poniedziałek, 28 stycznia 2013

Odcinek z "pożegnalnym" występem




24 stycznia, czwartek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca pijemy wina.

Słonecznie dzisiaj. Przyszła pani nerw oraz mrowienie w prawej ręce (to pewnie od wczorajszej rany na palcu małym), ale dzisiaj jestem jakiś odpuszczony. Słonecznie dzisiaj. Podwójny touchdown. Nie sięgając daleko. Mega.

To w ogóle rocznica wigilii jest, co nie?

Ogarniała mnie senność, kurwica i zniecierpliwienie aż do swędzenia.

"Rzym i Jerozolima. Zderzenie antycznych cywilizacji" — Martin Goodman — się rozwija i jest bardzo konkretne. Ponadto jest bardzo ładnie wydane, twarda oprawa, gęsta czcionka, dobry kolor papieru. Będzie ładnie w kolekcji. Oczywiście kupiłem to taniej w Osso.

Jadę, ale się spóźniam. Wpierw do multi. Miały być dwa karnety po 24 zeta (to będzie nocna feria), ale pani mówi że. No to biorę 2 za 16 + 1,5 zeta. Wychodzi 4 zeta za film. Nieźle. Po taniości.

Czyżbym miał odcinek z taniością? No to przypomnę jeszcze wejściówkę "po sławie" na ostatnich Kompanów. Chociaż raz korzyść majątkowa z grania.

Zasadniczo mi się nie chciało dzisiaj. Ale od momentu w dziupleksie poszło sprawnie, las i zaraz byłem w domu. Tam zjadłem risotto (!), nową sałatkę (dla mnie!) i dopiłem wina (po włosku!).

Poprawiło mi się. Może to przez tę "galę". Może to przez to, że zdjąłem niewygodne gacie. Może dlatego, że dziecko się najadło i się uspokoiło. A prócz tego, to mi się zawsze poprawia, jak wracam do domu. Buzia mi się nie zamyka. Czasem.

Jadę, oni już są, mieścimy się w ścisku na tej scenie, "jeszcze nigdy nie byliśmy z Michem tak blisko". Prócz Endriusa i Gosi (w sumie się nie spodziewałem) i poszerzonej bandy od Karola nowe twarze: Jan. Dostaliśmy zaproszenie, więc to będą dwa śluby pod rząd. Takie czasy. Grało mi się źle i niechlujnie (o ile ta cecha występuje stale, to tym razem byłem z niej niezadowolony bardziej). Ale skoro mówisz, że ten był najlepszy, to ja to biorę. Ponadto rozmowy, rozmówki, wyjściówki, LUUUUDZIE!

Tym sposobem zakończyliśmy 4-występowy okres promocyjny "Kandibury". To będzie wymagało osobnego podsumowania i podlinkowania. Sam się nie spodziewałem, że tak wyjdzie, i że będzie to i ładnie i sprawnie i szybko. Np. koniec stycznia 3 miesiące temu wydawał się taki odległy. A tu proszę.
Nie mówimy nie, ale sami nie będziemy zabiegać, bo teraz bierzemy się za Umpagalore 2. Chłopaków aż swędzą paluszki. Zatem plany, planiki, rozmowy, rozmówki, a ten numer to musimy zrobić w taki sposób. (a ja zgubiłem tę cholerną kartkę z rozpiską, gdzie przyciskam palce na którym progu).

Koźlaki. W sumie 4. Nastroiły nas. Wynosiliśmy sprzęt przy gęsto padającym śnieżaku. I szkoda było tej świeżynki nie wykorzystać i droga do domu zajęła nam ok. 40 min. Łącznie z sikaniem serduszek na śniegu. I oczywiście zagraliśmy niezdrowo, ale okoliczności ku temu były właśnie takie. Niejako konieczne na jajka sadzone, kolację po kolacji, siedzenie w kuchni, wino/wódka. Już od wczorajszego wieczora mam do wypowiedzenia, że rozmówki te są elementarnym elementem naszej naszości. Wieczorne ujęcie w lustrze. Sparowane.


Brak komentarzy: