstawać z rana, dramat nad dramaty
***
było odśnieżanie auta, było bardzo późno, ale zdążyłem do sklepu
miałem się martwić wypłatą pieniędzy (to pozostaje), ale nie musimy ich wozić
dentysta do załatwienia
robota czeka, ale ci co mieli zrobić — nie zrobili!
więc dzień jak co dzień, czekam już na wieczór
***
nie wiem, czy mi znowu nie ucieka czas i inne życie z tym zaangażowaniem w nieustającą karuzelę
***
kupna sałatka zjedzona na obiad, przyzwoicie, stary wywiad z Allenem, już chyba go czytałem raz
***
dialog tygodnia:
- a wiesz jak zrobić pijany glos, mam taką wtyczkę
- akurat tej wtyczki nie potrzebujemy
***
udało się trafić na czas i wypłacić plik banknotów, tym razem tylko spacerniak przez park, oczywiście jeszcze "jasno" w wyniku wczorajszego śniegu, wycięli aleję tujową, one strasznie urosły od czasu, kiedy skakaliśmy przez nie z drewaninymi karabinami z ram krzeseł
***
wieczorem nie działo się chyba nic prócz pozytywnych wieczornych, dwóch fragmentów filmów, kupna łóżeczka turystycznego i przypomnienia o umowie
22:30 do snu


29 listopada, wtorek

zatę Żono ma

podpisałem cyrograf na następne dożywocie, w końcu co innego mam robić
***
poranek trudny, bo po pełnej nocy i tylko mleku o 5:50 dziecko nie chciało wstawać, a, racja, chciało mleko o 3:30, ale słownie kilkakrotnie je przekonałem, że spimy dalej
***
rano i po południu w tram miałem wrażenie przemarznięcia, kataru i nadchodzącego przeziębienia, zastosowałem wieczorną prewencję, oczywiście na piwie
***
dzień upłynął w mocnej zajętości i obawom co do terminów (i tak już się nie udało)
byłem pod koszulą, miało być lekko (1 osoba), ale były 4 i w dodatku z naczelnym = nerwy, musiałem udawać, że się znam nie gorzej (a się nie znam), no ale skończyliśmy, a ja powysyłałem i jazda
***
do Wrzeszcza wcale nie tak szybko trafić, dodatkowo był miks Endriu/Johny, ale wszystko się udało z przekazywaniami, a dzięki E. mam znowu kabel do lapsa, E. zrobił już masterki do Lo-Files
***
wracam do domu, mam pół godziny dla siebie, słucham drugiej strony PŁYTY
***
jak to by było z całym wolnym wieczorem? więcej płyt, więcej filmów i odgrzewana kolacja, rozumiem, że niektórzy mogliby się znudzić
***
mieliśmy bardzo miłe wieczorne wraz z zasypianiem, dokończone
La commare secca (1962)
przesłuchałem masterki, ugotowałem browara i jeszcze dokończyłem
Escape to Athena (1979)
prawie wcześnie do snu

Książ
30 listopada, środa

zatę Żono ma

ponownie zacznę od tyłu
była tylko jedna przebudka o 2, a mleko o 5:50, co oznacza, że 40 min później obaj byliśmy w środku snu, tylko jemu gorzej idzie wstawanie, no ale w końcu się udało
***
nie kichałem w tram, jest nowa LnŚ z Węgrami, a ja oczywiście Lo-Files z masterem średnim, bo najlepszym (mały jest nieco za słaby, a mocny zbyt prasuje i uwypukla zbyt dużo dr czy bocznych gitar)
***
skończyła się moja "narracja", że hipsterski brodacz to Andrzej (bo Mariusz), zatem nie będzie spotkania po latach, jak mi się zdawało wczoraj/dzisiaj
***
przez chwilę przez chwilę przez chwilę mogę się zajmować moimi wyłącznie sprawami i nie na wczoraj
***
na tym meczu publika żywiołowo reagowała, młodziaki grali nieźle i jestem ciekaw, z czego wynikało wpuszczenie rezerwowych Cavs w trzeciej kwarcie, przecież mecz nie był jeszcze przegrany
Cleveland @ Milwaukee 101:118 (James 22 – Antetokounmpo 34)
***
zapomniałem komórki i wydawało mi się, że Johny zdąży, ale nie
i tak nie zrezygnowałbym z trasy, zaliczyłem lidla, bankomat, drewutnię i siup do domu, nawet zdążyłem obejrzeć 18 minut nowego obrazu
leci Lee Hazlewood (nowa miłość) oraz kaseta
3 piwa jak mama kazali i jest środa!
***
wieczorne zrobiła Mama, ja zasypiałem z kolejnym włoskim obrazem, treść odrzucająca, bo chyba taka aktualna, tytuł nie do zapamiętania
Diario di un vizio (1993)
***
potem Mama pracuje nad oglądaniem Top Model, ja mam miejscówę w kiblu, dużo światła i muzyka, jeszcze tylko prysznic i siup



Brak komentarzy: