środa, 11 września 2013

Odcinek z jak poprzednio



8 września, niedziela

My drogi i Miłościwie Nam Panująca wolno spędzamy... a z tym wolnym to dopiero teraz zauważyłem że to napowtarzane.

Z okazji tego wolnego wolno sobie pozwalam na powolne skubanie przyjemności. Połowa filmu za mną — tym razem odkrywam szczegóły scenariusza i znaczenie drobnych scen. Zdaje się, że ci tam reżyserzy i scenarzyści robią to/planują nawet dogłębniej.
Tosty z wędzonkami.
Ładnie, ale nie ma potrzeby wychodzenia z mojej strony (jezioro? grzyby? — w przyszłym tygodniu), bawię się kolejnymi szczegółami w ramach relaksacyjnego spędzania czasu. Korzystać póki czas.
Odhaczam kolejne plusiki w zbiorach, co do których nie było pewności, że kiedykolwiek to widziałem. A przecież po to miało to być. Zatem kiedy już skończyłem z Bryantem i Bynumem przyszła pora na Tyreke Evansa, DeMarcusa Cousinsa, Amare i J.R. Smitha — to była strasznie widowiskowa ekipa. Mimo że mecz zaczął się od 1/12 z ich strony, ale potencjał ofensywny był zachwycający. Do tego dorzucam aspekt historyczny zjawisk (NY już może być tylko słabszy) wobec nadchodzących jeszcze małymi kroczkami przyszłych wydarzeń (Tyreke w Pelicans). Sezon zapowiada się ekscytująco głównie z powodu wielkiej liczby graczy w nowych koszulkach. Mniam.
Jeżeli chodzi i marnotrawienie czasu: przynajmniej omijam szerokim sikiem występy polskich sportów drużynowych.
I ścianka z krotochwilą i jeszcze okazało się, że niektóre piłki jeszcze dają radę, choć nadgarstki to już niekoniecznie, po czym jedzonko, pieczenie ciasta śliwkowo-kokosowego, relaksy i antrakty. I statecznie jesteśmy gotowi na nowy tydziążek.
Było wybooornie.


Brak komentarzy: