poniedziałek, 21 listopada
— moje dzieci siedzą w kuchni i się wyzywają: ale ty jesteś gruby, i masz wielką dupę, jak mama
— znaczy, nie znają się jeszcze
— dziękuję Mateusz
***
Poniedziałek klasyczny, taki jaki mógłby się zdarzyć przez ostatnie dwa lata. Transfer na morenę autobusem, wysiadka na kerfurze, przemarsz przez sklep, zakupy: zestaw 10 bułek za tanie pieniądze, paczka szemranych drobiowych kabanosów za tanie pieniądze, jakiś żółty ser, następnie — w zależności od tego, czy Endriu pije, czy nie pije — piwo (warka strong) albo sok pomarańczowy hortexu, no ja nie mam wyboru — ja nie choruję, czasem jeszcze paluszki, czipsy albo baton, tym razem bez ekstrawagancji. Następnie trenujemy, a nie, najpierw jemy, ja zjadam dwie bułki i 3 kabacośtam i jestem obżarty, Endriu zasuwa z sokiem i drożdżówkami (albo kanapkami, jeżeli cokolwiek takiego sobie przygotuje). Tym razem trenowanie (na sucho, czyli bez pogłosów na wokal, bez kompresora na wokal = nie wiadomo, jakie warunki sprzętowe będą w klubie, więc lepiej przygotować się na najgorsze) poszło nam tak sobie (Endriu trochę chory wciąż), ale spoko, damy radę. Przynajmniej mamy nowy dżołk i sobie beczymy (takie coś między "beeee" a "meee") między i w trakcie utworów — ciekawe czy komuś to przyjdzie do głowy powtórzyć na występie.
***
Neutral Bomb.
1. Numer jest ciut odmienny od naszych dotychczasowych lo-fi-rockowo-folkowych podrygiwań.
2. Ma melodię.
3. A skoro ma melodię, to ta odmienność sprawia, że pierwej słucha się tej melodii, a potem trochę reszty.
4. Reszta jest akuratnie muzycznie dopasowana (noo, te smyczki) (gitara też robi swoje).
5. Nagrane i podane jest również adekwatnie do zawartości.
6. Udało mi się tak porozmieszczać elementy, które kładą nacisk na rytmikę (bez wchodzenia w szczegóły) z zaakcentowaniem melodii na pierwszym miejscu
7. A poza tym to Wojt, więc mi się podoba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz