o wilku mowa, fragment z recenzji filmu Skazaniec (Felon) (2008), któryśmy oglądali:
"Gdzie znajdziesz dziś Kilmera? (kino)
W połowie lat 90-tych Val Kilmer czuł zapewne, że świat filmu leży u jego stóp. Uwznioślony sukcesami "The Doors", "Tombstone" czy "Gorączki" uchodził nie tylko za aktora kasowego, ale i utalentowanego. W nagrodę przyszło mu nawet zagrać Batmana, ale ten okazał się chyba pierwszym z gwoździ do trumny jego kariery. Zaraz potem przyszły
kolejne: "Wyspa doktora MoreauWyspa doktora Moreau", "Święty", "Czerwona Planeta" i trumna była gotowa - z ekstraklasy aktorskiej spadł błyskawicznie do 3. ligi. Obecnie może liczyć na angaż niemal wyłącznie w produkcjach niskobudżetowych. Czasem efekt tego bywa ciekawy ("Jezioro Salton", "Wonderland"), zazwyczaj jednak filmy te uwagi nie są warte. Kilmer poniżył sie nawet do grania w karykaturze westernu autorstwa Uklańskiego, partnerując tak wybitnym aktorom jak Boguś Linda czy Kasia Figura."
(http://www.filmweb.pl/f464212/Skazaniec,2008/recenzje?review.id=6821)
kolejne: "Wyspa doktora MoreauWyspa doktora Moreau", "Święty", "Czerwona Planeta" i trumna była gotowa - z ekstraklasy aktorskiej spadł błyskawicznie do 3. ligi. Obecnie może liczyć na angaż niemal wyłącznie w produkcjach niskobudżetowych. Czasem efekt tego bywa ciekawy ("Jezioro Salton", "Wonderland"), zazwyczaj jednak filmy te uwagi nie są warte. Kilmer poniżył sie nawet do grania w karykaturze westernu autorstwa Uklańskiego, partnerując tak wybitnym aktorom jak Boguś Linda czy Kasia Figura."
(http://www.filmweb.pl/f464212/Skazaniec,2008/recenzje?review.id=6821)
***
wtorek, 7.01.09 — pada śnieg, jest mróz i wieje porwisty wiatr, ale w robocie oświetla nas oszałamiające, ciepłe słońce
***
wiadomo jak było — jak tylko napisałem o rześkim rozleniwieniu sytuacja w robocie się rypła i właściwie cały okres noworczny spędzało mi to sen z powiek — tak to już człek ma
***
***
oczywiście dni 29-30.12 już mi umknęły, aczkolwiek we wtorek mieliśmy próbę i dograłem gitarę nicolasa (bo nie te chwyty grał co trzeba), a nagrałem solówkę (bo jednak z lini to szło marnie — chwyty na tło mogą być, ale solo nie), z kolei sylwester nie różnił się od innych dni roboczych, tyle że wieczorem obejrzeliśmy "Quantum of solace" — zachodziła obawa, że nie poradzimy sobie z włoskim tekstem na przejściu cd1 i cd2, ale program sprytnie zrobił to za nas
wbrew obawom nie było tak źle — ogólnie tak jak niegdyś przyspieszano sceny akcji w Bondzie, tak teraz powinni je zwalniać, żeby je można było spokojnie obejrzeć; ogólnie akcja trzyma za twarz, fabuła całkiem git, trochę szkoda, że trzeba będzie czekać na zakończenie trylogii — najbardziej podobał mi się cytat z "goldfingera" — aczkolwiek humoru zdecydowanie zabrakło (tej poważki, szczególnie z olgą kurylenko też jakby za dużo) (ale skoro to przygody 007 z początków jego działaności, może chłopak później wyluzuje?)
podsumowując — film mi zaimponował — bo tak należy określić widoki Sieny, sceny akcji czy pewne "utrudnienia fabularne" symulujące skomplikowanie fabuły — nie wiem, czy mi się podoba, ale na pewno robi wrażenie
z innych oglądaliśmy jeszcze "spotkania na krańcach świata" Herzoga — momentami zabawny, momentami wzruszający - jak na film dokumentalny rzeczywiście może być; jeden odcinek Pythona; japoński film "Vital" — niby o śmierci, ale w konsekwencji nieprzekonywający; w poniedziałek 5.01 "live and let die" w tv — rasowa rozrywka; odrzuciliśmy Tinto Brassa — ciałka ładne, ale akcja żmudna — po co ogladać erotyki?
w piątek ruszyłem do masarni, z muzyką 007 na uszach było genialnie; pierwszy śnieg, lekki mrozik; Skarbie wybrało się na łyżwy, a ja zaszalałem w łazience i wyśpiewałem wszystkie partie do malkmusa; pod koniec w łazience zmarzłem
soboty nie pamiętam, w drobnych partiach obrabiam poszczególne partie wokalu
w niedzielę razem z Drabentami byliśmy na łyżwach na Placu Zebrań Ludowych — nie mówię, że umiem jeździć, ale jakoś szło, zgrzałem się, nie zaliczyłem gleby, aktywność fizyczna była — wielu było takich, co tylko umieją się utrzymywać, więc nie byłem sam, jeździłem w pozycji pochylonej, akurat na wyskości kobiecych pośladków
***później Drabenty zjadły nam obiad, a ja ruszyłem do parku, pooglądać aparatem świeży śnieg — jeszczem ich nie oglądał; pogoda szalenie mi się podoba, dobrze, że na razie mróz trzyma i jest przepięknie — nawet jak się wychodzi po południu z pracy, a na niebie witać takie prześwity jasności albo księżyc rozświetla okolicę — w ogóle nie jest ciemno!ogólnie co dzień rano jest już jaśniej — jednak (przy obecności śniegu) ten dłuższy dzień
działa
***
w poniedziałek znowu wątroba mi się popsuła, bo komputer-laptop (to nasza oficjalna wersja od teraz) (ja wymyśliłem!) nie widział napędu dvd; na szczęście johny okazał się złotą rączką o naprawił kod (choć nie było lekko); przyczyna też poznana, więc wiadomo jak działać; próba wtorkowa; w środę miksuję na kolumnach — za dużo tego diabelstwa i za głośno — musiałem drastycznie pościszać wszystko — mimo że ustawiłem dobitną perkusję i wyraźny bas — przy tak niskiej głośności nie jest to już tak oczywiste — więc podobnie jak u Endriusa — raczej wokal przysłoni wszystko
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz