czwartek, 14 sierpnia 2014

2014-06-29, niedziela — Muzeum Gulbekiana, zoo



My drogi i Miłościwie Nam Panująca byliśmy obowiązkowo bo darmowo.
Teoretycznie było najwspanialsze w sztukę. Ale to już było.
Bez specjalnych starań i po łebkach.
Ale kilka bardzo ładnych.
Kilku ulubieńców. Przypomnienie, że Edwarda Burne-Jonesa trza było, kiedy był.
Trzeba zwiedzać takie wystawy.
Weduciarza dużo machnąłem, ale ciemnawo tam było, same nieostre.
Zeszło nam szybko, zoo niedaleko.
Cena potworna, ale warto było, bo delfiny.
Bo zwierzaki bardzo blisko.
Bo kolejka napowietrzna (zaoszczędzone eura).
Bo pokazy z Eltonem Johnem.
Bo akwedukt.
Trochę zimno i wiatr już potem, ale dzień pełen, że hej. Mimo że akumulatorki nie załadowane (nieładnie) i nie ma żyraf, lwów, okapi i białego nosorożca. A tak bliziutko!

Acha, to ten kosmita z zegarkiem na przegubie, z książki — hit poprzedniej jesieni. A tutaj proszę, na żywo.
 
 
 
 
 




Brak komentarzy: