środa, 16 stycznia 2013

Odcinek niedzielny



a to są Twoje wspaniałe prezenty podchoinkowe — genialny speculoos

13 stycznia, niedziela

Odcinek ze skarpetką

My drogi i Miłościwie Nam Panująca mieliśmy niedzielę.

12 — ja wciąż śpię. Niezwykłe to. W końcu o 13 pora na śniadanie. Czyli ominąłem jakieś 2,5 posiłku. Naleśniki. Cieniutkie, ekskluzywne.
Wracamy z powrotem do naszych zajęć. Bo ja byłem oczarowany, jakbym skradł 25%, choć wcale nie, po prostu tyle mi się trafiło gratis. Dobrze takie mieć i już. I wszystko za free. Szybko minęło, jak z bicza strzelił, aż mi łezka poszła — skąd my to znamy?
Książka wszystkich książek i już nie starczyło czasu na obiad, pożegnania, słodkie rzeczy, oczarowanyzaczarowany, kanapka na drogę, a mi się wcale nie chce jechać, bo i po co, tu mi dobrze. Dogrywka z rozgrzewką. Do tego Piero (Nino Rota/Armando Trovajoli/Piero Umiliani — Boccaccio '70 — Original Motion Picture Soundtrack) i frywolność włoskiej piosenki w okolicach framugi. Wciąż i jeszcze to mam. Widzę. A on pamięta.
Tak sobie zatrzymam ten nastrój (wraz z tymi skarpetkami) — wolno mi.

a to są Twoje wspaniałe prezenty podchoinkowe — zakładka 1

Jadę, pakujemy, jedziemy, rozpakowujemy, mistrz słowa polskiego już jest, chwila bez cateringu (dzięki Ci Boska za kanapkę!), gramy, pakujemy, żegnamy się, jedziemy, rozpakowujemy, déja vu, jakbyśmy byli to parę godzin wcześniej, lekka kontuzja nadgarstka, odwieziony zostałem przez Przema — to był kolejny występ Where is Jerry.
***
Wracam, a muzyka gra wciąż jeszcze, jak ją zostawiłem. Wszystko zrobione na cacy, a my zjedliśmy kolejną smaczną kolację (grilowana pierś kurczaka na patelni!) i potem obowiązkowy fryzjer. Obowiązkowy — gdyż przypomniało mi się, że on miał być, a całe przedpołudnie o tym wcale nie wspominało.
Strzyżenie, celowane, dokładne, do tego poprawki na brodzie — jak ta lala.
Na razie tak odpowiednio wyglądam z zachowaną jedynie grzywką, że trudno mi sobie wyobrazić inną fryzurę. No i ta lekka groźba w lekko łysej fryzurze. Do tego pozbycie się części owłosienia twarzy sprawia, że jestem goły. I młodszy. I wciąż seksowny.
***
Więc była konieczna dodatkowa kolacja, chwila na zakończenie z "połową biura" (przypomnienie tekstu z soboty) i zaliczyliśmy z obowiązku (ja) "The Hangover" (2009) i chyba nie było tak źle. Co prawda za pierwszym razem byłem poważniej zdziwony, ale to — jak porównać ze standardami — bardzo rozbudowana komedia w fabułę i dialogi. Nieźle.
Dokończenia nastąpią kiedy indziej, usadowiliśmy się w odmiennych położeniach ze względu na padające od okna promienie chłodu. Boże, co za niedziela.


a to są Twoje wspaniałe prezenty podchoinkowe — zakładka2

14 stycznia, poniedziałek

Odcinek z wolnym poniedziałkiem

My drogi i Miłościwie Nam Panująca wciąż na codziennej imprezie

Musiałem to sobie wszystko natychmiast opisać. Jakieś dwa punkty w pracy, ale to nieważne. Wciąż (i jeszcze) jestem pod wrażeniem i takimi tam (nie nadużywając słów, których nie używam w ogóle) (albo prawie wcale). Idę teraz zjeść. Śniadanie — posiłek nr 1.
Please The Trees — Lion Prayer (2008) — nieźle się wpisuje w ten nastrój, nazwijmy go nastrojem od skarpetek. Chociaż, po chwili namysłu stwierdzam, że to nie to, to coś bardziej złożonego. Pełnego. W wymiarze całościowym. Wzmocnionym.
Taaak, to na pewno wzmaga się przez te mjuzykie. Może warto pójść na koncert.
***
Update:
Please the trees — Red sky (http://www.youtube.com/watch?v=vVl_1X25O7U)
to to to
wymiata
***
A potem wróciłem do domu, coś tam przeskrobałem, na paczkach, pomarudziłem, obejrzeliśmy "Pół serio" (2000). To był niezły finał weekendu po całości.

a to są Twoje wspaniałe prezenty podchoinkowe — że ten, rijet

Brak komentarzy: