piątek, 14 maja, 6:06
O tym, że był to mecz wszystkich meczów napisano wczoraj wiele komentarzy. Co prawda, czasy, kiedy wstawałem w nocy na Gołotę już dawno minęły, aczkolwiek, gdyby było klasyczne DSF lub coś podobnego, zapewne bym się skusił. W końcu to nba!
Wstałem tak wcześnie pewnie z różnych powodów, ale poznanie wyniku kusiło mnie jak rzadko. Na szczęście bezładne kokoszenie się w łóżku przyniosło rewolucyjne pomysły na okładkę ITNON. W końcu musi być coś nowego. Wprawdzie jestem oderwany od rzeczywistości i strona marketingowa przedsięwzięcia kuleje — ale ładne to będzie. (No i muzyka znakomita!, ale to inna sprawa).
***
Wczoraj nie zajmowałem się tym długo, ale zastanawiające były te wszystkie możliwości i interpretacje. Niech się schowają jakieś hokeje, mistrzostwa świata (szczególnie takie odbywające się co roku), ligi mistrzów itd. Najbardziej zadziwiający był ów zbieg okoliczności, który stanowił o tym, że nawet ew. siódmy mecz między tymi zespołami (o finale nba nie wspominając), lecz właśnie ten będzie decydował i historii nowożytnej nba. I LeBron, we wszystkich późniejszych art. będzie właśnie wymieniany w tej sytuacji. Która jest dla niego niewygodna. Całe szczęście dla włodarzy ligi, w tym roku zrezygnowali z kampanii kukiełkowej Kobe v. LeBron. I tak mają kupę innych spraw na głowie (Arenas, salary cap, prawdopodobnie marna oglądalność tegorocznych finałów) (to ci historia). Właśnie zadziwiające jest, że takie drobne szczegóły decydują o tym, że jakiś sport (profesjonalny) trzyma się lepiej lub gorzej. W sumie szybko poszło: 0-4 ze Spurs, a potem już zjazd. I jeszcze: co mają sobie myśleć wszystkie Carmelo, Wade'y i inne postaci o charakterze gwiazdorów — LeBron, nawet jak przegrywa i tak jest tematem nr 1. Go Suns!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz