1 marca, niedziela
2 marca, poniedziałek
3 marca, wtorek
4 marca, środa
5 marca, czwartek
6 marca, piątek
7 marca, sobota
8 marca, niedziela
9 marca, poniedziałek
10 marca, wtorek
11 marca, środa
12 marca, czwartek
13 marca, piątek
14 marca, sobota
15 marca, niedziela
16 marca, poniedziałek
17 marca, wtorek
18 marca, środa
19 marca, czwartek
20 marca, piątek
21 marca, sobota
22 marca, niedziela
23 marca, poniedziałek
24 marca, wtorek
25 marca, środa
26 marca, czwartek
27 marca, piątek
28 marca, sobota
29 marca, niedziela
30 marca, poniedziałek
31 marca, wtorek
Odcinek z "Islands"
Odcinek z King Gizzard & The Lizard Wizard — I'm In Your Mind Fuzz
Odcinek z Attack & Release
Odcinek z kawiarnią
Odcinek z Patrickiem Watsonem
Odcinek z bez kosza
Odcinek z pełną wyjściówką
Odcinek z wiosną
Odcinek z mini-parkiem
Odcinek z ciotkami z daleka
Odcinek z ostatnim koncertem
Odcinek z kacem
Odcinek z bezweekendziem
Odcinek z Jakubem I
Odcinek z wolverinem
Odcinek z pussyflorą
Odcinek z 3 miesięcznym
Odcinek z pijaństwem
Odcinek z WuWu
Odcinek z pierwszym dniem wiosny
Odcinek z Jakubem II
Odcinek z chłodnymi Stogami
Odcinek z nocnym oszustwem
Odcinek z zaproszeniami do prac ręcznych
Odcinek ze świętem lasu
Odcinek z WuWu
Odcinek z rozpoczęciem przygody
Odcinek ze zwieńczeniem jednej przygody
Odcinek z rozpoczęciem przygody trylogii
Odcinek z okrągłą trójką
Odcinek z szybkim wtorkiem
My drogi i Miłościwie Nam Panująca lenimy się cały dzień.
My drogi i Miłościwie Nam Panująca Ty na usg.
My drogi i Miłościwie Nam Panująca lekkim wieczorem.
My drogi i Miłościwie Nam Panująca mamy zarezerwowany termin.
My drogi i Miłościwie Nam Panująca już coraz bliżej finalizacji kartoników.
My drogi i Miłościwie Nam Panująca z wysypianiem się.
My drogi i Miłościwie Nam Panująca kupiłaś ją!
My drogi i Miłościwie Nam Panująca na przeciepły dzień kobiet.
My drogi i Miłościwie Nam Panująca już z.
My drogi i Miłościwie Nam Panująca umawiamy się na piątek.
My drogi i Miłościwie Nam Panująca wybierasz się na Afrokolektyw.
My drogi i Miłościwie Nam Panująca pracujesz, opowiadasz dzień.
My drogi i Miłościwie Nam Panująca rozpakowujemy zakupy.
My drogi i Miłościwie Nam Panująca na seansie.
My drogi i Miłościwie Nam Panująca, a jedni zakochani.
My drogi i Miłościwie Nam Panująca, a dziecko śliczne.
My drogi i Miłościwie Nam Panująca piszemy maile.
My drogi i Miłościwie Nam Panująca ścieraliśmy łzy i smarki.
My drogi i Miłościwie Nam Panująca na sałatce i kluskach.
My drogi i Miłościwie Nam Panująca ustalamy gry i zabawy.
My drogi i Miłościwie Nam Panująca na pierogach i w huraganie.
My drogi i Miłościwie Nam Panująca bywaliśmy.
My drogi i Miłościwie Nam Panująca na wieczornej sałacie.
My drogi i Miłościwie Nam Panująca podżeramy struclę.
My drogi i Miłościwie Nam Panująca już wiemy, że nie hurtownie.
My drogi i Miłościwie Nam Panująca jednak nie na zakupach.
My drogi i Miłościwie Nam Panująca nie rozpoczynamy weekendu, lecz dyżury (ja).
My drogi i Miłościwie Nam Panująca na zakupach i inne.
My drogi i Miłościwie Nam Panująca, a właściwie Jakub III.
My drogi i Miłościwie Nam Panująca, a ja na śmierć zapomniałem, wstyd.
My drogi i Miłościwie Nam Panująca nieodpowiednio ubrani na deszcze.
Grzanki (fajnie), po TEJ nocce. Zaliczyłem potężny spacer, zaszedłem aż za przewrócone drzewa. Klimacik ok.
Tymczasem ledwo co warstwa śniegu pokryła dachy. Ponownie poranna biedra, jeszcze więcej pączków + sałatka.
Nawet mroźno dzisiaj. Wczesne 262, zaliczyłem rano biedrę tam, mnóstwo pączków. Obiadu nie ma. LnŚ, Potocki bywa taki prostoduszny w swoich radach politycznych.
Jajecznica w pokoju dziecinnym, a potem siup na Stogi. Długi spacer, już wiosennie, zatargałem wózek nad morze.
Prażona ciecierzyca, doniczka mini żonkili.
Rano trochę się podenerwowałem przy naleśnikach, ale nadzienia świetne. Żołądek puściutki (nie byliśmy na jedzeniu wczoraj) i niemal bez niedyspozycji. Zamiecione mieszkanie, Jakub i działka. A tam są krokusy! I będą inne kwiaty, wspaniale; no to zaczynamy w następną sobotę.
Poranna biedra, super.
No to do pracy. Była akurat mocno zajętość i przepychanki z ANN.
Miałem budzenia nad ranem dwa. Nie chciało mi się ani na spacerniak ani do biedry. "Pamiętnik znaleziony w Saragossie" czytam przelotem, bo aż nie takie ciekawe.
Rękopis nie za bardzo, jego historia bardzo. Nie wiem czemu postanowiłem się przejść i zanurzyć w klimacie spacerniaka (choć klimatu nie było). Pewnie dlatego, że słodycze drożdżowe mam ze sobą.
Rano wstawanie ciężko. Ale głównie osłabienie ciała (niewyspanie) niż ból głowy (żołądka w ogóle nie).
Takie piątkowe wstawanie. Stara kaseta Dinosaur Jr — same dobre wspomnienia. Kyrie rzucił 57 pkt i to Spurs! Polazłem do biedry po mój zestaw. Wczoraj było pyszne śniadanie: pieczarki z położonymi plastrami żółtego sera z micro, roztopionymi, na ciepło.
Nie zwlekałem za bardzo, młodzież wcześnie, ja do sklepu wcześnie, bo o 11 już miało być. Chyba nawet zdążyłem i kawę i ciut Brery.
Jakub fachowo przyciął odmładzająco papierówkę pierwszą. Kolejne krokusy, matka w poczekalni na działce. 2 x 2 znikersy + jabłko.
— dlaczego te batony nazywają się znikersy?
— bo szybko znikają
Poranek na wstecznym, potem się rozkręcało, skończyłem (nagle) Brerę. Nie obejrzysz.
Spacer bardzo długi, z biegiem czasu zaczęło być bardziej spacerowo, bardziej parkowo, usunięto przeszkody drzewne, trza filmu. Już na karku wisi mi poniedziałek w tyrce.
Pizza + wino (pachnące, w ogóle nie kwaśne) = to był obiad.
Ranek, chłodno, wyraźne słońce.
("jaram się jak osiedlowy śmietnik")
Barthes poszedł był, intrygująca postać. Człowiek od razu z rana się lepiej czuje po tak obfitych zakupach biedrowych (kupiłem po prostu WSZYSTKO!)
Zatem głowa nieumyta i lekką ą, ale człowiek przynajmniej się wyspał. Budują koło pętli, trzeba chodzić na dziko. Odkryciem dnia było omletto z łososiem i brokułem. Pychotke zrobiłaś.
Jajecznica na zielono, poranek się rozszedł na czas. Dobrze, że ubrałem galoty (=rajtuzy), spacer długi, ale przez piaski jak, bunkry i widok na Kaczeńce/Piaski w marcowym słońcu jak trzeba. Chłód, ale kanapka z kotletem.
Lekkie niedospanie, chyba jednak muszę przemyśleć tu i tam osobno, po co się z tym wozić, z tymi gruszkami. "Powieść totalna z narracją polifoniczną". Niemożliwe do sfilmowania. Np. „Pantaleón y las visitadoras” było koszmarną telewizyjną telenowelą. Właściwie, ze względu na kinowe możliwości pokazywania czasu i przestrzeni, można, ale chyba jako serial.
Ranek chyba niczego nie pokazał. (?)
Ranek jak ranek, poszłaś, a do mnie przyszli, ale potem, kiedy czekałem jak na szpilkach, aż się spociłem. Ale zjadł i poszli. Ja dostałem telefon, esemesy i chwilę wolnego.
Ale za to było omletto.
Ranek, a potem POSZŁOOOOoooo.
http://www.patient-sounds.com/#!product/prd1/2111132145/psv004---hakobune---seamless-%26-here
http://www.mudam.lu/en/le-musee/la-collection/details/artist/wim-delvoye/
http://www.porcys.com/review/deerhunter-halcyon-digest/
wow:
http://www.artymind.com/wordpress/blog5.php/2010/09/23/pacifying-the-forest-a-tutorial/
http://atomic-pulp.blogspot.com/2013/02/eurospy-binge.html
takie coś znalazłem:
http://lostintimepl.blogspot.com/2014/01/radiant-orchid-kolorem-2014-roku.html
tam niżej są ok zdjęcia:
http://blog.michalschabowski.com/big-sale/
ładne, ładne:
http://saintmarierecords.limitedrun.com/categories/vinyl
przez cały dzień przesłuchałem całość = dobra robota
nie tylko ja zgrywałem na kasety
http://chomikuj.pl/hion22/M/Wind*c4*85+na+szaf*c4*99
na krążku będzie dopiero:
http://outofbreathrecords.storenvy.com/products/12571095-pill-friends-blessed-suffering-lp-pre-order
Italia — Casanova 70 — Mario Monicelli (1965)
dokończyłem! śmieszniutkie, nie powiem, tak włoska komedyjka, no i winyla pół jest
Kiss the Girls and Make Them Die (1966)
robiąc wycinkę z filmu przypomniałem sobie, jak wiele atrakcji tam jest zawartych, właściwie cały film można umieścić jako skrót
film H.A.R.M. naprawdę w drobnych kawałkach (przynajmniej trafiam na genialne sceny),
była moja kolej, więc doobejrzałem
Agent for H.A.R.M. (1966)
nie rozumiem, czemu jest tak nisko oceniany:
"What we have instead is a painfully low-budget, underwritten, generally icky movie filled with token attempts at the girls, gadgets, and adventures of our pal double-oh-seven, but all falling faaaar short of that goal. Think of it as the movie you and your friends might make one Saturday afternoon if you tried to make a Bond movie with community theater actors and a camcorder. Only without the comedy".
= same atuty
= ZŁY film
= wspaniale
Była "Ida" (2013). Dobrze, ale.
i już nie dałem rady filmowo.
Częsty bohater polskich filmów o wojnie, być może Żyd:
imię: Ausweis
nazwisko: Bitte
i pewnie filmu kawałek
No ale film poszedł.
kawałek H.A.R.M., kawałek "Ściśle tajne"
Tinker Tailor Soldier Spy zaczął się świetnie. Pokazał się Benedict.
Lalo Schifrin — Liquidator (1966) $14.99
tanieje
Przed nocą poszło:
King Crimson — Islands (1971)
podobnie jak
King Crimson — Lizard (1970)
Black Keys — Attack & Release (2008)
świetnie się słucha, bogate stereo
(na razie połówka) podobnie jak
Patrick Watson — Adventures in Your Own Backyard (2012)
Modest Mouse — Strangers To Ourselves (2015) zaraz przed końcem dnia (tu i tam).
Kaseta ROTARY!
Deerhunter — Halcyon Digest (2010)
będzie o tym w moim odczuciu, a biały (biała czekolada) winyl, to nie jedyny atut tego SŁUCHANIA
Slow Season — Mountains (2015)
jest czerwony!
a jak gra!
to był znakomity strzał, jej
Dawne kasety odkrywam: Residents, ja na gitarze, Alice in Chains, Ramones (te idą do kosza).
bank/polo market/park/nie miałem właściwej kasety
stare nagrania Thing z próby na trzeszczącej kasecie
Alex Calder — Strange Dreams — coraz bardziej wsiąkam, Deerhunteropodobne
(walkmen się popsuł, czy tylko akumulatorki?)
Alex Calder w wersji lawendowej — tylko taka mnie interesuje.
Mario Vargas Llos — Wojna końca świata (1981)
tak, to też jest "anarchizujące", ale bogato się czyta.
Skończyłem książkę "Subiektywny remanent kina".
Martwi mnie moja niewiedza (co to jest prawdziwa satyra? => Janusz Minkiewicz), ja też już nie korzystam w tym celu z książek, których nie posiadam.
Trochę zastanawiające (po tylu okropnościach), że jestem w połowie książki, a już taki natłok treści. To się zbiegło ze współczesną historią Meksyku w wersji gazetowej. Nic się nie zmienia
co prawda nie czytałem Brery,
Roland Barthes "auto"biografia. (Tomek tłumaczył). Zaczęło się świetnie: obrazkami. Potem nic nie rozumiem, ale czyta się nieźle. Wziąłem, bo skończyłem LnŚ, a te w kolejce czekają na Stogach, zaś historia sztuki polskiej jednak za ciężka.
Oburzyłem się czytając Reverte (co za głąb).
młodzieńczym zapałem dościgam fabułę z wywieszonym językiem, żadne tam powolne czytanie już (3/4, dlatego)
Brera
kawałek Brery (Canaletto)
zajrzałem do Brery (Belotto)
tym razem skupiłem się wyłącznie na Brerze, na razie Hayez, o którym bardzo źle pisał Eco (znaleźć),
ja nie przeszkadzając zaszyłem się w kuchni z Brerą i pączkiem.
Bosh zaczął się genialnie.
Bosh
dokończyłem Hitlera
dokończyłem! śmieszniutkie, nie powiem, tak włoska komedyjka, no i winyla pół jest
Kiss the Girls and Make Them Die (1966)
robiąc wycinkę z filmu przypomniałem sobie, jak wiele atrakcji tam jest zawartych, właściwie cały film można umieścić jako skrót
film H.A.R.M. naprawdę w drobnych kawałkach (przynajmniej trafiam na genialne sceny),
była moja kolej, więc doobejrzałem
Agent for H.A.R.M. (1966)
nie rozumiem, czemu jest tak nisko oceniany:
"What we have instead is a painfully low-budget, underwritten, generally icky movie filled with token attempts at the girls, gadgets, and adventures of our pal double-oh-seven, but all falling faaaar short of that goal. Think of it as the movie you and your friends might make one Saturday afternoon if you tried to make a Bond movie with community theater actors and a camcorder. Only without the comedy".
= same atuty
= ZŁY film
= wspaniale
Była "Ida" (2013). Dobrze, ale.
i już nie dałem rady filmowo.
Częsty bohater polskich filmów o wojnie, być może Żyd:
imię: Ausweis
nazwisko: Bitte
i pewnie filmu kawałek
No ale film poszedł.
kawałek H.A.R.M., kawałek "Ściśle tajne"
Tinker Tailor Soldier Spy zaczął się świetnie. Pokazał się Benedict.
Lalo Schifrin — Liquidator (1966) $14.99
tanieje
Przed nocą poszło:
King Crimson — Islands (1971)
podobnie jak
King Crimson — Lizard (1970)
Black Keys — Attack & Release (2008)
świetnie się słucha, bogate stereo
(na razie połówka) podobnie jak
Patrick Watson — Adventures in Your Own Backyard (2012)
Modest Mouse — Strangers To Ourselves (2015) zaraz przed końcem dnia (tu i tam).
Kaseta ROTARY!
Deerhunter — Halcyon Digest (2010)
będzie o tym w moim odczuciu, a biały (biała czekolada) winyl, to nie jedyny atut tego SŁUCHANIA
Slow Season — Mountains (2015)
jest czerwony!
a jak gra!
to był znakomity strzał, jej
Dawne kasety odkrywam: Residents, ja na gitarze, Alice in Chains, Ramones (te idą do kosza).
bank/polo market/park/nie miałem właściwej kasety
stare nagrania Thing z próby na trzeszczącej kasecie
Alex Calder — Strange Dreams — coraz bardziej wsiąkam, Deerhunteropodobne
(walkmen się popsuł, czy tylko akumulatorki?)
Alex Calder w wersji lawendowej — tylko taka mnie interesuje.
Mario Vargas Llos — Wojna końca świata (1981)
tak, to też jest "anarchizujące", ale bogato się czyta.
Skończyłem książkę "Subiektywny remanent kina".
Martwi mnie moja niewiedza (co to jest prawdziwa satyra? => Janusz Minkiewicz), ja też już nie korzystam w tym celu z książek, których nie posiadam.
Trochę zastanawiające (po tylu okropnościach), że jestem w połowie książki, a już taki natłok treści. To się zbiegło ze współczesną historią Meksyku w wersji gazetowej. Nic się nie zmienia
co prawda nie czytałem Brery,
Roland Barthes "auto"biografia. (Tomek tłumaczył). Zaczęło się świetnie: obrazkami. Potem nic nie rozumiem, ale czyta się nieźle. Wziąłem, bo skończyłem LnŚ, a te w kolejce czekają na Stogach, zaś historia sztuki polskiej jednak za ciężka.
Oburzyłem się czytając Reverte (co za głąb).
młodzieńczym zapałem dościgam fabułę z wywieszonym językiem, żadne tam powolne czytanie już (3/4, dlatego)
Brera
kawałek Brery (Canaletto)
zajrzałem do Brery (Belotto)
tym razem skupiłem się wyłącznie na Brerze, na razie Hayez, o którym bardzo źle pisał Eco (znaleźć),
ja nie przeszkadzając zaszyłem się w kuchni z Brerą i pączkiem.
Bosh zaczął się genialnie.
Bosh
dokończyłem Hitlera
Trochę za późno zacząłem pić te 2 piwa,
kupiłem dwa piwa (hurra! w końcu to środa), które rozpracowałem tym razem w odpowiednim czasie (+ orzeszki!),
Były dwa piwa i wieczór.
Zaszyliśmy się z Jerzym w lamusie na 4 drogie piwa.
Z LnŚ do domu, przez las, z piwem, takie oczywiste zwieńczenie wieczoru, jeszcze importsCD mail (do poprawki)
W sumie źle sobie zaplanowałem pobyt w sklepach. Zagubiłem się w dyskoncie, a potem już nie było czasu na pizzę (zbyt najedzony) ani na piwo.
Chciałem się wprowadzić w NASTRÓJ, ale bez 007 i piwa to niemożliwe.
Niemniej, potem słuchałem płyt, piłem piwo i wino, jadłem orzechy, oglądałem bez głosu 007, byłem mentalnie w parku. No nieźle. Te wszystkie płyty.
Piwo + prasowanie.
nie wiem, jak minął wieczór na piwie, chyba podczas drzemki rozpakowałem paczkę wielu amerykańskich płyt, którymi będę się delektował powolutku
wieczór z dzieckiem się udał
Dziecko może nie było extra zadowolone, a ja nie miałem specjalnie wolnego (telefony x 2), ale po obiedzie i słodyczach, wobec nadchodzącego wieczoru (oraz wzmak!) nie przejmowałem się, jeszcze się wypracuje.
Wróciłem z sałatą, grejpfrutami i warkoczami za pół ceny. Matka ululana na przystanku, potem trochę nudno, a dziecko niewypoczęte.
Już było późno i słuchanie masterów Endriusa, ale młodzież śpi, my siedzimy z dzieckiem na łóżku. Będą "problemy".
Na szczęście potem dziecko gadało i się uśmiechało = nie popsute. Nie było dramatów, jadłem rybę ze słoja, z cebulą i sałatą, po kąpieli nietypowo — zaczął od drzemki, a potem już wczesny, pełny sen.
Dziecko wcześniej chadza spać.
Udało się nie najeść przed snem, Dziecko zaczyna wcześniej chodzić spać (=wcześniej wstaje).
dziecko poznaje
pyszny prezent/dziecię do snu/zapach taty
Przebujaliśmy poranek do 13. No wcześniej, żeby zawieźć dziecko do tych nieszczęśliwych pracowników.
Młody dzisiaj dał żyć, młody Opania taki młody z takimi krótkimi rączkami. Radio, wózek, gitara akustyczna Mockwa 1980, spać.
Ty drzemiesz z młodym, zdążyłem wszystko popakować/rozpakować — jest Patrick Watson! nalepkę nakleiłem, rozkładana, będzie ekstra, jej; wieczór bywał różny pod względem płaczu, miałem japcoka z pleśniakiem i orzechami, niby czwartek, ale bardzo zmęczony, nawet nie doczekałem końca OST na tej stronie, a to przecież bardzo krótko
tym razem ja z młodym, nie było źle za drugim razem — wszyscy wyspani
No nie było jak sobie wymarzyłem, bo młody wyczuł i przeciwdziałał. Dopiero potem się uspokoił i zasnął, ale ja już byłem po wkurwie. Dużo słów brzydkich.
Nie miałem ochoty na wysiłek, oglądałem najlepsze drużyny nba: GSW-Atlanta. Ależ rzutówka. To chyba jest trafniejsze — wybrane, onaczone logotypem diamencika mecze wysokiej jakości, niż kiepski stream, gdzie trafiają się gnioty (fakt, że na żywo).
Wieczór, nawet nie wiem, nba?
Dużo meczy w europejskiej porze, żadnego nie widziałem, nie chciało mi się.
Przed wyjściem była IV kwarta pierwszego meczu starych/nowych CAVS z San Antonio po finale 2014
Kyrie/Love/LeBron/Varejao/Waiters
ciekawe, zaskakująca końcówka, ostatnia kwarta niestety po hiszp.
w dodatku Cavs-Houston przedłużył się o dogrywkę, więc do snu 0:30, hehe te jego rzuty wolne w końcówce!
"Café Rose" poszło do końca (znowu okolice Gdańska — ujście Motławy), pełny odcinek "Ostatnia szansa", żeby tak. Ach, to Iga Cembrzyńska była, Benita von Henning.
Widowiskowe 37 w kwarcie Klaya Thompsona, z szyderą, ale wytrzymałaś.
kupiłem dwa piwa (hurra! w końcu to środa), które rozpracowałem tym razem w odpowiednim czasie (+ orzeszki!),
Były dwa piwa i wieczór.
Zaszyliśmy się z Jerzym w lamusie na 4 drogie piwa.
Z LnŚ do domu, przez las, z piwem, takie oczywiste zwieńczenie wieczoru, jeszcze importsCD mail (do poprawki)
W sumie źle sobie zaplanowałem pobyt w sklepach. Zagubiłem się w dyskoncie, a potem już nie było czasu na pizzę (zbyt najedzony) ani na piwo.
Chciałem się wprowadzić w NASTRÓJ, ale bez 007 i piwa to niemożliwe.
Niemniej, potem słuchałem płyt, piłem piwo i wino, jadłem orzechy, oglądałem bez głosu 007, byłem mentalnie w parku. No nieźle. Te wszystkie płyty.
Piwo + prasowanie.
nie wiem, jak minął wieczór na piwie, chyba podczas drzemki rozpakowałem paczkę wielu amerykańskich płyt, którymi będę się delektował powolutku
wieczór z dzieckiem się udał
Dziecko może nie było extra zadowolone, a ja nie miałem specjalnie wolnego (telefony x 2), ale po obiedzie i słodyczach, wobec nadchodzącego wieczoru (oraz wzmak!) nie przejmowałem się, jeszcze się wypracuje.
Wróciłem z sałatą, grejpfrutami i warkoczami za pół ceny. Matka ululana na przystanku, potem trochę nudno, a dziecko niewypoczęte.
Już było późno i słuchanie masterów Endriusa, ale młodzież śpi, my siedzimy z dzieckiem na łóżku. Będą "problemy".
Na szczęście potem dziecko gadało i się uśmiechało = nie popsute. Nie było dramatów, jadłem rybę ze słoja, z cebulą i sałatą, po kąpieli nietypowo — zaczął od drzemki, a potem już wczesny, pełny sen.
Dziecko wcześniej chadza spać.
Udało się nie najeść przed snem, Dziecko zaczyna wcześniej chodzić spać (=wcześniej wstaje).
dziecko poznaje
pyszny prezent/dziecię do snu/zapach taty
Przebujaliśmy poranek do 13. No wcześniej, żeby zawieźć dziecko do tych nieszczęśliwych pracowników.
Młody dzisiaj dał żyć, młody Opania taki młody z takimi krótkimi rączkami. Radio, wózek, gitara akustyczna Mockwa 1980, spać.
Ty drzemiesz z młodym, zdążyłem wszystko popakować/rozpakować — jest Patrick Watson! nalepkę nakleiłem, rozkładana, będzie ekstra, jej; wieczór bywał różny pod względem płaczu, miałem japcoka z pleśniakiem i orzechami, niby czwartek, ale bardzo zmęczony, nawet nie doczekałem końca OST na tej stronie, a to przecież bardzo krótko
tym razem ja z młodym, nie było źle za drugim razem — wszyscy wyspani
No nie było jak sobie wymarzyłem, bo młody wyczuł i przeciwdziałał. Dopiero potem się uspokoił i zasnął, ale ja już byłem po wkurwie. Dużo słów brzydkich.
Nie miałem ochoty na wysiłek, oglądałem najlepsze drużyny nba: GSW-Atlanta. Ależ rzutówka. To chyba jest trafniejsze — wybrane, onaczone logotypem diamencika mecze wysokiej jakości, niż kiepski stream, gdzie trafiają się gnioty (fakt, że na żywo).
Wieczór, nawet nie wiem, nba?
Dużo meczy w europejskiej porze, żadnego nie widziałem, nie chciało mi się.
Przed wyjściem była IV kwarta pierwszego meczu starych/nowych CAVS z San Antonio po finale 2014
Kyrie/Love/LeBron/Varejao/Waiters
ciekawe, zaskakująca końcówka, ostatnia kwarta niestety po hiszp.
w dodatku Cavs-Houston przedłużył się o dogrywkę, więc do snu 0:30, hehe te jego rzuty wolne w końcówce!
"Café Rose" poszło do końca (znowu okolice Gdańska — ujście Motławy), pełny odcinek "Ostatnia szansa", żeby tak. Ach, to Iga Cembrzyńska była, Benita von Henning.
Widowiskowe 37 w kwarcie Klaya Thompsona, z szyderą, ale wytrzymałaś.
Zaraz po pracy była wielka radość, bo odebrałem wzmaka (naprawa układu przedwzmacniacza), więc nie od razu, ale potem oczywiście wystartowałem.
Zaaferowany pracą pożarłem drożdżówkę i pączusia.
Ty długo siedziałaś w pracy, kiedy ja już zdążyłem mieć pierwsze karmienie.
Niezbyt ciężka praca, nie było potem dolegliwości fizycznych.
Praca praca, "katowałem" się lajtowo Calderem, dobrze, że nie sięgałem Fat History Month, tam się wsiąka głębiej. Szukać! liczyć! zamawiać!
niektórzy pracują w ciszy, inni się bawią
podkurwiła mnie tamta w tyrce
jak się obawiałem, przyszła ostatnia płyta z importsCD, dwie poprzednie przesyłki nie = znowu powód do stresu (podobnie jak www w tyrce)
dobrze objedzony (czipsy :), zacząłem LnŚ z Potockim, w tyrce przebimbałem, ale czasem tak trzeba (niemniej wpis spoko)
tak samo dobry był spacer z wózkiem w wichurę, deszcz ze śniegiem i niską temperaturę = przygoda
I potem dopiero był spacer. W deszczu. Mi się podobało, bo las nabrał kolorów. Brązowych.
Szaro i pusto w parku (przelotem), w tej białej kurteczce to jestem widoczny na przestrzał.
Niemniej — jeszcze tam będę!
Wystartowałem polidlowo z parkiem (jest już jasno i WSZYSTKO widać). Extra.
Wieczorem już nic, tylko do snu.
nawet nie włączałem streamu, do snu o bardzo przyzwoitej porze.
Wieczór/noc, do snu padłem nieprzytomny.
Aż o 23 do snu.
Już wieczór był dla mnie wyłącznie do snu.
Porządna pora, do snu bez szaleństw.
Taka pustka była, że nie wiedziałem, czego słuchać. Wolałem radio WPRB.
Obiad, lenistwo, w końcu kupiłem "Islands" King Crimson za 70 zeta, stare, niby "VG", to tak na fali dobrego wrażenia z "Lizard", no i wolę stare krążki niż reedycje.
ale przynajmniej się dobrze odżywiam
wracam do domu przez pocztę (strasznie długo)
ale wieczór spokojnie dzięki małemu
Stres mnie zjadał, nawet:
Timur Vermes, On wrócił, 2012
nie działało
tymczasem wcześniejszy 262 i zaliczyłem biedrę pod tyrką przed tyrką
W domu kawa, odbiór płyty (!) (tamte się cofnęły, może doślą), kanapka, dzisiaj bez obżerania się wieczorem, nowy ser pyszny, do tego orzechy włoskie, japcok.
uff, mieli lipiec wolny, 13:20 proszę państwa
z radości (+ wolne + słońce) poszliśmy na ciastka do wyborczej, krótko, ale miło
powrót do domu, próby nie było (Przem Alior) napisało importsCD, może doślą, oraz TSCHAK
poranna piekarnia tą razą, chłodno dzisiaj, mam dwie prawe rękawiczki (wczoraj zgubiłem kolejną), tyle się dzieje!,
wracam (poetyckie malarskie chmury),
Matce pomyliły się dni, heh.
Ach racja, poszłaś spać o ludzkiej porze,
Konieczne zakupy spożywcze.
Na obiad miałem frytki z pieczarkami, dużo, wybornie.
Odebrałem jeszcze płytę z poczty. Może nie było tak jak sobie wyobrażałem (wpadam i puszczam krążki), ale udało się. Chyba gra jak dawniej, testy zrobione.
trochę zużyte, ale to ten z tych 3 co mam mieć. wciąż jest bardzo bardzo
zatem super
Lechiści nie przeszkadzali. A potem jeszcze na dwa szociki w dwóch pubach. Głośno i tłoczno. Dobrze się wyrozmawiało wszystko.
Wcześniej wypłata w sklepie, ciasto, bułki i cydr, wiosna!
Zatem od 13 do 16 na dworze, daleko w las, troszkę już wyletniliśmy się.
Po kaszy już trochę się zmęczyłem dniem, leniuchowałem przy kompie, drzemałaś, w końcu wyprasowałem rzeczy do wtóru odcinków "Stawki".
bo nie było okazji na spokojne solo
Na wro płacze, więc po kawie do domu. Tu nie było najgorzej, ale za to podczas drzemki na serio słuchałem Patricka Watsona. Ileż tam rzeczy słychać! W sumie powodzi się: 30 minut lenistwa na słuchanie krążka!
Wahałem się, czy iść po to wino do piwnicy, ale mycie głowy. Zamawiałaś (długo) zaproszenia, a potem czyściłaś jeszcze txt po 23, kiedy poszedłem już spać.
No i nie mogłem napisać do importsCD o brakujący Dreamend w nowo wysłanej paczce.
Więc jednak była biedra (bo wiosna), ale pączusie wykupione. Zajechałem i zawiozłem 500.
Sałata z vinegretem, japcok i ser wypleśniony. Wypasik.
Przyszłaś, trafiła się okazja po latach.
WuWu odwołał (koncert Hunter za free). Zimno było, jak wracałem do domu.
Biedronkowe czipsy pomidory w ziołach — trafiłem przepysznie.
Patrzaj, dzisiaj piątek trzynastego.
Miałem tour-de-sklepy, wyłącznie.
Więc nadeszłem z wieloma towarami, z czego witaminę zostawiłem na półce podczas przepakowywania, frajer.
Dzisiaj bez koszykówki, nawet nie miałem poczucia, że zaczyna się weekend, nie świętowałem, bo i nie było czego.
Miałem dyżur.
Ja po okopaniu papierówki drugiej dobieram się do wnętrza ziemi i korzeni wiśni.
Zjedliśmy 3 różne kiepskie pizze i dobrnęliśmy do wieczora. Wtykałem na zapas.
Wino chilijskie ledwo napoczęte. Dyżur z przeszkodami, trąciłem kieliszek na amen.
Wolverinem.
PiP mówi nie.
Akurat byłem po fragmencie o szufladzie i śmierci rzeczy (moje takie), więc się wzruszyłem, potem na pętli widziałem jak tną kolejny fragment drzew, ostatnie wspomnienie lisiarni, będą budować, wzruszyłem się ponownie, piękne mocne światło tego popołudnia.
Obżerka w domu (brzuszki), trochę przewalania się na nastroje, "obraz" w fotoszopie, "Żelazny krzyż", Patrick Watson, zaległa "Wojna końca świata" przed snem, skoro wojna wisi, może zdążę.
Bez sensu oglądałem goldeneye po polsku (musiało być, bo prasowałem), ale co tam, dobrze się prasuje. Orzechy nerkowca, lekko japcok. Nie szalałem, 23.
próba była na wzmocnieniach, a mi poszły akumulatorki. Na szczęście z tego transu wcześnie spać.
Wieczorem wpadł Wojt, pograliśmy, pogadaliśmy. Bolą mnie paluchy od 12-strunówki, coś trzeba będzie dołożyć do muzyki. Później, ale bezinwazyjnie, wstałem bez problemów.
Inny potomek Żydów występujący obecnie:
Jakub Cronat Gold.
Właśnie, miewam takie dni, że siadam, odpalam, się zajmuję RZECZAMI (= bardzo ważnymi), aż do śniadania i wtedy czuję się taki spełniony, gotowy do zajęć.
wróciłem (chyba latałem po probiotyk) (taki dla WuWu mam w domu, znaczy się w piwnicy), wujek E przybył, powymienialiśmy uwagi odnośnie do lipca oraz mastera (jednak mniej sopranów, bardziej Royal Blood, Pontiak to w ogóle przytłumiona alternatywa jest, że hej, Hej!)
nocny dyżur
pokaż jak bardzo stopy masz obdarte, Eviva l'arte
po śniadaniu zrobiłaś zakupy, byliśmy gotowi do drogi (jedni na działkę inni na Downton Abbey, a nie, to później)
druga papierówka ma ściętą górę, korzenie wiśni zaczekają na siekierkę, krokusy rosną jak miło, podsypanie kompostem dwa, przechyliłem kompostownik wybierając ziemię, róże wypuszczają listki, zacząłem ciąć gałęzie — musimy zrobić to ognisko!
przypomniałem sobie, że takie grzebanie się na świeżym powietrzu sprawia mi radość życiową, spokój taki
siąpiło siąpiło i przesiąpiło
pierogi (prawdziwy wujek się zjawił i postraszył, ale przywiózł) zzimniały, ale były dobre
wino w ładnej butelce i naklejce okazało się pachnącym starą ścierą sikaczem, ale ser świetnie (+ żurawina, zielony pieprz, roszponka)
nocny dyżur
zrobiłaś kotlety mielone!
Babcia znowu się nie zajmowała, tylko robiła obiad, a ja robiłem foto brązów. Shrek, telewizja, programy, szał.
Po powrocie wieczór nam się rozszedł w tradycjach. Ty wcześnie (stosunkowo) poszłaś spać.
Oglądałem "foto-blog" z pieszych wędrówek. Czyli właściwie ma wszystko co trzeba: piesze wędrówki, dokumentację foto (dużo), dobre komentarze, trochę zbyt może surowizny w survivalu, ale to wszystko takie jakieś osamotnione jak dla mnie. Bądź tu człowieku mądry.
Przestałem wyczytywać blogi muzyczne (muzyki i tak się nie da ująć), wobec czego zacząłem poszukiwać poezji i niejednoznaczności blogu koszykarskim — bez sęsu.
Moja mania katalogowania osiąga przerażające rozmiary (jestem teraz na filmach, potem muzyka i książki), ale idzie mi dobrze.
Także podjadanie między posiłkami (makaron był świetny, poszedł świderek po świderku).
Właśnie się najadłem, kawa, dobrze.
powoli się człowiek jednak uczy wykorzystywać 20-minutówki, oczywiście, że planować to nie (się człowiek napali, a potem nici), ale zdarzają się długie momenty do wykorzystania (czytaj: zupełnie bezzasadne korzystanie z przyjemności życia)
przypomniałem sobie, czym mogę się jeszcze martwić!
bestplayer przestał mi odtwarzać mkv, buuu
a, fascynuje mnie ta konieczność nieustannego oznajmiania, że wstałem i jaka pogoda była rano
piekarnia/pyszności
fałszywa kukułka
nagle: ta dam! jest ostatni hobbit (a ja nie mam playera!)
robię spisy
"bilety, k... wam kupiłem"/gramy/gratulacje/spacerniak
nierówna walka z kodekami
co mi przypomniało, że jest lepiej (jednak), kiedyś furii dostawałem, że każdy film musiał się odpalać w różnych odtwarzaczach, i dziesiątki kodeków, ojej ojej
Co katalogowałem? też nie pamiętam.
Może hitem dnia był kabel do sony ericsson cyber shot, dzięki któremu mam zachowane pamiątki i będę mógł dalej, w drodze.
były lekkie nerwy, był Wojt, były pogłosy, lepiej już
zachwycić się robotą Endriu!
dzisiaj wcześniej (Chojnice)
Ale zanim, to byłem na pełnym obiedzie (2 dania!), jakiego nie pamiętam, chyba że na święta, full do kosza. Dostaliśmy w dupę, ale były zmiany, nie styrałem się. Do domu przez wro ponownie.
Zacząłem trzeciego Hobbita i się zakochałem przed snem.
a potem telepizza się zupełnie nie sprawiła (zaspowa zupełnie nie taka, jak powinna), z Ciotką w gościach czas mijał na przegrywaniu "windą na szafę",
No i nastąpiło piękne zwieńczenie. Kolorowe migające obrazki. Wzruszyłem się. A zakończenie zrobili takie, że aż podskoczyłem.
Zatem...
Zatem...
MUSZĘ OGLĄDAĆ!!!!
Tym razem noc mi dopiekła. Jakoś się zebrałem przed 12. Zatem zmiana czasu mnie nie dotyczyła.
Poszliśmy na działkę, Jakub ciął, korzenie poszły, wilcze doły zasypane, papierówki zrobione, śliwka też, oraz krzaki, przesadzanie tulipanów nie do końca udane. Będą inne. Trzeba usprawnić kompostownik. Ułożyć stos gałęzi w stosiki.
Zmarzliśmy.
Obeżreliśmy się wietnamskim żarciem. Tym razem było ciepłe.
Wieczór minął na ściąganiu i napocząłem. Tak, tak.
Wczorajsza pizza z czerwonym winem. Oba dobre, a ilość wina odpowiednia.
W nocy chwilowe niezaśnięcie, plany, katalogowanie, się człowiek narobi, a bałagan zawsze, jak to w marcu. Marzec-figlarzec. Życie jako instrukcja obsługi w tym chaosie nie pomosie.
I znowu zeszło, i jak wcześniej myślałem, że weekend się wydłużył, to po prostu miałem drugą niedzielę.
Do 17 byłem. Llosa kończy się już za długo. Odwlekanie tragedii. Ale było sly vinyl, były zespoły, były krążki do oglądania.
Później w domu, ogarnięcie, mastery 2 i już zasiadamy przed ciężką nocą (Ty), bo nie ja. Ja z rana do piekarni.
Zaaferowany pracą pożarłem drożdżówkę i pączusia.
Ty długo siedziałaś w pracy, kiedy ja już zdążyłem mieć pierwsze karmienie.
Niezbyt ciężka praca, nie było potem dolegliwości fizycznych.
Praca praca, "katowałem" się lajtowo Calderem, dobrze, że nie sięgałem Fat History Month, tam się wsiąka głębiej. Szukać! liczyć! zamawiać!
niektórzy pracują w ciszy, inni się bawią
podkurwiła mnie tamta w tyrce
jak się obawiałem, przyszła ostatnia płyta z importsCD, dwie poprzednie przesyłki nie = znowu powód do stresu (podobnie jak www w tyrce)
dobrze objedzony (czipsy :), zacząłem LnŚ z Potockim, w tyrce przebimbałem, ale czasem tak trzeba (niemniej wpis spoko)
tak samo dobry był spacer z wózkiem w wichurę, deszcz ze śniegiem i niską temperaturę = przygoda
I potem dopiero był spacer. W deszczu. Mi się podobało, bo las nabrał kolorów. Brązowych.
Szaro i pusto w parku (przelotem), w tej białej kurteczce to jestem widoczny na przestrzał.
Niemniej — jeszcze tam będę!
Wystartowałem polidlowo z parkiem (jest już jasno i WSZYSTKO widać). Extra.
Wieczorem już nic, tylko do snu.
nawet nie włączałem streamu, do snu o bardzo przyzwoitej porze.
Wieczór/noc, do snu padłem nieprzytomny.
Aż o 23 do snu.
Już wieczór był dla mnie wyłącznie do snu.
Porządna pora, do snu bez szaleństw.
Taka pustka była, że nie wiedziałem, czego słuchać. Wolałem radio WPRB.
Obiad, lenistwo, w końcu kupiłem "Islands" King Crimson za 70 zeta, stare, niby "VG", to tak na fali dobrego wrażenia z "Lizard", no i wolę stare krążki niż reedycje.
ale przynajmniej się dobrze odżywiam
wracam do domu przez pocztę (strasznie długo)
ale wieczór spokojnie dzięki małemu
Stres mnie zjadał, nawet:
Timur Vermes, On wrócił, 2012
nie działało
tymczasem wcześniejszy 262 i zaliczyłem biedrę pod tyrką przed tyrką
W domu kawa, odbiór płyty (!) (tamte się cofnęły, może doślą), kanapka, dzisiaj bez obżerania się wieczorem, nowy ser pyszny, do tego orzechy włoskie, japcok.
uff, mieli lipiec wolny, 13:20 proszę państwa
z radości (+ wolne + słońce) poszliśmy na ciastka do wyborczej, krótko, ale miło
powrót do domu, próby nie było (Przem Alior) napisało importsCD, może doślą, oraz TSCHAK
poranna piekarnia tą razą, chłodno dzisiaj, mam dwie prawe rękawiczki (wczoraj zgubiłem kolejną), tyle się dzieje!,
wracam (poetyckie malarskie chmury),
Matce pomyliły się dni, heh.
Ach racja, poszłaś spać o ludzkiej porze,
Konieczne zakupy spożywcze.
Na obiad miałem frytki z pieczarkami, dużo, wybornie.
Odebrałem jeszcze płytę z poczty. Może nie było tak jak sobie wyobrażałem (wpadam i puszczam krążki), ale udało się. Chyba gra jak dawniej, testy zrobione.
trochę zużyte, ale to ten z tych 3 co mam mieć. wciąż jest bardzo bardzo
zatem super
Lechiści nie przeszkadzali. A potem jeszcze na dwa szociki w dwóch pubach. Głośno i tłoczno. Dobrze się wyrozmawiało wszystko.
Wcześniej wypłata w sklepie, ciasto, bułki i cydr, wiosna!
Zatem od 13 do 16 na dworze, daleko w las, troszkę już wyletniliśmy się.
Po kaszy już trochę się zmęczyłem dniem, leniuchowałem przy kompie, drzemałaś, w końcu wyprasowałem rzeczy do wtóru odcinków "Stawki".
bo nie było okazji na spokojne solo
Na wro płacze, więc po kawie do domu. Tu nie było najgorzej, ale za to podczas drzemki na serio słuchałem Patricka Watsona. Ileż tam rzeczy słychać! W sumie powodzi się: 30 minut lenistwa na słuchanie krążka!
Wahałem się, czy iść po to wino do piwnicy, ale mycie głowy. Zamawiałaś (długo) zaproszenia, a potem czyściłaś jeszcze txt po 23, kiedy poszedłem już spać.
No i nie mogłem napisać do importsCD o brakujący Dreamend w nowo wysłanej paczce.
Więc jednak była biedra (bo wiosna), ale pączusie wykupione. Zajechałem i zawiozłem 500.
Sałata z vinegretem, japcok i ser wypleśniony. Wypasik.
Przyszłaś, trafiła się okazja po latach.
WuWu odwołał (koncert Hunter za free). Zimno było, jak wracałem do domu.
Biedronkowe czipsy pomidory w ziołach — trafiłem przepysznie.
Patrzaj, dzisiaj piątek trzynastego.
Miałem tour-de-sklepy, wyłącznie.
Więc nadeszłem z wieloma towarami, z czego witaminę zostawiłem na półce podczas przepakowywania, frajer.
Dzisiaj bez koszykówki, nawet nie miałem poczucia, że zaczyna się weekend, nie świętowałem, bo i nie było czego.
Miałem dyżur.
Ja po okopaniu papierówki drugiej dobieram się do wnętrza ziemi i korzeni wiśni.
Zjedliśmy 3 różne kiepskie pizze i dobrnęliśmy do wieczora. Wtykałem na zapas.
Wino chilijskie ledwo napoczęte. Dyżur z przeszkodami, trąciłem kieliszek na amen.
Wolverinem.
PiP mówi nie.
Akurat byłem po fragmencie o szufladzie i śmierci rzeczy (moje takie), więc się wzruszyłem, potem na pętli widziałem jak tną kolejny fragment drzew, ostatnie wspomnienie lisiarni, będą budować, wzruszyłem się ponownie, piękne mocne światło tego popołudnia.
Obżerka w domu (brzuszki), trochę przewalania się na nastroje, "obraz" w fotoszopie, "Żelazny krzyż", Patrick Watson, zaległa "Wojna końca świata" przed snem, skoro wojna wisi, może zdążę.
Bez sensu oglądałem goldeneye po polsku (musiało być, bo prasowałem), ale co tam, dobrze się prasuje. Orzechy nerkowca, lekko japcok. Nie szalałem, 23.
próba była na wzmocnieniach, a mi poszły akumulatorki. Na szczęście z tego transu wcześnie spać.
Wieczorem wpadł Wojt, pograliśmy, pogadaliśmy. Bolą mnie paluchy od 12-strunówki, coś trzeba będzie dołożyć do muzyki. Później, ale bezinwazyjnie, wstałem bez problemów.
Inny potomek Żydów występujący obecnie:
Jakub Cronat Gold.
Właśnie, miewam takie dni, że siadam, odpalam, się zajmuję RZECZAMI (= bardzo ważnymi), aż do śniadania i wtedy czuję się taki spełniony, gotowy do zajęć.
wróciłem (chyba latałem po probiotyk) (taki dla WuWu mam w domu, znaczy się w piwnicy), wujek E przybył, powymienialiśmy uwagi odnośnie do lipca oraz mastera (jednak mniej sopranów, bardziej Royal Blood, Pontiak to w ogóle przytłumiona alternatywa jest, że hej, Hej!)
nocny dyżur
pokaż jak bardzo stopy masz obdarte, Eviva l'arte
po śniadaniu zrobiłaś zakupy, byliśmy gotowi do drogi (jedni na działkę inni na Downton Abbey, a nie, to później)
druga papierówka ma ściętą górę, korzenie wiśni zaczekają na siekierkę, krokusy rosną jak miło, podsypanie kompostem dwa, przechyliłem kompostownik wybierając ziemię, róże wypuszczają listki, zacząłem ciąć gałęzie — musimy zrobić to ognisko!
przypomniałem sobie, że takie grzebanie się na świeżym powietrzu sprawia mi radość życiową, spokój taki
siąpiło siąpiło i przesiąpiło
pierogi (prawdziwy wujek się zjawił i postraszył, ale przywiózł) zzimniały, ale były dobre
wino w ładnej butelce i naklejce okazało się pachnącym starą ścierą sikaczem, ale ser świetnie (+ żurawina, zielony pieprz, roszponka)
nocny dyżur
zrobiłaś kotlety mielone!
Babcia znowu się nie zajmowała, tylko robiła obiad, a ja robiłem foto brązów. Shrek, telewizja, programy, szał.
Po powrocie wieczór nam się rozszedł w tradycjach. Ty wcześnie (stosunkowo) poszłaś spać.
Oglądałem "foto-blog" z pieszych wędrówek. Czyli właściwie ma wszystko co trzeba: piesze wędrówki, dokumentację foto (dużo), dobre komentarze, trochę zbyt może surowizny w survivalu, ale to wszystko takie jakieś osamotnione jak dla mnie. Bądź tu człowieku mądry.
Przestałem wyczytywać blogi muzyczne (muzyki i tak się nie da ująć), wobec czego zacząłem poszukiwać poezji i niejednoznaczności blogu koszykarskim — bez sęsu.
Moja mania katalogowania osiąga przerażające rozmiary (jestem teraz na filmach, potem muzyka i książki), ale idzie mi dobrze.
Także podjadanie między posiłkami (makaron był świetny, poszedł świderek po świderku).
Właśnie się najadłem, kawa, dobrze.
powoli się człowiek jednak uczy wykorzystywać 20-minutówki, oczywiście, że planować to nie (się człowiek napali, a potem nici), ale zdarzają się długie momenty do wykorzystania (czytaj: zupełnie bezzasadne korzystanie z przyjemności życia)
przypomniałem sobie, czym mogę się jeszcze martwić!
bestplayer przestał mi odtwarzać mkv, buuu
a, fascynuje mnie ta konieczność nieustannego oznajmiania, że wstałem i jaka pogoda była rano
piekarnia/pyszności
fałszywa kukułka
nagle: ta dam! jest ostatni hobbit (a ja nie mam playera!)
robię spisy
"bilety, k... wam kupiłem"/gramy/gratulacje/spacerniak
nierówna walka z kodekami
co mi przypomniało, że jest lepiej (jednak), kiedyś furii dostawałem, że każdy film musiał się odpalać w różnych odtwarzaczach, i dziesiątki kodeków, ojej ojej
Co katalogowałem? też nie pamiętam.
Może hitem dnia był kabel do sony ericsson cyber shot, dzięki któremu mam zachowane pamiątki i będę mógł dalej, w drodze.
były lekkie nerwy, był Wojt, były pogłosy, lepiej już
zachwycić się robotą Endriu!
dzisiaj wcześniej (Chojnice)
Ale zanim, to byłem na pełnym obiedzie (2 dania!), jakiego nie pamiętam, chyba że na święta, full do kosza. Dostaliśmy w dupę, ale były zmiany, nie styrałem się. Do domu przez wro ponownie.
Zacząłem trzeciego Hobbita i się zakochałem przed snem.
a potem telepizza się zupełnie nie sprawiła (zaspowa zupełnie nie taka, jak powinna), z Ciotką w gościach czas mijał na przegrywaniu "windą na szafę",
No i nastąpiło piękne zwieńczenie. Kolorowe migające obrazki. Wzruszyłem się. A zakończenie zrobili takie, że aż podskoczyłem.
Zatem...
Zatem...
MUSZĘ OGLĄDAĆ!!!!
Tym razem noc mi dopiekła. Jakoś się zebrałem przed 12. Zatem zmiana czasu mnie nie dotyczyła.
Poszliśmy na działkę, Jakub ciął, korzenie poszły, wilcze doły zasypane, papierówki zrobione, śliwka też, oraz krzaki, przesadzanie tulipanów nie do końca udane. Będą inne. Trzeba usprawnić kompostownik. Ułożyć stos gałęzi w stosiki.
Zmarzliśmy.
Obeżreliśmy się wietnamskim żarciem. Tym razem było ciepłe.
Wieczór minął na ściąganiu i napocząłem. Tak, tak.
Wczorajsza pizza z czerwonym winem. Oba dobre, a ilość wina odpowiednia.
W nocy chwilowe niezaśnięcie, plany, katalogowanie, się człowiek narobi, a bałagan zawsze, jak to w marcu. Marzec-figlarzec. Życie jako instrukcja obsługi w tym chaosie nie pomosie.
I znowu zeszło, i jak wcześniej myślałem, że weekend się wydłużył, to po prostu miałem drugą niedzielę.
Do 17 byłem. Llosa kończy się już za długo. Odwlekanie tragedii. Ale było sly vinyl, były zespoły, były krążki do oglądania.
Później w domu, ogarnięcie, mastery 2 i już zasiadamy przed ciężką nocą (Ty), bo nie ja. Ja z rana do piekarni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz