środa, 27 sierpnia 2014

Odcinek z obczajaniem fuzzów i motylami



17 lipca, czwartek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca z pleblaplulubl.

Kilka stopni mniej, ale wciąż lato, zatem kapelusz i spacerniak. Węgierski kocioł w najlepsze. Znajomo brzmią odwołania do losów ludności w żywocie komunistycznym.
***
Oczywiście 3CD zestaw John Barry — The Bee's Knees (The Emi Years 1957-1962) to nic rewelacyjnego, kilka beatowych numerów trafiło na wczesne ost, ale laurka się należy. 
***
Zajętość była do późna, na zupę nie starczyło czasu, raczyliśmy się pomundialowymi słodkościami. Korzystając z dnia idę na długi spacerniak. Tam z dzikiej łąki unoszą się masowo motyle o kolorach rzadziej spotykanych. (w domu trudności z identyfikacją książkową, ale). Ciepło, lato, więcej zdjęć do usunięcia z telefonu.
***
Zmęczony tygodniem po/rozpakowałem i zabrałem się za ustawianie i zeszło do wieczora. Telefony załatwione. Z obżarstwa zjadłem nawet kolację. Pleblaplulubl.



18 lipca, piątek

Odcinek z parapetowaniem

My drogi i Miłościwie Nam Panująca objedzeni i zawożący.

Może stopień niżej, ale wciąż lato. Na deser, naprawdę wisienka na torcie w LnŚ była Barbara Kopeć-Umiastowska i jej "Dehnel na trawniku" i to było wyborne. Tak, czekamy na kolejny przekład. A taki Gadda w nowym tłumaczeniu dodaje bezstratnie mistrzowski błysk i wysokich lotów wirtuozerię, jakby co.
***
Dzień z tych pędzących, kiedy człowieka zaskakuje "już szesnasta?!?", ale szczęśliwie, z wielkim westchnieniem ulgi ostatnim kliknięciem wysyła się jakże ważne i niecierpiące zwłoki maile.
***
Wciąż lato nam dokazuje, zrobiłaś ciasto, bardziej mulata niż murzynka. Jeszcze ciepły — pyszny. Do tego było sporo wege żarcia, łatwość w dotarciu na miejsce (w końcu to Orunia), przez chwilę można z zawiści porechotać (ależ macie piękny widok..., który wam zaraz zabiorą). Wyśmenity balkon sprawdził się lepiej niż cała impreza, przy trzecim piwie nie przeszkadzało mi, że jest takie gorzkie. W sam raz było, sen bez problemów.
***
W magicznym pliku, który ostatnio poddaję ewaluacji (druga płyta z mp3 się znalazła, uff), props John Barry — The Wrong Box (1966) mam zanotowane "warto, ciekawie się tego słucha, szczególnie świetne suity, ALE cena LP jest zabóóójcza!", bo to oznacza jakieś szalone 100 EU na serwisie, ale przed wyjściem na dusty nagle (!), znienacka (!), gwałtownie (!) pojawiło się (!) za 50 dolców, co stanowi różnicę. Ależ pole do popisu wyobraźni. Niemniej, podobnie jak Quiller za 20, czy nasz człowiek Flint za 34 to nieco przesadzona oferta. Zaczekam. Nawet mi się zdarza powstrzymać. W końcu jeden płatek rozdzielam na trzy.




Brak komentarzy: