(bom nieprzygotowany)
Film fabularny w reżyserii Janusza Morgensterna z 1960 roku.
Debiutancki film Janusza Morgensterna określa się dziś jako film kultowy. Nie chodzi o to, by w "Do widzenia, do jutra" widzieć arcydzieło. Wdzięk i znacznie tego filmu mają swoje źródło gdzie indziej. Szczególnie dziś, po upływie lat.
(...)
Dziełko w gruncie rzeczy błahe, (...) po latach stało się bezcennym zapisem rzeczywistości.
(...)
Debiutancki film Janusza Morgensterna określa się dziś jako film kultowy. Nie chodzi o to, by w "Do widzenia, do jutra" widzieć arcydzieło. Wdzięk i znacznie tego filmu mają swoje źródło gdzie indziej. Szczególnie dziś, po upływie lat.
(...)
Dziełko w gruncie rzeczy błahe, (...) po latach stało się bezcennym zapisem rzeczywistości.
(...)
"Tubylcza młodzież czuje, że teraz zjawił się ideał, nareszcie najdoskonalsze wcielenie jej tęsknot. Ich skutery są zaledwie marniutką próbką wozu cudzoziemki, sukienki ich dziewcząt tylko ciuszkami, ich zabaw nie można porównać z jej bankietami, ich francuszczyzny i angielszczyzny z jej językami. Przychodzi ona z wielkiego świata, z dalekich krajów pełnych samolotów i podróży, aby po niedługim czasie tam odlecieć, nieziemska i niepochwytna, rajski ptak zabłąkany w świat młodych Polaków". ("Moja filmoteka. Kino polskie" Warszawa 1983, Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe)
(...)
(...)
Pomimo tej, wynikającej z formy umowności, reżyser i scenarzyści zdołali w filmie powiedzieć coś prawdziwego o polskiej rzeczywistości. Zarówno o przepaści dzielącej rzeczywistość Polski lat 60. od świata Zachodu, jak i, paradoksalnie, o tym, co Tadeusz Sobolewski nazwał "trudnym do przekazania urokiem peerelowskiego życia", w sens którego wpisana była tęsknota za wolnością.
"Do widzenia, do jutra" to także syntetyczny portret młodego pokolenia, odmiennego od poprzedników. Sportretowani w tym filmie młodzi ludzie zdają się być pozbawieni traumy wojennej, mają w sobie tyle optymizmu i żywotności, by ją ze swego życia wyeliminować. Wymyślają pantomimy o miłości, cieszą się sukienkami szeleszczącymi jak skrzydła motyli, sączą w barze koktajle, śpiewają piosenki z głupawymi tekstami, grają w tenisa.
(...)
(...)
Pośród wielu scenek w tym filmie — stanowiących spektakl sam w sobie — na szczególną uwagę zasługuje ta, w której drugoplanowa postać, Romek kreowany przez Romana Polańskiego, tańczy z Marguerittą modną wówczas czaczę na korcie tenisowym, popisując się jednocześnie swoją francuzczyzną. Jest w tej scenie kwintesencja zabawy. Zabawy, będącej treścią życia. A także światowości (...).
A jego brawurowo wykonana czacza z dziewczyną będącą nie tylko cudzoziemką, ale ponadto młodszą o 10 lat (urodzona po wojnie), ma wymiar symboliczny. Ta scena to ostentacyjnie kreowana nowa jakość, odsyłająca w niebyt lata wojny, powojenną siermiężność i mrok stalinizmu.
"Do widzenia, do jutra...", Polska 1960. Scenariusz: Zbigniew Cybulski, Bogumił Kobiela, Wilhelm Mach, reżyseria: Janusz Morgenstern, zdjęcia: Jan Laskowski, scenografia: Roman Mann, muzyka: Krzysztof Komeda, montaż: Janina Niedźwiecka. Występują: Zbigniew Cybulski (Jacek), Teresa Tuszyńska (Margueritte), Grażyna Muszyńska (Joasia), Barbara Baranowska (dziewczyna z baru), Włodzimierz Bielicki (znajomy Jacka, adorator Margueritte), Jacek Fedorowicz (Jurek), Roman Polański (Romek) oraz m.in. Krzysztof Komeda jako pianista w klubie i Mieczysław Waśkowski. Film czarno-biały. Czas trwania 80 min.
Autor: Ewa Nawój, grudzień 2012
Autor: Ewa Nawój, grudzień 2012
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz