poniedziałek, 18 maja 2015

That Man from Rio (1964)



Belmondo brzydki, ale zabawny, cierpliwy wobec Dorléac. Pisałem.


Fabuła głupia, ale w konwencji, plenery na plus. Strasznie dużo bieganiny i szalonych wyczynów, akcja! akcja! akcja! Właściwie to jest lekka przygodówka, gdzie wszystko podporządkowane jest osobowości pary aktorów i lekkości francuskiej komedii. Szpiegostwa tutaj niewiele, ale to nic nie szkodzi.


A no bo ten film jest imponujący pod względem bieganiny. Maratończyk  ze swoją samotnością długodystansowca mogą się schować za rydwanami ognia. Najbardziej wybiegany film świata. Plus Emilio Largo. I dlatego siedziałem dwa ha, żeby przyciąć, aby weszło, ale by pokazać, że biegnie. I te przygody niemal się nie kończą. Chłopak ma niespożytą energię. Bo przecież żaden scenarzysta by tego nie wymyślił. Imponujące.




Brak komentarzy: