piątek, 24 lipca 2009

Artest (prawie jak agrest)

czwartek, 16 lipca
Całokształt udał się sprawnie. Dotarłem pod dziuplex, chłopcy już byli (co należy przyznać — wyjątkowe), pożyczyli piecyk, basówkę Jurka, dostali ode mnie flaszkę truskawkowego na okoliczność koncertu (wielkia radość!) (grali w Pralni Muzycznej jako duo). Miło było znów zobaczyć Roberta vel. Łukasza. Na razie z Dżerdżejem umówiliśmy się na oddanie sprzętu na wtorek. Zanim zacząłem trenować, musiałem kilkakrotnie uruchomić komputer-laptop, co mi zajęło trochę czasu, ale stanowisko sprawiłem sobie wygodne (chłopaków z sali nie ma do końca lipca, więc nawet omkrofonowanie można by zostawić rozłożone). Wciąż mam wątpliwości jak zagrać numer "brytyjski", reszta już się wyklarowała. Najprawdopodobniej w piątek sprawdzę co się nagrało i jak to pasuje do muzyki. Najprawdopodobniej chyba nawet zrezygnuję z podwójnych i synkopowanych uderzeń werbla, tylko stopa i werbel, jedno po drugim, tylko rytm.
"Impreza u Geralda" się rozkręca, jest sporo nagości i nieskrępowanego seksu — lepiej się czyta.

Wieczorem mieliśmy podójne fragolino — aż się w głowie zakręciło!

Współczesny Rodman. Słabo napisany, ale ciekawy art. o Arteście na:http://zawszepopierwsze.bloog.pl

Zawszeć to jedna z miejskich legend. Coś, co dodaje uroku i magii tej lidze. W "tamtych" czasach kibicowałem Detroit, ale tegoroczne play-off wytworzyły nowy, intensywny wizerunek. Dodając obecną nawałnicę transferową — wszystko to pobudza apetyt na nba.
W wyborczej był wywiad ("kobiecy") z Eustachym Rylskim. Raczej antypatyczna persona o skrajnie uformowanych poglądach. Co w tym wszystkim było śmieszne, to gloryfikacja wyjątkowych książek/autorów: 1. "Dżumy" — co ma oznaczać niezgodę na zastany kształ świata, bunt i próbę walki ze światem na miarę swoich możliwości (tu interlokutor skromnie wymienia, że we własnym zakresie z żoną opiekuje się kilkoma zwłóczęgowanymi osobami i zwierzętami z okolicy); 2. Hemingwaya — który był piewcą prawdziwego męskiego życia, męskich przygód, męskich przyjaźni ("jak żyć, to żyć do końca albo nie żyć wcale"). Oczywiście muszę przyznać, że wolę przejaskrawiony populistyczny życiorys Hemingwaya w wersji Paula Johnsona, gdzie był on alkoholikiem, który nie umiał zbudować normalnego emocjonalnego związku z kobietami. Heh. Ja to chyba wzorce wolę czerpać z "Przygód Tomka na czarnym lądzie" albo jakoś tak. Jeżeli już z jakiejś ksiażki jakiegoś typa. Ostatnio nawet na stogach zajrzałem do pierwszej książki z serii, odezwały się wspomnienia z podstawówki.

Brak komentarzy: