piątek, 26 lutego 2010

skowronek

piątek, 26 lutego

Komuś mogłoby się wydawać, że praca redaktora, to takie nudne zajęcie przy biureczku. No chyba, że ma się przygody bruneta wieczorową porą ("Pan się namęczy, a oni i tak z błędami wydrukują", "No tak, ale z innymi").

Już abstrahując od krwawego kapitalizmu, jaki u nas panuje (czytanie na akord, he he), to skala pracy jak w dużym zakładzie produkcyjnym może przyprawiać o zawrót głowy. Bowiem redaktorek jest takim małym menedżerkiem produktu, gdyż oprócz standardowej pracy musi ugadywać się ze składaczem, zawsze najmądrzejszym autorem (jedni są jeszcze mądrzejsi od tych mądrych), zleceniodawcą, który płaci za produkt, a nawet z drukarnią, żeby tylko wydrukowała na czas.
***
I teraz dajmy na to, że mówimy o czasopiśmie, którego jeden numer ma 10 artykułów, z którym należy wykonać komplet czynności łacznie z tymi super kontaktami. W sumie luz. Oprócz faktu, że czasopismo takie ukazuje się 4-6 razy rocznie. W sumie luz. Oprócz tego, że każdy z naszych malusich redaktorków ma takich czasopism 3-6. W sumie luz. Dodatkowo wydajemy również książki, broszury, ulotki, plakaty, programy itp. co też trafia do naszych malusich, których liczba się nie powiększa.
***
I teraz, przez 7 dni byłem kierownikiem naszego pracowitego działu. Więc można sobie wyobrazić, jak wygląda jeden dzień pracy, ja choćby jedna osoba, z jedną publikacją miała jeden problem. W sumie luz. Pracę w zakładzie produkcyjnym naprawdę można ogarnąć, w końcu ludzie są (bywają) odpowiedzialni.
***
Gorzej jest mieć dyrektora finansowego, który nie ma pojęcia na czym owa praca wygląda i jest zdziwiony, że praca nad publikacją, to nie tylko literówki i przecinki. I tak od 10 lat. A jeszcze gorzej, kiedy prezesuje mitomański hipokryta (pleonazm?), który na codziennym spiczu prezentuje wywody, jakby sobie wyobrażał biznes-plan i dotarcie do targetu oraz "kto właściwie tym kieruje?" — zawsze wydawało mi się, że to on, a kwestie formalne wyjaśniono na początku działalności, ale co ja się tam znam.
***
Spoko. Ale jakoś nie podoba mi się fakt, że kierownik redakcji (ew. zastępca) musi pełnić rolę kierownika produkcji i zapewnić pracę drukarni na III zmianie, bo "maszyna kiedy nie pracuje — przynosi straty", bo logicznie powinno to być domeną kierownika drukarni. Ale nie jest. Logicznie.
***
To było dosyć przerażające i będę żył 10 lat krócej, ale od wczoraj się to skończyło (szefowa wróciła z urlopu), oglądaliśmy Indianę Jonesa, zająłem się plikami basu, stopy i werbal do "foo fighters" (boże jak ja kocham te czarne parówki plików wave na monitorze!), jestem radosny jak skowronek i życie nabrało nowej wartości. Więc został jeno wpis.
***
Jutro najprawdopodobniej idziemy na Ten Years After. 50 lat za późno, ale co tam.

Brak komentarzy: