sobota, 7 października 2017

Superseven chiama Cairo (1965)



który zacząłem intensywnie i prawie w całości oglądać podczas poniedziałkowej bezsenności po weekendzie urodzinowym
Roger Browne (już go widziałem w filmie "Operazione poker")
klasycznie głupi pastisz 007, począwszy od scen początkowych, ok, niewiele gadżetów, głównie "normalne", wzorowane na "From Russia"
niesamowite jest z jakim prymitywizmem jest montowana ta fabuła (hop siup, pokazane, jak jedno wynika z poprzedniego), no i cała prostota intrygi, dodatkowo zabawne — bohater zawsze jest nieco za późno
Rzym pokazany na "pocztówkach", nawet nie trzeba było tam kręcić akcji, owszem w Kairze byli, dość długie fragmenty skupiają się na naturalistycznych, "przyrodniczych" elementach miasta i mieszkańców



Brak komentarzy: