wtorek, 7 marca 2017

1–9.11.2016



1 listopada, wtorek

zatę Żono ma

Mama spała w nocy gorzej, ale tata prawie się wyspał, rano program o wróblach, następnie jemy wspólne śniadanie
jedziemy na wro, kupiwszy wcześniej cholernie drogie rogale
***
pierwszy cmentarz ze sporym deszczem, ale dziecko na piechotę sporo pozwiedzało, dobrze
w domu kawa, ciasto, małe obżarstwo
zasypianie na drzemkę z domowym internetem, więc nba zaliczone
następnie czytanie dowolne (wszyscy) i tata wybywa na drugi cmentarz
***
bez atrakcji, bez rodziny, acz tych co miałem spotkać — spotkałem
zaliczony obowiązkowy obchód, pijaństwa nie było, co gorsza: chyba zamknęli definitywnie "Nescę"!
zatem zaliczyłem dwa porządne spacery, potem porządny obiad i wracamy
***
w domu trochę się pobujaliśmy, Mama zaczęła robić chili desde carne (niepotrzebnie tak wcześnie, bo dziecko protestowało), następnie była mini kąpiel, gdyż tata nie miał cierpliwości do tego wychodzenia z wanienki, zasypianie szybkie i już wieczór
bez nastroju, za to z motywacją do "pracy" wymodziłem alternatywną okładkę do Wojta, i tak zeszło do 22:30
***
wcześnie do snu, ale okazało się to złudne, gdyż mieliśmy "godzinki", a nawet przestrach z mieszkania z góry o 4 nad ranem, tata zmusił dziecko do snu wziąwszy do łóżka, dramatycznie, ale jednak trochę się pospało
rano dziecko nieprzytomne i nie/chcące, ale jakoś rozchodziło

Abbath

2 listopada, środa

zatę Żono ma

rzadko się widuje z bondów ucięte/niewykorzystane sceny, co samo w sobie jest ciekawe
że nie wspomnę o genialnym teledysku Duran Duran
014 A View to a Kill (1985) Blue-ray 36.5 GB
***
dzsiaj przybyliśmy jakby to był poniedziałek
trochę też tak działamy
niemniej parówka z sarniny wspaniale, podobnie jak LnŚ i dopasowana muza
***
zatem wszystko tradycyjnie, piwo, paszteciki, słodycze na osłodę
coś tam padało, ale nie robiło, była kaseta
byłem o 18, pogadaliśmy z Johnym 40 min, bo ten stęskniony najbardziej się spóźnił, trochę grania bez wokalu, za to mnóstwo opowieści
a no i jeszcze brak prądu — wiele atrakcji tego wieczoru
wracam znowu deszczem, z powodów wymienionych później niż zazwyczaj
***
trochę wśród relacjnonowania wieczoru obejrzałem do końca
Oh Those Most Secret Agents (1964)
i do snowania


3 listopada, czwartek

zatę Żono ma

2016.11.02.RS.TOR@WAS
marniutko grają koledzy Gortata, marniutko, to już jest 0-3
2016.11.02.OKC@LAC
mecz wyrównany i całkiem niezły, acz znowu, nie widzę, żeby Clippers byli wyraźnie gotowi na finał zachodu, jakkolwiek Russell musi się kiedyś zmęczyć
***
no więc popracowałem sobie, zajęć wiele i się nawarstwia
teraz czas po maliny i spacerniak, gdzieżby to?
bo wieczorem coś porobię z numerem, skoro mam kartę w domu
***
noc była przerywana w mniejszym stopniu (początek, koniec), długa faza snu do 4:40, ale wczesna pobudka 5:50, nie wyspałem się za bardzo, ale brak też efektów ubocznych wczorajszego pochlaja
rano 1 stopień i pada śnieg z deszczem, dziecko nieco marudne
Mama zaś od połowy dnia wolne ze względu na brak serwerowy
***
spacerniak, z zakupami, był bardzo udany (kupione ciekawostki), doszedłem na wro, mamy kolejne butelki
wracamy, siedzę na tym mokrym siedzeniu, które zalałem sokiem jabłkowym, który się wyszumiał z butli
***
Mama robi wieczorem ciasto, i musi jeszcze pokazywać dziecku
wieczorne jakoś poszły, łącznie z tym kąpaniem, jedynie po zasypianiu wzięło mnie na spanie, więc z planów nici, Mama miała dłuższą chwilę
i zeszło do 22:30


4 listopada, piątek

zatę Żono ma

2016.11.03.OKC@GSW
najpierw jak dzieci, nawet się nie przywitali, zaczęło się dobrze dla OKC, ale talent szybko wziął górę
2016.11.03.RS.IND@MIL
niestety, w komencie poprzedniego meczu zdradzili mi zwycięzcę
a tam głównie taka przepychanka z przebłyskami Giannisa
***
w nocy bywało różnie, znowu chodzili u góry i straszyli dziecko, ale udało się je przemóc do spania, trochę się wyspaliśmy, lecz bez przesady
dziecko znowu absorbujące z rana
***
bardzo jasno dzisiaj, 1 stopień, zabrałem się za kolejne, już starsze "Nowe Książki", nieco narodowo, politycznie, religijnie, jedynie o tym poczytam
***
tyramy na różnych polach, a dzisiaj nawet chłodno w tyrce, na śniadanie kapuśniak
***
jak tam z wieczornymi i zasypianiem było — nie pomnę
z pewnością trochę miksowania, po czym dokończyłem niezgorszy horror
We Are Still Here (2015)
po czym, wieńcząc wieczór drugim piwem na deser na kompie machnąłem trzeciego Dirty Harry'ego, był zaskok w związku ze wspomnieniem młodości i kina nocnego
The Enforcer (1976)


5 listopada, sobota

zatę Żono ma

ranek mnie trochę zaskoczył (no albo dziecko)
śniadanie się trochę rozeszło, ale teoretycznie Babcia przyjechała wcześniej (acz była na spacerze jeno 50 min)
w tymże czasie machnąłem się na działkę i zacząłem GRABIĆ
jak już zgrabiłem WSZYSTKO i zapakowałem to na kupę kompostownika się okazało, że dziecko zaśnięte, wyniosłem worek, przyniosłem narzędzia, przyciąłem wszystkie gałęzie, zgarnąłe, a nawet wypieliłem co nieco — w ten sposób chyba wszystkie przedzimowe porządki są zrobione, wygląda dość estetycznie
***
jako że był jeszcze czas, a nie padało — wybrałem się na rower, trasa średnio długa, przyjemność wielka
***
po powrocie wielki krzyk po przebudzeniu, ten nastrój nie chciał się znieść samodzielnie, tata oczywiście nie pomagał, w końcu wyszliśmy na dość spacer, z dzieckiem spacerowaliśmy dzielnie aż daleko do kościoła i przejście przez "korzenie"
***
powrót, wieczorne, zasypianie, ale jak dokładnie — nie wiem
w każdym razie już zmęczony dniem, znalezione pliki i napisy, ale niedługo pooglądałem do snu
Ex Machina (2015)


6 listopada, niedziela

zatę Żono ma

niedziela była wyjątkowa
już czułem, że jest jasno, a dopiero wtedy przyszło dziecko i okazało się, że jest 8:30!
po jajecznicy na śniadanie pojechaliśmy na wspólne spacerowanie po rozległościach parku regana, był kucyk, były kotki, były kopce kreta, większość na piechotę i bardzo dobrze spędzony czas
wracamy na drzemkę i git
***
machnąłem świetną trasę rowerową, dłuższą, strasznie efektowną
aż do wąwozu huzarów mnie zawiozło
***
obiad wypadł pysznie (bo ja upiekłem)
zrobiłem z dzieckiem wieczorny spacer po dzielni, choć się nie chciało
***
Mama robiła wieczorne, a tata oglądał
Manny Pacquiao - Jessie Vargas
i też było emocjonująco chwilami (dzisiaj piszę dzień od końca), wiadomo, niedziela = boks po sobocie
(2 maja 2015 zakończyła się wielka kariera filigranowego Filipińczyka. "Pacman" przegrał w "walce stulecia" z Floydem Mayweatherem Juniorem)
***
Minnesota @ Oklahoma City 92:112 (Towns 33 – Westbrook 28)
nie był tak emocjonujący, bo plik nie pozwalał się skupić na płynnym przewijaniu (był po francusku) (nie działał)
***
7 Golden Women Against Two 07 (1966)
obejrzałem podczas zasypiania, które trwało długo, do po 21
a potem szybciutko następnego browara i oglądam
Cleveland @ Philadelphia 102:101 (James 25 – Embiid 22)
i na szczęście zdążyłem przed 23, a było co oglądać i się rozemocjonowałem, to już mój drugi mecz Hansa
a Mama w tym czasie ZAPAKOWAŁA WSZYSTKICH na następny dzień, się obrobiła pracowicie a długo, jej!
***
i siup do snu z pokalem do wysikania
jeszcze pamiętam, że z moonrakerem przeskakiwałem po sytuacjach/odtworzeniach tego obrazu w przeszłości, tak natkło


7 listopada, poniedziałek

zatę Żono ma

mimo porannego kaca, dzień był całkiem niezły
tzn. świadczyła o tym tyrka i jej możliwość ogarnienia
bo rano dziecko trochę nie tego, ale tata puszcza muzę, Mama zapomniała wysadzić taty, a tata zapomniał słuchawek
***
ponadto wystarczające odżywianie, przegląd newsów, brak konieczności obejrzenia nba, zakupu płyty, no chociaż
***
to zwróciło uwagę:
https://lomelda.bandcamp.com/album/forever
a jeszcze bardziej, coś, czego się nie spodziewałem słuchać:
https://slyvinyl.com/genres/shoegaze-chillwave/chaz-bundick-meets-the-mattson-2-star-stuff-limited-edition-to-1000-clear-vinyl-lp
***
się zarobiłem, ale wyszedłem w porę, była pora na mini-pizzę, ale postawiłem na pyszne zakupy w lidlu i takiż spacerniak nocnym parkiem (nie pamiętam, jak to było w zeszłym roku)
siedzimy i podjadamy trochę na wro, wracamy, kąpiel, wieczorne, zasypianie
acha, jeszcze telefonowanie, bo Johny ma wolną wejściówkę do starego maneżu
***
jak już zmarnowałem te wieczory na Time Tunnel (zakończył się nagle, powrotem na Titanic = w kółko Macieju), to zabrałem się za porządne filmy i ten jest wspaniałą przygodówką w "dawnym stylu"
She (1965)
napisy więcej przewijam niż czytam, ale przygoda jest
***
podjadamy ciasta, a potem tata idzie na małą przebieżkę, tym razem nie zmęczyłem się nadto, tylko chyba mi ucho przewiało
takie miałem wrażenie w nocy
***
jeszcze pomiksowałem numer "taki wstyd" Wojta i już bardzo śpiący o 22:30


8 listopada, wtorek

zatę Żono ma

właśnie, czas leci, a ja nie wpisany
jedna pobudka, potem mleko przed 6, tata rozlał, ale afery nie było, potem dziecko się rozeszło i humor ok
tym razem wziąłem słuchawki, pierwsze skrobanie
***
idziemy dzisiaj na Junior Boys, merytorycznie jestem przygotowany
gdyby nie to, że wiele zajęć, cieszyłbym się bardziej
niemniej, jest nieźle, trza kupić portery
***
trasa kombinowana, ale wróciłem na wro, podżarłem i wracamy do domu
tam się nie angażowałem, jeno zabrałem wszystkie potrzebn rzeczy (3 stopnie poniżej zera) i już trzeba było wychodzić
***
spotkaliśmy się z Endriusem (dzielnie odebrał bilety od Johnego) na pkm, piwo w sklepie, zwiedziliśmy dzielnię, wypilismy zapasy i do klubu, w sam raz na czas: szatnia, kibel i zaczęli grać
jak najbardziej nieprzystająca aparycja do wokalu i granej muzyki (pokazywałem foto), na koncercie lepiej niż na płytach, acz ta "metalowa" stopa trochę rozczarowywała, dobrze, że z perkusją, trochę hipsterki na scenie, o wiele większa pod nią, ani oni się rozgrzali ani publika nie dopisała, więc po godzinie się skończyło i do domu
w sumie bardzo udany wieczór, można by tak częściej
***
wróciłem mrozem, prysznic, mleko i do snu


9 listopada, środa

zatę Żono ma

wybory w stanach? przekopiowałem kilka komentarzy
chyba mnie to nie rusza, na Ukrainie wciąż trwa wojna, dzisiaj idę odebrać grę, a potem grać na instrumentach, będzie też najebka
***
dość byłem niewyspany z rana, niecałe 7 ha, ale tylko jedna pobudka + karmienie, dziecko dało się ujarzmić z rana (acz startuje z krzykiem, jak już się wczoraj nauczyło)
***
to chyba dzisiaj sypało, więc nie omieszkałem zrobić porannego spacerniaka, potem tyranie, ale wychodzenie o czasie
***
jadę, odbieram grę, szwendam się po starym Wrzeszczu z żarciem, napchałem się, a potem dopełniłem piwem x 3 w sumie, co oznacza niepełny szum, dożeranie słodyczami w domu i nawet kawałek filmu zanim do snu
***
trochę grania, więcej gadania, Johny w czarnym sportowym płaszczu, Przem w nowych skórzanych butach z czubem i buraczkowych spodniach, nie mam takich potrzeb, ostatnio Babcia odkryła, że jest sporo spodni w szafie, będę się tak nosił do końca życia, te ciepłe buciory są naprawdę ciepłe
***
sporo o filmach, trochę o muzyce, najbardziej mi przeszkadzało na powrocie (lasem), że iPOD skończył baterię
doładowałem to i mp3 przed snem, jeszcze zrelacjonować dzień




Brak komentarzy: