poniedziałek, 12 lipca 2010

Urugwaj!

wtorek, 6 lipca

Charakteryzował się tym, iż oprócz testowania nowych słuchawek do skype chuje odwołali nam październikowy lot do barcy. Co za dziady z nas: 450 tys. mieszkańców Gdańska i nie ma komu latać. Szajs. Na szczęście nie zostaliśmy z pełną ręką w nocniku, bo jeszcze nie zaklepaliśmy mieszkania. Przejmować się na razie nie ma za bardzo czym, tyle że musimy sobie przebukować plany.
***
Pyszczku pięknie upiekła dorsza, ja znowu wyklepałem kilka sztuczek i zrobił się mecz-time. Oczywiście byłem za Urugwajem, i pewnie gdyby nie spalony/niespalony, tudzież rzeźnik van bomel, albo brama na 2:3 parę minut wcześniej, to może by się udało. Trzeba przyznać, że mundial mamy wyborny. Zapowiadały się mistrzostwa Copa America, jeszcze w ćwierćfinałach wydawało się, że jedynie Paragwaj sobie nie poradzi, a tymczasem.
***
Tymczasem okazało się, że przegapiłem Bonda w poniedziałek. Ale za to odkryłem w tv nowy film dla siebie "Wyspa złoczyńców" (1965), gdzie Pana Samochodzika gra Jan Machulski.

środa, 7 lipca

uważność Iniesty

Ale jak te hiszpańskie pastuchy wymęczą finał jeden zero po bramce z rożnego ,albo jakiś inny farfocel im wpadnie to będzie to niesprawiedliwość dziejowa! Oranje!
–ender, 8/7/2010 12:50
***
Uznajmy, że to data premiery ITNON. Co prawda adres www do zmiany, ale przynajmniej na Radio Rodoz umieściłem. Przez wieczór bawiłem się słuchaniem swoich płyt (a juści — fajne piosenki), więc ledwo zdążyłem na mecz. A Niemcy sprawili przykrość i zamiast zagrać na full, zagrali najsłabszy mecz na mundialu, a Hiszpanie kulając się od meczu do meczu, doszli po 1-0 do finału. Zatem cała nadzieja w Holendrach, że pokażą chwilami coś widowiskowego. Niespecjalnie wierzę, że Urugwaj zmobilizuje się na mecz o 3 miejsce, ale może Niemcy będą podłamani, więc kto wie. Było 3 miejsce 4 lata temu, wicemistrzostwo Europy 2 lata temu, zatem obecna pozycja wydaje się jednak porażką.

czwartek, 8 lipca

Od dwóch dni rano jest chłodno, mocno wieje, popołudniami pogoda się poprawia.
***

Solidne pakowanie, szybki obiadek zastępczy i jazda na salę. Tam spędziliśmy pracowite kilka godzin dogrywając (dr overhead + werbel, git) pomysł po pomyśle, kiedy każdy następny inspirowany był poprzednim. Zdaje się, że wytnie się z tego kilka fragmentów i ułoży w coś. Na przykład schemat jednego utworu totalnie zerżnąłem z "Fin" Pavementu. A co tam. Oprócz tego graliśmy jak Helmet, Eagles of Death Metal i coś jeszcze. Perkusja nagrała się dobrze, a ja mam fajne brzmienie pieca fuzz.

piątek, 9 lipca

Wyjątkowo (?) nic nie robiłem. Troszkę Herbaciarnia Pomalutku, a wieczorem (i tym razem na pewno wyjątkowo) oglądaliśmy od dawien dawna film - ze dwa odcinki serialu. Nawet się nie stęskniłem.

sobota, 10 lipca

Pojechaliśmy rowerami na plażę. Pod koniec drogi powrotnej było już nieco masakrycznie (i to bez względu na kanapki). Dokończyłem "Tytusa". Bez satysfakcji. Posmarowany nie zjarałem się.
***

Urugwaj-Niemcy 3-2 to taka wesoła piłka, ale przynajmniej emocje były i było co oglądać, czego nie można powiedzieć o finale. Od dwóch dni na obiad kurczaczek-pierś curry przygotowany przez Pyszczku. Mniam. W ogóle dzień nam szybko zleciał.

Brak komentarzy: