
Skoro miałem wolne (wyjątkowo), to dokończyłem "I been alone" (czyli, jak to sobie tłumaczymy z Wojtem: jestem samotnym benem): w pierwszej bluesowej części pogłosy i głos z oddali w stylu Black Keys, w drugiej hard-rock, tutaj jak najbardziej w wersji Wishbone Ash z lat 70. Nie ma pierdolnięcia jak w przypadku "Bathroom", ale to numer brzmiący staro, więc musiał taki być. Bas dudni dobrze, zrobiłem tomy na mega-max-bass, w ramach nowości zapodałem pogłos na całe beczki (donośniejszy drum room, a w drugiej części nawet mocniejszy, ładnie uwypuklił się werbel w pogłosie).
***
Gidget Goes to Rome (1963). Pomińmy wszelkie wątki filmu, łacznie z główną bohaterką. Skupmy się na wizerunku bohaterki drugoplanowej: Danielle de Metz. Acha, to jeszcze nie był najgorszy film z Rzymem w tle, gdyż: 1. dużo Rzymu w tle (przebiegli się po wszystkim i nawet w muzeum byli), 2. jest prostolinijny.

Była próba Where Is Jerry, gdzie stoczono walkę ze struną, za bardzo nie zdążyliśmy zaszaleć, bo lecieliśmy na uniwerek. Ja cie! jakie im tam budynki wybudowali! a nie jakieś takie fajne baraki. Krótki wywiad w radiu MORS, gdzie polizaliśmy sobie.
***
A właśnie, ważna informacja dotycząca dzisiejszego występu: Karol się choruje, zatem rozgrzeje nas Endriu z instrumentalami, potem chwila na Jak Zwał Tak Zwał i lecimy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz