czwartek, 27 listopada 2014

Odcinek z niespodziewaną dostawą



14 października, wtorek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca mamy nowy, wazowy, wystrój wnętrza.

Dorobek moich dwóch tygodni ciężkiej pracy:
Baby Bird (+ kawałek The Orb) — dawny i zupełnie już nieznany artysta, z przebojami, głos Bono, jeden numer z rave'owym "The End" czy innym "When the music over". Bardzo dobre, kto dziś o tym pamięta? (podobnie jak o POLAR). Złota kaseta maxell. Osłuchane niegdyś mocno.
***
Placebo — Black Market Music — to jednak już ścierwo jest. Przebój się trafił, ale wszystko takie naciągane. A wiem, że kiedyś mi się podobało. Ale to musiało tyczyć debiutu.
***
Fred Frith + Pan Kifared. Jedno męczące i słabe, drugie weselsze, a nawet zabawne. Nie wiem które było które. Ale jeden numer nawet znałem.
***
Raz, dwa, trzy — cztery — odfajkowane.


***
Varius Manx — Ego
muzyka straszna, słowa okropne, co najmniej zabawne wobec osobowości Kasi Stankiewicz, która nie powstrzymała się przed niedawnym emocjonalnym coming autem.
***
Lady Pank
Koncertowa już słychać, że Panasewicz przepił głos, nie wiem skąd wzięli metalową sekcję rytmiczną, ale polskie Police to już nie jest. Było minęło.
***
Drugi raz Freddie oraz Caballe
raz wystarczyło.
***
Proletariat
IV. Wiadomo, trochę wciórne i wstydliwe, ale muzycznie pozostał pewien swojski oldschool. Starali się. Hej naprzód marsz. I oni trochę poszli.
***
Rapeman
Two Nuns and a Pack Muee ciężko mi słuchać niektórych ostatnich rzeczy Shellac, a co dopiero tamten jazgot i ryczące soprany. Konwalie, ale nie wracajmy.
***
Pixies
Sufer Rosa & Come on Pilgrim szybko minęło, troszkę bolało. Wolimy miękkość Breeders.
***
Jimi Hendrix
Band of Gypsys & All the Hits na pamięć. Nie wiem, czy potrzebowałbym teraz w wersji winylowej, w końcu hippie mi minęło. Musiałbym przyjrzeć się poważniej "Electric Ladyland".
***
Dżem
Wehikuł czasu 1,2,4. nie wiem, gdzie 3. Sympatyczny ten koncert, kawałki wzruszające, tak jak nie cierpię Dżemu nie mogę ukryć, że znam te numery aż za dobrze. Trudno, co zrobić.
***
Ramones
Halfway to Sanity śmignęło, nawet nie zauważyłem. No ale zawsze wolałem Sex Pistols.
***
Dżem
Absolutely Live wychodzi na to, że nie pamiętam.
***
Dead Can Dance
czarna okładka, podpisał się Romanek w 1995. Muzycznie do strawienia, aczkolwiek zbyt po całości pojechali tym dulcymerem.
***
Ministry
KEAgamaHXzeta (?) znane, lubiane, nawet wciąż nowoczesne, jak na dzisiejsze czasy. Ba, "przeboje" dwa z tego były.
***
Pearl Jam
Vs + Yield gdzieś się nawet szwendały oryginalne kasety. Niestety zbyt dobrze znam, ale teraz, kiedy lubię rocka, czasem się przydaje.
***
Michał Żebrowski
Lubię, kiedy kobieta cóż za kuriozum.
***
Pink Floyd
Atom Heart Mother kiedyś podjarka, dzisiaj zbyt wydumane. Chyba jednak najbardziej lubię okładkę.
***
King Crimson
In the Wake of Poseidon już druga taka, jedna zostaje.
***
Cat Stevens
Greatest Hits bardzo milusie, zupełnie niewspółczesne.
***
Rodan & Big'N
szacowne. Nawet przez chwilę wahałem się z tym Rodanem, ale to tylko ten jeden numer. Stawiam na Hoover.
***
Metallica
Metallica niestety też znam.
***
Queen
Innuendo druga kaseta = podwójne nieszczęście.
***
Roger Waters
Amused to Death (part 1) nie dał pograć, bo się mie/mulił.
***
Lady Pank
Łowcy głów to dlatego kiedyś byli porządni pisarze tekstów = fachowcy. A tak... "pada deszcz".
***
Dżem
The singles właśnie to, single im wychodziły, płyty nie do końca.
***
o.n.a.
modlishka no nie wiem, co powiedzieć. Albo sięgnąć do lokalnych historii, że to "obok nas" wyłowili diament z sali prób albo rzec, że dzisiejsza pogoń za wizualnością jest czasem słuszna.
***
Wybrałem się na krótkie spodnie, a tu pada. Ale rano 14 stopni.
Trochę odżyłem w końcu. To pewnie ta pomocna dłoń.
***
James Horner
Star Trek 2 The Wrath of Khan (1982) — miło mnie rozczarowało, takie space-sf w muzyce + jeden dobry temat. Dobrze się tego słucha.
***
158. Again For The Win
Bonus Deluxe Version Pop punk with a piano. Sounds like a mess. D-
(a wyjątkowo taki spokojny roczek się przyda na dzisiaj)
***
132. Sounds Like Violence
With Blood On My Hands Already tired of this band’s dancey thing. C-
(a mnie z tym bardzo sympatycznie, taki "nowoczesny garaż" to jest, bardzo do słuchania, popowa energia)(I bardzo podobają mi się brzmienia, jakie stworzyli)(a bo to z 2007 roku jest)
***
I ten deszcz mi popsuł trochę atmosfer, ciut zmokłem, ale kolory piękne. Ta komunikacja na Stogi straszna.
I, co nie zdarza mi się w ogóle, przegadałem 1,5 godziny. Nawet nie przerzucałem makulatury. Spodnie będą skracane. I przyszedł graal. (a ja tę igłę mam do poprawki!).
Co więcej: nie jest czarny, ale plamisty. Szał, szał.
***
Aż zawiozłem do domu i pokazałem. A tam dziki pod lampą se szamały.
Nie mogłem sobie przypomnieć tej zupy na zakwasie i pakujemy żarówki na jutro. Tamci uratowali remis na 2-2, więc nie będzie euforii w narodzie.

Pau Gasol — preseason, a w tle Psze Państwa! (i nie rodzynek)

15 października, środa

Odcinek z deszczową próbą

My drogi i Miłościwie Nam Panująca kolacją i watachą.

Ładnie i uroczyście dzisiaj nad jesiennym stawem/parkiem. Rześko. Jasno. Świeżo.
Książkę kończę sobie powoli i ze smakiem.
***
115. Clair De Lune
Assisted Living Slightly less clowny, but still pretty clowny. C
(nic ciekawego)
***
67. Track A Tiger
We Moved Like Ghosts I like this a lot more than the other one I reviewed. The strings and drums back the vocals nicely. B-
(Low, Yo La Tengo and Iron & Wine = podobne, i bardzo dobrze)
***
Acha, tymczasem trafił się cymesik, więc chciałem się przypodobać Wojtowi (igła igła), zatem będzie i "Adore" i "Fake Can Be Just As Good". Dobry zakup. Czekam na potwierdzenie.
***
Przez chwilę nie, ale chyba już się rozpoczęła pora roku, w której przez pół roku pada.
***
Afera żarówkowa, przerzucanie się trzema kasetami. Postępów oczywiście nie robimy.
"Miał raka wszystkiego".
Za to są nosidełka i zabawki — znakomicie.
Późny wieczór na przepakowaniu się zupełnie rozszedł.




Brak komentarzy: