piątek, 26 lutego
Komuś mogłoby się wydawać, że praca redaktora, to takie nudne zajęcie przy biureczku. No chyba, że ma się przygody bruneta wieczorową porą ("Pan się namęczy, a oni i tak z błędami wydrukują", "No tak, ale z innymi").

***
I teraz dajmy na to, że mówimy o czasopiśmie, którego jeden numer ma 10 artykułów, z którym należy wykonać komplet czynności łacznie z tymi super kontaktami. W sumie luz. Oprócz faktu, że czasopismo takie ukazuje się 4-6 razy rocznie. W sumie luz. Oprócz tego, że każdy z naszych malusich redaktorków ma takich czasopism 3-6. W sumie luz. Dodatkowo wydajemy również książki, broszury, ulotki, plakaty, programy itp. co też trafia do naszych malusich, których liczba się nie powiększa.
***
I teraz, przez 7 dni byłem kierownikiem naszego pracowitego działu. Więc można sobie wyobrazić, jak wygląda jeden dzień pracy, ja choćby jedna osoba, z jedną publikacją miała jeden problem. W sumie luz. Pracę w zakładzie produkcyjnym naprawdę można ogarnąć, w końcu ludzie są (bywają) odpowiedzialni.
***
Gorzej jest mieć dyrektora finansowego, który nie ma pojęcia na czym owa praca wygląda i jest zdziwiony, że praca nad publikacją, to nie tylko literówki i przecinki. I tak od 10 lat. A jeszcze gorzej, kiedy prezesuje mitomański hipokryta (pleonazm?), który na codziennym spiczu prezentuje wywody, jakby sobie wyobrażał biznes-plan i dotarcie do targetu oraz "kto właściwie tym kieruje?" — zawsze wydawało mi się, że to on, a kwestie formalne wyjaśniono na początku działalności, ale co ja się tam znam.
***
Spoko. Ale jakoś nie podoba mi się fakt, że kierownik redakcji (ew. zastępca) musi pełnić rolę kierownika produkcji i zapewnić pracę drukarni na III zmianie, bo "maszyna kiedy nie pracuje — przynosi straty", bo logicznie powinno to być domeną kierownika drukarni. Ale nie jest. Logicznie.
***
To było dosyć przerażające i będę żył 10 lat krócej, ale od wczoraj się to skończyło (szefowa wróciła z urlopu), oglądaliśmy Indianę Jonesa, zająłem się plikami basu, stopy i werbal do "foo fighters" (boże jak ja kocham te czarne parówki plików wave na monitorze!), jestem radosny jak skowronek i życie nabrało nowej wartości. Więc został jeno wpis.
***
Jutro najprawdopodobniej idziemy na Ten Years After. 50 lat za późno, ale co tam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz