środa, 12 marca 2008

sobota i niedziela

Dobra, dobra, nieważne. Nawet przeczytałem felieton Pilcha w "Dzienniku", bo był o dziennikach Parnickiego. Nie czytałem żadnej książki Pilcha. Z kolei Parnicki jest tylko dla pasjonatów. Jego twórczość nawet nie stała się poważnym tematem studiów literaturoznawczych.
Ot, jedna praca Czermińskiej i "Tylko Beatrycze" w serii "Biblioteki Narodowej". Czytam jedną książkę Parnickiego na rok w ramach ćwiczeń umysłu. Jest to wybitne i zakręcone, ale ani we fragmencie nie ma styku geniuszu z popularnością, vide Eco, Marquez. Ot dziwoląg. Jedyny taki na świecie.


Wiesław Gołas jako żołnierz niemiecki w filmie "Jak być kochaną (1962) - niezła rola. Ładnie mówi. Nurtuje mnie kwestia, dlaczego oni mówili, ci dawni Polacy "l" zamiast "ł". Na przykład "kolysal się".

Pizza w telepizzy. Dobra była jednak. To mój drugi raz. Mocno nas ten dzień wymęczył jednak. Powrót do domu po 18.
A wracając do lekkiej atletyki. Kiedyś Marek Głowienka i Sławek Bańkowski potrzebowali dwójkę do sztafety na jakiś zawodach. Razem z Radkiem Klimczykiem po raz pierwszy biegliśmy w prawdziwych kolcach po prawdziwym tartanie. Kiepsko poszło. Chociaż odnosiłem wrażenie, że nogi odbijają się od takiej nawierzchni, człowiek bardziej leci w górę niż do przodu. W sumie podoba mi się, ze bez zbędnego wysiłku i żadnych sukcesów sportowych mam chudą sylwetkę, dobry oddech jak umyję zęby i spokojnie dobiegam do autobusu. Łatwizna.
Trochę staroci. Na tapecie FREE, Songs of Yesterday, pięciodyskowy box z rarytasami i niewydanymi nagraniami. Nie ma to co prawda zwięzłości i hiciarskości "All right now", ale pokazuje, że bluesmani byli z nich nie od parady, a perkusista grał o wiele bardzie rozbudowane rzeczy. Momentami zabierają się za struktury bliskie CREAM. W sumie dobrze się tego słucha.

W NIEDZIERLĘ właściwie nic. Napisałem ten tekst na konkurs wyborczej. Wieczorem filmoteka.
Right at your door, Science of sleep.


Oba całkiem zakręcone i ogólnie niezłe. Ten z Bernalem może zbyt "psychiczny" (choć miał szalenie zabawne teksty), i te animacje mnie nie przekonywały - ja, k...., oglądałem takie w dzieciństwie w bajkach (właśnie radzieckich), więc woda z folii ani szmaciane laleczki mnie nie jarały.


O.



Brak komentarzy: