sobota, 4 lipca
Pierwotnie mieliśmy jechać na plażę, ale przestraszyły nas prognozy pogody, a i ta przed południem nie była zachwycająca. Więc żaglowce! Zakupiliśmy po bilecie całodobowym i wyruszyliśmy w wielką podróż. Przez Gdańsk, Oliwę (zachwycający bar piwny za pętlą tramwajową — naprawdę w starym stylu), Gdynię Dąbrowę (tesco) i już byliśmy w Gdyni. Żaglowce, jak żaglowce, z reguły dużo za duże. Te mniejsze, w większości drewniane były najprzyjemniejsze. Wyjątkowy tłok był w tamtym miejscu. Po raz pierwszy też widziałem drugą stronę mariny, tę za "Błyskawicą" (którą pomalowano olejną na jakiś dziwaczny, jasnoniebieski plastelinowy kolor). Oczywiście wypogodziło się niesamowicie, słońce grzało w czaszkę, te kawałki plaży w Gdyni zajęte, bulwar też zapełniony — czuliśmy się jak na wczasach. Wracaliśmy autobusem przez Sopot ("pętla" na ul. Reja — Sopot Wyścigi), dostałem z loda algidy patyczek na lód gratis! Fajnie było (oprócz tego, za taka podróż zajmuje jednak dużo czasu), że przeczytałem sporo Wielowieyskiego.
Pierwotnie mieliśmy jechać na plażę, ale przestraszyły nas prognozy pogody, a i ta przed południem nie była zachwycająca. Więc żaglowce! Zakupiliśmy po bilecie całodobowym i wyruszyliśmy w wielką podróż. Przez Gdańsk, Oliwę (zachwycający bar piwny za pętlą tramwajową — naprawdę w starym stylu), Gdynię Dąbrowę (tesco) i już byliśmy w Gdyni. Żaglowce, jak żaglowce, z reguły dużo za duże. Te mniejsze, w większości drewniane były najprzyjemniejsze. Wyjątkowy tłok był w tamtym miejscu. Po raz pierwszy też widziałem drugą stronę mariny, tę za "Błyskawicą" (którą pomalowano olejną na jakiś dziwaczny, jasnoniebieski plastelinowy kolor). Oczywiście wypogodziło się niesamowicie, słońce grzało w czaszkę, te kawałki plaży w Gdyni zajęte, bulwar też zapełniony — czuliśmy się jak na wczasach. Wracaliśmy autobusem przez Sopot ("pętla" na ul. Reja — Sopot Wyścigi), dostałem z loda algidy patyczek na lód gratis! Fajnie było (oprócz tego, za taka podróż zajmuje jednak dużo czasu), że przeczytałem sporo Wielowieyskiego.
W niedzielę przed południem chyba wyprodukowałem następną 1/4 nakładu JZTZ (cięcie, gięcie, bigowanie), a potem pojechaliśmy na Zaspę. Magda miała rodzinną 18. Oczywiście tego dnia było potwornie ciepło, i cisnęliśmy się w tej wielodzietnej kawalerce (jak się spojrzy na blok, to w miejscu ich mieszkania jest on wypukły — tyle tam się rzeczy pomieściło!). Wujkowie zostali dziadkami, to pokłosie ślubu Justyny, na którym byliśmy w zeszłym roku. Tradycja przede wszystkim, dużo jedzenia (nawet dostalismy torcik do domu), ciepło, alkohole; dobrze, że przyjechała rodzina Janka, to pojawił się wątek dyskusji politycznej, którego mi tak brakowało, od czasów kiedy teść zmarł (dawne czasy). Co ciekawe, pojawia się zmiana pokoleniowa, która kontynuje te tradycyjne nasiadówki, kiedyś robiła to głównie ciotka, potem Justyna — zanim się wyprowadziła, a teraz Magda; i więcej tej młodzieży się pojawiło.Wieczorem nawet machnęliśmy kilka friendsów.
(foto przystanek: http://linia213.friko.pl/Linia213.htm)
(foto przystanek: http://linia213.friko.pl/Linia213.htm)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz