Just before Lewis slipped out of focus entirely |
26 września, piątek
My drogi i Miłościwie Nam Panująca nie wiemy o co chodzi.
boże jak cudownie mieć wrażenie, że nie idzie się do!
Początek był szybki, a potem szaleństwo układania/segregowania/porządkowania.
Życie na tym spędzić.
Może jednak niektórzy (matka) mają to nie od parady. Nic bardziej tak nie trzyma kupy.
(Are You My Lionkiller? by Imbroco w ramach starej miłości Deep Elm — teraz, bo wcześniej to ost z tych ost)
(48. Imbroco – Are You My Lionkiller — The intro is terrifying. B)
I wstaje słońce, przedziera się fantastycznie przez szarość powłok jak efekty komputerowe nba na filmach sf. Props filmów, miałem genialny sen, którego już nie pamiętam, ale świetnie się oglądało: młody Roger Moore gra w filmie szpiegowskim, którego akcja dzieje się zaraz po wojnie, m.in. na Oruni Dolnej, pływają motorówkami po kanale Raduni.
Skojarzenia z pisaniem tej nielegalnej prozy poetyckiej jak najbardziej na miejscu, ale poziom samozadowolenia się podnosi, później bywa gorzej, jego podtrzymywanie jest uciążliwe i grozi nieokreślonym końcem, a zjazd jest nieuchronny. Czy w lekkiej czy w ciężkiej formie.
(Dreamer On The Run by U137)
(80. U137 — Dreamer on the Run — Guitar-driven post-rock from Sweden. You can probably imagine where this one went. C+)
Przygotujmy się zatem na mini.
Rachu ciachu popakowawszy, piekarnia jest, kaseta TUCAN C60 jak najbardziej na czasie, pogodą chyba też, choć wtedy wakacje były, w środku bilet na Lowenptaz oraz Haslirain, 31/08/97-02/09/97, deszczowo i posępnie, nie czułem się w tym Monachium u siebie, schowałem się na pół godziny pod prysznicem, chyba efekt traumatycznej jazdy auto-stopem. Kaseta kupiona w jakimś spożywczym sklepie tureckim, bo taniej, ciekawe, że półtorej dekady, a wizerunek Turków w moim mniemaniu nie zmienił się aż tak bardzo jak Polaków w świecie jako takim (moim świecie), pewnie indywidualne przypadki są sympatyczne i można się z nimi zaprzyjaźnić, ale wstyd pozostaje.
A na kasecie EP Salad, Drink Me Elixir (to był powód tej kasety), to nie był wcale głupi zespół, tylko pomysłów starczało na 2-3 piosenki. Następnie Cypress Hill oraz Beastie Boys (świetnie kołysze), co mi przypomina, że "Ill Communication" oraz "Black Sunday" w każdej płytotece.
Kaseta niespodziewanie wyszła wczoraj, ukazując jakieś moje stare/zapomniane nagranie, nie jakieś strasznie koszmarne, a potem genialny psych z lat 60/70, którego nazwy nie znam, podejrzewam, że Tableau też może mieć zagwozdkę.
Ciekawe, że ci Niemcy, co w porządnych czasach mieli oryginalne 20 CD per człowiek i ani krzty więcej (ale wpływ różnorodny jak cie nie bądź) nie rozwinęli się muzycznie.
Następnie wychodzę z domu (wilgotno, ale dzień pogodny, jesienny chłód, jak mówią: jesień wisi w powietrzu, ano widzę, że wisi, ba, ona już tu jest! smugi wilgoci unoszą swoje niteczki gdzieś między horyzontem a kroplami wody na mniej lub bardziej zabiedzonych kępkach dzikiej trawy między płytami chodnikowymi), tak jakby sobota, bo wtedy zakupy tygodniowe, wilgotno, ale dzień pogodny — czyli jednak opłacało się wstać, choć potrzeby specjalnej nie było, to słońce, które gdzieś zimnym światłem wychodzi zza, jest pewną pociechą, idę przez ten kawałek prywatnego lasu, co mi go potem zabrali, ten kawałek leśnej drogi z zakrętem, czasem jeszcze się ten typ kręcił przy zbitej z czarnych, przegniłych desek bramie, między szpalerem drzew po jednej i drugiej stronie obu kolein czasem delikatne zapory tworzyły pojedyncze nitki pajęczyn, czyli jakby babie lato, ale już nie lato. 2-3 kilo różnych różności, które wkrótce zaczną się psuć, więc trzeba szybko je zjeść albo poddać obróbce cieplnej, gdzie ja wtedy chodziłem do spożywczaka? miałem zapasy? Sobotnie poranki, które zdarzały się nawet gdzieś do 10 wobec porządnego snu, zdążyły się uspokoić i wyrównać, wiadomo, plany, wyjazdy, rynki, to nie to, że było wszystko na błysk (eh, ta głupia pamięć), bo skąd te spacery do jasnej cholery po "lesie", tyle że ta nieposkromiona chęć uciekania do nieokreślonej tzw. złotej wolności, a nie współczesne 5-minutówki albo teraz teraz i tyle jeszcze rzeczy do zrobienia. Zatem wracam/wychodzę, jest nastrój, który później (w zależności od długości dnia) albo ulega (nie)poskromionemu szaleństwu albo rozprowadza się łagodnie na balkonie, przed monitorem. Czasy. Dorota Masłowska, Dorota Masłowska, jak melorecytuje pisarz i poeta.
Tak jak jeszcze radośnie w podskokach porządkowałem graty, to gdybym miał więcej czasu, to mógłbym nawet zmyć naczynia, to jest takie relaksująco-wkurwiająca czynność (w zależności od okoliczności), która pozwala znakomicie się odnaleźć w świecie i społeczeństwie. To dlatego tym się głównie zajmowałem. Ach przecież, siąpienie muzyki do wtóru siąpienia wilgości (a w dolnej części szyb pojawiła się mgiełka, znaczy się zaparowaliśmy duży pokój przez noc, bez otwartego luftu) to przecież Berlin jak najbardziej. Pasuje, się kojarzy.
Tymczasem idę, bujam się, tram, miałem czytać (niepotrzebna jednak taka książka), kiedy patrzę, że w ogóle teraz mi tego nie potrzeba. Stoję, siedzę, patrzę. Mam 5 minut. Pełne 5 minut.
***
Lewis — Even So (2002), piszą, że amerykańskie OK Computer = muszę mieć. O tyle "lepsze", że bardziej emo. Skopiowałem story.
(92. Lewis — Even So — Jazzy, moves too slow to keep me interested. C+)
Ich numer "Everything's Changed" z The Emo Diaries, Chapter 6: The Silence In My Heart jest absolutnie wspaniały.
***
Intrygujący ranking:
http://noisey.vice.com/blog/almost-every-single-deep-elm-release-ranked-3
***
Summer Hours — Closer Still (2013)
(25. Summer Hours — Inside Out — Fans of Hop Along are probably going to like this a lot. B+)
Ale ja przyznam, że miękka naiwność tego śpiewania mnie zmęczyła. Aczkolwiek imponująca jest LO-FIowość tego nagrania. (miotełkowato-Emiliano-podobne). Słuchajta.
***
Make my day, jak piszą:
Paul Blest is now instinctively ranking every single thing he does. Breakfast got a B- this morning. ***
Starmarket — Four Hours Light (1999)
(77. Starmarket — Four Hours Light — Way different band from when they started. Cornier, but still decent. Fans of Jason Biggs comedies will enjoy. B-)
Przypomina mi ów popularny z jednego przeboju amerykański zespół. Lato 1998. Popik taki.
Hah!
Semisonic — Closing Time!
http://www.semisonic.com/music/index.php
***
Minus The Bear mnie w ogóle nie.
***
Camber — Wake Up And Be Happy (2002) — początkowo obiecujące, ale potem zdradza słabość kompozycyjno-brzmieniową, miast emo mamy stary grunge.
To zabawne: second-wave Eastern indie emo sound.
(110. Camber — Wake Up and Be Happy — Cool guitar work, similar to the first couple. C)
czyli (111. Brandtson/Camber — Remember the music that played in the background when they played baseball highlights on Sportscenter in the 90s? C)
http://allegro.pl/camber-wake-up-and-be-happy-i4215412846.html
***
Cross My Heart — Temporary Contemporary (2000). Bardzo klasyczne, stylowe.
(22. Cross My Heart — Temporary Contemporary — Favorite CMH album. Dude needed a hug. A-)
***
http://punktastic.com/radar/feature-a-guide-to-deep-elm-records/
poleca:
The Appleseed Cast — ‘The End Of The Ring Wars’
For fans of: Mineral, Sunny Day Real Estate, Owen
(23. The Appleseed Cast — The End of the Ring Wars — Excellent record in the vein of Mineral and SDRE. B+)
— nie żebym nie chciał mieć, ale strasznie drą japę
Benton Falls — ‘Fighting Starlight’
For fans of: Braid, Cursive, Pop Unknown
(10. Benton Falls — Fighting Starlight — Benton Falls defined their sound on this record. Count Your Lucky Stars did a nice reissue of this a few years ago. A)
— wokal mi nie pasi, choć ładnie grają
Latterman — ‘No Matter Where We Go…!’
For fans of: Polar Bear Club, Banner Pilot, earlier Blink-182
(1. Latterman — No Matter Where We Go..! — My favorite record of all time. “Get out there and do shit” punk. I’m biased. A)
— no właśnie, nieee
Goonies Never Say Die — ‘No Words To Voice Our Hopes And Fears’
For fans of: Explosions In The Sky, Mogwai, Talons
(61. Goonies Never Say Die — No Words To Voice Our Hopes and Fears — More nightmare music. B-)
— no właśnie, też nie
Clair De Lune — ‘Marionettes’
For fans of: Minus The Bear, Crash Of Rhinos, Hey Mercedes
(135. Clair De Lune — Marionettes — Circusy, jazzy emo. Not sure how much I like the combination of those three things. C-)
— yyy
Settlefish — ‘The Plural Of The Choir’
For fans of: Hot Club de Paris, The Futureheads, Minus The Bear
(151. Settlefish — The Plural of the Choir — Nope. Clown music. D)
— no proszę, to jest właśnie atrakcyjne i ciekawe (z tego mam też chyba do zapamiętania: Free Diamonds
(171. Free Diamonds — By The Sword — Man, this sucks. F)
Eleven Minutes Away — ‘Arson Followed Me Home’
For fans of: From Autumn To Ashes, Funeral For A Friend, Boys Night Out
— drą japę = post-hardcore with a meaty scream
Small Arms Dealer — ‘Patron Saint Of Disappointment’
For fans of: Polar Bear Club, Strike Anywhere, A Wilhelm Scream
(12. Small Arms Dealer — Patron Saint of Disappointment — Always liked this album more than the other one. “Auggie Doggie” is heartwrenching. A-)
— eee, punk-rock
Burns Out Bright — ‘Save Yourself A Lifetime’
For fans of: Thursday, Brand New, Hey Mercedes
(133. Burns Out Bright — Save Yourself a Lifetime — Very self-aware MySpace emo. C-)
— przyzwoicie, przyzwoicie
Our Lost Infantry — ‘The New Art History’
For fans of: Tellison, Arcade Fire, Hope Of The States
(127. Our Lost Infantry — The New Art History — If Trail of Dead was a MySpace band. Second song really brings the whole thing down because it sounds like a Christian rock radio song. C-)
— błeee
***
Jest okazja, są alternatywne zajęcia, wybieram się na parkowego hamburgiera. W zapasie drobiowe wędliny oraz podpiwek. Makaron razowy pełnoziarnisty. Pełną rundkę z Edit Piaf zrobiłem. Chwilowo powróciło ciepło i aż się zgrzałem z tymi ciężarami.
W domu jeszcze załapuję się na wizytę, ciastka i odcinek. Jutro start.
My drogi i Miłościwie Nam Panująca nie wiemy o co chodzi.
boże jak cudownie mieć wrażenie, że nie idzie się do!
Początek był szybki, a potem szaleństwo układania/segregowania/porządkowania.
Życie na tym spędzić.
Może jednak niektórzy (matka) mają to nie od parady. Nic bardziej tak nie trzyma kupy.
(Are You My Lionkiller? by Imbroco w ramach starej miłości Deep Elm — teraz, bo wcześniej to ost z tych ost)
(48. Imbroco – Are You My Lionkiller — The intro is terrifying. B)
I wstaje słońce, przedziera się fantastycznie przez szarość powłok jak efekty komputerowe nba na filmach sf. Props filmów, miałem genialny sen, którego już nie pamiętam, ale świetnie się oglądało: młody Roger Moore gra w filmie szpiegowskim, którego akcja dzieje się zaraz po wojnie, m.in. na Oruni Dolnej, pływają motorówkami po kanale Raduni.
Skojarzenia z pisaniem tej nielegalnej prozy poetyckiej jak najbardziej na miejscu, ale poziom samozadowolenia się podnosi, później bywa gorzej, jego podtrzymywanie jest uciążliwe i grozi nieokreślonym końcem, a zjazd jest nieuchronny. Czy w lekkiej czy w ciężkiej formie.
(Dreamer On The Run by U137)
(80. U137 — Dreamer on the Run — Guitar-driven post-rock from Sweden. You can probably imagine where this one went. C+)
Przygotujmy się zatem na mini.
Rachu ciachu popakowawszy, piekarnia jest, kaseta TUCAN C60 jak najbardziej na czasie, pogodą chyba też, choć wtedy wakacje były, w środku bilet na Lowenptaz oraz Haslirain, 31/08/97-02/09/97, deszczowo i posępnie, nie czułem się w tym Monachium u siebie, schowałem się na pół godziny pod prysznicem, chyba efekt traumatycznej jazdy auto-stopem. Kaseta kupiona w jakimś spożywczym sklepie tureckim, bo taniej, ciekawe, że półtorej dekady, a wizerunek Turków w moim mniemaniu nie zmienił się aż tak bardzo jak Polaków w świecie jako takim (moim świecie), pewnie indywidualne przypadki są sympatyczne i można się z nimi zaprzyjaźnić, ale wstyd pozostaje.
A na kasecie EP Salad, Drink Me Elixir (to był powód tej kasety), to nie był wcale głupi zespół, tylko pomysłów starczało na 2-3 piosenki. Następnie Cypress Hill oraz Beastie Boys (świetnie kołysze), co mi przypomina, że "Ill Communication" oraz "Black Sunday" w każdej płytotece.
Kaseta niespodziewanie wyszła wczoraj, ukazując jakieś moje stare/zapomniane nagranie, nie jakieś strasznie koszmarne, a potem genialny psych z lat 60/70, którego nazwy nie znam, podejrzewam, że Tableau też może mieć zagwozdkę.
Ciekawe, że ci Niemcy, co w porządnych czasach mieli oryginalne 20 CD per człowiek i ani krzty więcej (ale wpływ różnorodny jak cie nie bądź) nie rozwinęli się muzycznie.
Następnie wychodzę z domu (wilgotno, ale dzień pogodny, jesienny chłód, jak mówią: jesień wisi w powietrzu, ano widzę, że wisi, ba, ona już tu jest! smugi wilgoci unoszą swoje niteczki gdzieś między horyzontem a kroplami wody na mniej lub bardziej zabiedzonych kępkach dzikiej trawy między płytami chodnikowymi), tak jakby sobota, bo wtedy zakupy tygodniowe, wilgotno, ale dzień pogodny — czyli jednak opłacało się wstać, choć potrzeby specjalnej nie było, to słońce, które gdzieś zimnym światłem wychodzi zza, jest pewną pociechą, idę przez ten kawałek prywatnego lasu, co mi go potem zabrali, ten kawałek leśnej drogi z zakrętem, czasem jeszcze się ten typ kręcił przy zbitej z czarnych, przegniłych desek bramie, między szpalerem drzew po jednej i drugiej stronie obu kolein czasem delikatne zapory tworzyły pojedyncze nitki pajęczyn, czyli jakby babie lato, ale już nie lato. 2-3 kilo różnych różności, które wkrótce zaczną się psuć, więc trzeba szybko je zjeść albo poddać obróbce cieplnej, gdzie ja wtedy chodziłem do spożywczaka? miałem zapasy? Sobotnie poranki, które zdarzały się nawet gdzieś do 10 wobec porządnego snu, zdążyły się uspokoić i wyrównać, wiadomo, plany, wyjazdy, rynki, to nie to, że było wszystko na błysk (eh, ta głupia pamięć), bo skąd te spacery do jasnej cholery po "lesie", tyle że ta nieposkromiona chęć uciekania do nieokreślonej tzw. złotej wolności, a nie współczesne 5-minutówki albo teraz teraz i tyle jeszcze rzeczy do zrobienia. Zatem wracam/wychodzę, jest nastrój, który później (w zależności od długości dnia) albo ulega (nie)poskromionemu szaleństwu albo rozprowadza się łagodnie na balkonie, przed monitorem. Czasy. Dorota Masłowska, Dorota Masłowska, jak melorecytuje pisarz i poeta.
Tak jak jeszcze radośnie w podskokach porządkowałem graty, to gdybym miał więcej czasu, to mógłbym nawet zmyć naczynia, to jest takie relaksująco-wkurwiająca czynność (w zależności od okoliczności), która pozwala znakomicie się odnaleźć w świecie i społeczeństwie. To dlatego tym się głównie zajmowałem. Ach przecież, siąpienie muzyki do wtóru siąpienia wilgości (a w dolnej części szyb pojawiła się mgiełka, znaczy się zaparowaliśmy duży pokój przez noc, bez otwartego luftu) to przecież Berlin jak najbardziej. Pasuje, się kojarzy.
Tymczasem idę, bujam się, tram, miałem czytać (niepotrzebna jednak taka książka), kiedy patrzę, że w ogóle teraz mi tego nie potrzeba. Stoję, siedzę, patrzę. Mam 5 minut. Pełne 5 minut.
***
Lewis — Even So (2002), piszą, że amerykańskie OK Computer = muszę mieć. O tyle "lepsze", że bardziej emo. Skopiowałem story.
(92. Lewis — Even So — Jazzy, moves too slow to keep me interested. C+)
Ich numer "Everything's Changed" z The Emo Diaries, Chapter 6: The Silence In My Heart jest absolutnie wspaniały.
***
Intrygujący ranking:
http://noisey.vice.com/blog/almost-every-single-deep-elm-release-ranked-3
***
Summer Hours — Closer Still (2013)
(25. Summer Hours — Inside Out — Fans of Hop Along are probably going to like this a lot. B+)
Ale ja przyznam, że miękka naiwność tego śpiewania mnie zmęczyła. Aczkolwiek imponująca jest LO-FIowość tego nagrania. (miotełkowato-Emiliano-podobne). Słuchajta.
***
Make my day, jak piszą:
Paul Blest is now instinctively ranking every single thing he does. Breakfast got a B- this morning. ***
Starmarket — Four Hours Light (1999)
(77. Starmarket — Four Hours Light — Way different band from when they started. Cornier, but still decent. Fans of Jason Biggs comedies will enjoy. B-)
Przypomina mi ów popularny z jednego przeboju amerykański zespół. Lato 1998. Popik taki.
Hah!
Semisonic — Closing Time!
http://www.semisonic.com/music/index.php
***
Minus The Bear mnie w ogóle nie.
***
Camber — Wake Up And Be Happy (2002) — początkowo obiecujące, ale potem zdradza słabość kompozycyjno-brzmieniową, miast emo mamy stary grunge.
To zabawne: second-wave Eastern indie emo sound.
(110. Camber — Wake Up and Be Happy — Cool guitar work, similar to the first couple. C)
czyli (111. Brandtson/Camber — Remember the music that played in the background when they played baseball highlights on Sportscenter in the 90s? C)
http://allegro.pl/camber-wake-up-and-be-happy-i4215412846.html
***
Cross My Heart — Temporary Contemporary (2000). Bardzo klasyczne, stylowe.
(22. Cross My Heart — Temporary Contemporary — Favorite CMH album. Dude needed a hug. A-)
***
http://punktastic.com/radar/feature-a-guide-to-deep-elm-records/
poleca:
The Appleseed Cast — ‘The End Of The Ring Wars’
For fans of: Mineral, Sunny Day Real Estate, Owen
(23. The Appleseed Cast — The End of the Ring Wars — Excellent record in the vein of Mineral and SDRE. B+)
— nie żebym nie chciał mieć, ale strasznie drą japę
Benton Falls — ‘Fighting Starlight’
For fans of: Braid, Cursive, Pop Unknown
(10. Benton Falls — Fighting Starlight — Benton Falls defined their sound on this record. Count Your Lucky Stars did a nice reissue of this a few years ago. A)
— wokal mi nie pasi, choć ładnie grają
Latterman — ‘No Matter Where We Go…!’
For fans of: Polar Bear Club, Banner Pilot, earlier Blink-182
(1. Latterman — No Matter Where We Go..! — My favorite record of all time. “Get out there and do shit” punk. I’m biased. A)
— no właśnie, nieee
Goonies Never Say Die — ‘No Words To Voice Our Hopes And Fears’
For fans of: Explosions In The Sky, Mogwai, Talons
(61. Goonies Never Say Die — No Words To Voice Our Hopes and Fears — More nightmare music. B-)
— no właśnie, też nie
Clair De Lune — ‘Marionettes’
For fans of: Minus The Bear, Crash Of Rhinos, Hey Mercedes
(135. Clair De Lune — Marionettes — Circusy, jazzy emo. Not sure how much I like the combination of those three things. C-)
— yyy
Settlefish — ‘The Plural Of The Choir’
For fans of: Hot Club de Paris, The Futureheads, Minus The Bear
(151. Settlefish — The Plural of the Choir — Nope. Clown music. D)
— no proszę, to jest właśnie atrakcyjne i ciekawe (z tego mam też chyba do zapamiętania: Free Diamonds
(171. Free Diamonds — By The Sword — Man, this sucks. F)
Eleven Minutes Away — ‘Arson Followed Me Home’
For fans of: From Autumn To Ashes, Funeral For A Friend, Boys Night Out
— drą japę = post-hardcore with a meaty scream
Small Arms Dealer — ‘Patron Saint Of Disappointment’
For fans of: Polar Bear Club, Strike Anywhere, A Wilhelm Scream
(12. Small Arms Dealer — Patron Saint of Disappointment — Always liked this album more than the other one. “Auggie Doggie” is heartwrenching. A-)
— eee, punk-rock
Burns Out Bright — ‘Save Yourself A Lifetime’
For fans of: Thursday, Brand New, Hey Mercedes
(133. Burns Out Bright — Save Yourself a Lifetime — Very self-aware MySpace emo. C-)
— przyzwoicie, przyzwoicie
Our Lost Infantry — ‘The New Art History’
For fans of: Tellison, Arcade Fire, Hope Of The States
(127. Our Lost Infantry — The New Art History — If Trail of Dead was a MySpace band. Second song really brings the whole thing down because it sounds like a Christian rock radio song. C-)
— błeee
***
Jest okazja, są alternatywne zajęcia, wybieram się na parkowego hamburgiera. W zapasie drobiowe wędliny oraz podpiwek. Makaron razowy pełnoziarnisty. Pełną rundkę z Edit Piaf zrobiłem. Chwilowo powróciło ciepło i aż się zgrzałem z tymi ciężarami.
W domu jeszcze załapuję się na wizytę, ciastka i odcinek. Jutro start.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz