czwartek, 20 maja
To już był czwarty ciepły dzień w tym roku. Byłbym nawet poszedł na kosza do Jerzego, ale nastawialiśmy pieczeń i Pyszczku szykowała się do wyjazdu na wczasy. Przeszliśmy z pracy piękną pogodą na górę. Bardzo przyjemnie.
***
Wyjątkowo było, ponieważ nie tknąłem muzyki, książka pójdzie mi chyba szybko, nie dokończyliśmy filmu, a już samym wieczorem przeglądałem zdjęcia z Walencji. Dzięki Pyszczku (!) obrócenie zdjęć i automatyka w fotoszopie przyspiesza kwestię z 3 tygodni do 3 dni. Rewelacja. Ależ pięknie tam było. Może nie tyle nasze zdjęcia o tym świadczą, lecz jakiś pogląd na miejsca można mieć. Uznałem, że nie będę ich segregował miejscówkami, lecz zostawiam "dniówki" — przynajmniej przypominam sobie, jakimi trasami wtedy przemierzaliśmy.
***
Tak niby zwyczajny zabieg, ale emocje zawsze są. Pyszczku obudziła się skoro świt (choć tak naprawdę będziła się skoro świt od poniedziałku, zanim zadzwonił budzik) i podymała na miasto. Okazało się, ze co nagle to po diable i było dużo czekania. Ja zaś zdawałem chłopakom relację na bieżąco. W końcu doszło co do czego i po robocie się bujnę. Więc ja mam pewnie tak, że w okresie oczekiwania robię wszystko, by nic do mnie nie docierało, a kiedy jest już po sprawie, to zestaw wrażeń atakuje znienacka. Aż mi się głos obniżył.
***
To mi przypomniało MŚ w Korei i Japoni (teraz podobno też mają być jakieś), kiedy w robocie był ogólny zakaz neciarski, fachowcy od it mieli (w końcu praca) i korespondencyjnie w gadulca kopiowali to, co się ważnego działo na boisku. Takie wspólne jednoczenie się w widowisku.
***
Mamy już piąty ciepły dzień i zgrzałem się w robocie — chyba trzeba się będzie przerzucić na krótkie galoty. Dokonaliśmy wczoraj wstępnej rezerwacji na lot, Ciekawe, czy to się uda.
***
Jeszcze jedna ciekawostka, akurat rozmawiałem telefonicznie z panią z w-wy, a ta mówi, że musi już kończyć, bo zamykają firmę oraz mosty w stolicy, bo idzie fala. Nieźle.
piątek, 21 maja
Mimo porannej mgły szykuje się kolejny ciepły dzień. Pyszczku już wychodzi. 3 tygodnie zwolnienia!
Indiana Pacers 2001-2002 (42-40), czyli dziadek Miller i dzieciaki: Brad Miller, Jermaine O'Neal, Ron Artest, Jamaal Tinsley plus takie ciekawostki jak Kevin Ollie czy Ron Mercer (którzy przyszli w trakcie sezonu z Chicago w zamian za "starą gwardię" Jalen Rose i Travis Best). Indiana kierowana przez Isiah, Byron Scott v. Bo właśnie oglądam 5 mecz play-off z Nets. Jest ostro. To był ten sezon, kiedy Nest dostali bęcki 0-4 w finale. Śmieszna ekipa, ale nazwiska się pamięta: Keith Van Horn, Jason Kidd, Kerry Kittles, Todd MacCulloch, Kenyon Martin, młodziutki Richard Jefferson. Ci co przeżyli, to teraz weterani.
Z Nets oraz Pacers są dwa odrębne wspomnienia. Pierwsze to ostatni wielki rajd MJ, kiedy na jedynce grał Sam Cassel, a obok Kerry Kittles, Chris Gatling, Kendall Gill, Keith Van Horn, Jayson Williams — być może seria potoczyłaby się zupełnie inaczej, gdyby w ostatniej akcji odgwizdano faul MJ przy przechwycie piłki — mecz był na styku (dogrywka), a Bulls nie zachwycili. W gazetach zapowiadano pojedynek Rodmana v. Jayson Williams (kiedy jeszcze był normalny). Wycinki mam do dzisiaj, a mecze oglądałem na bieżąco raczej. Zresztą, chyba właśnie w odpowiednim stanie przebywałem (bo to chyba new jersey było) i tradycyjnie wycinałem z ichnich gazet. Wtedy (w lipcu?) był TEN finał piłkarskich MŚ, i tym razem ja nie byłem na odpowiednim kontynencie, bo na początku w ogóle nie uwierzyliśmy w wynik meczu, dopiero ktoś przyniósł mecz na kasecie wideo (tak to kiedyś było) i obejrzeliśmy wciaż nie wierząc w to, co widzimy.
Drugie, to (tradycyjnie) przegrany finał Pacers v. Lakers. 2000 rok. Same NAZWISKA: Miller, Jalen Rose, Rik Smits, Austin Croshere, Travis Best, Dale Davis, Mark Jackson, Sam Perkins, Derrick McKey, Chris Mullin. Nie mieli szans wobec all-stars: Shaquille O'Neal, Kobe Bryant, Glen Rice, Ron Harper, Robert Horry. To jeszcze były czasy tv dsf i strasznie nie lubiłem Lakers. Nawet nie zapamiętałem jak grali, całą swoją uwagę skupiałem na tych co stoją na przegranej pozycji.
Drugie, to (tradycyjnie) przegrany finał Pacers v. Lakers. 2000 rok. Same NAZWISKA: Miller, Jalen Rose, Rik Smits, Austin Croshere, Travis Best, Dale Davis, Mark Jackson, Sam Perkins, Derrick McKey, Chris Mullin. Nie mieli szans wobec all-stars: Shaquille O'Neal, Kobe Bryant, Glen Rice, Ron Harper, Robert Horry. To jeszcze były czasy tv dsf i strasznie nie lubiłem Lakers. Nawet nie zapamiętałem jak grali, całą swoją uwagę skupiałem na tych co stoją na przegranej pozycji.
Tak piszę o tym, bo mimo słabych play-off ogarnęła mnie mania nba, więc skoro jestem na bieżąco, to oglądam co wleci.
***
A ogólnie jest to fragment o pamiętaniu rzeczy nie aż tak istotnych w życiu. Każdy pamięta takie, na jakie zasłużył. I tu mam jeszcze jedne wspomnienie, właśnie w tych ważnych sprawach, jak w dzieciństwie toczyłem "pojedynek" z Patelnią (to "legendarna" postać Oruni Dolnej, wydaje mi się, że sam fakt, że chodziłem z nim do jednej klasy imponował Łysemu, znaczy się, jego sława już za młodych lat dotarła na Orunię Górną) na wyniki MŚ. Ja miałem pamięć i do szkoły i do piłki, on miał głowę wyłącznie do spraw pozaszkolnych, ale i tak byłem lepiej obryty w wynikach. Jakby co, zeszyty ze zdjęciami piłkarzy oraz tabelkami mam przy sobie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz