środa, 15 marca 2017

11–21.12.2016



11 grudnia, niedziela

zatę Żono ma

nic się nie działo z dzieckiem, prócz pierdzenia, ale Mama nie spała, a dziecko dostało dietę w niedzielę
tata skoczył po bułki i marchewkę, śniadanie było ewidentne: dziecko płakało za kanapkami Mamy, tata zjadł swoje na oczach dziecka i nawet nie pisnęło
***
zrobiliśmy krótki spacer w padającym deszczem lesie, tata nosił, las w pełnej widoczności
zasypiała Mama, tata pojechał do liroya po ramki i spray, nikt nie ukradł roweru, wszyscy robią świąteczne zakupy, nowe słuchawki za 13 zeta
***
obiady zjadamy zaległe z piątku, dziecko wpada w histerię z powodu marchewki (chociaż trochę ryżu rano ze mną zjadło), Mama wtedy odespała jakieś 2 ha
za dużo czasu do wieczora — jedziemy obejrzeć światełka do parku oliwskiego, są, ale tylko w nowej części, kiczowato, ale ładnie, mocno pada, jest przenikliwie zimno
***
przychodzi Ciocia, dziecko udaje martwe zwierze
w tym impasie idzie za tatą do kuchni, a potem do małego pokoju, turlamy się, ale dziecko nigdzie się nie wybiera, dopóki niebezpieczeństwo nie minie
miałem oglądać
Washington – Milwaukee 110:105 (Giannis 28/13/7)
ale w związku z wizytą nie było okazji, a potem skończył się dzień, przeskipowałem nieuważnie
***
po wieczornych (trochę marudzenia) i zasypianiu (bardzo długo trwało)
dokończone
Black box affair: il mondo trema (1966)
skoczyłem do piwni, zrobiłem przeciąg i bawiłem się w graficiarza = pomysł bardzo dobry, wykonuje się łatwo i przyjemnie, tylko potrzebuję jeszcze 2 białe spraye za 2 x 17 zeta, się zrobi!
***
fragmenty meczu, Mama szykuje ramki, po kieliszku białego słodkiego i trzeba już do snu
załadowałem nowymi iPODa


12 grudnia, poniedziałek

zatę Żono ma

nie miałem tak wystrzałowego weekendu, jak mógłbym się spodziewać po nastawieniu
acz, nie ma co narzekać
***
dzisiaj tylko 3 pobudki i bez problemów zdrowotnych, nawet dziecko samo wstało, marudne było z powodu Mamy, a nie czegoś innego
mam nowe/stare ubrania, dzisiaj 0 stopni, a teraz pada śnieg
jak już jestem po spowiedzi, to będę bumelował, zwłaszcza że borowanie dopiero na 17
robić ciasto?
***
przeczytałem zaległe wieści z weekendu, ściągnąłem 2 wartościowe mecze (ten wczorajszy nie był), trzeba by coś porobić
zatem do gier!
***
się jednak trochę zmęczyłem, może niedospanie, no i trzeba było robić
tyle że zostałem chwilkę, więc oglądałem popisy kaskaderów
następnie studyjne impro Band of Gypsys i idę w noc
tym razem bez znieczulenia, stomatolog była uważna jak nigdy
***
lekkie zakupy w lidlu i zaraz pod wspaniale rozświetlającym księżycem, wspaniale (chyba próby nie ma w środę), mroźno
***
na wro tylko przepakowanie, skrobanie i jedziemy
Mama na zakupy, my szykujemy się do wieczornych i zasypiania (bardzo dobrze)
Mama nakarmiła, tata nastawił kawę oraz margarynę
Bonditis (1968)
***
no to ruszyłem do murzynka (niespodzianka) oraz ostatniego meczu Kobe, potem ciemny okocim oraz film podczas pieczenia, nastrój wigilijny = dół
***
2 pobudki, w tym długie przekonywanie, że nie czas na mleko o 3:30
zjedzone o 6:07, niewyspanym, ale wstaliśmy w dobrych nastrojach


13 grudnia, wtorek

zatę Żono ma

trza zrobić bilans 2-latka
dostałem czystą czapkę z daszkiem w prezencie (żebym nie musiał chodzić w tej brudnej)
upieczone pokroiłem i siup, jakoś mi się ten nastrój poprawił
pewnie przez tę literaturę węgierską
***
w sumie co mi tam, dzisiaj też będzie przyjemny dzień
5 euro prezentu od hhv.de otrzymałem
do gier!
***
Gortat był przestawiany jak chciano, egoizm Walla i po zawodach (zawodzie)
Washington @ Miami 101:112 (Wall 30 – Dragic 34)
zaś ten niby ciekawy, a ciągnął się jak flaki
Portland @ LA Clippers 120:121 (McCollum 25 – Griffin 26)
***
nastrój był niezły, ale prysł (wieczorem)
poprzez zakupy truskawkowe, wnuczkowy pobyt na wro oraz wieczorne było wszystko nieźle, choć może bez eksplozywnej radości
***
dobrze, że się wykąpałem z dzieckiem, bo przez godzinę zasypiania zdążyłem obejrzeć prawie cały
Bonditis (1968)
i się zdenerwować
***
zjedliśmy sushi, torta, wypiliśmy truskawkowy napój musujący, słuchałem po polsku ostatnio ściągniętą wersję (tekst, muzyka, nawet nie musze patrzeć, acz jakość zadowalająca)
mieliśmy nawet chwilę czasu przed snem i po imprezie


14 grudnia, środa

zatę Żono ma

śpimy, o 4 mleko, okazało się, że trzeba zmienić mega kupę
to akurat przebiegło spokojnie, ale potem do 5:05 dziecko nie chciało zasnać, pech, duże niewyspanie
rano trochę afery, ale odłączyłem go od Mamy i dał się wytłumaczyć z tego ryku, jedziemy grzecznie do pracy
***
DRE machnęła dyskretny prezencik i tradycyjnie dostałem sprzęt muzyczny, będzie w sam raz na omikronowanie
dzisiaj bez próby, jadę po biały spray i może jeszcze jakiś wypas
surowy łosoś z roszpunką bardzo ok, zaraz tort
coś trzeba nadrobić punkty
zatem, do gier!
***
nadrobiłem tę pracę, którą skasowała mi koleżanka (teraz inne do nadrobienia)
rezygnacja z pączków i drożdżówek z trudem, ale jakoś idzie, przecież nie zrezygnuję z alkoholu
***
z okazji nie próby miałem sprawy do załatwienia, a 2 ha to bardzo mało (człowiek wolałby się parkować), więc szybko do miasta, zaliczyłem Osso, później dyskont, a w końcu liroya i 2 białe spraye — padało, chwilami mocno
jak mam zły humor, to lubię dopierdolić słabszym, a samemu dowartościować się zakupami
"Jeśli zimową nocą podróżny", mogę mieć i mogę się ponownie zmierzyć
***
jako że spodziewałem się by dzieci były później, nie urządzałem chillu a ogarniałem się, potem przyszła pora na film i przyszły dzieci
***
kąpiel była podwójna, chociaż dzisiaj wieczorem mi się nigdzie nie spieszyło, likier miętowy i ciemny budweiser, zasypianie 20 min
dokończone
Bonditis (1968)
***
po czym wybrałem się do piwni zaszaleć z graffiti, dobrze poszło, jeszcze tylko trzecia tura i pora na wiązanie supełków
był jeszcze czas na dokończenie
The Deadly Affair (1966)
***
grzecznie do snu o 23


15 grudnia, czwartek

zatę Żono ma

nie robiłem sobie z rana niespodzianek, przeczytałem wyniki, może będę porządkował pliki, taki pomysł, może nawet będzie to podsumowanie roku, nic, że po nic, porządek porządek
***
Dean Martin jest wykupywany na pniu, zasadzam się na MI6 confidential, ale dopiero po albumie, ponadto mnie to nie zamartwia, wieczorem mam zrobić okładkę, a nie porządki w pokoju
chyba będzie też pora na "świąteczne" zakupy — "Deep Blue" staniał do 0,99$
***
coś czego nie rozumiem (jest winyl):
https://amydenio.bandcamp.com/album/tone-dogs-ankety-low-day
jak pewnie większość nie rozumie, dlaczego wciąż siedzimy w piwni i nagrywamy
***
tak jak ostatnio łyknąłem z radością kilka płyt z lat 70, teraz zaglądam w lata 90 i aż szkoda, że nie można sobie ich wszystkich sprawić, skoro są, takie zapomniane
***
no, to miałem przepiekne 3 ha bez skrzynki pocztowej, przy okazji machnąłem wiele atrakcyjnej muzyki, w tymm moje ulubione jazz-swingi, hah, to ci okazja! oraz electro-popy
z tego powodu zapomniałem pić
***
Lee Hazlewood zdecydowanie bardziej niż Nancy Sinatra
***
chyba na dzisiejszy dobry nastrój wpływa jednak fakt, że choć trochę odespałem, choć wstawanie nieprzytomne, ale dziecko ok, więc jedziemy
***
wybór był prosty, zamiast wspaniałego acz doskonale znanego "Walkabout" za $28.99 wolałem 14 nieświeżynek za $36.86, które mnie będą bawić długością i mniej/nieznanością
ależ to był poranek!
***
potem oczywiście musiałem nadrabiać i trafiła mi się gówniana robota, siedziałem w tyrce dłużej i bez spacerniaka
wracam grzecznie na wro, tam afera, bo dziecko nie chce wyjść od zabawek z piętra wyżej
zbieramy się, jedziemy, tankujemy
***
tata kąpie, Mama zasypia, tata biegnie 40 min, płuca jeszcze ok, ale mięśnie ud jakieś wybrakowane, to już ten wiek
tata wraca, po jakimś czasie: tata ratuj!
no to tata poszedł, nakrzyczał na dziecko, które w końcu (o 21:40!) zasnęło, opierdolił Mamę, że tak daje się manipulować (dziecko wymusiło dwie zabawki, picie wody, zmianę pieluszki i nieustające pogaduszki, jeszcze chwila, a dostałoby kanapkę do zjedzenia)
no i tyle było z tego robienia okładki, przegląd "szkolnych" prezentów
zatem o przyzwoitej porze do snu
***
jedna przebudka o 2, o 3:40 spokojne przekonywanie dziecka, że za wcześnie na mleko, 4:40 mleko, 6:40 wstajemy, choć wszyscy niechętnie
mocno niewyspany, ale dzisiaj piątek!


16 grudnia, piątek

zatę Żono ma

no uff, żadnych nowych maili, byle teraz tylko jakoś wypunktować resztę dnia
***
właśnie, brakuje mi światła, przystanąłbym w trawie, poczytał książkę na dworze, odczekał chwilę, tak na razie przychodzi mi korzystać z mrocznych okolic i okoliczności
***
zrobiłem miły spacerniak, młodzież wybiera się na wigilię państwową, starszyzna w większości nie, ja mam pozałatwiane w tyrce niemal na czysto, trafiłem na wro, wracamy grzecznie do domu
w domu zapewne wieczorne, nie pamiętam
troszkę ogarnąłem rzeczy z jednego stołu na drugi
może Mama pojechała na paznokcie? bo nie było kolejnej przebieżki
***
zrobiłem podobającą się wszystkim dwojgu okładkę, wysłałem, zrobił się późny wieczór, jak już dorwałem się do zabawek, to czas mignął niespodziewanie
w ogóle 1:33 i potem 0:44 to nie są dobre godziny na chodzenie spać
no ale, miałem zapas piwa, a nie miałem ustawionego odpowiedniego filmu, same braki! te bez napisów, te pomylone, tamte nie grają, i tak się skończyło


17 grudnia, sobota

zatę Żono ma

no, krótko, bo krótko, ale ja to przynajmniej pospałem, a Mama zaczęła chorować
ranek nic nie pomógł, mimo pięknych bułek
to już minęły dwie godziny, odkąd sobie sprawnie radzimy z młodym, potem śniadanie (my), idziemy na spacer po barszcz ze zdrowej żywności (my), wracamy lasem, było całkiem wyjątkowo, Mama leżakuje
i jeszcze te weekendowe zakupy zrobiłem
Mama usypia (trochę długo), tata chilluje (stąd ten mecz, by nie hałasować od razu), następnie obiad (schabowy duszony w rozmarynie), dla mamy marchwianka, już obyło się bez ciasta, nie dałbym rady, zrobione łóżko, potem podłogi na czystko, następnie łazienka, w końcu przemieszczam siaty butelek do piwni
jak dzieci wstały, to obiad, ale mi było już spieszno (więc był kotlet w chlebie), przesuwanie mebli, i już idą dziadkowie
rozkładanie jedzenia i picia to już w towarzystwie, dziecko zasypane prezentami, są też już wszyscy, nieco oszukany tort, świetne dmuchanie świeczek, poczęstunek skromny, ale dla wszystkich starczyło
temperatura też się już uspokoiła, można było posiedzieć, pooglądać dziecko itp., przed 20 impreza się skończyła
***
przypomniałem sobie, że nie chcąc się katować kolejnym meczem Wizz, postawiłem na wesołą koszykówkę młodych, tyle że oglądałem po łebkach, ale i tak miło popatrzeć
Philadelphia – LA Lakers 89:100 (Randle 25)
***
być może to był ten ser owczy: beeeeeee
***
Mama już leży z zimnymi stopami, tata zasypia dziecko z
L'Agression (1974)
ale poszło sprawnie, o 22 już mogłem działać
***
się jednak zebrało trochę tego szkła i talerzy — do mycia
potem trzeba było znowu ciężkie meble poprzestawiać
i jeszcze chwila i już człowiek był gotowy do seansu
Balearic Caper (1966)


18 grudnia, niedziela

zatę Żono ma

dziecko wstało, to i tata wstał
spędziliśmy udany poranek, ze śniadaniem (nie pamiętam), po pewnym czasie na pełny spacer
ten był wyjątkowy, bo pełną godzinę łaziliśmy w góre i w dół po lesie, światło chwilami przezierało, więc było żywobrązowo, spotkaliśmy na zielonym szlaku Sebastiana M., trochę się nie opanowałem po powrocie do domu
drzemka w środku dnia (kto robił?)
przygotowałem sobie pełny zestaw filmów na smarta
Mama powoli ożywa, ale obiadu jeszcze nie (my tak)
***
bez popołudniowego spaceru, by dziecko miało czas na zabawę WSZYSTKIMI prezentami (nie chciało iść na spacer dzisiaj w ogóle)
wieczorne — nie pamiętam
zasypianie — nie pamiętam
***
wieczorem zabrałem się za japcoka:
— poznosiłem z piwni wszystkie dostępne butelki
— umyłem
— jednoczesne zlewanie do garnków i wlewanie do butelek
— w zasadzie czysta robota, szlam bardzo łatwo poszedł
***
przypomniało mi się miłe uczucie, jak co prawda na pełnym zmęczeniu, zapuściłem sobie YOLT (dawno nie słuchałem) do snu i puściłem się w sen


19 grudnia, poniedziałek

zatę Żono ma

prócz tego, że czuję zmęczenie, wrażenie, że wracam z jakiejś innej rzeczywistości, w której kompletnie zapominam o tej codzienności pracowniczej, może fakt, że wiele się działo, ale to relaksujące uczucie dla mózgu (mimo zmęczenia fizycznego i innych obciążeń), że z tej stresującej rzeczywistości nic się nie przebiło, nawet zapomniałem, czego słuchałem, poranna jazda tram, z LnŚ jeszcze była nieskażona
***
tak jak Izie H. puszczają hamulce, gdy widzi jedzenie, tak mi się zwalnia poczucie odpowiedzialności, kiedy wiem, że nie ma tego bezpośredniego bata nade mną (chorobowe), owszem, coś tam zrobie, punkty same się nie nastukają, ale lubię ten moment, kiedy o 9 idę na śniadanie, a potem dopiero może coś, buziaczki!
***
no, ale jak bywa w tzw. ż, właśnie znowu robię zastępstwo, zatem będzie jazda
***
dzień jakoś minął, miałem plany spożywcze, ale się najadłem, więc skończyło się na spacerniaku, a potem ciało uznało, że jest śpiące i zmęczone
ciemno na razie tam w parku
***
na wro podjadłem surówki, dziecko szczęśliwie radosne i wesołe, wracamy do domu, ogarnięcie, Mama robi wieczorne, tata robi okładkę, dzięki czemu na czysto mogłem wejść w godzinne zasypianie, spokojnie, ale (3 razy usiłowałem wyjść z pokoju), dokończone
Come Spy with Me (1967)
***
wędrówka do piwni, walka z pająkiem, zużyty biały spray, więc teraz czekam na wiązanie za kilka dni, wina sukcesywnie pomieszczę w szafie (25 litrów japcoka), gotowanie makaronu, Mama już może jeść, więc cała w skowronkach
zmęczenie wzięło górę, więc już tylko siup do łóżka o bardzo dobrej porze


20 grudnia, wtorek

zatę Żono ma

tylko mleko 3:55, potem śpimy, a dziecko to nawet się wyspało, co skutkowało dobrym przyjęciem dnia
mało czytam, bo krótko jadę
***
coś trzeba będzie dzisiaj nadganiać
***
płyta
Yardbirds - Roger The Engineer (1966)
zaskoczyła bardzo pozytywnie
nic nie kupujemy dzisiaj
wczoraj odsłuchałem i okazało się, że pamiętam z młodości
Nine Inch Nails – The Fragile (1999)
***
wieczorem atak jesiennej deprechy, chyba już tak miałem od spacerniaka
na szczęcie dziecko czuje się dobrze i wesoło i może dlatego znowu długo zasypiało
***
podjadanie niekolacyjne, marchewka, wieczorna kąpiel z sikaniem na pościel
Il caimano (2006)
***
0 21:15 wyszedłem i zabrałem się za aronię, chyba narodził się sposób na łatwiejszą robotę, bo cukier wycisnął z niej cały sok (pyszny, słodki), więc pozbyłem się wyciskania, posłuchałem trochę nieuważnie filmu, zalałem 10 litrów wrzątku, dokończyłem
Balearic Caper (1966)
i do snu
Mama cały wieczór się przebierała
poprawiło mi się dzięki tym alkoholowym czynnościom wieczornym


21 grudnia, środa

zatę Żono ma

Junior Boys na dzisiejszy poranek b.dobrze, wczorajszy Zappa live z "Grand Wazoo" przyjemnie zaskakujący, to zresztą mój ulubiony okres Franka
***
wstawanie jak zwykle trudne, jedna przebudka + bardzo wczesne karmienie (3:15), dziecko ostatnio się wysypia, więc o 6:30 bez problemu, wsiadamy, jedziemy
***
trochę zmarszczyłem się w tyrce, bo mogą być problemiki, ale działamy, chyba nawet dzisiaj słońce wyszło, no i najebka w planach
***
teoretycznie jest zima, chyba wkrótce zacznie być dłuższy dzień
wpadły mi ostatnio grudnie do podsumowań, ten z 2014 roku był strasznie dojmujący, z granicy, krawędzi, tzw. zmiany życiowe w połączeniu ze stresem tyrki, śniegu niewiele, Low Level Owl i późne noce, takie mocne zwieńczenie półrocza z "dwoma etatami"
2015 się unormował = człowiek się przyzwyczaił do tego niskiego poziomu, spłaszczył w tyrce, jak dziś pamiętam ambientowe plany i wieczorne plamy, przez pół tygodnia głównie na kacu, ale jakoś szło
dzisiaj nie chce mi się przebierać w niedziurawe ciuchy, minimum minimalizmu, codziennie serwuję sobie stałe punkty programu, nie ściągam, ponieważ wszystko już ściągnąłem, już mi się nawet nie chce robić planów wakacjnych (bo, że "nie będzie końca wakacji w tym roku" to małe oszustwo), owszem chciałbym tak nie zarażać uśrednionym bezruchem, ale to się już wżarło, o tam, tu
***
zatem, do gier!
***
mimo wszystko mam wrażenie, że jest zbyt przymulone:
https://www.youtube.com/watch?v=YzJqO47agWQ
poza tym zacnie
***
co by nie mówić o telewizji, kiedyś te kilka kanałów było zwornikiem towarzyskim, człowiek przychodził po weekendzie i (ponieważ większość oglądała większość tego samego) opowiadał wrażenia i powstawały wspólne emocje
mi ostatnio brakuje jakiś relacji, dyskusji i wspólnych fascynacji filmem czy książką — tyle się tego narobiło, że każdy czyta swoją niszę
***




Brak komentarzy: