wtorek, 12 kwietnia 2016

14–20.03.2016



14 marca, poniedziałek

zatę Żono ma

i nagle od smętnego dream-popu i szarego poniedziałku przeszedłem do energii z humorem i robienia rzeczy na które mam czas i ochotę = mogę spokojnie pracować, rzadko tak bywa w tyrce
zatem nadganiam, nadrabiam i jem pączka
***
pączek było za mało, wcześniej niż zwykle musiałem posilić się musli
***
na szczęście starczyło do końca dnia, wylałem kawałek zupy w mikro, i z tego pośpiechu (później, padało) zapomniałem, że jest poniedziałkowa pizza za 6 zeta, a mogłem sobie pozwolić, bo wro
tam zaś tyle się nasłuchałem o zębach, ciśnieniu, Millenium, Wallanderze i Agencie, że postanowiłem oszczędzić uszy ścian o kolejne ludzkie wypowiedzi (dlatego brudzę papier)
***
niemniej powrót z odbiorem przesyłki udany to luzik, to złośliwych krzyków nie zniesę
***
i może z tego, a może też z powodu zbytniego hałasu i słabej swej słyszalności niekomfortowo mi się grało, do chwili, kiedy wyłączyliśmy połowę instrumentów i zagraliśmy "akustyczne" nr, wszystko było dobrze słychać, nawet Wojt zaśpiewał poprawnie
***
do domu przez las, przeczytałem dniówkę i może nie o najlepszej porze, ale dobrze do snu (23)


15 marca, wtorek

zatę Żono ma

dziecko spało i spało i spało, więc jak się obudziło przed 6, to właściwie nie było co już spać, ale okazało się, że przysnąłem na te pół godziny i siup z Barceloną do tyrki, a tam od rana dobry news, myszy harcujo
***
ale nie było opr, trza do gier
po czym wracam przez wro (co okazało się niepotrzebne z punktu Mamy) i szybko do domu, bo trza było
w domu oczywiście dramat, bo dziecko dostaje szaleju przy Mamie, na szczęście jak tylko noga za próg, tośmy spędzili pogodną godzinę na jedzeniu chleba i innych drobiazgach (pompowanie) (aczkolwiek ma złośliwe zagrywki ten chłopak), wieczorne ok, zasypianie z problemami (ktoś stukał = rozpraszał)
***
i już wieczór przy którym zapomniałem, że miałem iść się bawić do piwnicy, oszukali  opakowaniem, bo myślałem, że igła, a to dętka i z rozpędu prawie cały film, bo mnie wciągnął
Last Embrace (1979)


16 marca, środa

zatę Żono ma

zmartwiła mnie wieść z rana, nie będzie pochleju i najebki
a potyrać trzeba
***
niemniej, z rana obudziło mnie takie słońce, że myślałem, że zaspałem
ale nie, i jeszcze dzieci mnie pożegnały na wyjściu ("oj tato, bez całowania")
Barcelona na pamięć i zrobiłem fest zakupy w biedrze, bo Żona nie gotuje obiadów (hłe hłe) (tak, tak, mało śmieszne)
***
fazin fanzą
http://www.okcthunderpolska.pl/newsy/koniec-okcthunderpl/
***
dorwałem się do kilku Morricone, zasadniczo teraz rozpisuję Barry'ego
***
do gier!
(dostałem ten cholerny urlop wreszcie)
***
porobiłem, trochę załatwiłem, przetelefonowałem
na powrocie (cały dzień śliczne słońce — marzec jakby — choć mroźno) poszedłem również do inter po zakupy kanapkowo-obiadowe i na wro
***
stamtąd do domu, kółko w dłoń, dziecko znowu chwilami przesadzało z reakcjami (to przez to charkanie Mamy), niemniej, po nieudanych wieczornych zmęczone zasypianie poszło szybciej
***
miała być piwnia, ale przypomniałem sobie o obiedzie, więc siup po browary i do kuchni, porobiłem, nastawiłem (że tak powiem jakiś gulasz z szynki) i jeszcze rzuciłem się na film
chwilę wyczytałem co tam się dzieje w lidze mistrzów Juventus-Bayern i nazajutrz czekała mnie niespodzianka
***
zestaw alkoholowy okazał się ze wszechmiar odpowiedni i wyważony
a Mama kupiła mi bilet na 007!
i z zapałem i zadowoleniem oglądałem cz-b, pięknie filmowany, ze świetną lokalizacją (Korsyka?) film w nieco starym, ale jakże lekkim stylu
OSS 117 se dechaine (1963)
***
do snu po 23 ho ho


17 marca, czwartek

zatę Żono ma

wstaję, biorę, jadę, dzisiaj nie ma słońca, Barcelona
małe opr, coś tam przyszło, robimy
zaczęło świecić słońce, zdążyłem się obeżreć już wszystkim
***
i skoro mam, bo łatwo poszło, to obejrzę sobie mecz piłki nożnej, już zapomniałem jak to wygląda
z powodu szukania wolnego czasu i piwa zapomniałem o wszelkich innych aspektach rozwojowych, acha, zmieniłem wczoraj dętkę
trza kupić płytę i zrobić taśmę matkę
***
(bo chyba już się zmęczyłem dzisiaj, Barcelona przypomina mi o wakacjach, które się nie zdarzą, stół mnie niespecjalnie interesuje, porobię sobie dzisiaj szpiegowskie zdjęcia w piwnicy, trza będzie pójść spać, jutro wstać, w sobotę spacer, piwo, obiad, a ja przecież lubię rutynę, żeby to człowiek miał tylko takie problemy, hej, do pracy)
***
na słuchawkach bywa Alessandro Alessandroni, barroco lounge, Serra czy Dizzy Gillespie, ale stare mono
wracałem spacerniakiem na wro, coraz częściej zwracam uwagę na kształty okien i wykończenia fasad
***
dziecko miało wyjątkowo grzeczny dzień dla wszystkich, po tradycyjnej surówce i kawie pojechaliśmy kupić stół, chodziliśmy z maluchem po sklepie, tzn. maluch chodził z towarzyszeniem
***
wieczorne i zasypianie dobrze i szybko (nawet mycie włosów)
polazłem do piwni, wywaliłem trochę dziadkowej makulatury, prócz tego znalazłem babcine kolejne czasopisma: dużo "Przekrojów" oraz "Magazynu Polskiego" (koniecznie przejrzeć), a także martwego szczura i wiele szczurych odchodów, błe, śmierdzi oczywiście też
trochę się obrzydziłem (więcej sprzątania tam będzie), ale w końcu prawie jak u mnie w kamienicy, co nie?
***
przymierzasz sukienki na imprezę i chorujesz
idziemy spać, bo już po wymaganej godzinie


18 marca, piątek

zatę Żono ma

jak to człowiek może czasem nie trafić z klimatem odsłuchu:
pdf ładnej okladki, ale muza przerzewna v. to jest dopiero około Barry'owskie odkrycie. Jak delikatnie smakuje
[Craig Armstrong - The Great Gatsby (2013)]
***
jako film 1460 wybrałem sobie
OSS 117 - Double Agent (1968)
(aka Niente rose per OSS 117)
czyli dobrze trafiłem
***
no, zajęty jestem, a i dobrze rozpisany
coś tu trzeba jeszcze podciągnąć, bardzo dawno nie odhaczałem kolorowych winyli (bo tu często nie ma, a w domu nie mam neta), ale się nie pali
to co, może dzisiaj mecz piłki nożnej?
jednak się nie uda, nie przenoszą dużych plików
***
poza tym wstałem i pojechałem, chyba kończę książkę
kupiłem świeży poranny chleb, dziecku podobnież też smakowało
u mnie codzienny horror — pieczywo do obiadu zjadłem już w połowie dnia!
przez chwilę wyszło ładne słońce i wszystkom zrobiło się ciepło, ale już po zawodach
***
poraz sobie jakoś zaplanować wolny czas (Wilco przyjedża do Białegostoku, naszego Białegostoku, jedziemy?)
albo od razu przejść do oglądania, hej
The Wacky World of James Tont (1966) DVD
bo są jeszcze DVD
***
spacerniaka jako takiego nie było, bo zabrakło drobnych w bankomacie
pojechałem na wro
skończyłem książkę
wróciliśmy do domu
przyniosłaś "Nowe Książki" oraz nową igłę z poczty
umyliśmy włosy dziecię
Mama pracuje
wypiłem piwo
obejrzałem kawałek cz-b filmu (tego kryminalnego)
poszedłem dyżurować
chyba jakoś tak


19 marca, sobota

zatę Żono ma

godzinę zgadywałem, bo budzik się wyczerpał, chyba 6, a potem 6:30
i bawimy się, bo miałem dobry nastrój, a i prawie się wyspałem
śniadamy co popadnie (tosty?)
szybko wybieramy się na Stogi, po 10
***
zjedzony kawałek jabłka, banan, przewijanie i siup na spacer
zaśnięcie po 20 min (hurra), spanie godzinę (hurra), tradycyjna pętla zrobiona, na chillu
tyle że my wcześnie w domu
obiad już o 14
jemy kaszę i mięso z papryki ugotowanej, kasza lata na wszytskie strony, bo dziecko chce samo, ale zjadło dużo
po obiedzie chillujemy się dalej
bardzo nietypowe popołudnie, dziecko z kanapowo-wykładzinowego dzisiaj jadło klucze, stało obo fotela, czasem się wdrapywało
ale
nie o tym
jak zasiadłem w fotelu po obiedzie, z piwem i LnŚ z 1986 roku (Borges umarł), to nie wstałem aż do 17:30, z przerwą na przewijanie
dziecko jadło klucze (jak wspominałem), bawiło się płytą cd, przy fotelu, oboko fotelu, na fotelu, ale jednak, ogólnie było stosunkowo zajętę, ogólnie mogłem czasem poczytać, słuchałem włoskich ost w tym ciepłym nasłonecznionym pokoju (nie naprzebywałem się w nim za często, a przecież lubię światło), Babcia drzemała w pokoju obok, chill nad chille
potrzebuję więcej ciepłych dni w pokoju z oknami na zachód
***
wróciliśmy do domu późno, więc już bez kąpieli, i jednak już wymęczony tym dniem oddaliłem się na dyżurowanie o 21:30
zaczyna mnie boleć gardło, dziecko też, więc pobudka co godzinę


20 marca, niedziela

zatę Żono ma

po tej nienocy, po pierwszym zakarmieniu udało się jeszcze pospać do 7:15
zabaw wiele nie było, czytałem dziecku Joyce'a
na śniadanie był omlet, który swoją konsystencją sprawiał dziecku ogromną satysfakcję w samodzielnym nabijaniu na widelec i jedzeniu
i znowu cały dzień przed nami, trzeba będzie jako zmitrężyć
jakieś skróty były, jakieś płyty też, było chodzenie po mieszkaniu (kręgosłup boli)
o 12 połoeś (?) płyty też, było chodzenie po mieszkaniu (kręgosłup boli)
o 12 położyłem na drzemkę
więc mieliśmy godzinę wolną na książkę, ja na zabawy z plikami
(a ok, zaglądałem do Barcelony, czytałem potem fragmenty — długo było jasno u nas w mieszkaniu, oglądałem również album Gaudiego)
są filmy do obejrzenia
obiad znowu wcześnie wypadł, po nim spacer, który również wypadł mi jakoś szybko, choć pełna pętla zrobiona
dziecko już nie lubi się bujać na hustawce
mam nie mówić dupa i pindol
z tego co nie było niczego do zrobienia, to i niczego nie robiłem (a przydałoby się okładkę), ponieważ kończy nam się żarcie w domu, to na kolację postanowiłem pop-corn
więc mamy nawet takie zdjęcie: siedzimy we dwa na kanapie (Mama też zjadła), przed nami mecz nba na dużym tv, każdy z miską pop-cornu i jemy, ja również oglądam
i zrobił się wieczór
z wieczornymi poszło dobrze, trzeba się było w końcu porządnie wykąpać, była sesja z czarnymi miniówkami, i właściwie można było się zebrać, jesteśmy w trybie przed/po/chorującym, ciche zwieńczenie weekendu




Brak komentarzy: