piątek, 22 kwietnia
Naach! Takiego wieczoru nie miałem chyba od 4 tygodni. Chill-out. Pełen. Ray Allen (z odtworzenia) wygrał z Knickerboxers.
***
A zaczęło się od eskalacji mojego geniuszu. Perkusję napocząłem wcześniej (patrz wcześniej), potem błysk, zmniejszyłem jej panoramę do prawie mono, dodatkowo werbel (kant) w lewo, a stopa w prawo. Bas kręciłem chyba z godzinę dwadzieścia. Dwa razy wyskoczył mi program, bo nie mógł znieść sygnału przesterowania. Jak już znalazłem odpowiedni reverb na gitarę, to właściwie nic nie musiałem zrobić, solówki już wcześniej były w sam raz. Zbliżała się godzina zero, a ja byłem w szale tworzenia. Co ciekawe, na wokal użyczyłem tych samych ustawień co na bas i jest gites. Zatem: dr — współczesne retro między klimatem "Twin Peaks" a Black Keys, bas, gitary i wokal — współczesne retro Black Keys, w końcu blues to jest, w efekcie nawet bym się dopatrzył trochę zimnego tchnienia późnego Breakout. Można sobie zapisać, a potem sprawdzić. "Roll with me".
***
Ps. boże ileż hałasu potrafi generować człowiek za oknem w słoneczny, ciepły wieczór! Głosy, psy, piłka, dzieciary, kopary — przecież tak nie można pracować!
***
Mam grzywkę. Jestem gość.
***
Murder in Orient Express (1974). (Dobry rocznik). To ten czarny Poirot. Petera Ustinova wolę z "Quo Vadis". Bardziej pogadanka niż film, ale dzięki scenom komediowym rozprasza to wrażenie. Pomińmy zagadkę; miło jest popatrzeć, jak TAKA grupa starszych osób oddała swoje talenty na ekranie. Na przykład Lauren Bacall, Ingrid Bergman, Sean Connery, Vanessa Redgrave, Richard Widmark, Michael York. No, ten ostatni to za młodego robił. Ba, wiadomo, że już szron na głowie; jak na taki gerontologiczny obraz — ok. I chcę się przejechać takim pociągiem. Na końcu pliku trafiły się 3 kompletne reklamówki innych Poirotów. Było to o tyle zabawne, że łącznie z napisami, lektorem i akcentami muzycznymi niemal jota w jotę przypominały reklamówki 007.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz