czwartek, 15 stycznia 2015

The Million Eyes of Su-Muru (1967)



Miałem dwa nocne karmienia, ale prócz tego Modesty Blaise skończyła się świetnie, bo to świetny film był. Czego nie można powiedzieć o:
The Million Eyes of Su-Muru (1967)
Początkowa scena oraz priorytety żeńskiej organizacji przestępczej były znakomite, potem już tylko źle, ale wspaniale. Sheena Eaton (tak, ta) oczywiście jest beznadziejną aktorką, strasznie "grała", nie aż tak banalna, acz pretekstowa fabuła obfitowała w cudowne sceny akcji i komediowe zmiany, ale prócz tego mieliśmy sceny nieposkromionej kobiecej brutalności (Tarantino). Do tego egzotyczne lokalizacje, policjanci w Hong Kongu mówiący po niemiecku i Klaus Kinsky w podwójnej roli, odrobinkę zwyrodniały szaleniec (zresztą, z jego twarzą).
To był krótki udany seans, więc o 2 do snu, by wstać o 4.

 
 


czyż może być lepsza scena ucieczki/pościgu?





Brak komentarzy: