poniedziałek, 15 listopada 2010

"las"

czwartek, 4 listopada
Wojt przywiózł basa od Endriusa i jechalim. Wciąż mam niepokojące uczucie, że demo na tym etapie brzmi tak przyzwoicie, że szkoda będzie coś equalizować, żeby nie popsuć. Ładne foto z BCN, jednak to lustrzanka.

piątek, 5 listopada
No, to pierwszy kosz. 5/25, mnóstwo strat (10?), 2 przechwyty, 4 zbiórki, z czego 2 w ataku, z których byłem bardzo zadowolony. Mecz niemal w chodzonego, gra głównie podwórkowa: wszyscy lecą do ataku i każdy chce strzelić bramkę. Ale mnie tam się podobaaało. Z tymi przestrzelonymi asystami czułem się jak "pomylonym Rondem", piłka leciała szybciej niż moja myśl. Zdarzało mi się świetnie podać, po czym okazywało się, że to przeciwnik. Zabawa. Oczywiście najlepiej czułem się wyprowadzając szybki atak, kiedy sunąłem po parkiecie jak krążownik (?!?), wzrokiem ogarniając niemal otwartą przestrzeń i lukę między zawodnikami, w którą miałem się skierować. Co na pewno jest inne od letniej gry 2/2, w biegu łatwiej mi mijać, można nawet uprawiać jakiś slalom, by potem zupełnie zgubić się w gąszczu kolan.

sobota, 6 listopada
I tak to jest z ludźmi. Nic tylko kosz i zabawa.
A w piątek byłem na pogrzebie Ryśka. Tylko, że za dużo spraw dookoła (p.o.; autobus; korki; makieta; do druku), więc wspomnienia będą w wolnym czasie (którego nie będzie). Ten z piątku może zmarnowałem, a weekend własnoręcznie zatrułem się trudnym formalnie wyjściem z pracy w godzinach pracy (na dywanik->nagana->zwolnienie->proces->spalenie przez powieszenie->konfiskata dóbr materialnych).

Przed południem tytan pracy domowej. Była matula, foto, obiad z dwóch dań, spacer, bo aż musiałem się przejść.

Poranna masarnia — kolejny szok. Zmarł jeden młody lekarz (40 lat), co się go znało telefonicznie (jeszcze piątek). Miałem przejść uroczo przez 5 metrów "lasu" opłotkami, a "lasu" już nie ma: wycinają krzaki pod pętlę tramwajową por la nowa Łódzka.

Bullit. HD. Już nie mogę oglądać avików, bo mnie się nie podobają. Klasyk. I te San Francisco takie śliczniunie. I z muzyką na bieżąco — 40 płyt Lalo.
***
Musta jää (2007). Intryga wciągająca i sprawnie zrealizowana. Najbardziej: Finlandia? prawie jak u nas, zimno, ponuro i betonowe konstrukcje mieszkalno-szpitalne.

niedziela, 7 listopada
Rozluźniający spacer nie do końca spełnił swoje terapeutyczne działanie. Może wtedy, kiedy skupiałem się fotograficznie na rudościach traw. Schyłkowa jesień. W sobotę spady pobuczynowe wyglądały mokro i genialnie. Teraz nie.

Gomorra (2008). Odnoszę wrażenie, że jest to jest temat "społeczny", który niewiele ma wspólnego ze sztuką filmową. Ale ja nigdy nie widziałem i nie chcę oglądać "Złodziei rowerów". Z kolei daję plus, za to, że nie mam kolorowych herosów na ekranie. Z innej kolei, po prostu odrzucam (tutaj brutalność) elementy rzeczywistości, które mi nie pasują.


Brak komentarzy: