wtorek, 27 lipca
Pojechaliśmy z Wojtem na dziuplę. Tam spokojniutko nagraliśmy gitarę elektryczną (+ fuzz i no fuzz) do 6 numerów z Wojta 2. Lekko, łatwo i przyjemnie. Tak przyjemnie, że nawet nie zwracałem szczególnej uwagi na pliki (bo i tak nagrywaliśmy 2 razy po 2 wersje), tylko bardziej zastanawiałem się, którą gitarę będzie łatwiej zmiksować i jak uzyskać przestrzeń. I żeby to nie był fuzz-rock. No, ale w sumie do tego jeszcze daleka droga. Dałem Wojtowi "becka" by MASYW ŚNIEŻNIKA, spodobał mu się, więc zaśpiewa do tego anglosaską nawijkę w stylu becka a jakże.
środa, 28 lipca
Pogoda nadal nas nie rozpieszcza — teraz pada nawet w drodze do roboty. Wyglądałem zatem gustownie w swoich półbutach i skarpetach rozwiniętych na przedłydkach. Dokończyłem "Karuzelę". Najbardziej emocjonująca książka jaką czytałem w ostatnim półroczu (o ile w ogóle coś czytałem). O kryptotendencjach już pisałem, ale kto ich tam wie. Z pewnością ten, kto z solidarnościowej wierchuszki nie był z Wałęsą, ten nie spił śmietanki i o okrągłym stole wyraża się negatywnie (może nie dlatego, że nie spił śmietanki). Może był i to parszywy kompromis, a wielu rozmieniło się na drobne. Ale przecież dzisiaj szlachetność nie popłaca, a w konsekwencji (ho ho, to już ponad 20 lat) rozpasany konsumpcjonizm i rządy pieniądza, to jest to czegośmy chcieli. Ktoś jeszcze wspominał coś o wolności, ale nie popadajmy w przesadyzm.
***
Klu wieczoru było nagrywanie wiolonczeli i skrzypiec razem i osobno. Mieliśmy do zrobienia 3 numery z Vreena 2, raz "wsciekłość i gniew" by MASYW ŚNIEŻNIKA oraz całą gromadkę z columbusa. Wykonaliśmy ("Wy wykonaliście!?!") dużo roboty. Sposób działania jak poprzednio, potem pierwszą partię nagrywała Agnieszka na wiolonczeli (brak informacji co do wyemancypowania się z nazwiska), a następnie Marzena na skrzypcach. Było wybornie.
***
Wiolonczela jest takim instrumentem, że nawet betonowy rockowiec lubi jej brzmienie dołączone do muzyki (patrz casus akustycznej Nirvany). Piękny instrument (te kształty) + dźwięk, który powoduje mrowienie. Wiadomo, że nie w każdym przypadku musi to zadziałać, ale umówmy się: smyczki na płycie/płytach (szczególnie moich) muszą sprawiać, że są one genialne (płyty) (smyczaki też). I tego będziemy się trzymać.
***
Można otwarcie powiedzieć, że jestem kierownikiem/konsultantem muzycznym swojej własnej płyty. Brzmi dumnie. Głównie polega to na tym, że strofuję Endriusa, żeby tyle nie gadał, wypowiadam kwestie: "nagrywać, nagrywać, jest dobrze" i skaczę po piwo.
***
A potem nastąpiło klu tego klu, bo na zakończenie zajęliśmy się cudakami i po pierwszej zajawce wyszło na to, że trzeba nagrywać dwa instrumenty jednocześnie, gdyż ich dialog jest niepowtarzalny i tak splecony ze sobą, że tak musi być. Zatem mieliśmy 17 minut muzycznej uczty, gdyż obaj nie mieliśmy słuchawek i uczestniczyliśmy w występie na dwa instrumenty smyczkowe, co — bez podkładu — czasem dawało wrażenie muzycznego rozhasania w stylu warszawskiej jesionki. Tru kameralistyka.
***
Właśnie sobie zasłuchałem i jestem zwyczajnie zachwycony, zatem fragment "alpy" (to drugi z numerów "małociętych") po prostu musiał się znaleźć:
Pojechaliśmy z Wojtem na dziuplę. Tam spokojniutko nagraliśmy gitarę elektryczną (+ fuzz i no fuzz) do 6 numerów z Wojta 2. Lekko, łatwo i przyjemnie. Tak przyjemnie, że nawet nie zwracałem szczególnej uwagi na pliki (bo i tak nagrywaliśmy 2 razy po 2 wersje), tylko bardziej zastanawiałem się, którą gitarę będzie łatwiej zmiksować i jak uzyskać przestrzeń. I żeby to nie był fuzz-rock. No, ale w sumie do tego jeszcze daleka droga. Dałem Wojtowi "becka" by MASYW ŚNIEŻNIKA, spodobał mu się, więc zaśpiewa do tego anglosaską nawijkę w stylu becka a jakże.
środa, 28 lipca
Pogoda nadal nas nie rozpieszcza — teraz pada nawet w drodze do roboty. Wyglądałem zatem gustownie w swoich półbutach i skarpetach rozwiniętych na przedłydkach. Dokończyłem "Karuzelę". Najbardziej emocjonująca książka jaką czytałem w ostatnim półroczu (o ile w ogóle coś czytałem). O kryptotendencjach już pisałem, ale kto ich tam wie. Z pewnością ten, kto z solidarnościowej wierchuszki nie był z Wałęsą, ten nie spił śmietanki i o okrągłym stole wyraża się negatywnie (może nie dlatego, że nie spił śmietanki). Może był i to parszywy kompromis, a wielu rozmieniło się na drobne. Ale przecież dzisiaj szlachetność nie popłaca, a w konsekwencji (ho ho, to już ponad 20 lat) rozpasany konsumpcjonizm i rządy pieniądza, to jest to czegośmy chcieli. Ktoś jeszcze wspominał coś o wolności, ale nie popadajmy w przesadyzm.
***
Klu wieczoru było nagrywanie wiolonczeli i skrzypiec razem i osobno. Mieliśmy do zrobienia 3 numery z Vreena 2, raz "wsciekłość i gniew" by MASYW ŚNIEŻNIKA oraz całą gromadkę z columbusa. Wykonaliśmy ("Wy wykonaliście!?!") dużo roboty. Sposób działania jak poprzednio, potem pierwszą partię nagrywała Agnieszka na wiolonczeli (brak informacji co do wyemancypowania się z nazwiska), a następnie Marzena na skrzypcach. Było wybornie.
***
Wiolonczela jest takim instrumentem, że nawet betonowy rockowiec lubi jej brzmienie dołączone do muzyki (patrz casus akustycznej Nirvany). Piękny instrument (te kształty) + dźwięk, który powoduje mrowienie. Wiadomo, że nie w każdym przypadku musi to zadziałać, ale umówmy się: smyczki na płycie/płytach (szczególnie moich) muszą sprawiać, że są one genialne (płyty) (smyczaki też). I tego będziemy się trzymać.
***
Można otwarcie powiedzieć, że jestem kierownikiem/konsultantem muzycznym swojej własnej płyty. Brzmi dumnie. Głównie polega to na tym, że strofuję Endriusa, żeby tyle nie gadał, wypowiadam kwestie: "nagrywać, nagrywać, jest dobrze" i skaczę po piwo.
***
A potem nastąpiło klu tego klu, bo na zakończenie zajęliśmy się cudakami i po pierwszej zajawce wyszło na to, że trzeba nagrywać dwa instrumenty jednocześnie, gdyż ich dialog jest niepowtarzalny i tak splecony ze sobą, że tak musi być. Zatem mieliśmy 17 minut muzycznej uczty, gdyż obaj nie mieliśmy słuchawek i uczestniczyliśmy w występie na dwa instrumenty smyczkowe, co — bez podkładu — czasem dawało wrażenie muzycznego rozhasania w stylu warszawskiej jesionki. Tru kameralistyka.
***
Właśnie sobie zasłuchałem i jestem zwyczajnie zachwycony, zatem fragment "alpy" (to drugi z numerów "małociętych") po prostu musiał się znaleźć: