czwartek, 16 lipca 2009

unofficial early recordings

poniedziałek, 13 lipca
Postanowiłem wybrać się do dziupli poćwiczyć. O jeden autobus za późno, ale zawszeć coś. Są numery, które mogę zagrać z marszu. Inne wymagają jeszcze ćwiczeń, ale przynajmniej wiem, jak mam to zagrać. Sądzę, że za dwa tygodnie będę gotowy. Żeby nie taskać się z tomiszczem, do autobusu wziąłem "Wieczór u Geralda" Coovera. Ot, czytadło. "you only live twice" lepiej się sprawdza muzycznie – sprawdzam to. Co ciekawe tegoroczna opalenizna bardziej mi przeszkadzała niż w dniu poprzednim. A Ross powiedział: "Biorę ciebie Rachel..." ho ho ho!

Zabrałem się (przypadkiem) za LAST DAYS OF APRIL. Jużeśmy słuchali jednej płyty — Skarbie się podoba. Taki emo-pop-rock, że tak się wyrażę, ale ograniczmy się do popu na gitarach. Co ciekawe, ci szwedzcy gracze byli wydawani w USA przez szacowną Deep Elm, więc jednak klasa. Wokalista zachwyca pięknym, delikatnym głosem, he he, trzeba go było posłuchać w 1998 roku, momentami piszczał, jak jakiś kurczak! (szczególnie, kiedy usiłować dawać niejakie screamo), heh. Produkcja jednak zrobiła swoje.
***
The Plastic People of the Universe – Muz bez usi (live recordings 1969-72) — nieeeeda się tego słuchać.

wtorek, 14 lipca
Zupełnie zapomniałem o tej sprawie:
http://wearefrompoland.blogspot.com/2009/06/we-are-from-poland-vol5-wafp-2009.html
w końcu to oficjalna składanka muzyczna z nasz kraj. To już moja druga, heh.
Teoretycznie jakiś hype powinienem machnąć (vide Ornażada), że coś tam, yeah.

Odstajemy jakością dźwięku z Wojtem, ale biorąc pod uwagę, że sporo bandów kopiuje niemiłosiernie sonic youth czy (o zgrozo!) radiohead, oprócz tego występują czysto techniczne zabawki w stylu arentbi oraz romantic 80s, to nie mam sobie nic do zarzucenia. W dodatku większość jakoś tak sterylnie zagrana (jakość! musi być zachodnia jakość do zachodniej muzykie), ot po prostu przepięte mikrofony do konsolety, znaczy się niby studio, to brak jakiegoś szaleństwa, solidnego garażu, raczej jednak smętne granie i — nie owijając — wtórne. ALE, słucham sobie w całości, w wyjątkowo ten zestaw mi się podoba i zwyczajnie przyjemnie się go słucha.
***
Z kolei "unofficial early recordings" Modest Mouse, choć są potwornie nagrane, to jednak przez zawartość melodyczną skłaniającą do płaczu wzbudzają we mnie nieodłączne wzruszenie.
Naprawdę fanstastyczny rozpiździel na gitarach i perkusji tam występuje.
***
Wniosek z dwóch powyższych, ja po prostu jestem fanem demówek.


Z cyklu foto-remanent: gwiezdne wojny.

Brak komentarzy: