środa, 14 stycznia 2015

Modesty Blaise (1966)



Tak do wieczora, a potem w czuwaniu do pierwszego nocnego padło na:
Modesty Blaise (1966)
może nastrój nie taki, jak powinien, do orzeszków zabrakło piwa.

 

Spokojny wieczór nastał przed porą do snu, tym razem poważnie zabrałem się za film, a on poważnie mnie zauroczył. Nie jest naiwny, jest bardziej campowy, tak rozumiem tę rozbudowaną przekoloryzowaną scenografię i przerysowane postacie tych "złych".
Modesty Blaise jest jak Fathom Girl, ale film jest bardziej sexy.
Vitti!
Patrzaj na design (wyżej) oraz kapturek (niżej).


Miałem dwa nocne karmienia, ale prócz tego Modesty Blaise skończyła się świetnie, bo to świetny film był. 
On właściwie był obłędny. Kolorowy do obłędu. Obłędnie przerysowany. Znakomita zabawa.
I jeszcze poniżej Michael Chow, którego oczywiście (oczywiście!) rozpoznać można w "You Only Live Twice".



 



Brak komentarzy: