wtorek, 18 maja
W sobotę jeszcze uporządkowałem "wściekłość & gniew" na dwa wokale (jeszcze tylko pierdolnięcia brakuje i smyczków), w niedzielę "lebiodę" połączyłem z "puna panda" — fragmenty ładne, ale całość do kupy chyba będzie musiał Johny złożyć/wyrównać. Miałem jeszcze się zabrać za numer z gitarami, ale w poniedziałek mi nie wyszło. Pożarłem 3 skrzydełka i pure z cebulą, czosnkiem i curry — pyszniutkie. Jako, że nie dane nam było obejrzeć falcona do końca, to do snu był człek ze złotym pistoletem, Mi pasuje.
***
Salę nam remontują do września — nie pogramy sobie. Cała nadzieja w Jerzym.

***
Za to w słuchaniu domowym znakomicie się sprawdza Spoon, który właściwie nigdy nie był mi bliski i właściwie do zakopania w archiwum po jednym przesłuchaniu (to samo dotyczyło poprzedniej płyty). Natomiast w płycie "Transference" dostrzegam oprócz bitelsów mnóstwo nostalgii, powolnego budowania nastroju przez bardzo nieznaczne ale znaczące zmiany dźwięków w riffach, trochę klimatu Davida Bowie (tak bym się uparł), po genialny przebój w stylu nu-retro garażu (albo nawet nie takie zbędne uwłaczające określenia) "Trouble comes running". Do tego super wokal. Fajnie.
Oglądam mecz Chicago-Orlando play-off 1995. Oprócz szczupłego Shaqa i znanej z finałów ekipy można sobie przypomnieć jak świetnym koszykarzem był Kukoc. A oprócz klasycznej gwiazdorskiej obsady takie nazwiska, które jednak pograły sobie wtedy albo później: Luc Longley, Will Perdue, Bill Wennington, Jud Buechler, Pete Myers — i wcale O'Neal nie miał lekko i tak samo się denerwował, jak obecnie Dwight.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz